Pustynna Burza
Fot. USAF
Siedemnastego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego roku rozpoczęła się jedna najbardziej znanych operacji konfliktów zbrojnych ostatnich dekad - operacja „Pustynna Burza”. Ten konflikt stał się pod wieloma względami wzorcem późniejszych operacji wojskowych i w dalszym ciągu jest punktem odniesienia dla prognoz przyszłych konfliktów zbrojnych.
Zobacz także
Michał Piekarski Kilka kolejnych słów o tradycji i „Czerwonych Beretach”
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza...
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza granicami państwa, co jakiś czas niestety powracają kwestie dotyczące historii i tradycji.
Michał Piekarski Anatomia Zamachu
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Michał Piekarski Scenariusz Chaosu
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez...
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez wydawnictwo WarBook.
Trwający niewiele ponad miesiąc konflikt był już wielokrotnie opisywany i analizowany. Szczególną uwagę zwracano na rolę, jaką odegrała technika wojskowa, zarówno uzbrojenie, jak i systemy rozpoznania, łączności i dowodzenia. Swoista „techno-wojna” jaką był ten konflikt uzmysłowiła bowiem rolę techniki i późniejsze reformy amerykańskich sił zbrojnych w latach dziewięćdziesiątych były w znacznej mierze podejmowane z myślą o utrzymaniu przewago technicznej nad resztą świata.
Irak w roku 1990, gdy doszło do inwazji na Kuwejt, dysponował czwartą co do wielkości armią świata. Same siły lądowe liczyły ponad pół miliona żołnierzy, cztery tysiące czołgów i ponad pięćset samolotów. Siły te były, jak na ówczesne standardy i specyfikę regionu, dobrze wyposażone, głównie w broń radziecką i francuską. Irak udowodnił także że posiada broń chemiczną, posiadał także środki do jej przenoszenia – w tym pociski balistyczne. Oprócz regularnej armii Saddam Husajn mógł liczyć także na siły Gwardii Republikańskiej oraz milicji partii Baas, nie wspominając o innych siłach bezpieczeństwa wewnętrznego, silnie rozbudowanych w totalitarnym państwie.
Lądowa operacja według typowego choćby dla Drugiej Wojny Światowej kanonu oznaczałaby konieczność zgromadzenia co najmniej równie potężnych sił lądowych, wdarcia się na terytorium przeciwnika, opanowania jego stolicy i zapewne także innych miast, co wiązałoby się z długimi i kosztownymi walkami, gdzie straty własne należało by liczyć w dziesiątkach tysięcy i gdzie wysoce prawdopodobne było by użycie broni masowego rażenia. Możliwe byłoby że z uwagi na straty, koalicja mogłaby zostać bardzo poważnie osłabiona politycznie, być może rozbita. Samo zwycięstwo militarne było by wątpliwe.
Tymczasem konflikt przybrał zupełnie inny obrót. Łączne straty sił koalicyjnych nie przekroczyły tysiąca zabitych i rannych. Łączne straty irackich wojsk były sto razy większe. Już samo to oznaczało, że na polu walki dokonała się rewolucyjna zmiana.
Technika jest jedną z zasadniczych odpowiedzi na to pytanie. Nie chodziło jednak o to, że przeciwko irackiej armii rzucono siły lepiej od niej wyposażone w sensie dział o większym kalibrze, pocisków rakietowych o większym zasięgu czy bardziej zwrotnych samolotów. Oczywiście można wskazać dysproporcje na korzyść jednej strony – ale jest to zjawisko normalne w każdej wojnie.
To co było rewolucyjne to zdolność do prowadzenia walki informacyjnej, a więc gromadzenia, przetwarzania i dystrybucji informacji, jednocześnie uniemożliwiając czynienie tego przeciwnikowi. Dominacja informacyjna sił koalicyjnych była widoczna niemal w każdym obszarze działań, od urządzeń do obserwacji nocnej dających załogom amerykańskich czołgom miażdżącą przewagę nad Irakijczykami po samoloty dozoru radiolokacyjnego jak E-3 Sentry czy E-8 Joint STARS.
Iracki system dowodzenia był atakowany na szereg sposobów. Na szeroką skalę wykorzystano środki walki radioelektronicznej, ale także atakowano system kierowania państwem i stanowiska dowodzenia siłami zbrojnymi. Co ważne, pierwsze uderzenia w trakcie konfliktu – wykonane przy pomocy pocisków manewrujących, samolotów F-117A i śmigłowców (Task Force Normandy z udziałem śmigłowców sił specjalnych) były wymierzone właśnie w ten system – w stanowiska dowodzenia, węzły łączności i posterunki radiolokacyjne.
Dezorganizacja systemu dowodzenia, obezwładnienie systemu obrony powietrznej i uzyskanie w ciągu kilku dni przewagi w powietrzu miało decydujące znaczenie dla przebiegu konfliktu. Irak nie był w stanie podjąć skutecznych działań na lądzie, ani ofensywnych (jak pod Al-Chafdżi) ani defensywnych (jak miało to miejsce podczas ofensywy sił koalicyjnych).
