Irackie lekcje
Żołnierze jednostki GROM podczas działań w porcie Umm Kasr w roku 2003 Fot. Us DoD
Dziesięć lat temu, 20 marca 2003 roku, siły koalicji pod przywództwem Stanów Zjednoczonych uderzyły na Irak, rozpoczynając jeden z najdłuższych i najbardziej kontrowersyjnych konfliktów zbrojnych naszych czasów.
Zobacz także
Michał Piekarski Kilka kolejnych słów o tradycji i „Czerwonych Beretach”
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza...
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza granicami państwa, co jakiś czas niestety powracają kwestie dotyczące historii i tradycji.
Michał Piekarski Anatomia Zamachu
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Michał Piekarski Scenariusz Chaosu
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez...
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez wydawnictwo WarBook.
Była to operacja w której od początku brali udział polscy żołnierze, w tym komandosi z jednostki GROM, którym przypadło w udziale zdobycie terminalu naftowego KAAOT w pierwszych godzinach wojny. Polski Kontyngent Wojskowy był obecny w Iraku przez pięć lat w ramach misji stabilizacyjnej, a przez kolejne trzy lata Polacy brali udział w misji szkoleniowej pod egidą NATO.
Siły amerykańskie zostały wycofane z Iraku w roku 2011. Irak wciąż jednak zmaga się z wewnętrznymi konfliktami, zamachami terrorystycznymi i znajduje się w pobliżu ognisk zapalnych, w tym Syrii i Iranu.
Problemy związane z polskim udziałem w tym konflikcie, przebiegiem działań, procesem decyzyjnym, który przesądził o wojnie, jakością informacji wywiadowczych i ich interpretacją, co miało w roku 2003 wymierny wpływ na przebieg wydarzeń są niezwykle obszerne i każdy z nich był, jest i będzie analizowany z różnych punktów widzenia.
Tym obszarem , który jest jednak wart zainteresowania dziesięć lat po rozpoczęciu tego konfliktu, jest zasób pozytywnych doświadczeń i lekcji w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego. Oprócz rozlicznych błędów, porażek i ewidentnych katastrof (jak choćby jakość informacji wywiadowczych dostępnych przed wojną, w dużej mierze pochodzących z jednego źródła) są rzeczy o których można z całą odpowiedzialnością powiedzieć że się Amerykanom i ich sojusznikom udały. W szczególności interesujący jest przebieg i wnioski płynące z pierwszej fazy działań.
Ofensywa wiosną roku 2003, oficjalnie zakończona 1 maja była spektakularnym sukcesem. Siły koalicyjne były relatywnie nieliczne, łączna liczebność wynosiła około 260 tysięcy żołnierzy. Konwencjonalne siły lądowe były reprezentowane przez cztery dywizje amerykańskie (w tym 1 Dywizję Piechoty Morskiej i 101 Dywizję Powietrzno-Szturmową) oraz jedną brytyjską brygadę pancerną. Do tego należy dodać brygady desantowe (amerykańską 173 Powietrzno-Desantową i elementy 82 Dywizji Powietrznodesantowej oraz dwie brytyjskie – 16 Aeromobilną i 3 Komandosów Piechoty Morskiej).
Siły Iraku składały się z około pięciu korpusów – każdy w sile trzech do czterech dywizji. Liczebność sił lądowych mogła wynosić nawet pół miliona żołnierzy, biorąc pod uwagę także siły elitarnej Gwardii Republikańskiej oraz Specjalnej Gwardii Republikańskiej. Irak dysponował znacznymi ilościami broni pancernej, licznymi rezerwami, także siłami ochotniczymi (Fedaini Saddama). Gdyby spojrzeć na tą kampanię z punktu widzenia jedynie ilości żołnierzy i terytorium, Irak powinien był wygrać. Tak się jednak nie stało. Siły regularnej armii irackiej rozbito w ciągu miesiąca.
Powód tego stanu rzeczy był jeden. Wojna w dwudziestym pierwszym wieku nie jest grą liczb, mas żołnierzy na froncie, nawet nie terytorium w rozumieniu obszarów lądu. Irackie lotnictwo i obrona przeciwlotnicza nie odegrały niemal żadnej roli. Koalicja dominowała w powietrzu, nie mając przeciwnika, a dzięki temu znaczne siły lotnicze – około dwóch tysięcy samolotów i śmigłowców – mogły zostać użyte do niszczenia irackiej infrastruktury dowodzenia i łączności oraz wspierania własnych sił lądowych.
Irackie lotnictwo, w roku 1990 było jedną z potęg regionalnych. Ponad tysiąc samolotów bojowych (radzieckich i francuskich) różnych typów (w tym bombowce strategiczne) , rozbudowana sieć baz lotniczych (nazywanych wręcz „superbazami” z racji rozległości i ufortyfikowania). W roku 2003 był to cień dawnej potęgi. Straty poniesione w wyniku wojny o Kuwejt nie mogły zostać uzupełnione, z racji embarga na dostawy broni i sprzedaż ropy. Saddam nie miał więc ani środków na zakup broni ani dostawców, Irak pod jego rządami nie miał bowiem na tyle potężnych sojuszników, aby móc doprowadzić do zniesienia sankcji, lub je zignorować.
