Misyjne historie - "Weterani. Wyrwani śmierci"

mat. prasowe
25 maja FOKUS TV rozpoczął emisję serialu dokumentalnego produkcji własnej „Weterani. Wyrwani śmierci”. Bohaterami programu są polscy żołnierze, którzy zostali ciężko ranni podczas misji w Afganistanie. Przeżyli piekło wojny dzięki pomocy kolegów i polskich lekarzy walczących o ich życie. W serialu zostały wykorzystane zdjęcia dotąd niepublikowane w mediach. Serial powstał przy współpracy z Wojskowy Instytutem Medycznym w Warszawie, w którym leczeni byli bohaterowie.
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Podążamy za europejskimi i światowymi trendami

Rozmowa z mł. insp. Krzysztofem Jarmuszem, dowódcą Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Łodzi.
Rozmowa z mł. insp. Krzysztofem Jarmuszem, dowódcą Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Łodzi.
Tomasz Łukaszewski Cywil na wojnie

O tym, co musi zrobić cywil, by przetrwać w warunkach współczesnego konfliktu zbrojnego lub sytuacji kryzysowej, „SPECIAL OPS” rozmawiał z Kafirem i Adamem „Kaczorem” Kaczyńskim – autorami książki „Cywil...
O tym, co musi zrobić cywil, by przetrwać w warunkach współczesnego konfliktu zbrojnego lub sytuacji kryzysowej, „SPECIAL OPS” rozmawiał z Kafirem i Adamem „Kaczorem” Kaczyńskim – autorami książki „Cywil na wojnie”.
Tomasz Łukaszewski Powinniśmy uczyć się od ukraińskich sił specjalnych, jak wygląda współczesny konflikt

Na temat przebiegu wojny w Ukrainie, możliwych scenariuszy jej zakończenia oraz roli sił specjalnych podczas tego konfliktu rozmawiamy z ppłk. (rez.) Andrzejem Kruczyńskim – byłym oficerem JW GROM.
Na temat przebiegu wojny w Ukrainie, możliwych scenariuszy jej zakończenia oraz roli sił specjalnych podczas tego konfliktu rozmawiamy z ppłk. (rez.) Andrzejem Kruczyńskim – byłym oficerem JW GROM.
Podczas wojny w Afganistanie życie straciło 44 polskich żołnierzy, a ponad 860 odniosło obrażenia. Serial „Weterani. Wyrwani śmierci” to historie tych, którym cudem udało się przeżyć. Do bólu prawdziwy, do głębi poruszający.
Większość żołnierzy, którzy zdecydowali się na wyjazd do Afganistanu, nie zdawała sobie sprawy, na co się decyduje. Misja stabilizacyjna, operacja wojskowa, misja wsparcia bezpieczeństwa – nasi chłopcy po kilku dniach orientowali się, że za tymi niewinnie brzmiącymi nazwami kryje się wojna ze wszystkimi tego konsekwencjami. Strach, śmierć, całkowity brak zasad po stronie wroga, bieda, ogromna niesprawiedliwość i ludzka krzywda – to była dla nich codzienność. W każdym z ośmiu odcinków przedstawiamy historie jednego żołnierza, który, gdyby nie niebywałe szczęście i poświęcenie kolegów oraz lekarzy, powinien już nie żyć. Bohaterowie serialu nie owijają w bawełnę. Wrócili z piekła, a ratujący ich lekarze mówią, że cudem wyrwali ich z objęć śmierci.
- Każdy patrol to było igranie ze śmiercią – talibowie obserwowali nas tygodniami i uczyli się naszej taktyki. Mieli czas. Atak przygotowywali w najdrobniejszych szczegółach. Nie było mowy o braniu jeńców, oni chcieli nas po prostu mordować – wspomina jeden z żołnierzy, Andrzej Skrajny, który przeżył atak na polski konwój. Pod Rosomakiem, którym jechał, wybuchła detonowana zdalnie mina - pułapka. Kierowca pojazdu zginął na miejscu. Skrajny miał połamane obie nogi. Kilkakrotnie był przygotowywany do amputacji obu nóg. Na szczęście lekarzom udało się tego uniknąć. Mimo upływu kilku lat nadal każdy krok to dla niego ból. Wciąż wisi nad nim widmo amputacji.
