Wywiad z twórcą OLAESA i SOF®TT-W

Paramedyk, US DoD, Andrzej Krugler, Internet
Firma Tactical Medical Solutions to jeden z liderów na rynku sprzętu przeznaczonego dla Ratownictwa Taktycznego. Założyciel firmy Ross Johnson to m.in. twórca OLAESA, najnowocześniejszego i wszechstronnego opatrunku indywidualnego przeznaczonego dla służb ratowniczych, w szczególności dla służb mundurowych. Opatrunek daje bardzo duże możliwości w zakresie opatrywania ran postrzałowych zgodnie z wytycznymi TC3. Wśród produktów TacMed odnajdziemy także opaskę uciskową (stazę) SOF®TT-W, jedną z dwóch rekomendowanych przez Komitet TCCC (Committee on Tactical Combat Casualty Care).
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Podążamy za europejskimi i światowymi trendami

Rozmowa z mł. insp. Krzysztofem Jarmuszem, dowódcą Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Łodzi.
Rozmowa z mł. insp. Krzysztofem Jarmuszem, dowódcą Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Łodzi.
Tomasz Łukaszewski Cywil na wojnie

O tym, co musi zrobić cywil, by przetrwać w warunkach współczesnego konfliktu zbrojnego lub sytuacji kryzysowej, „SPECIAL OPS” rozmawiał z Kafirem i Adamem „Kaczorem” Kaczyńskim – autorami książki „Cywil...
O tym, co musi zrobić cywil, by przetrwać w warunkach współczesnego konfliktu zbrojnego lub sytuacji kryzysowej, „SPECIAL OPS” rozmawiał z Kafirem i Adamem „Kaczorem” Kaczyńskim – autorami książki „Cywil na wojnie”.
Tomasz Łukaszewski Powinniśmy uczyć się od ukraińskich sił specjalnych, jak wygląda współczesny konflikt

Na temat przebiegu wojny w Ukrainie, możliwych scenariuszy jej zakończenia oraz roli sił specjalnych podczas tego konfliktu rozmawiamy z ppłk. (rez.) Andrzejem Kruczyńskim – byłym oficerem JW GROM.
Na temat przebiegu wojny w Ukrainie, możliwych scenariuszy jej zakończenia oraz roli sił specjalnych podczas tego konfliktu rozmawiamy z ppłk. (rez.) Andrzejem Kruczyńskim – byłym oficerem JW GROM.
Na zaproszenie Ambasady USA w Polsce oraz polskiego przedstawiciela Tactical Medical Solutions – firmy PARAMEDYK w Warszawie zorganizowano konferencję oraz warsztaty zatytułowane „Medycyna taktyczna w warunkach nieprzyjaznego środowiska”, których głównym prelegentem był Ross Johnson. Przedstawiciel naszej redakcji miał okazję z nim rozmawiać.
Przeczytaj także: Zabezpieczenie Wojsk Specjalnych
Reprezentujecie podczas tej wizyty Tactical Medical Solutions – producenta wyposażenia taktycznego i sprzętu medycznego, ale – zdając sobie sprawę, że to wrażliwe pytanie – czy możecie powiedzieć, jak trafiliście do sił specjalnych?
Ross: Jasne, właściwie jak każdy w mojej firmie zaczynałem jako żołnierz piechoty, zwykły „regular”, potem przeszedłem kurs snajperski, kurs Rangera, aż trafiłem do sił specjalnych, gdzie powiedziano mi: „Będziesz uczył się medycyny” i zrobili ze mnie medyka. Służyłem w 3. SFG, odbyłem trzy tury bojowe, po czym przeszedłem do Special Missions Unit w ramach US Army (określenie Delty – przyp. red.).
Brandon: Również zaczynałem jako żołnierz piechoty, skąd trafiłem do sił specjalnych, w ramach których zostałem wysłany do Arabii Saudyjskiej i Iraku. Moja specjalność to łączność, przy czym byliśmy także przeszkoleni w zakresie medycyny pola walki.
Ross: Jak mówiłem, prawie połowa naszej firmy to byli członkowie sił specjalnych, piloci śmigłowcowi, policjanci i inni ludzie tego pokroju.
Wasz kraj dysponuje dużą liczbą weteranów, którzy stanowią idealne zasoby dla firmy takiej jak TMS. W Polsce ten trend również zaczyna być zauważalny – emeryci i weterani po misjach zaczynają coraz szerzej wypełniać szeregi cywilnych firm. Jeśli chodzi o medyczną część waszego przedsięwzięcia – czy oprócz zwykłego szkolenia w tym zakresie ukończyliście też jakieś specjalne, dodatkowe kursy?
