O początkach psów bojowych w polskiej policji

Zdjęcie: arch. Marka „Kwadrata” Krzemińskiego
Rozmowa z Markiem „Kwadratem” Krzemińskim, ekspertem w dziedzinie szkolenia psów bojowych na potrzeby służb policyjnych, który dzieli się swoimi zawodowymi doświadczeniami związanymi z wprowadzeniem specjalistycznych kursów dla psów K9.
Zdjęcia: arch. Marka Krzemińskiego
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Miron, pamiętamy

Podczas tegorocznej edycji Festynu Komandosa w Dziwnowie miało miejsce zakończenie 2. „Memoriału Mirona”. O inicjatywie, w którą angażuje się coraz większe grono przedstawicieli wojsk specjalnych, rozmawiamy...
Podczas tegorocznej edycji Festynu Komandosa w Dziwnowie miało miejsce zakończenie 2. „Memoriału Mirona”. O inicjatywie, w którą angażuje się coraz większe grono przedstawicieli wojsk specjalnych, rozmawiamy z pomysłodawcą wydarzenia – Mixu, byłym operatorem JWK i instruktorem CSzWS.
Radosław Tyślewicz Zawody „Paramedyk” dla pododdziałów specjalnych

Rozmowa z „Sową” – 10 lat służby w Policji, obecnie w SPKP. Wyszkolonym przez NAEMT w zakresie TCCC, przeszkolonym w zakresie CBRN-E. Czynnym ratownikiem medycznym.
Rozmowa z „Sową” – 10 lat służby w Policji, obecnie w SPKP. Wyszkolonym przez NAEMT w zakresie TCCC, przeszkolonym w zakresie CBRN-E. Czynnym ratownikiem medycznym.
Radosław Tyślewicz Pierwsza pomoc na morzach i oceanach

Rozmowa z Marcinem Bielskim, starszym mechanikiem ż.w., ratownikiem morskim, wodnym, Offshore Medic, pilotem UAV, szkoleniowcem, instruktorem i audytorem systemów zarządzania ISO, ISM, ISPS,MLC. Inspektorem...
Rozmowa z Marcinem Bielskim, starszym mechanikiem ż.w., ratownikiem morskim, wodnym, Offshore Medic, pilotem UAV, szkoleniowcem, instruktorem i audytorem systemów zarządzania ISO, ISM, ISPS,MLC. Inspektorem technicznym oraz bezpieczeństwa i ochrony naziemnych i morskich instalacji wydobywczych. Instruktorem STCW. Uczestnikiem kilku misji poza granicami kraju.
Rozmawia mgr inż. tech. wet. Iwona Szoda, zootechnik, zoopsycholog, instruktor szkolenia psów i Nose Work Polska, pozorant, przewodnik psów służbowych, Trener Profilaktyki Pogryzień, autorka podcastów Policjantka ulicy i Dog interpreter, od ponad 20 lat pracująca z psami, uczestniczka ponad setki szkoleń z zakresu kynologii u polskich i zagranicznych specjalistów oraz autorka artykułów o psach.
Iwona Szoda: Jak to się stało, że zostałeś policjantem i w jaki sposób trafiłeś do antyterrorystów?
Marek „Kwadrat” Krzemiński: W 1985 roku chciałem iść do wojska, ale interesowały mnie jednostki specjalne, coś w stylu wojsk desantowych. Niestety, w moim WKU nie miałem takiej możliwości, by być skierowany do takiej jednostki, postanowiłem więc wziąć sprawy w swoje ręce i zdecydowałem się wstąpić do Policji z pomysłem, by docelowo przejść do Wydziału Zabezpieczenia w Warszawie przy Al. Jerozolimskich (Szczęśliwice). W Oddziale Prewencji Policji w Warszawie spędziłem pół roku w tzw. służbie kandydackiej (czyli odrabiałem obowiązkową służbę wojskową w Policji). I w 1986 roku trafiłem do Wydziału Zabezpieczenia, w którym służyłem do 2017 r. Także w jednej docelowej jednostce przepracowałem 31 lat.
Od razu myślałeś o wojskach i jednostkach specjalnych? Skąd w ogóle pojawił się u Ciebie taki pomysł, by w służbie robić coś specjalnego?
