100 lat Marynarki Wojennej
ORP Kormoran; fot. M. Piekarski
„Z dniem 28 listopada 1918 roku rozkazuję utworzyć marynarkę polską, mianując jednocześnie pułkownika marynarki Bogumiła Nowotnego, szefem Sekcji Marynarki Wojennej przy Ministerstwie Spraw Wojskowych. Józef Piłsudski
Zobacz także
Michał Piekarski Kilka kolejnych słów o tradycji i „Czerwonych Beretach”
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza...
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza granicami państwa, co jakiś czas niestety powracają kwestie dotyczące historii i tradycji.
Michał Piekarski Anatomia Zamachu
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Michał Piekarski Scenariusz Chaosu
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez...
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez wydawnictwo WarBook.
Dokładnie sto lat temu, w ten sposób dekretem Naczelnika Państwa, utworzono Marynarkę Wojenną, tworząc podstawy pod siły którymi wcześniej Polska - pomijając chwilowe epizody – trwale nie dysponowała. Mimo sukcesów floty kaperskiej czy zwycięstwa w bitwie oliwskiej, elity rządzące Polską szlachecką nie widziały potrzeby budowy sił morskich. Było to skrajnie nieracjonalne, zważywszy na fakt zależności Polski od handlu międzynarodowego i rosnącego potencjału sąsiednich państw. Odwrócenie się plecami do morza stało się jednym z gwoździ do trumny pogrążającej się w kryzysie I Rzeczypospolitej.
Odrodzona, niepodległa Polska, mimo że zmuszona do walki o granice – a w 1920 roku już o samo przetrwanie państwa – podjęła budowę portów, stoczni, floty handlowej i marynarki wojennej zaczynała od zera, z niewielkim gronem kadry wywodzącej się z flot państw zaborczych. Miarą ówczesnych problemów jest fakt że pierwszy okręt, ORP „Pomorzanin” adm Urung musiał nabyć w Gdańsku na własne nazwisko. Mimo tego, polscy marynarze walcząc – także w głębi lądu, w składzie flotylli rzecznych- i pracując nad budową floty, w ciągu niecałych dwóch dekad doprowadzili do tego że Polska uzyskała liczący się w regionie potencjał morski. Marynarka wojenna posiadała w sierpniu 1939 cztery niszczyciele (kolejne dwa miały zostać zbudowane w Polsce), pięć okrętów podwodnych i szereg innych jednostek, także rzecznych. Mimo problemów, błędów, przewagi przeciwnika, obrona Wybrzeża, trwała do października. Marynarze brali też udział w walkach w głębi kraju oraz służyli w strukturach Armii Krajowej.
Mimo militarnej klęski i ograniczonego z obiektywnych powodów, choć bohaterskiego wkładu w sojuszniczy wysiłek wojenny, polskie okręty, nosząc polską banderę, będąc suwerennym terytorium polskim były przez ten symbolami ciągłości państwa polskiego, co w wymiarze politycznym i psychologicznym jest wartością nie do przecenienia.
Trzeba przy tym cały czas pamiętać, że w przypadku Marynarki Wojennej, tradycja i espirit de corps są szczególnie silne i były takie także w okresie PRL. W nazwach okrętów zawsze znajdował się skrót „ORP” (a nie „OPRL” lub coś innego). Same nazwy okrętów – nawet wcielanych do służby w czasach stalinowskich jak okręty podwodne „Ślązak” czy „Kujawiak” nie wspominając o później wcielanych do służby okrętach takich „Orzeł” niszczyciele „Wicher” i „Grom” czy trałowce tradycyjnie nazywane nazwami ptaków - nawiązywały do tradycji przedwojennych a na kordzikach oficerskich wz. 52 znajdował się wizerunek Orła w koronie. Silna była także pamięć i poczucie więzi z poprzednimi pokoleniami marynarzy.
Czasy powojenne to także okres rozkwitu polskiej floty – handlowej, rybackiej i wojennej. Ta ostatnia od lat sześćdziesiątych stała się nowoczesnymi, ofensywnymi siłami, dysponującymi dużą liczbą nowoczesnych, czasem wręcz awangardowych jednostek, w tym okrętów desantowych, kutrów torpedowych i rakietowych, trałowców i jednostek wsparcia. Marynarka Wojnenna dysponowała także własnym lotnictwem – w tym myśliwcami odrzutowymi, a przez pewien czas także brzegowymi siłami rakietowymi. Od 1975 roku istniały także morskie siły specjalne.
W takim kształcie siły morskie odziedziczyła III Rzeczypospolita. Już w latach 1989 - 1991 doszło do szybkiej redukcji a wręcz likwidacji sił desantowych, spowodowanej przez zmianę sytuacji politycznej. Rok 1991 to czas użycia sił morskich – a dokładniej ORP Piast i ORP Wodnik w pierwszej sojuszniczej z państwami zachodnimi operacji wojskowej, jaką była operacja „Pustynna Burza”.