Ross: Standardowy kurs medyczny w siłach specjalnych, trochę certyfikatów, cywilnych szkoleń – nic niesamowitego: medycyna to medycyna.
Pytam, bo zajmujecie się tworzeniem produktów medycznych. Może jest jakaś specjalna wiedza, którą zdobyliście, służąc w „zielonej armii” lub jednostkach specjalnych?
[śmiech]
Więc to po prostu wasze pomysły, wasze doświadczenia? A kurs o którym wspominałeś, to 18D (eighteen – delta)?
Ross: Tak, dokładnie.
Jak wyglądał wasz trening medyczny – czy był to np. rutynowo dzień w tygodniu, kiedy jako medyk skupiałeś się na TCCC/TC3 (Tactical Combat Casualty Care)?
Ross: Cykl treningowy nie był stały, ale do każdego szkolenia włączano element medyczny, bo zawsze przygotowywaliśmy się na najgorszy z możliwych scenariuszy. Bardzo istotny był „cross-training” – wyszkolenie każdego z żołnierzy w zakresie udzielania pomocy kolegom. Za moich czasów, a było to dość dawno temu, nie mówiło się jeszcze o TC3 jako elemencie szkolenia. Coś takiego funkcjonowało, lecz nie było to usystematyzowane. To wszystko już robiliśmy – zakładaliśmy stazy, tamowaliśmy krwotoki, to był po prostu sposób, w jaki nas uczono, w przeciwieństwie do regularnej armii.
Trochę zbaczając z tematu: czy w tym momencie ratownictwo taktyczne stanowi element szkolenia „regularsów” US Army?
Ross: Nie, niestety nadal nie. Uczą ich na szkoleniu podstawowym zakładania staz i podobnych rzeczy, ale nie jest to pełny kurs poziomu TC3. Nadal mają coś w rodzaju Combat Life Saver – przy czym niektóre jednostki wysyłają ludzi na kursy TC3. Myślę, że nie zostało to jeszcze w pełni zorganizowane, ale bez wątpienia dokonał się w tej sferze duży postęp.
W kontekście oczywistego trendu do odchudzania sprzętu – co myślicie o wymiarach i masie SOF®TT i CAT? Naprawdę podoba mi się nowy SOF®TT-W (SOF® Tactical Tourniquet-Wide), ale jest sporo większy i cięższy od CAT-a (Combat Application Tourniquet). Czyli waszym zdaniem forma jest tu mniej istotna od funkcji?
Ross: Tak, przede wszystkim staza to sprzęt ratujący życie. Jeśli produkt tego rodzaju nie może działać w ten sposób, to jest bezużyteczny. Zmniejszając masę za bardzo dochodzisz do punktu, kiedy produkt może już nie spełnić podstawowej funkcji. SOF®TT-W jest 25% lżejszy od starszej stazy i choć oczywiście jest cięższy od CAT-a... Ale czy wolałbyś nosić broń, która waży 1 kg i jest niezawodna w 100%, czy taką, która waży 0,5 kg i według najnowszych raportów ma awarię w 10% przypadków użycia? W jednym z przypadków na 10 ta broń przecież nie wystrzeli.
Pytanie techniczne numer 2: z punktu widzenia twojego doświadczenia, jaką liczbę staz powinno się przenosić wraz ze swoim indywidualnym sprzętem?
Ross: Myślę, że dwie to już sporo. Jeśli masz stazę, która działa – to w większości jedna wystarcza. Powodem, dla którego w USA nosimy dwie stazy, był… nie chcę brzmieć, jakbym znowu wypowiadał się źle na temat jakiegoś produktu, ale to fakt – problem, że staza którą dysponowali, nie dawała sobie rady z ranami uda. Rozwiązaniem było połączenie (lub użycie) dwóch opasek, co jednak nie jest chyba idealnym wyjściem. Przy wyborze sprzętu musisz też patrzeć na środowisko, w którym zamierzasz działać. Jeśli np. zagrożenie IED jest duże, to urazy mogą być poważniejsze i rozleglejsze, niż jeśli obawiasz się głównie rany od noża lub broni palnej.
Co myślicie o rodzajach apteczek i miejscu ich przenoszenia?