W młodości trenowałem karate kyokushin i obracałem się w tym towarzystwie. Sport był obecny przez całe moje życie i to on miał wpływ na mój wybór związany z jednostkami specjalnymi, które były zdecydowanie bardziej wymagające niż zwykła służba wojskowa czy policyjna.
Masz ksywę „Kwadrat”, skąd się ona wzięła?
To pamiątka ze skoków spadochronowych. Edward Misztal tak raz powiedział i się przyjęło.
Kiedy w Twoim życiu pojawił się pierwszy służbowy pies?
Pierwszy pies pojawił się w 1996 roku. Był nie tylko pierwszym moim psem, ale i pierwszym psem w Biurze Operacji Antyterrorystycznej. W tamtym roku pojawiła się możliwość wyjazdu na Węgry. Węgierska policja zorganizowała półroczne szkolenie w Dunakeszi psów do działań antyterrorystycznych, więc moja jednostka poszukiwała chętnych operatorów, którzy chcieliby być przewodnikiem takiego psa. Wówczas nie miałem żadnego doświadczenia z psami i ich szkoleniem w służbach oprócz tego, co obejrzałem w serialach, takich jak „Czterej pancerni i pies” czy „Przygody psa Cywila”. Za to taka opcja wydała mi się bardzo ciekawa i nowa. Poza tym zawsze marzył mi się duży pies, więc zdecydowałem się pojechać na to szkolenie. Do dzisiaj uważam, że była to świetna decyzja, bo na 10 lat zyskałem wspaniałego kompana w służbie i przyjaciela w domu. Praca z tym psem przynosiła mi mnóstwo satysfakcji, szczególnie wtedy, kiedy widziałem, jak sprawdza się w zadaniach, do których został wyszkolony.
Czytaj też: Szer. ARES - pierwszy pies ratowniczy w Wojsku Polskim >>>
Czy w tamtym czasie to był jedyny taki pies w Polsce?
Nie. W szkoleniu, które odbywało się w Dunakeszi byli ze mną inni przewodnicy wyłonieni z tzw. Samodzielnych Pododdziałów Antyterrorystycznych Policji, byli to antyterorryści z Poznania, Gdańska i Krakowa oraz instruktor szkolenia psów służbowych z Zakładu Kynologii Policyjnej Centrum Szkolenia Policji w Sułkowicach Grzegorz Wiorowski. On miał nam służyć swoją wiedzą i doświadczeniem w szkoleniu psów, a my mieliśmy pomóc mu zrozumieć działania jednostki antyterrorystycznej oraz specyfikę zadań, jakie pies będzie wykonywał w tego rodzaju służbie, a dokładnie w zespole bojowym.
A skąd pojawił się pomysł na taki kurs? Na psa bojowego w zespole bojowym?
Mniej więcej w tym czasie odbywała się ściślejsza współpraca pomiędzy policją polską a węgierską w zakresie kynologii służbowej. I wtedy też polscy policjanci byli na kursie na Węgrzech z psami identyfikującymi zapachy. Przy okazji pojawiła się też możliwość szkolenia psów do działań antyterrorystycznych.
Chciałabym, żebyś opowiedział trochę o tym swoim pierwszym psie.
Max, był owczarkiem niemieckim, a zakupiliśmy go na Węgrzech. Wtedy miał około 3 lat. Węgrzy mieli podobny, ale znacznie większy obiekt szkolenia psów niż ten nasz w Sułkowicach. Nie pamiętam już, czy dysponowali własną hodowlą psów, czy kupowali je od hodowców na zasadzie doboru, tak jak ma to miejsce w Zakładzie Kynologii Policyjnej w Sułkowicach. Tam też pierwszy raz spotkaliśmy się z rasą owczarek belgijki malinois. Gdzie wtedy w Polsce żadna służba nie interesowała się tą rasą, określając te psy jako „wiewiórki”. Będąc na tym kursie zorientowaliśmy się z kolegami, że w tej rasie drzemie ogromny potencjał w działaniach bojowych. W trakcie szkolenia z psami musieliśmy je czasami przenosić, a licząc wagę psa 27 kg (malinois) w porównaniu do wagi owczarków niemieckich od 45–50 kg, dodatkowo mając oporządzenie na sobie, była to odczuwalna różnica, która przekładała się na jakość pracy operatora i jego bezpieczeństwo. Praca z lżejszym psem jest po prostu łatwiejsza.
