To nie była ostatnia Selekcja
Wywiad z mjr. rez. Arkadiuszem Kupsem, pomysłodawcą i organizatorem słynnej imprezy "Selekcja", o jej historii, teraźniejszości i przyszłości. Zdjęcie: Danuta Kups
O historii, teraźniejszości i przyszłości Selekcji rozmawiamy z pomysłodawcą i organizatorem tej słynnej imprezy, mjr. rez. Arkadiuszem Kupsem – weteranem szczecińskiej 56. Kompanii Specjalnej i 25. Brygady Kawalerii Powietrznej.
Zdjęcia: Danuta Kups
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Policyjne psy nie pracują dla stopni, najważniejsze jest serce do walki
Rozmowa z instruktorem grupy psów bojowych KT w Centralnym Pododdziale Kontrterrorystycznym Policji „BOA”.
Rozmowa z instruktorem grupy psów bojowych KT w Centralnym Pododdziale Kontrterrorystycznym Policji „BOA”.
J. West Z kroniki i wspomnień żołnierzy 1. Batalionu Szturmowego z Dziwnowa
1. batalion szturmowy JW 4101 Dziwnów – jednostka wojskowa, o której w okresie zimnej wojny, ale i później starano się mówić jak najmniej. Struktura, przeznaczenie i szkolenie jednostki były utajnione....
1. batalion szturmowy JW 4101 Dziwnów – jednostka wojskowa, o której w okresie zimnej wojny, ale i później starano się mówić jak najmniej. Struktura, przeznaczenie i szkolenie jednostki były utajnione. Na uliczkach Dziwnowa widywano żołnierzy w spadochroniarskich beretach, w polowych mundurach ues przeznaczonych dla wojsk powietrznodesantowych, z emblematami ze spadochronem, widywano ich podczas przemarszu na place ćwiczeń i poligony oraz powrotu z nich, widywano na przepustkach, w końcu widywano...
Tomasz Łukaszewski Jesteśmy przygotowani na każde zagrożenie
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Zgłosiło się 261 chętnych, ale odwagę wzięcia udziału w Preselekcji wykazało tylko 47 (tylu zjawiło się na poligonie). Po Preselekcji pozostało ich 29, z których jedynie 7 ukończyło Selekcję.
W tym roku ze względu na pogodę (na Preselekcji temperatura sięgała 35 stopni) organizatorzy zaplanowali wiele zadań wodnych, które realizowano na Torze Psychologicznym, wodnym i z pontonami. Dodatkowo przeprowadzono zajęcia z bronią, gdzie łączono elementy zapamiętywania i kojarzenia z wyborem celu. Strzelano z karabinków AR 15 – PWS M2. Do niektórych zadań wykorzystano śmigłowiec Sokół, z którego przeprowadzono desant. Kandydaci musieli też sprawdzić się w umiejętności kojarzenia, opanowania emocji czy zapamiętywania. Było dużo kodów, azymutów, a nawet wiersz Adama Asnyka. Tradycyjnie na końcu garstka uczestników usłyszała od dawna wyczekiwane zdanie „TO JEST KONIEC SELEKCJI” i uścisnęła dłoń Prowadzącego.
– Nie zabrakło emocjonujących wyzwań, wykluczeń, łez i radości – mówi organizator mjr rez. Arkadiusz Kups. – Tegoroczną Selekcję ukończyli fantastyczni ludzie: wśród nich uczestnik, który po szóstej próbie udziału w Selekcji w końcu ją ukończył, a pamiętam, jak na pierwszej ledwie utrzymywał się na wodzie. Wykonał gigantyczną pracę przez tyle lat. Takich było kilku – podkreśla Kups. – To coś, co nas Organizatorów buduje i pokazuje, jaki jest cel tej imprezy – dodaje.
W tym roku zmagania obserwowali przedstawiciele OS ŻW w Warszawie i Mińsku Mazowieckim oraz przedstawiciele Wojsk Obrony Terytorialnej, z których startowało wielu uczestników. Jeden z nich ukończył Selekcję.
SPECIAL OPS: Rok temu pojawiła się informacja, że zeszłoroczna Selekcja była ostatnia. W tym roku Selekcja odbyła się ponownie i planowo. Co wydarzyło się przez ten czas?
