Siły specjalne a obrona terytorialna

Żołnierze 19 Grupy Sił Specjalnych Gwardii Narodowej podczas ćwiczeń Fot. US DoD
Obrona własnego terytorium wydaje się być jednym z zasadniczych zadań jakie muszą spełniać siły zbrojne. Trzeba jednak mieć na uwadze, że siły zbrojne są przede wszystkim narzędziem polityki zagranicznej, a kształt armii i jej zadania są konsekwencją sytuacji politycznej, geograficznej i społecznej.
Zobacz także
Michał Piekarski Kilka kolejnych słów o tradycji i „Czerwonych Beretach”

Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza...
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza granicami państwa, co jakiś czas niestety powracają kwestie dotyczące historii i tradycji.
Michał Piekarski Anatomia Zamachu

Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Michał Piekarski Scenariusz Chaosu

Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez...
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez wydawnictwo WarBook.
Były i są więc na świecie armie które można opisać jako prawie wyłącznie obronne, w bardzo ograniczonym stopniu mogące być użyte poza własnymi granicami. Tak sytuacja wygląda w Szwajcarii czy Japonii, gdzie uwarunkowania polityczne dyktują taki a nie inny, defensywny kształt sił zbrojnych (choć intensyfikacja udziału japońskich żołnierzy w operacjach zagranicznych ostatnich dwóch dekadach jest widoczna). Nacisk na obronę własnego terytorium był i jest do dziś widoczny w siłach zbrojnych państw skandynawskich.
Są tez armie wybitnie ekspedycyjne, jak amerykańska, gdzie cała struktura podporządkowana jest operacjom zagranicznym, zaś potencjał obronny jest ograniczony do pewnych sektorów, zdolności uzupełniających zadania służb policyjnych. Dotyczy to między innymi ochrony własnej przestrzeni powietrznej, bezpieczeństwa morskiego, czy ochrony granicy lądowej.
Dotyczy to także Gwardii Narodowej, która mimo specyficznego podporządkowania czasu pokoju (władzom stanowym) jest zapleczem sił operacyjnych i bierze regularny udział w działaniach poza granicami kraju. Stąd też w jej składzie znajdują się jednostki piechoty, artylerii, śmigłowców bojowych ale także samolotów tankowania powietrznego, lotnictwa myśliwskiego a także wojsk specjalnych (i ich lotnictwa).
Warto zauważyć, że dwie Grupy Sił Specjalnych (19 i 20) należące go Gwardii Narodowej nie są ukierunkowane na działania na własnym terytorium, czy wobec zagrożeń wewnętrznych, jak można by sądzić po niektórych ogólnych opisach Gwardii Narodowej jako sił obrony terytorialnej. Obie te jednostki, których pododdziały stacjonują w kilku stanach (są to między innymi : Alabama, Utah, Teksas, Floryda) są rezerwowymi odpowiednikami Grup Sił Specjalnych w służbie czynnej.
Ich zadania obejmują więc działania nieregularne (partyzanckie i przeciwpartyzanckie) , zagraniczną obronę wewnętrzną, rozpoznanie specjalne oraz akcje bezpośrednie. Także obszary odpowiedzialności tych grup znajdują się poza Stanami Zjednoczonymi (odpowiednio : Azja i Europa oraz Ameryka Łacińska) podobnie jak ich odpowiedników w siłach regularnych.
Mimo że tradycyjny slogan rekrutacyjny Gwardii Narodowej odnoszący się do czasu szkolenia brzmi „jeden weekend w miesiącu, dwa tygodnie w roku”, to w tym przypadku nie ma on zastosowania i kandydaci są o tym wyraźnie ostrzegani. Zarówno proces selekcji (SFQC) i szkolenia podstawowego jak i wymogi odnośnie standardów wyszkolenia żołnierzy i pododdziałów są identyczne jak w przypadku sił regularnych.
Polskie siły zbrojne w ciągu ostatnich dekad przeszły znaczącą ewolucje, można powiedzieć że wręcz kilkakrotną. W okresie Zimnej Wojny, zadaniem części sił była obrona terytorium kraju, w tym przed uderzeniami powietrznymi oraz działaniami dywersyjnymi, a także walka ze skutkami użycia brono masowego rażenia, jak również zabezpieczenie ruchu na strategicznych szlakach komunikacyjnych. Wiązało się to z przewidywanym charakterem konfliktu w Europie.
Po roku 1990, armia zaczęła być przeobrażana w strukturę typowo defensywną, z czym wiązały się plany rozbudowy sił Obrony Terytorialnej, postrzeganej jako lekka piechota, zdolna do walki w terenie zurbanizowanym. Wyraźna była także fascynacja możliwościami przenośnych środków przeciwpancernych i przeciwlotniczych. Z czasem jednak z tych zamiarów zrezygnowano.
Współczesne konflikty zbrojne nie tworzą, wbrew pozorom warunków sprzyjających lekkiej, działającej w miastach piechocie. Konwencjonalne konflikty zbrojne toczone są z użyciem sił pancernych, artylerii i lotnictwa. Możliwe jest osiąganie celów działań zbrojnych poprzez operacje lotnicze, jak miało to miejsce w roku 1999. Państwo europejskie – takie jak Polska – jest bowiem uzależnione od rozbudowanej infrastruktury i gospodarki, samo zbombardowanie elektrowni i węzłów komunikacyjnych może taki kraj rzucić na kolana. Podobne efekty może dać zakrojona na szeroką skalę akcja dywersyjna obcych służb i sił specjalnych.