W jaki sposób odbywało się szkolenie psów do działań antyterrorystycznych w Dunakeszi?
Tworzyliśmy grupę pięciu przewodników psów z Polski i dwóch przewodników z Węgier, którzy tak jak my wywodzili się ze „specjalsów” i razem z nami odbywali swój kurs z psami bojowymi. W jego trakcie uczyliśmy psy podstawowego posłuszeństwa, ale nie takiego wymagającego, jak np. w sporcie. W tamtym czasie uważało się, że w przypadku tych psów nie powinno się robić aż takich wymogów. Dzisiaj z perspektywy czasu uważam, że było to błędne rozumowanie czy założenie, ponieważ wtedy chciano, aby pies był bardzo żywy, hałaśliwy, impulsywny po to, aby jak najszybciej reagował na wytyczone mu cele. Na kursie spędziliśmy pół roku, byliśmy tam zakwaterowani, a zajęcia odbywały się od rana do popołudnia, a także w nocy. Czas spędzony na szkoleniu był bardzo starannie przemyślany, zaplanowany i intensywny.
A czy to prawda, że Twój pies uczestniczył w akcji w Magdalence?
Tak.
Słyszałam, że w Twoim przypadku służba kosztowała Cię bardzo dużo zdrowia, czy mógłbyś opowiedzieć, jakich wypadków i kontuzji doznałeś?
Mam kilka pamiątek.
Po odbyciu kursu i powrocie do jednostki jak wyglądała na co dzień Twoja służba z Maksem?
Nasze psy były wyszkolone do pracy bez kagańca. Kaganiec był używany wyłącznie wtedy, kiedy szkolenie, trening psa wymagał od pozoranta pracy bez kombinezonu ochronnego.
A czy Wy jako przewodnicy psów również wcielaliście się w role pozoranta?
Tak, ćwiczyliśmy w ten sposób po to,, by przewodnik wiedział, na czym polega praca pozoranta, jak to jest po tej drugiej stronie. Niestety, nie mieliśmy tak naprawdę żadnego przygotowania do pracy jako pozorant. De facto odbywało się to na zasadzie: „Zakładaj kombinezon, bierz rękaw do ręki i daj się gryźć”. Aczkolwiek dzięki tej pracy mogliśmy zobaczyć i doświadczyć, w jaki sposób pies atakuje, jak głęboko gryzie itp.
Czytaj też: Czworonożni towarzysze broni >>>
Jako antyterroryści mieliście mnóstwo wyjazdów służbowych i współpracy międzynarodowej pomiędzy jednostkami specjalnymi. Czy będąc na tego typu wyjazdach spotkałeś się gdzieś na świecie z psami bojowymi?
Po powrocie z Węgier mieliśmy bardzo dobry kontakt z austriacką COBRĄ. Jest to jednostka należąca tak jak my do Grupy ATLAS. Jeździliśmy do nich także w późniejszych latach, około 2000 roku, i oni w tym czasie mieli już psy bojowe. Mniej więcej wtedy mój służbowy pies Max został wycofany ze służby ze względu na wiek i stan zdrowia. COBRA miała już wtedy przede wszystkim owczarki belgijskie. Mieli także swoje zaplecze hodowców tej rasy, z którymi ściśle współpracowali. Współpracowali także z trenerami kynologicznych sportów obronnych, jak np. ring francuski czy belgijski. Dużo się od nich nauczyłem dzięki tym wyjazdom, a byłem tam kilka razy. W tamtym czasie pojawił się pomysł na odnowienie u nas zespołu K9, niestety napotkaliśmy wówczas mnóstwo przeszkód formalnych. Mimo że była propozycja ze strony COBRY i darmowego szkolenia zespołów K9, a jedyne koszty, które miałaby pokryć nasza jednostka, to wyżywienie i zakwaterowanie. Również dodatkowym kosztem był zakup psa, których ceny w tamtym czasie wahały się w okolicy 3000 euro.