Bohaterami serialu są także polscy medycy, którzy pracowali w szpitalach polowych w Afganistanie. To dzięki ich umiejętnościom i determinacji udało się uratować tak wielu ciężko rannych. To także weterani, niektórzy byli ranni, wszyscy wrócili do kraju z objawami stresu bojowego. Ratowali nie tylko Polaków, ale również setki Afgańczyków, również talibów.
- Dziwna rzecz, ale nigdy nie było problemów z uzyskaniem ochotników do oddania krwi, nawet jeśli rannym był talib, który dopiero co próbował zabić naszych chłopców – wspomina ppłk rez. dr hab. n. med. prof. UM Waldemar Machała, anestezjolog, który przez wiele miesięcy pracował w szpitalu polowym Ghazni. - Talibowie przyjmowali naszą pomoc, ale patrzyli na nas z taką nienawiścią, że gdyby nie fakt, że byli ciężko ranni, udusiliby nas gołymi rękami. To byli straszni wrogowie, bo nie bali się bólu, nie bali się o swoich najbliższych, nie bali się śmierci – wspomina Machała.
Nasi lekarze niejednokrotnie musieli operować na kilka stołów jednocześnie, stojąc po kostki we krwi. W serialu zostaną zaprezentowane unikatowe, niepublikowane nigdzie zdjęcia z polskiego szpitala polowego, przez który przewinęły się tysiące osób.
- W przypadku Kuby liczyły się nie tylko minuty, ale sekundy – wspomina jedną z operacji ppłk Robert Brzozowski, chirurg z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. - Widzieliśmy jak wypływa z niego krew, zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli nie zatrzymamy krwotoku umrze, bo stracił już co najmniej litr – dodaje. Brzozowskiemu, udało się razem z kolegami uratować życie Jakuba Tynki, który został trafiony pociskiem z kałasznikowa w szyję. Dziś Tynka znowu skacze na spadochronie.
Serial „Weterani. Wyrwani śmierci” to także potężna dawka wiedzy na temat współczesnej techniki wojskowej, sprzętu używanego przez polską armię w Afganistanie, a także medycyny pola walki. Zdjęcia realizowane były na terenie poligonów i kilku jednostek wojskowych w całej Polsce. Wykorzystano w nim także filmy zrealizowane na potrzeby armii podczas trwającej ponad siedem lat polskiej misji ISAF. Dokument powstał przy współpracy z Wojskowym Instytutem Medycznym w Warszawie, w którym leczeni byli wszyscy bohaterowie, a także większość rannych żołnierzy podczas wojny w Afganistanie. WIM opiekuje się nimi do dzisiaj, prowadząc program „Afgan”.
Producentem wykonawczym serialu „Weterani. Wyrwani śmierci” jest Tiburon Film.
Bohaterowie serialu "Weterani. Wyrwani śmierci"
Kapral Jakub TYNKA
Obecnie: jednostka specjalna w Gliwicach
Udział w misjach: Afganistan w 2012 r.
Pochodzi z rodziny o bogatej tradycji wojskowej. Przodkowie z linii matki służyli w wojsku - począwszy od czasów carskich, poprzez Bitwę Warszawską, wrzesień 1939 roku, Powstanie Warszawskie i czasy PRL-u.