Irackie lotnictwo odniosło jedno jedyne zwycięstwo powietrzne, gdy pierwszej nocy wojny MiG-25 zestrzelił amerykańskiego F/A-18. Co ciekawe, sami Irakijczycy zaliczyli własnemu pilotowi to zwycięstwo dopiero kilka lat później. Późniejsze próby podejmowania walki w powietrzu kończyły się tylko stratami po stronie irackiej. Nie udał się także jedyny znany atak na flotę sojuszniczą w Zatoce Perskiej. Dwa irackie Mirage F1EQ, próbujące dokonać ataku z małej wysokości zostały przechwycone przez saudyjskie F-15C, naprowadzane przez samolot dozoru radiolokacyjnego E-3C.
Jedynym poważnym zagrożeniem ze strony Iraku były pociski balistyczne. Mniejsze znaczenie miała sama efektywność tych uderzeń. Były to bowiem jedyne próby działań mogących mieć daleko idące polityczne i strategiczne konsekwencje, bowiem głównym celem ataków rakietowych był Izrael.
Była to bowiem polityczna prowokacja. Izraelski kontratak oznaczałby groźbę rozpadu koalicji, w skład której wchodziło wiele państw arabskich. Tego udało się uniknąć, zabiegami dyplomatycznymi, rozmieszczeniem w Izraelu baterii pocisków przeciwlotniczych MIM-104 Patriot i intensyfikacją polowania na mobilne wyrzutnie. Zadanie to wykonywały siły lotnicze współpracujące z wojskami specjalnymi (w tym z brytyjskim 22 Pułkiem SAS i amerykańską Deltą).
Czynniki polityczne odgrywały także istotną rolę. Irak był praktycznie osamotniony. Desperacka próba uratowania części lotnictwa poprzez ucieczkę do Iranu, z którym niedawno Irak toczył wojnę nie dała efektu – te samoloty które wylądowały w Iranie, zostały przejęte przez tamtejsze lotnictwo. Tymczasem koalicja dysponowała niezwykle szerokim poparciem, żadne z mocarstw nie sprzeciwiało się interwencji zbrojnej.
Irak przegrał więc tą wojnę także politycznie i wizerunkowo. Natomiast Amerykanie i ich sojusznicy bardzo skutecznie zmobilizowali światową opinię publiczną, przekształcając wojnę o złoża ropy w napaść rządzonego przez tyrana mocarstwa na małe państwo, w starcie Dobra i Zła, w czym wcześniejsze zbrodnie reżimu Husajna były tylko pomocne.
Czy Saddam mógł wygrać lub uniknąć tak druzgocącej klęski? Zapewne tak, gdyby nie kilka czynników. Przede wszystkim, zemściły się błędy polityczne. Saddam nie miał sojuszników, tych których mógł kiedyś za takowych uważać – państwa zachodnie i naftowe monarchie Zatoki Perskiej – porzuciły go gdy przestał być im potrzebny jako zapora przed Iranem. Liczne okrucieństwa, z którymi się zresztą nie krył, sprawiły że szanse na poparcie zachodniej opinii publicznej były zerowe. Przez szereg miesięcy czekał aż koalicja zgromadzi siły i nie próbował – poza uderzeniami rakietowymi – przenieść konfliktu na inne obszary.
Zasadnicze lekcje płynące z tego konfliktu są dwie. Jedna jest potwierdzeniem sformułowanej przez Clausewitza zasady wojny jako kontynuacji polityki. Konflikt zbrojny jest zawsze zjawiskiem przede wszystkim politycznym, i błędne decyzje polityczne trudno nadrobić na szczeblu niższym, militarnym. Można jednak własną słabość militarną zrównoważyć skutecznością polityczną.
Gdy dochodzi do stosowania siły, nie decydują już liczby wyrażające liczebny potencjał, czy „twarda siła” w postaci samej armii na froncie
„Pustynna Burza” podobnie jak późniejsze konflikty wykazały, że znaczenie czynnika technicznego wzrasta. Doskonale uchwycili to Tofflerowie wydanej niedługo po „Pustynnej Burzy” książce „Wojna i antywojna”. O ile wcześniej – zwłaszcza podczas Drugiej Wojny Światowej – o zwycięstwie decydowała masowość produkcji uzbrojenia i liczebność sił zbrojnych, tak teraz wygrywali ci którzy umieli postawić na jakość, na zdolność produkcji i wykorzystania zaawansowanych technicznie, precyzyjnie działających systemów uzbrojenia, wsparcia i zabezpieczenia działań. Dotyczyło to także sił specjalnych, które odegrały w tym konflikcie istotną, choć nie zawsze widoczną rolę.
Amerykańskie i brytyjskie siły specjalne prowadziły podczas tego konfliktu rozpoznanie specjalne, czasem działania dywersyjne i inne akcje bezpośrednie. Potwierdziło się także znaczenie lotnictwa sił specjalnych – śmigłowce MH-53J poprowadziły szturmowe AH-64A do ataku na dwa irackie posterunki radiolokacyjne otwierając drogę do Bagdadu alianckim samolotom. I w kolejnych konfliktach zbrojnych znaczenie sił specjalnych zostało potwierdzone.
Działania sił koalicyjnych były prowadzone w sposób wysoce efektywny, mimo że koalicja liczyła trzydzieści cztery państwa a dominujące w niej Stany Zjednoczone wykorzystały jednostki wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Biorąc pod uwagę stopnień skomplikowania działań, współpracę tych sił można ocenić jako bardzo sprawną, choć odbywała się na poziomie dowodzenia operacyjnego, z zachowaniem podstawowej odrębności wszystkich rodzajów sił zbrojnych – co jest zasadą do dziś utrzymaną przez amerykańskie (i nie tylko ) siły zbrojne, prowadzące działania połączone.