Biorąc pod uwagę uwarunkowania militarne ale i społeczne, wizja miast zamienianych w twierdze jest również mało realna. Przeciwnik mógłby je łatwo odizolować siłami drugiego rzutu, niszczyć ogniem artylerii i lotnictwa, lub stopniowo zdobywać. To już na wstępie oznaczałoby porażkę, gdyż rolą współczesnego miasta nie jest bycie twierdzą, ale ośrodkiem społecznym, politycznym i gospodarczym. Oblężenie zaś przerywa choćby szlaki komunikacyjne, to z kolei oznacza że w czasie konfliktu przeciwnik może sobie pozwolić na izolację miast ( i skupić się na rozbiciu wojsk operacyjnych) a zmusić je do kapitulacji może później, o ile same by się nie poddały, pozbawione energii i żywności. Straty w ludności są zaś bezpowrotne (vide Powstanie Warszawskie).
Trzeba przy tym mieć na uwadze dwie rzeczy. Hipotetyczny konflikt na dużą skalę w Europie oznaczałby że dotychczasowe mechanizmy bezpieczeństwa w Europie zniknęłyby, albo okazały się nieefektywne. To oznacza że potencjalny agresor nie musiałby się przejmować swoim wizerunkiem, a więc nie musiałby się przejmować stratami wśród ludności cywilnej. Wysoce wątpliwe jest także to aby agresorem było państwo demokratyczne, z wolnymi mediami, a to oznacza że straty własne, nawet liczone w tysiącach nie byłyby dla niego przeszkodą. W przypadku Polski oznaczałoby to, że wojna z takim przeciwnikiem bez wsparcia sojuszników byłaby skazana na klęskę od początku.
Działania nieregularne mogą wydawać się interesującą alternatywą dla otwartych działań. Mają wiele zalet. Są relatywnie tanie, sabotaż czy dywersja nie wymagają dużej ilości żołnierzy ani kosztownego, ciężkiego uzbrojenia. Wymagają natomiast precyzji działania i wysokiego stopnia wyszkolenia. Stąd też ich związki z wojskami specjalnymi są naturalne i wiele jednostek specjalnych (w tym wspomniane już amerykańskie „zielone berety”) jest przeznaczonych nie tylko do prowadzenia takich działań, ale także do ich organizowania i szkolenia sił nieregularnych (partyzanckich). Nie bez znaczenia jest także wartość informacji gromadzonych podczas działań partyzanckich.
Działania nieregularne angażują znaczne siły przeciwnika, według niektórych szacunków do dwudziestu do trzydziestu żołnierzy na jednego partyzanta. Powtarzające się ataki trudno uchwytnego przeciwnika, zwłaszcza gdy miejscowa ludność ma do niego pozytywny lub przynajmniej neutralny stosunek, wywołują demoralizację sił okupacyjnych. Rosną straty, a sukcesy jeśli są, to najwyżej na szczeblu taktycznym. Taki scenariusz znany jest z wielu konfliktów, zwłaszcza wojen kolonialnych w Afryce, z Afganistanu i Wietnamu.
Faktem jest, że działanie nieregularne okazywały się skuteczne. Faktem jest, że zdarzały się klęski – jak w przypadku polskiego podziemia antykomunistycznego po 1945 roku. Zasadniczym czynnikiem jest bowiem w ich przypadku to, że siła zbrojna jest elementem podrzędnym wobec działań politycznych. Tak na przykład stało się w przypadku Afganistanu, gdzie mudżahedini mieli po swojej stronie Stany Zjednoczone i Pakistan, skąd otrzymywali znaczącą pomoc. Zarazem byli tylko jednym z czynników nacisku na ZSRR, obok presji politycznej i ekonomicznej, i suma tych czynników przesądziła o wyniku konfliktu.
Zjawisko to działa także w drugą stronę. Politycznie można zneutralizować przeciwnika. Jednym z największych sukcesów Amerykanów w Iraku było uspokojenie sytuacji w prowincji Anbar. Osiągnięto to poprzez namówienie do współpracy przeciwko al-Kaidzie milicji plemiennych, wcześniej walczących z Amerykanami.
W odniesieniu do Polski, można uznać, ze w hipotetycznym konflikcie, w razie gdyby doszło do najgorszego (na szczęście – bardzo mało prawdopodobnego w przewidywalnej przyszłości) scenariusza, agresji i częściowej lub całkowitej okupacji, opcja działań nieregularnych mogłaby być opłacalnym wyborem. Racjonalne byłoby, w razie wzrostu zagrożenia, przygotowanie zrębów struktur konspiracyjnych, co jest oczywistym zadaniem dla służb i wojsk specjalnych.
Jednak aby taka działalność dawała szansę powodzenia, musiałby by zostać spełnione określone warunki. Struktura musiałaby być silnie zakonspirowana, a już teraz jest to trudne, zważywszy na możliwości jakie dają skomputeryzowane narzędzia analityczne. Pomysły budowania struktur walki podziemnej w oparciu o jawnie działające organizacje paramilitarne czy konwencjonalnej armii są niestety mrzonką, mogło się to udać pół wieku temu, teraz już nie.
Drugim czynnikiem jest trwałość relacji sojuszniczych. Możliwość uzyskania wsparcia materiałowego, szkolenia, wymiany informacji wywiadowczych, o politycznym poparciu nie wspominając jest w takim wypadku decydująca. W razie utraty części czy całości terytorium, państwo które nie ma sojuszników, ponosi trwałą klęskę, jego miejsce na mapie zajmuje zupełnie inny politycznie aktor. Wówczas żadne działania zbrojne nie przynoszą efektu, co również pokazują przykłady z historii.