Kto zainicjował i zajął się wprowadzaniem psów bojowych w AT?
Nasza jednostka „BOA” po powrocie do Polski z kursu z Węgier najbardziej korzystała z pomocy i doświadczenia Grzegorza Wiorowskiego z Sułkowic i pojawiła się też wtedy inicjatywa przeprowadzania raz na trzy miesiące warsztatów doskonalących dla naszych przewodników i psów, po to by weryfikować doświadczenie wyniesione z pracy i zadań służbowych, rozwiązywać problemy dotyczące szkolenia czy techniki i taktyki wykorzystywania tych psów w realnych działaniach. Spotykaliśmy się na tych wspólnych szkoleniach w różnych miejscach po to, by psy zdobywały doświadczenie w zróżnicowanym środowisku, dlatego jeździliśmy do Poznania, Gdańska czy Krakowa. Niestety, proza życia i niezrozumienie pracy psów i ich przewodników sprawiły, że takie szkolenia przestały się odbywać.
Wprowadzenie takiej innowacji do służby na pewno nie należało do łatwych przedsięwzięć. Jakie przeszkody pojawiły się w trakcie służby z pierwszymi psami bojowymi?
Problemy pojawiły się już na samym początku. Nasze psy były wyszkolone do pracy bez kagańca, a w latach dziewięćdziesiątych brakowało nam sprzętu. Ja pierwszy miałem kombinezon przeznaczony do gryzienia, zanim taki kombinezon trafił do naszego policyjnego zakładu kynologii służbowej w Sułkowicach. Specjalnie po niego wybrałem się do Nowego Sącza i tam go zakupiłem. Jeszcze do dziś pamiętam, że kosztował wtedy 4000 złotych.
Czy to znaczy, że w Sułkowicach uczono psy gryzienia wyłącznie na rękawie?
Tego nie wiem. Bo nie byłem w Sułkowicach na żadnym kursie. Specyfika pracy naszych psów wymagała od nich atakowania każdej dostępnej części ciała, a nie tylko ręki. Zadaniem tych psów było przede wszystkim odwrócenie uwagi, przez co zespół bojowy zdobywał przewagę w sytuacji.
A jak użycie takiego psa wyglądało ze względów formalnych?
Był on wykorzystywany jako środek przymusu bezpośredniego. Dopiero kilka lat później doszliśmy do wniosku, że okrzyk i ostrzeżenie o użyciu psa nijak się ma do naszych zadań bojowych.
Czy możesz opowiedzieć o jakiejś akcji z udziałem Maksa?
Pierwszą robotę z psem miałem dosłownie parę dni po ukończeniu kursu. Pojechaliśmy wtedy do Piaseczna na ogródki działkowe. Nie pamiętam już dokładnie, jak to było, ale sytuacja wyglądała tak, że jakiś obcokrajowiec zakochał się w zamężnej kobiecie, której męża zastrzelił, by w ten sposób uwolnić ją od małżeństwa. W wyniku tej sytuacji przestraszył się tego, co zrobił, więc ukrył się na tych ogródkach działkowych. Nie mieliśmy za dużo czasu na przygotowanie szturmu, ale zdecydowaliśmy się na wykorzystanie psa.
Czy to Ty jako przewodnik psa podejmowałeś decyzję o jego użyciu?
Za moich czasów, na wszystkie nasze działania razem z zespołem bojowym jeździł Naczelnik „BOA” lub osoba decyzyjna sprawująca nadzór nad naszymi działaniami. Także tego typu decyzje jak użycie psa były podejmowane poprzez „burzę mózgów”. Decydowano więc wspólnie i w porozumieniu z dowódcą zespołu bojowego. Szturmowaliśmy wtedy niewielki domek, do którego otworzyliśmy drzwi i wpuściłem psa. Jak się później okazało, przy wejściu zespołu bojowego do szturmowanego domku ukrywający się w nim mężczyzna popełnił samobójstwo i leżał już nieżywy. Wokół tej sytuacji rozgorzała dyskusja, że jak to, pies nie zaatakował martwego mężczyzny? Byli tacy, co uważali, że pies powinien rzucić się na to ciało i je gryźć. Osobiście wydawało mi się to nielogiczne, ale postanowiłem skonsultować się z trenerami z Węgier, a oni potwierdzili, że pies zachował się jak najbardziej prawidłowo i nie powinien gryźć czy rzucać się na zwłoki.