Mjr rez. Arkadiusz Kups: Selekcję zakończyłem na XX edycji, choć już wcześniej sygnalizowałem, że powoli będę chciał „wygaszać” imprezę. Tak miało być. Impreza rozgrywana od 1998 roku pochłaniała sporo czasu na organizację i przygotowania. Warto przypomnieć, że cały czas zachowano warunek, iż uczestnik nie ponosi żadnych kosztów startu w imprezie i to też wymagało od nas wiele zachodu, aby znaleźć sponsorów czy partnerów, dzięki którym będzie to możliwe.
Koszty organizacji są spore: to z reguły 100 uczestników, 30 instruktorów i przy obecności kamer jeszcze 12-osobowa ekipa realizacji TV. Przygotowania formalne rozpoczynają się rok wcześniej i praktycznie już od sierpnia zaczyna się organizacja imprezy, która ma się odbyć w czerwcu.
Kolejnym powodem był spadek zainteresowania imprezą. Kiedyś na starcie zjawiało się 600–700 osób i z tej grupy po preselekcji wybierałem najlepszą setkę do gry na poligonie. Liczba startujących zmniejszała się jednak z roku na rok. Widocznie dzisiejsze pokolenie jest nieco inaczej nastawione do ekstremalnych wysiłków czy wyzwań. Dziś chyba łatwiej wystartować w jakimś ekstremalnym biegu i zrobić to w ciągu 2 czy 3 godzin, niż zmagać się ze swoimi słabościami przez pięć dni i nocy.
W Selekcji nie ma możliwości, aby uczestnik z trasy wysyłał swoje zdjęcia na portale czy FB, bo to nieco inne wyzwanie, a warunki diametralnie inne.
Czytaj też: Zakończyła się 21. Selekcja >>>
XX Selekcja miała być ostatnią, ale po tym, jak zaczęły przychodzić listy ze wspomnieniami uczestników wcześniejszych edycji do książki o tej imprezie, wydawanej przez Bellonę, trochę szerzej otworzyłem oczy na jej wartość. Nie wiedziałem, że Selekcja dla wielu była aż takim mocnym motywatorem czy celem – i to na wiele lat.
Kiedy zagłębiłem się w te 30 listów, jakie napłynęły, mój obraz Selekcji nieco się zmienił. Czytając o tym, jak ludzie trenowali, przygotowywali się, startowali... a potem po odpadnięciu ponownie pracowali nad sobą, zrozumiałem, że chyba też trzeba spróbować po raz kolejny. Czuję do Selekcji ogromny sentyment, bo to przecież kawał czasu, ale powodem powrotu do organizacji imprezy były przede wszystkim wspomniane treści zawarte w listach. Jej motto od wielu lat brzmi: „dopóki walczysz jesteś zwycięzcą” i to ma motywować także nas, organizatorów. Podjąłem więc decyzję, że jeszcze raz zorganizuję i poprowadzę Selekcję.
S.O.: Tegoroczna edycja Selekcji była już 21. Jak zmieniała się impreza przez te ponad dwie dekady?
A.K.: Nie można porównywać Selekcji z 1998 roku z obecnymi. To nie ten pułap organizacyjny czy metodyczny. Zaczynaliśmy z niczym, a w zasadzie z podstawami: zbiornik gumowy na wodę, kilka kartonów chleba o przedłużonej trwałości i zgrzewka konserw. Selekcja trwała 72 godziny, a prócz testów wydolnościowych aplikowaliśmy uczestnikom trening wytrzymałościowy głównie w formie marszy.
Działania specjalne nie akceptują ludzi bez wyobraźni, kreatywność jest podstawą sukcesu i tak też było z ewolucją Selekcji. Metody selekcyjne do formacji specjalnych były tematem mojej pracy magisterskiej na Akademii Obrony Narodowej, co było swego rodzaju kontynuacją wszystkich wcześniejszych dokonań. W Selekcji widać normy i zadania szkoleniowe z 56. KS czy innych formacji specjalnych, elementy z zestawów szkoleniowych płetwonurków bojowych, epizody z obozów Combat & Survival, jakie prowadziłem przez kilka lat na Drawsku dla amatorów wojskowości, i wiele innych.
Od tych obozów zaczynało kiedyś wielu ludzi, którzy zarazili się wojskowością czy apetytem na służbę w mundurze. Spotykam ich dziś, po wielu latach, jako poważnych oficerów czy podoficerów w wielu służbach. Selekcja zmieniała się latami i krzepła, wypracowując swoje własne metody, ale też były pewne zwyczaje, które mogą szokować.