Z tych samych powodów iracka obrona przeciwlotnicza była przestarzała i nieefektywna, podobnie system rozpoznania i dowodzenia. Straty bojowe lotnictwa sił koalicyjnych były znikome w stosunku zaangażowanych sił i mniejsze niż straty spowodowanych przez wypadki i omyłkowy ogień sił własnych. Tylko jeden samolot amerykański został zestrzelony przez iracką obronę, natomiast amerykańskie zestawy Patriot omyłkowo strąciły dwa samoloty koalicji.
Na lądzie sytuacja wyglądała podobnie. Mimo że mogłoby się wydawać, że siły ciężkie koalicji, mniej liczne, nacierające tylko z jednego kierunku (z Kuwejtu w stronę Bagdadu) mogą zostać powstrzymane przez irackie siły ciężkie, wpierane przez broniące się w miastach liczne, lekkie formacje piechoty i milicji. I ponownie, wynik był zupełnie inny. Port lotniczy w Bagdadzie zajęto 4 kwietnia, a po dwóch rajdach sił pancernych i zajęciu dzielnic rządowych, zorganizowany opór ustał, a rząd i naczelne dowództwo irackie rozpadło się.
Faktem jest, że Irakijczycy bronili się w miastach. Basra i Nadżaf upadły gdy trwały już walki o Bagdad. Faktem jest jednak to, że straty sił koalicyjnych były niezwykle niskie, a wynik konfrontacji lekkiej piechoty i milicji z siłami regularnych jednostek zmechanizowanych lub aeromobilnych wspieranych przez lotnictwo i artylerię, był jednoznaczny.
Oczywiście, można wyobrazić sobie sytuację w której dobrze wyszkolone i silnie uzbrojone siły lekkie broniłyby się znacznie dłużej w jednym lub kilku miastach. Takie założenie pomija jednak dwa niezwykle istotne czynniki.
Lekka piechota może wydawać się opcją atrakcyjną ekonomicznie. Ale jeśli ma być dobrze uzbrojona (osłony balistyczne, noktowizory, nowoczesna broń przeciwpancerna i przeciwlotnicza, środki łączności ) przestaje być tania. Irak Saddama nie miał środków finansowych ani możliwości pozyskania – w jakikolwiek sposób – nowoczesnego wyposażenia i uzbrojenia.
Obrona w jednym miejscu jest natomiast obciążona wadą statyczności. Można taki silnie broniony obszar po prostu ominąć i blokować, co wielokrotnie w historii wojen czyniono. Tak samo jak Basra broniła się gdy amerykańskie czołgi były już w Bagdadzie, tak samo oblężenie Wrocławia, Lorient czy Dunkierki trwało gdy Berlin był w 1945 roku areną walk.
Można więc założyć, że gdyby jakieś irackie miasta w roku 2003 broniłyby się szczególnie skutecznie, byłyby zablokowane, izolowane a opór byłby stopniowo zmiękczany uderzeniami lotniczymi i precyzyjnym ostrzałem artyleryjskim. Prędzej czy później takie twierdze poddałyby się, a straty sił koalicyjnych, mogących uniknąć walki o miasta dzięki przewadze technicznej byłyby równie nieduże.
Przebieg konwencjonalnych działań wiosną roku 2003 jest więc znaczącym dowodem na decydującą rolę zaawansowanych technicznie, relatywnie nielicznych i wysoce mobilnych sił konwencjonalnych na współczesnym polu walki.
Niezwykle duży zakres zadań przypadł w udziale wojskom specjalnym. Było to wsparcie działań sił konwencjonalnych na kierunku południowo – wschodnim (w tym choćby wspomniane już zdobycie terminali naftowych przez polskie i amerykańskie siły specjalne), czyli działania wręcz we współczesnych konfliktach powszechne.
Wojska specjalne odegrały natomiast kluczową rolę w działaniach na zachodzie i północy Iraku. Współpracując z siłami Kurdów oraz wydzielonymi elementami wojsk konwencjonalnych i lotnictwem, siły te były w stanie zająć kluczowe obiekty oraz w przypadku frontu północnego – zająć Kirkuk i Mosul, wypełniając lukę jaka powstała w momencie gdy Turcja nie wyraziła zgody na wyprowadzenie konwencjonalnego uderzenia z jej terytorium. Zajęcie baz lotniczych na zachodzie Iraku odsunęło natomiast groźbę odpalenia z tych obszarów pocisków balistycznych, jak miało to miejsce w roku 1991.
Można śmiało ocenić, że tak znaczne zaangażowanie sił specjalnych pozwoliło wyrównać dysproporcje liczebne pomiędzy siłami koalicji i irackimi. Wykonanie tych zadań w wielu wypadkach wymagałoby użycia dużych sił konwencjonalnych, lub byłoby wręcz niemożliwe. Jest więc to kolejny przypadek dominacji jakości nad ilością.
Przewaga jakościowa sił koalicyjnych ujawniła się także w warstwie informacyjnej. Zwłaszcza w zakresie działań psychologicznych, udało się osiągnąć znaczny sukces. Stany Zjednoczone miały za sobą zarówno własną opinię publiczną i media, część sojuszników (umiejętnie rozgrywając podziały na „starą” i „nową” Europę). Irak sojuszników nie miał, nie zdołał także politycznie i psychologicznie zażegnać groźby konfliktu, w dużej mierze z racji dyktatorskiego systemu rządów i nieracjonalnych kalkulacji politycznych Saddama, który najwyraźniej nie zauważył, że po 11 września 2001 roku zasady gry się zmieniły, a w polityce za brak świeżego oglądu sytuacji i niezdolność do adaptacji płaci się klęską, tak polityczną jak i militarną.