4 lipca 2012 roku polski patrol zabezpieczał pracę saperów, którzy szukali improwizowanych ładunków wybuchowych. Nagle powietrze przeszyły pociski. Talibowie rozpoczęli atak, w którym ranny został kapral Jakub Tynka. Postrzelono go w szyję – kula przeszła 0,5 cm od rdzenia kręgowego i 3 mm od tętnicy szyjnej. Uszkodziła klatkę piersiową, płuca, połamała żebra, rozerwała żyły, tętnice, przebiła skórę i wyszła na zewnątrz między łopatkami. Postrzały szyi z reguły są śmiertelne – Jakub Tynka został cudem uratowany przez lekarzy. Mimo poważnych obrażeń, wystarczyła jedna operacja. Przeprowadził ją w Afganistanie zespół polskich lekarzy pod kierunkiem dr Brzozowskiego. Blisko dwa lata trwała rehabilitacja, ma uszkodzony splot barkowy i nie w pełni władną lewą rękę. Obecnie służy jako „zdolny z ograniczeniami” w jednej z jednostek specjalnych.
Starszy sierżant Grzegorz FEDOROWICZ
Obecnie: służba w I Ośrodku Radioelektronicznym w Grójcu
Udział w misjach: Afganistan w 2010 r.
W 2010 r. starszy sierżant Grzegorz Fedorowicz wyjechał na swoją pierwszą misję. 6 sierpnia podczas rutynowego patrolu pod wozem Fedorowicza wybuchła mina-pułapka. W momencie eksplozji stał w wieżyczce pojazdu. Odrzuciło go na kilkadziesiąt metrów. Podczas „lotu” był całkowicie świadomy tego, co się z nim dzieje. Dopiero po przetransportowaniu do szpitala w Ghazni stracił przytomność. Był trzykrotnie reanimowany. Lekarze dawali mu 10% szans na przeżycie. Ze śpiączki wybudził się w szpitalu w Ramstein. Po tygodniu hospitalizacji wrócił do Polski. W wyniku eksplozji miał złamany kręgosłup i połamane żebra. Wstawiono mu dwa kręgi sztuczne, cztery uzupełniono.
Otarcie się o śmierć wcale nie zniechęciło starszego sierżanta do wojska. Obecnie służy w I Ośrodku Radioelektronicznym w Grójcu. Czuje się dobrze, narzeka jedynie na bóle kręgosłupa przy zmianie pogody. Według lekarzy z czasem jego dolegliwości będą się nasilać, ponieważ sprawne części kręgosłupa są znacznie bardziej obciążone.
Sierżant Arkadiusz ŻURKOWSKI
Obecnie: służba w 56. bazie lotniczej w Inowrocławiu
Udział w misjach: Afganistan w 2012 r.
Dla sierżanta Arkadiusza Żurkowskiego była to pierwsza misja. 24 października 2012 r. jego śmigłowiec Mi-24 patrolował okolice bazy Ghazni. Talibowie ostrzelali ich z armaty przeciwlotniczej. Jeden z pocisków trafił w miejsce łączenia płyt śmigłowca – dokładnie tam, gdzie stał sierżant – raniąc poważnie jego prawą nogę. Kiedy kolega założył mu stazę (opaskę uciskową), stracił przytomność. Warunki w śmigłowcu były bardzo ciężkie - instalacja hydrauliczna została uszkodzona, w kabinie było mnóstwo dymu, co utrudniało panowanie nad maszyną. Tylko dzięki opanowaniu i ogromnym umiejętnościom pilota udało się posadzić maszynę cało na ziemi.
W szpitalu w Ghazni lekarze natychmiast przystąpili do operacji, mającej na celu uratowanie nogi. Po przetransportowaniu do Bagram stan sierżanta uległ pogorszeniu. Przez dwa miesiące pozostawał w śpiączce. Bardzo prawdopodobne było, iż nawet jeśli się wybudzi, będzie „roślinką”. Ocknął się podczas pobytu żony w szpitalu, kiedy to puściła mu nagranie ich dzieci. Długo dochodził do siebie. Od nowa musiał nauczyć się czytać i pisać.
Pomimo długotrwałego leczenia amputacja okazała się konieczna. Według opinii lekarza, sierżant przeżył dzięki dobrze założonemu opatrunkowi. Mimo dramatycznych wydarzeń nadal służy w wojsku – w 56. bazie lotniczej w Inowrocławiu na stanowisku biurowym dla „zdolnych z ograniczeniami”.