Rzeczywiście jest tak, że plan Selekcji znam tylko ja i tak było zawsze. Instruktorzy dowiadują się o planie gry w momencie przygotowywania, a uczestnicy bezpośrednio przed danym etapem. Z reguły na dany dzień przygotowuje się od dwóch do trzech wariantów konkurencji. Pogoda, poziom uczestników, ich aktualny stan psychofizyczny i posiadane środki, to podstawowe czynniki, które trzeba brać pod uwagę podejmując decyzję, jakie konkurencje i jaka skala obciążenia będą realizowane. Ale żeby to wiedzieć, trzeba „czuć” uczestników, trzeba z nimi być – i to od początku do końca.
Selekcja rozrastała się latami, jeżeli chodzi o konkurencje czy zadania. Od 2005 roku było coraz więcej zadań określających kreatywność, kojarzenie czy zapamiętywanie i to wiązało się z korzystaniem z wiedzy psychologa. Pojawiły się symulowane sytuacje stresogenne, testy w warunkach zmęczenia, braku snu czy przy długu tlenowym. Okazywało się, że prosty test na poziomie ośmiolatka może złamać faceta w określonej symulacji. Pojawiły się na pewnym etapie badania tętna wysiłkowego i powysiłkowego określające wydolność organizmu.
Od VI Selekcji udało się wypracować system klasyfikacji uczestników do gry właściwej – preselekcję. Wcześniej w redakcji „Żołnierza Polskiego” etap ten polegał na ocenie osiągnięć kandydatów przedstawionych w ich listach. Tak naprawdę umiejętności literackie decydowały, kto zostanie zakwalifikowany do Selekcji.
Powstała więc preselekcja, oparta na modelu treningu obwodowego, gdzie liczba zdobytych punktów decydowała o kolejności. Ten schemat pozwalał szybko i sprawnie oceniać grupę nawet do 800 osób. Decydowała wytrzymałość siłowa, proste ćwiczenia niewymagające przyrządów czy wyrafinowanej techniki. Ewolucja Selekcji to też elementy SERE, które w formie przesłuchań czy manipulacji pojawiły się już w roku 2007.
Gdy zaczynaliśmy na Drawsku w 1998 roku, miałem do pomocy dwóch ludzi, którzy nie znali poligonu, a dziś zespół instruktorski liczy z reguły 30 osób o różnych specjalnościach.Aby być przygotowanym na wszystkie sytuacje, w naszym składzie oprócz zespołu ratowników medycznych mam nawet lekarzy, w tym ginekologa. Jak widać, impreza przeszła niesamowitą drogę.
S.O.: W tym roku zarówno preselekcja, jak i Selekcja odbywały się w bardzo trudnych warunkach klimatycznych, przy wysokich temperaturach. Jak radzili sobie uczestnicy?
A.K.: Tegoroczna aura była niesamowita. Na starcie 36 stopni Celsjusza i powietrze gęste jak wata. Zmieniliśmy miejsce rozgrywania preselekcji i rozmieściliśmy stacje w cieniu. Na końcu ustawiliśmy polowy basen z wodą, a stacje, które miały trwać 60 sekund, skróciłem do 30. Oprócz tego zmniejszyliśmy obwód o jedną stację. To był właściwy ruch, bo temperatura naprawdę była wysoka. Zespół medyczny był w ciągłej gotowości i monitorował stan tych, którzy wykonywali zadania preselekcji.
W grze głównej sporo zadań realizowaliśmy w wodzie. Dla wielu uczestników woda to prawdziwa udręka, bo poziom umiejętności pływackich jest różny. Całe szczęście, że od drugiej doby upał zelżał i można było trochę dokręcić konkurencje wysiłkowe.
W tym roku nie było forsownych marszy, ale po 15 kilometrach dość szybkiego przemieszczania pojawiły się pierwsze rezygnacje. Powód? Niedopasowane, przeładowane zasobniki oraz brak „wychodzenia”. Ludziom wydaje się, że jeżeli systematycznie biegają, będą również dobrzy w maszerowaniu – nic bardziej błędnego. Patrząc nawet na uczestników z wojskowym rodowodem widać, że idea marszy miesięcznych czy kwartalnych, które były modne jeszcze 20 lat temu, odeszła do lamusa. Dziś przejście 20 kilometrów jest dla wielu ogromnym sukcesem.