Ross: Tak naprawdę, to po prostu powinna być łatwo zauważalna oraz łatwo dostępna – i nie tylko dla ciebie. Apteczki zrywane są wygodne, ale trzeba pamiętać o tym, że jeśli udzielam pomocy – to prawdopodobnie nie jestem w bezpiecznym miejscu. Jeśli coś się stanie, nie będziesz troszczył się o oderwaną apteczkę, tylko złapiesz za broń, odpowiesz ogniem i pewnie zmienisz pozycję. W takiej sytuacji istnieje duże ryzyko, że stracisz możliwość udzielenia potem pomocy, gdyż utracisz dużą część sprzętu medycznego. Duże znaczenie mają tu osobiste preferencje – ja wolałbym mieć apteczkę zamocowaną na stałe do mojego wyposażenia. Natomiast znaczenie ma dla mnie dostępność stazy. Bo jeśli zakładam opatrunek, to znaczy, że mam na to czas, a w przypadku stazy liczą się sekundy.
Co myślicie o nowoczesnych apteczkach spopularyzowanych przez SEAL-sów? Noszonych na plecach, z otwarciem linką jak wypięcie czaszy spadochronu oraz dużego, zalaminowanego pakietu noszonego pod płytą?
Ross: Jestem przeciwko zestawom, których nie można wyciągnąć jako jednego środka. Logistycznie to duży koszt, w momencie, kiedy wyjmę jedną rzecz, wszystko pozostałe, co niepotrzebne, jest tylko kupą niepotrzebnych śmieci.
Pytanie o stronę taktyczną. Ludzie szkolą się w udzielaniu pomocy, ale sytuacja bojowa zazwyczaj wiąże się z koniecznością podejmowania także innych decyzji – chociażby w związku z tym, że niemożliwe jest dalsze przemieszczenie się z rannym. Czy nie uważacie, że tego rodzaju perspektywy brakuje w prowadzonych dzisiaj szkoleniach TC3? Widzicie jakiś złoty standard postępowania?
Ross: Jak postępujesz z rannym kolegą w sytuacji pod ogniem? Obawiam się, że nie jestem człowiekiem, który odpowie na to pytanie. Nie ma standardu, procedury – czy dla pojedynczej osoby, czy w SOP jednostki. W Credo Rangera są słowa „nigdy nie pozostawię kolegi rangera, aby wpadł w ręce wroga”. To osobista decyzja – jeśli jesteś w miejscu, gdzie pozostając z rannym kumplem możesz zginąć, to decydujesz: czy chcesz żyć ze świadomością, że podjąłeś decyzję o pozostawieniu go, czy ryzykujesz.
Czy możesz opowiedzieć coś więcej o opatrunku OLAES?
Ross: W sumie to pomysł na sam opatrunek powstał jako próba połączenia wszystkich tych rzeczy, które próbujesz wykorzystać przy opatrywaniu rany. Kiedy udzielasz pomocy we wrogim środowisku, chcesz zminimalizować swoją ekspozycję. Wiedziałem, że za pomocą gazy i bandaża mogę zrobić wiele dla pacjenta w traumie, więc jeśli połączę te dwie rzeczy, to otrzymam coś bardzo uniwersalnego. Potem dodaliśmy to, co poprawiło użyteczność produktu, eliminując zbędne działania w trakcie jego stosowania.
Skąd sama nazwa?
Ross: Tony Olaes był moim młodszym medykiem – został zabity podczas mojej ostatniej tury w Afganistanie. Stwierdziłem więc, że nie ma lepszego sposobu, żeby oddać hołd innemu medykowi, przyjacielowi, niż nazwać jego imieniem coś, co służy do ratowania życia.
Wiem, że to trudne pytanie, ale traktując to ściśle jako kwestię techniczną: jakie poprawki chcieliście wprowadzić do opatrunków osobistych, które funkcjonowały już na rynku?
Ross: [śmiech] Nie będziemy mówić źle o konkurencyjnych produktach. Kiedy tworzyliśmy nasz opatrunek, opatrunki takie jak izraelski nie były standardowo wydawane. W jednostce mieliśmy dwie lub trzy sztuki i nigdy ich nie otwieraliśmy z nastawieniem, że „zostawię to na coś specjalnego”. Mieliśmy opatrunek polowy na wytrzewienia z czasów Wietnamu – poszliśmy praktycznie na wojnę z całym sprzętem, jaki mieliśmy z lat 60. Nie brałem nawet tego pod uwagę jako punktu odniesienia do tworzenia czegoś nowego przy opracowywaniu OLAESA. Nie chodziło mi tylko o nowe opakowanie. Moim zmartwieniem było zatrzymanie krwotoku najszybciej jak to możliwe – do tego potrzebowałem takiej, a nie innej ilości gazy, odpowiedniego elementu dociskającego i bandaża.