Jak za Twoich czasów w AT wyglądał dobór psów bojowych do służby?
Tuż przed 2015 rokiem AT podjęło współpracę z francuskim GIGN. Tam poznaliśmy trenera, który zajmował się psami bojowymi. Dzięki niemu mogliśmy doświadczyć wysokiej klasy szkolenia psów bojowych. Pomysł na te psy był zupełnie inny niż w COBRZE czy w Niemczech. Zaś to, co robili Francuzi, pokrywało się z naszymi oczekiwaniami wobec tych psów. Nawiązaliśmy z nimi współpracę i dwóch naszych operatorów, którzy już nie pracują w jednostce, odbyło we Francji miesięczne szkolenie. Kupiliśmy wtedy dwa owczarki belgijskie malinois właśnie we Francji i z tego co pamiętam, były to pierwsze zakupy Polskiej Policji za granicą. Były to dwa samce, mające około roku – Iman i Yellow. Pierwszy raz też zobaczyłem, w jaki sposób GIGN robi dobór psów. Weterynarz sprawdzał wszystkie stawy, a psy miały robione prześwietlenia. Byłem pod wrażeniem tych badań, że wszystko odbywa się od razu i w jednym miejscu. Była tam duża i profesjonalna lecznica dla zwierząt w Gramat, gdzie znajduje się taki duży ośrodek szkolenia psów służbowych również innych specjalności, nie tylko bojowych.
Czyli Iman i Yellow były szkolone we Francji?
Nie, szkolenie tych psów odbywało się w Polsce. Niestety, przewodnik Imana nie radził sobie z takim wymagającym, pełnym energii i dominującym psem. We Francji opiekunem Imana była kobieta. Gdybym nie widział tej przewodniczki z Imanem, to chyba bym nie uwierzył, że ona w taki fantastyczny sposób z nim współpracowała, nie używając przy tym żadnego karcenia czy przysmaków, a pies precyzyjnie wykonywał komendy.
Później Iman trafił w ręce innego przewodnika, ale i tamten również zrezygnował z pracy z psem. Także szkoda, że ogromny potencjał tego psa nie do końca został wykorzystany. Iman był doskonałym przykładem tego, jakich psów potrzebuje tego typu jednostka. Dla tych naszych dwóch przewodników z ww. psami zorganizowano kurs w Sułkowicach, do którego dołączył przewodnik psa z Wrocławia z owczarkiem holenderskim, którego zakupił Zakład Kynologii Policyjnej w Sułkowicach. Ten pies pochodził z polskiej hodowli i był bardzo „mocnym” psem. Dosłownie „kiler”. Przewodnik z Wrocławia włożył ogrom pracy w tego psa, całe swoje serce i dużo energii. Był to pies bardzo mocny, nieidący na kompromisy, z ogromnym potencjałem do pracy.
Tamten kurs w Sułkowicach był pierwszym w naszym kraju zorganizowanym wspólnie z BOA i Sułkowicami dla psów wyszkolonych do działań bojowych. Ja na tym kursie byłem odpowiedzialny za współpracę pomiędzy moją jednostką BOA a Zakładem Kynologii Policyjnej w Sułkowicach, a także za taktykę działania zespołu bojowego i wprowadzenie już wyszkolonego psa do działań. Kurs trwał pół roku.
Na kolejnym kursie uczestniczyło również trzech przewodników z psami, ja byłem już wtedy na emeryturze. Podczas tego kursu chcieliśmy już stworzyć takie zespoły, w skład których wchodziliby pozoranci. Zespoły złożone z przewodników i pozorantów już w swoich jednostkach docelowych mogłyby wspomagać przewodnika w doskonaleniu psa, czyli szkoleniach. Na tym kursie zaczęliśmy już pracować razem z psami z całym zespołem bojowym utworzonym z osób będących na kursie pozoranta i w pełnym oporządzeniu. Chcieliśmy przećwiczyć wszelkie scenariusze, by wykluczyć błędy, przeszkody, na jakie się natrafiało w trakcie pracy z psem z pełnym wyposażeniem. Podczas szkolenia ćwiczyliśmy m.in. w Metrze Warszawskim, na lotnisku, a nawet na statku desantowym w Świnoujściu (ale to udało się tylko podczas pierwszego kursu). Celem odwiedzania tych różnych miejsc było sprawdzenie psów, czy dadzą sobie radę w każdych warunkach.