Mimo tych zmian, polskie siły morskie pozostawały wciąż liczebnie duże. W roku 1996 składały się one z trzech okrętów podwodnych, jednego niszczyciela, korwety zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) , czternastu małych okrętów rakietowych, ośmiu ścigaczy i jedenastu kutrów ZOP, dwudziestu dwóch trałowców – nie licząc jednostek transportowych, hydrograficznych, rozpoznawczych, szkolnych i innych. Niestety siła ta nosiła już znamiona kryzysu. Trzy nowe okręty rakietowe pozostawały bez swojego głównego uzbrojenia, korweta ORP „Kaszub” była jedynym przedstawicielem planowanej, ale nigdy nie zbudowanej serii, liczne inne okręty były już przestarzałe i czekało je wycofanie ze służby.
Mimo wysiłków marynarzy, którzy na miarę ówczesnych możliwości dokonywali modernizacji okrętów – jak przebudowa trzech trałowców na niszczyciele min projektu 206FM – i biorąc udział w coraz częstszych ćwiczeniach z flotami państw NATO, zdobywali doświadczenia pozwalające na określenie zapotrzebowania na nowoczesne, adekwatne do nowych wyzwań okręty – to jednak nadzieje i plany nie zostały spełnione.
Wycofywane okręty nie doczekały się następców. Program „Gawron” który miał doprowadzić do pozyskana nowych jednostek jakimi miały być wielozadaniowe korwety – okazał się klęską. Jedyny powstały w jego rezultacie okręt - „Ślązak” - dopiero niedawno rozpoczął próby morskie i być może w przyszłym roku na wiosnę zostanie wcielony do służby. Promykiem nadziei jest ORP Kormoran i zamówione już kolejne jednostki tego typu, ale to tylko jeden z elementów systemu jaki muszą tworzyć siły okrętowe. Sukcesem okazało się odtworzenie brzegowych sił rakietowych, ale Morska Jednostka Rakietowa nie wypełni każdego zadania jakie muszą wypełniać okręty.
Tymczasem najważniejsze programy, jakimi jest pozyskanie nowych okrętów nawodnych i podwodnych przechodziły zmienne koleje losu. Zmienne decyzje polityczne – czy raczej brak zainteresowania polityków, kontrowersyjne reformy systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi (w tym zwłaszcza likwidacja Dowództwa Marynarki Wojennej) , wreszcie aktywność lobbystów reprezentujących różne grupy interesu – sprawiły że szanse na zakup okrętów – czy to nowych, czy używanych – nie zostały wykorzystane. Dotkliwy jest nie tylko brak okrętów, ale także potęgujące się opóźnienia w nabyciu nowych śmigłowców i samolotów.
Może się wręcz okazać że w dekadę po setnej rocznicy utworzenia Marynarki Wojennej zostaniemy z patrolowym „Ślązakiem”, być może z trzema kolejny raz zmodernizowanymi okrętami rakietowymi projektu 660 , z flotą nielicznych, choć ultranowoczesnych niszczycieli min, pewną liczbą trałowców i okrętów wsparcia oraz pomocniczych jednostek pływających. Najnowocześniejszymi jednostkami mogą okazać się – prócz niszczycieli min – motorówki hydrograficzne i holowniki! Pozostaną jeszcze jachty, wśród których znajduje się jeden o symbolicznej w tym kontekście nazwie – „Pustki Cisowskie”.
Bez nowych okrętów – fregat i korwet - i śmigłowców oznacza to powolne ale nieuchronne zbliżanie się do stanu wyjściowego, do roku 1918. Nie chodzi tu tylko o sam sprzęt. Chodzi także o ludzi, których doświadczenia, wyszkolenia, niesionej przez nich z pokolenia na pokolenie kultury organizacyjnej – nie da się po prostu kupić. Marynarka Wojenna jest kształtowana właśnie przez ową kulturę, dobrą praktykę morską, etos po prostu. Stąd też marynarze są bardzo przywiązani do tradycji i symboli – co może zaskakiwać osoby nie znające specyfiki tego rodzaju sił zbrojnych.
Ale aby utrzymać ludzi, szkolić ich, pozwalać nabywać nowe doświadczenia, potrzebne są okręty stanowiące realną siłę, takie które pozwalają słowa i deklaracje zamienić w realną treść i realny potencjał. Pozostaje mieć nadzieję, że uda się przełamać impas, ostatecznie obalić szkodliwe a wykorzystywane przez lobbystów mity dotyczące zadań i możliwości współczesnych okrętów. Takim mitem w szczególności jest przekonanie że duże okręty nawodne nie nadają się do działań na Bałtyku. Rzeczywistość i programy modernizacji flot państw bałtyckich zadają kłam tej tezie.
Jeśli jednak okaże się że pojawią się szanse na pozyskanie nowych okrętów – korwet a jeszcze lepiej fregat – to będzie to krok mający bez mała strategiczne znaczenie dla Polski. Nie ma w tym zbędnego patosu. Silna flota nawodna, wsparta okrętami podwodnymi, lądowymi silami rakietowymi i lotnictwem oznacza zdolność do kontroli sytuacji na Bałtyku, a zatem zapewnienie sobie bezpieczeństwa i to w wielu wymiarach, także w gospodarczym i energetycznym. I tego pozostaje sobie życzyć na setną rocznicę utworzenia Marynarki Wojennej.