W ten sam sposób podchodziliście do opracowywania pierwszej wersji stazy – SOFTT?
Ross: Bardzo podobnie. Przed moją pierwszą misją poszedłem do supermarketu budowlanego i kupiłem kawałki drewna, coś w rodzaju kija. Pociąłem, następnie poszedłem na śmietnik i znalazłem tyle plastikowych zabezpieczeń od korków napoju Gatorade, ile mogłem. Po przewleczeniu bandaża i przełożeniu kijka przez plastikowe kółko otrzymywałem opaskę uciskową. To nie był mój pomysł – zostałem tego nauczony. Wiedziałem, że pojadę na pustynię, gdzie nie będzie drzew i na miejscu na pewno tego nie zaimprowizuję. Pewnej nocy siedziałem, patrząc na tę improwizowaną stazę i taśmy od plecaka… i jakoś tak wyszło, że narysowałem coś, co w tej chwili jest gotowym produktem. Po powrocie z mojej pierwszej „wycieczki” zacząłem je robić w garażu – ciąłem, zszywałem i dawałem znajomym. Tak zaczęła się cała historia firmy.
Niezła historia. Moje następne pytanie miało dotyczyć tego, jak wpadliście na założenie firmy.
Ross: Rozpoczynanie biznesu nigdy nie było moim celem. Miałem po prostu tak wielu rannych i zabitych kolegów, że potrzebowałem czegoś, co będzie działać szybciej i lepiej – nie wymagając ode mnie takiej ilości improwizacji. Nie chodziło o zgarnięcie kupy forsy, raczej o próbę zaradzenia problemowi, z którym będę się musiał zmierzyć za kolejne sześć miesięcy podczas następnej misji. Potrzebowałem rozwiązania mojego problemu, ale również problemu moich kolegów. Zacząłem więc rozdawać produkt ludziom. Po jakimś czasie inni zwracali się do mnie z prośbą o sprzedaż.
Jak w tej chwili wygląda zapotrzebowanie (także jego zrozumienie) na tego rodzaju produkty w USA?
Ross: To się zmienia. Zamach bombowy w Bostonie był nieszczęśliwym wydarzeniem, ale zmusił ludzi do zauważenia potrzeby użycia naszego produktu w środowiskach innych niż tylko bojowe. Walka może pojawić się wszędzie. Rynek cywilny jest duży. Natomiast ciągle walczymy z przesądami na temat tego, co może stać się z kończyną z założoną stazą. Myślę, że z czasem ludzie będą poszerzać swoją wiedzę, co spowoduje cywilną akceptację produktów stworzonych dla TC3.
Jakie są plany firmy? Co dzieje się teraz z Tactical Medical Solutions?
Ross: Firma wciąż rośnie, ciągle zatrudniamy ludzi, kończymy nową siedzibę w Karolinie Południowej. Na początku wszyscy byliśmy „strzelcami”, a później zaczęliśmy pomagać ludziom – stąd w naszej nowej siedzibie jest sporo strzelnic, broni itd. To taki plac zabaw dla dorosłych. Kończymy formować mocną grupę ludzi wokół tego przedsięwzięcia.
Co myślicie o rynku w Polsce? SOF®TT-W jest jedną ze opasek wchodzących w skład Indywidualnego Pakietu Medycznego Polskiej armii.
Ross: Widzimy Polskę jako poważny rynek, ma jedną z najsilniejszych ekonomii w regionie i jedną z najstabilniejszych na świecie. Ostatnie wydarzenia z Rosją w tle sprawiają, że wasze potrzeby, niestety, wzrastają. To armia, która zmodernizowała się tak szybko w przeciągu ostatnich kilku lat, że jest to dla nas wyjątkowo imponujące. Nawet gdy sam służyłem, pracując z polskimi żołnierzami – patrząc, jak wykonują swoją część misji, było to imponujące. Myślę, że jest w Polakach coś takiego – jesteście silni, prężni, nie patyczkujecie się.
Ostatnie pytanie: czyli w trakcie twojej kariery miałeś okazję współpracować z Polakami?
Ross: Hmm… no tak, były pewne okazje do pracy i treningu, ale nie mogę o tym rozmawiać...