Sierżant Andrzej SKRAJNY
Obecnie: jednostka wojskowa w Giżycku
Udział w misjach: Syria, Afganistan w 2011 r.
Służba w wojsku to dla sierżanta Andrzeja Skrajnego kontynuacja rodzinnej tradycji. Na pierwszą misję jako ochotnik udał się do Syrii. Kolejne dwie odbył już w Afganistanie.
23 października 2011 r. Skrajny wraz z pozostałymi żołnierzami prowadził pierwszy samodzielny patrol. Pełnił funkcję dowódcy Rosomaka. Celem załogi było udzielenie pomocy humanitarnej: dotarcie do wioski afgańskiej i sprawdzenie, jakie są potrzeby jej ludności. Podczas powrotu pojazd najechał na „śpiocha”, czyli minę już dawno zakopaną w ziemi, która czekała na przypadkowo przejeżdżający pojazd. Podmuch złamał Andrzejowi obie nogi. Stopy miał praktycznie urwane. Cały czas był świadomy. Wybuch uszkodził instalację elektryczną, przez co dusił się dymem i proszkiem z instalacji gaśniczej. Kierowca Rosomaka zginął na miejscu.
Dr Marcin Wojtkowski mimo sugestii amerykańskiego kolegi po fachu nie zdecydował się na amputację kończyn. Żmudna i niebezpieczna operacja powiodła się – Andrzej chodzi, choć istnieje ryzyko, że w przyszłości stan jego zdrowia może pogorszyć się i wtedy konieczna będzie amputacja. Obecnie służy w jednostce wojskowej w Giżycku.
Starszy szeregowy Dawid BABIASZ
Obecnie: służba w 12. Brygadzie Zmechanizowanej w Szczecinie
Udział w misjach: Afganistan w 2012 r.
Na misję do Afganistanu wyjechał w wieku 22 lat – dwa lata po rozpoczęciu służby. Żołnierzem chciał być od dziecka. Jego ojciec także jest wojskowym.
25 listopada 2012 r. oddział starszego szeregowego Dawida Babiasza rutynowo sprawdzał budynki w małej wiosce afgańskiej. Okazało się, że talibowie zastawili na nich pułapkę. Zostali ostrzelani. Pocisk zranił Babiasza w nogę – przeszedł 2 mm od tętnicy. Ranny, ale przytomny znajdował się w epicentrum akcji pod ostrzałem wroga. Koledzy nie byli w stanie mu pomóc. Dawid (ważący 120 kg) miał na sobie ok. 20 kg wyposażenia. Ostatkiem sił sam dotarł do wozu, w którym udzielono mu pomocy. Przeszedł cztery operacje. Pierwsza miała miejsce w szpitalu polowym w Ghazni. Według opinii komisji jest zdolny do dalszej służby, ale „z ograniczeniami”. Ma duży uszczerbek na zdrowiu, ale normalnie się porusza.
Kapitan Michał SOBCZUK
Obecnie: jednostka wojskowa w Lęborku
Udział w misjach: Afganistan w 2010 r.
Kapitan Michał Sobczuk od dziecka marzył o wojsku, bo taka była rodzinna tradycja. Został czołgistą. Rodzina jednak negatywnie podchodziła do jego wyjazdu na misję, tym bardziej, że żona Michała była w czwartym miesiącu ciąży.
W dniu wypadku, czyli 12 czerwca 2010 r., kapitan miał złe przeczucia. Co więcej – w przeddzień wyjazdu na patrol spakował swoje rzeczy - na wypadek gdyby nie wrócił. Zdjął nawet obrączkę
i przekazał koledze z prośbą o oddanie żonie.
W czasie patrolu Michał Sobczuk jechał w czwartym wozie. Nagle poczuł wybuch. Pojazd zaczął koziołkować. Odczuwał ogromny ból w podbrzuszu. W szpitalu okazało się, że podczas wypadku uległ wytrzewieniu – pas bezpieczeństwa, którym był zapięty, rozerwał mu jelita. Ponadto stwierdzono u niego złamanie kręgosłupa.