Czy robiliście ćwiczenia z psami desantując się ze śmigłowców? Bo pamiętam, że nawet Ty masz takie zdjęcie z Maksem ze śmigłowca?
Tak, rzeczywiście, mam takie zdjęcie. Zostało ono zrobione na poligonie. Robiliśmy takie ćwiczenia, w których pies wraz z przewodnikiem zjeżdżał na linie ze śmigłowca i miał zaatakować pozoranta. Kiedy wróciliśmy z Węgier, zaczęliśmy organizować sobie specjalny sprzęt, tj. uprzęże wysokościowe uszyte według własnych wzorów i pomysłów. Ćwiczenia ze zjazdów na szybkiej linie trenowaliśmy na naszej wieży w jednostce, także ewakuację śmigłowcem „na papieża”.
A co to znaczy „na papieża”?
Chodzi tu o ewakuację VIP-ów. Czyli podpinanie ludzi do liny i ich szybka ewakuacja śmigłowcem. Jakoś tak się przyjęło tę metodę nazywać „na papieża”.
Czy ćwiczyliście także skoki ze spadochronem razem z psami?
Tego akurat nie robiliśmy. Nie mieliśmy takich założeń.
Mniej więcej w tym samym czasie psy bojowe pojawiły się w Jednostce Wojskowej GROM?
To nie było w podobnym czasie. Bo w Policji te psy były już na przełomie 1996/97 roku, a w JW GROM dopiero w 2014 roku. Często współpracowaliśmy z tą jednostką, ale nasze cele związane z psami różniły się od celów kolegów z GROM-u, którzy mieli inne wymagania od tych psów i inny rodzaj pracy dla nich, dlatego wtedy się z tym szkoleniem rozmijaliśmy.
Czy powstał jakiś skrypt szkolenia psów bojowych?
Stworzyliśmy taki program szkolenia psów bojowych, ale nie tak szczegółowy jak np. skrypt. Chcieliśmy uniknąć sytuacji opisania taktyki działania. W programie rozpisaliśmy każdy dzień szkolenia, żeby mieć orientację w tym, co robimy i gdzie.
Wspomniałeś mi, że rozważaliście wprowadzenie u psów rekonesansu, który podejrzeliście u Holendrów.
Tak, widzieliśmy taktykę z takim psem oraz jej rozwój na przestrzeni dwóch lat. Co było widać po sprzęcie, jakiego wtedy używali. Na początku kamera była przymocowana do specjalnej uprzęży, a później psy miały już specjalny hełm z kamerką. Mam nawet nagranie z takiego przeszukania, rekonesansu robionego przez psa. W międzyczasie spotkaliśmy się również z wykorzystaniem psów do odnajdowania materiałów wybuchowych na ludziach.
Czytaj też: K9 GROM >>>
Czy psy bojowe uczy się puszczenia?
Ja uważam, że nie. Już na Węgrzech rozważaliśmy, czy uczyć tego nasze psy, czy nie. Doszliśmy do wniosku, że w ferworze walki psa z napastnikiem nie możemy sobie pozwolić, by wykonanie jakiegoś ruchu tej osoby czy komendy mogło spowodować, że pies odczyta to jako komendę do puszczenia i zatrzymania się, ponieważ taka chwila zawahania czy zawieszenia się przez psa mogłaby być wykorzystana przez tego napastnika do wyeliminowania psa.
Tęsknisz za pracą z psami?
Tak.
Marku bardzo dziękuję Ci za podzielenie się swoją wiedzą, doświadczeniem i wspomnieniami związanymi z wprowadzeniem psów bojowych w Polskiej Policji i jednostce „BOA”.
Ja również dziękuję za rozmowę.