Temperatura i wysiłek w jednej parze to zwiększone zapotrzebowanie na wodę. Pić należy często, w małych porcjach, by organizm przyswajał, a nie płukał tylko nerki. Tego też musieli dopilnowywać instruktorzy, bo w emocjach i przy szybkim tempie zajęć uczestnik nie zawsze o tym pamiętał.
S.O.: Czy od początku zakładał Pan taki zakres zadań, czy został on zmieniony w ostatniej chwili i dopasowany do warunków atmosferycznych?
A.K.: Sama impreza to konieczność ogarnięcia setek ludzi na powierzchni tysiąca hektarów i to tak, aby wszystko mogło się odbyć zgodnie z przynajmniej jednym z opracowanych uprzednio planów. A przede wszystkim, żeby było bezpiecznie.
Przez tyle lat wypracowałem sobie skuteczną formę przygotowań. Po prostu opracowuję trzy warianty planu, uwzględniając takie zmienne, jak pogoda, elementy wsparcia gotowe do użycia i poziom grupy. To ostatnie określam stopniem zakwaszenia, który pozwala mi ocenić, co jeszcze ci ludzie będą w stanie znieść. Ważna jest też temperatura wody w jeziorach oraz to, czy poprzedniej nocy padał deszcz i jak kształtuje się pogoda.
Plan na każdy dzień przygotowywany jest także w dwóch, a czasem nawet trzech wariantach, choć bywa i tak, że jakieś gotowe już elementy czekają na swoją kolej nawet kilka dni. Był nawet taki przypadek, kiedy ustawiono trasę przejścia przez bagna, której jeden z instruktorów pilnował przez bite cztery doby, chroniąc sprzęt, po czym okazało się, że nie było już czasu na wycofanie uczestników w głąb poligonu i konkurencja się nie odbyła.
Nie jest sztuką „zajechać” uczestników i bynajmniej nie o to chodzi w Selekcji, dlatego obciążenie, konkurencje czy normy są tak dozowane, by wykrzesać z uczestników ostatnie pokłady siły i determinacji, ale nie doprowadzić do stanu zerowego. Na tym polega sztuka i zamysł tej imprezy.
Jest też w tym ogromna rola instruktorów. Oprócz prowadzenia konkurencji czy punktów mają też obowiązek skontrolować i oczyścić brody, bagna oraz zbiorniki wodne, aby zapewnić uczestnikom maksimum bezpieczeństwa. Co więcej, muszą wytypować newralgiczne, ryzykowne punkty i dokładnie je zabezpieczyć, żeby uniknąć przykrych niespodzianek, szczególnie kiedy mowa o podziemnych tunelach i wysokich przeprawach nad wodą. A kiedy konkurencja dobiega końca, trzeba zwinąć i zabezpieczyć sprzęt, by potem biec i uruchomić następne zadanie. Przerw jest niewiele. Snu też, bo uczestników trzeba pilnować również w nocy. Kiedy zapada zmrok, instruktorzy przygotowują też dalszą część planu gry, no i pilnują sprzętu.Tegoroczna upalna aura wymagała od nas szczególnej troski o uczestników, a takich upalnych edycji już trochę mieliśmy w historii Selekcji.
S.O.: W tym roku w Selekcji wzięło udział kilku żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Jeden z nich z powodzeniem ją ukończył. Czy uważa Pan, że może to być stały trend w następnych latach, że żołnier ze tej formacji będą starali się sprawdzić i pokazać na Selekcji swoje możliwości?
A.K.: W tym roku po raz pierwszy oficjalnie wystartowali żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej z kilku brygad. Zderzenie z trudem Selekcji i jej specyfiką, dla ludzi, którzy o niej niewiele wiedzieli, mogło być małym szokiem.
Czytaj też: SPEED SELEKCJA – szybko, ostro, z duchem czasu, ale nadal elitarnie >>>
Kryteria zdrowotne i wydolnościowe w WOT są nieco inne niż w pozostałych Rodzajach Sił Zbrojnych i to tym bardziej dobrze świadczy o startujących. To, że na starcie zjawiła się mała grupka żołnierzy Obrony Terytorialnej, jest dobrym sygnałem, że są tam ludzie, którzy szukają dla siebie wyzwań. Dla nich było to pierwsze przetarcie, pierwszy kontakt z tak ekstremalnym wyzwaniem.