Młodszy chorąży Andrzej SINKIEWICZ
Obecnie: 10. brygada kawalerii pancernej w Świętoszowie
Udział w misjach: Irak, Afganistan w 2010 r.
Żołnierzem został przypadkiem. Po służbie zasadniczej postanowił zostać w wojsku i służyć jako żołnierz zawodowy. Koledzy mają o nim jak najlepsze zdanie. Bardzo mu ufają.
19 listopada 2010 r. podczas powrotu z patrolu młodszy chorąży Andrzej Sinkiewicz wraz z innymi żołnierzami wpadł w zasadzkę talibów. Doszło do wymiany ognia. W wyniku postrzału z granatnika przeciwpancernego został ciężko ranny. Uszkodzeniu uległa cała prawa strona jego ciała.
Podczas wstępnych badań lekarz zastanawiał się nad amputacją ręki. Andrzej Sinkiewicz był 7-krotnie reanimowany. Dwanaście dni przebywał w śpiączce. Życie uratowały mu poparzenia, które zasklepiły rany i nie doprowadziły do krwotoku. Dzięki doskonałemu leczeniu i rehabilitacji nadal służy w wojsku bez ograniczeń – w 10. brygadzie kawalerii pancernej w Świętoszowie. Według wyliczeń komisji wojskowej jego uszczerbek na zdrowiu wynosi 69%. Nadal ma niedowład ręki, uszkodzony słuch i blizny.
Nie lubi użalania się nad sobą. Ani razu po nieszczęśliwym zdarzeniu nie pomyślał o przejściu do cywila. Co więcej, nie miałby oporów, aby ponownie udać się na misję. Jego zdaniem, w ten sposób walczy z terrorem, który może kiedyś bezpośrednio dotknąć jego rodaków.
Starszy kapral Michał OŻÓG „Żaba”
Obecnie: służba w 1. brygadzie saperów w Brzegu
Udział w misjach: Pakistan, Wzgórza Golan, Afganistan
Był pierwszym ciężko rannym Polakiem w misji ISAF w Afganistanie.
"Nigdy nie brałem pod uwagę, że wyjeżdżając na misję, może mi się coś stać. Zdawałem sobie sprawę, że takie rzeczy się dzieją, ale nie przypuszczałem, że będzie to dotyczyć mnie. Chyba jak większość żołnierzy. Lecąc drugi raz do Afganistanu, byłem pewien, że nic mi się nie stanie. Przecież nic dwa razy się nie zdarza. Okazało się, że historia lubi się powtarzać."
Służba w wojsku to tradycja w rodzinie starszego kaprala Michała Ożóga „Żaby”. Jego dziadek i ojciec również byli wojskowymi.
Będąc w Afganistanie, dwukrotnie otarł się o śmierć – w 2007 r. i 2011 r. Z pierwszego wypadku pamięta bardzo niewiele – o szczegółach dowiedział się od kolegów, podczas drugiego był świadomy i przytomny.
W 2007 r. podczas eksplozji bomby pod samochodem starszy kapral Michał Ożóg doznał poparzenia nóg. Został uratowany przez kierowcę pojazdu, którym jechał. On jedyny wrócił po nieprzytomnego kaprala – mimo że lada chwila mogło dojść do kolejnego wybuchu.
W 2011 r. to Ożóg uratował kolegów. Wyniósł czterech żołnierzy z płonącego pojazdu. Nie zdawał sobie sprawy wtedy, że w momencie akcji ratunkowej jego ręka była złamana w czterech miejscach.
Mimo tragicznych wydarzeń Żaba chciał zostać w Afganistanie. Decyzją lekarza wrócił do Polski. Obecnie służy w 1. brygadzie saperów w Brzegu.
Wojskowi lekarze na misji w Afganistanie
Ppłk dr n. med. Marcin WOJTKOWSKI
Specjalista chirurg ortopeda traumatolog narządu ruchu w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. Dzięki pracy w szpitalu polowym w Afganistanie jest jednym z najbardziej doświadczonych ortopedów w Warszawie, dlatego często kieruje zespołami mającymi ostre dyżury w największym w Polsce, Mazowieckim Centrum Urazowym.
W WIM zajmuje się m.in. leczeniem żołnierzy rannych w Iraku i Afganistanie. Jego pracę docenili Amerykanie, jest pierwszym w historii obcokrajowcem wyróżnionym na zjeździe amerykańskich ortopedów wojskowych.
W Afganistanie spędził 9 miesięcy. Podczas trzech zmian był szefem Zespołu Chirurgicznego w Polskim Szpitalu Polowym. W trakcie pierwszej misji sam został ciężko ranny. Rakieta wystrzelona przez talibów na polskie obozowisko przebiła dach i wpadła do pomieszczenia, w którym spał doktor. Eksplodując, raniła Wojtkowskiego w nogi oraz dłoń. Groziła mu amputacja palca wskazującego, a to oznaczałoby odejście z zawodu. Na skutek poważnych obrażeń natychmiast trafił na stół operacyjny, następnie przewieziono go do Polski na dalsze leczenie. Gdy powrócił do zdrowia, pojechał na misję jeszcze dwa razy. Ratował m.in. Andrzeja Skrajnego.
Ppłk dr n. med. Robert BRZOZOWSKI
Chirurg ogólny. Jest kierownikiem i założycielem Zakładu Medycyny Pola Walki Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie.
Po raz pierwszy przyjechał do Afganistanu w 2010 roku. Przez kolejne lata wracał do bazy w Ghazni jeszcze cztery razy. Leczył nie tylko rodaków, ale także i Afgańczyków: żołnierzy, policjantów i cywili, w tym dzieci – ofiary min, wybuchów, postrzeleń. Na wojnie spędził ponad dwa lata.
Noc z 22 na 23 stycznia 2013 roku należała do tych, która mocno utkwiła mu w pamięci. Polscy komandosi z grupy szturmowej wojsk specjalnych wpadli wówczas w zasadzkę. Rany odniosło dziesięciu żołnierzy. Zginął dowódca. Jak wspomina ppłk Brzozowski, nigdy wcześniej w polskim szpitalu w bazie w Ghazni nie było jednocześnie tylu rannych Polaków.
Ratował m.in. Andrzeja Sinkiewicza i Kubę Tynkę.
Ppłk rez. prof. UM Waldemar MACHAŁA
Specjalista anestezjologii i intensywnej terapii (1996) oraz medycyny ratunkowej (2001). Pracuje w Zakładzie Anestezjologii i Intensywnej Terapii Katedry Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.
Na misji w Afganistanie przebywał na kliku zmianach. W bazie w Ghazni pełnił funkcję anestezjologa w zespole chirurgicznym. Uczestniczył w ratowaniu wielu polskich żołnierzy, w tym również Jakuba Tynki i Arka Żurkowskiego. Ponadto pomagał afgańskim kolegom w szpitalu w Ghazni, lecząc ludność cywilną. W 2013 r. Talibowie obładowani ładunkami wybuchowymi wtargnęli do polskiej bazy, Waldemar Machała był wtedy na dyżurze.
Zdaniem prof. Waldemara Machały, warunki pracy w szpitalu na misjach są zbliżone do tych, które widzimy w kraju. Jedyną różnicą jest odgłos wystrzałów, dobiegających z oddali. Lekarze, nie dość że ratują ludzkie życie lub zdrowie, starają się przeciwdziałać trwałemu kalectwu, to jeszcze pracują w poczuciu najwyższego zagrożenia.
„Wyjeżdżając na misję, chciałem przede wszystkim zaznać czegoś nowego. Zależało mi także na nawiązaniu współpracy z Amerykanami i przywiezieniu do Polski nowoczesnych technik leczenia obrażeń ciała, które stosuje się na misji. Wszystkie marzenia zrealizowałem.”
Źródło: materiały prasowe.