Po preselekcji został w grupie jeden przedstawiciel WOT i dość dobrze sobie radził. „Poległ” na forsownym marszu, rezygnując po czterech godzinach, który prowadził swoim szybkim tempem jeden z instruktorów. Fajne było to, że żołnierz WOT-u potrafił stanąć i powiedzieć: „Mam źle przygotowany zasobnik, nierozchodzone buty i nie dałem rady, ale wiem już, jak należy się przygotować i z tego wyciągnę wnioski”. I to jest budujące, bo widać, że ktoś zrozumiał problem.
W tym momencie odpadł jedyny oficjalnie zgłoszony do gry, będący w Selekcji żołnierz WOT, ale w momencie zakończenia XXI Selekcji wszyscy przeżyliśmy małe zaskoczenie. Wśród siedmiu finalistów znalazł się żołnierz aktualnie służący w 7. Brygadzie WOT. Przyjechał sam, nikomu nic nie mówiąc i dotrwał do końca. Było to ogromnym zaskoczeniem nie tylko dla nas, ale także dla przedstawicieli z Dowództwa WOT, którzy od początku obserwowali tegoroczną Selekcję.
Myślę, że sukces żołnierza Wojsk Obrony Terytorialnej jest nie tylko jego sukcesem, ale pokazuje, że w tej formacji służą też ludzie o ogromnej motywacji i sporym potencjale. Ten przypadek pokazuje, że w tej formacji jest też miejsce dla ludzi szukających wyzwań czy drogi samodoskonalenia.
S.O.: Czy było jakieś zadanie, które przysporzyło najwięcej trudności uczestnikom podczas Selekcji?
A.K.: Przez te ponad 20 lat na Selekcji pojawiało się wiele konkurencji czy zadań, które na stałe weszły do programu. Kody do zapamiętywania, azymuty, wiersz z przesłaniem i dziesiątki innych zadań, które przy zmęczeniu i braku snu są koszmarem.
Ktoś ostatnio skomentował na jednym z portali zdjęcie uczestnika, który układa puzzle – dwunastoelementowy obraz z logotypem Selekcji. Komentarz brzmiał: „co w tym trudnego i po co to?”. Te proste puzzle ułoży każdy, ale kiedy serce wali ci 160 razy na minutę, brakuje ci tchu, bo pokonałeś wodny tor z elementami pod wodą i jesteś na długu tlenowym, to te 12 elementów nie zawsze chce się składać. Są tacy, którzy tracą na to 9–10 minut, aż organizm wróci do normalności.I tu mamy odpowiedź: po co to.
Jeden w takich warunkach funkcjonuje normalnie, a inny ma problemy. Jeden w stresie się motywuje, a inny nie, jednego hałas wyłącza, a inny potrafi się mimo to skoncentrować.
Zawsze na Selekcji najtrudniej jest z wodą, to znaczy konkurencjami wodnymi. Pływanie to pięta Achillesowa naszego społeczeństwa, a testy wodne na Selekcji są bardzo wymagające. Na akwenie, torze podwodnym, w czasie pływania unosząc dłonie nad głową czy z przydzielonym obciążeniem, odpada najwięcej uczestników.
S.O.: Czy któryś z uczestników w sposób szczególny zasłużył na uznanie i wyróżnienie?
A.K.: Nigdy nie wyróżniam nikogo, wszyscy, którzy doszli do końca, są dla mnie wielcy i z szacunkiem chylę głowę przed tymi ludźmi. Tu nie ma nagród, tu zapracowuje się na szacunek nas, instruktorów, którzy znają smak takiej orki.
Wiesz, ja widzę, ile ci ludzie musieli w to włożyć pracy, ile dali z siebie. Widzę w nich siebie samego sprzed iluś tam lat i wiem, jak to naprawdę jest, kiedy mówiąc obrazowo, mocz ci się gotuje. Pot się z ciebie leje i masz odruch wymiotny, bo już nie możesz.
Z perspektywy doświadczenia wiem, że tak po prostu musi być, że nie może być za lekko, bo ten balon, który się pompuje, musi być tak nadmuchany, żeby nie pękł, ale jednocześnie, żeby nie miał za małego ciśnienia. To jest tak, jak piszą o szkoleniu Specnazu. Trzeba wciągnąć beczkę pod wodę tak głęboko, żeby ją mocno ścisnęło, ale wypuścić ją, zanim nie pęknie. To jest ciągłe balansowanie na granicy. Selekcja musi być taka, żeby nie było za mocno, bo wtedy zostaniemy sami albo ktoś nam „zejdzie”, ale jednocześnie nie za lekka, żeby ludzie nie myśleli, że to jest dom spokojnej starości albo kurs zbierania robaków. To jest stałe szukanie złotego środka i to trzeba czuć.
Ludzie, którzy doszli do końca, wiedzą, ile są warci i to jest to, o co w tym wszystkim chodzi. Tym bardziej jest to budujące, kiedy ktoś próbuje kilka lat, podnosząc się na coraz wyższy pułap i w końcu witasz go na szczycie z tekstem: „To jest koniec Selekcji!”. Widzisz jego radość, dumę, a często łzy i wiesz, że ten człowiek tego dokonał. I to jest sens tej imprezy.
S.O.: W sierpniu, nakładem wydawnictwa Bellona, ukazała się książka Pana współautorstwa dotycząca Selekcji. Czego może spodziewać się czytelnik, kiedy po nią sięgnie?
A.K.: Książkę dedykuję mojej żonie, która przez całe moje wojskowe życie musiała zmagać się z tym, że nigdy nie było mnie w domu, bo zamarzyło mi się być oficerem w jednostkach specjalnych. Selekcja jest też jej dziełem, bo była na wszystkich edycjach i wspiera mnie do dziś organizując logistykę i zaopatrzenie, a dodatkowo robi fantastyczne zdjęcia.Selekcja po 20 latach stała się już pewną legendą i chyba najwyższy czas, by przemówili ludzie, którzy ją stworzyli. Wspomnienia uczestników, instruktorów, lekarzy, historie i ciekawostki z organizacji czy przebiegu wielu edycji. Warto chyba przeczytać książkę dla poznania kolorytu ludzi i zdarzeń. Zresztą, przeczytajcie ten fragment wspomnień jednego z uczestników:
„Kiedy tam jesteś – opowiada Dariusz – wiesz, że stajesz się człowiekiem, który patrząc na siebie wie, że da sobie radę z każdym życiowym wyzwaniem, bo doszedł do porozumienia z samym sobą, zrozumiał swoje słabości i przekuł je w siłę, o której inni mogą marzyć. Jesteś człowiekiem, który znalazł swój czas i go wykorzystał.”
Mężczyzna uważa, że udział w grze zmienił go na zawsze. Ba, dzieli nawet swoje życie na dwa etapy – przed i po grze. Ten pierwszy to przygotowania, nadzieja i czasem naiwna wiara. Drugi to prawdziwa dojrzałość, na którą pozwoliło przekroczenie własnych granic.
„Gdybym mógł – podsumowuje – powiedziałbym każdemu, żeby chociaż raz spróbował. Powiedziałbym, że walka toczy się w myślach, a nie w mięśniach i że długofalowo człowiek staje się silny, umie sobie radzić z trudnymi sytuacjami w życiu, pogłębia pasje, staje się wszechstronny, ale i na tyle pokorny, by nie stracić świadomości, po co to wszystko robi. Osoba, która ukończyła Selekcję, wie, że nie musi robić niczego na pokaz, nie musi udowadniać niczego innym, umie skupić się na tym, co ważne i ma pewność siebie, która pomaga stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom. To ktoś, kto sam przed sobą potrafi się przyznać, że czegoś nie wie i poszukiwać odpowiedzi. To ktoś, kto wierzy, że każde ograniczenie da się przezwyciężyć. Ktoś, kto wie, że przegrywa ten, kto nie podejmuje wyzwania.”
S.O.: Jak rozumiem, w przyszłym roku Selekcja odbędzie się ponownie. Czy są już jakieś pomysły, jak może wyglądać?
A.K.: Jest sierpień i powinny już ruszyć przygotowania do XXII Selekcji – i chyba ruszą! O pomysłach nie mówię, bo jak powiedziałem wcześniej: plan gry zna tylko jedna osoba i to się nie zmieni. Jak zapadnie decyzja co do terminu, informacja o tym natychmiast pojawi się na Fb Selekcja i na stronie organizatora www.combat56.pl.