Chris Kyle w Polsce
Craft International, Andrzej Krugler
27 lipca br., już kilka miesięcy po wydaniu w USA bestsellerowej książki Chrisa Kyle’a „American Sniper: The Autobiography Of The Most Lethal Sniper In U.S. Military History”, ukazał się w Polsce jej przekład, pod tytułem „Cel snajpera”. Chris Kyle, były komandos plutonu Charlie SEAL Team 3, US Naval Special Warfare, znajduje się obecnie na pierwszym miejscu rekordów amerykańskich snajperów, z wynikiem 160 oficjalnie potwierdzonych trafień, a w rzeczywistości 255.
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Jesteśmy przygotowani na każde zagrożenie
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Tomasz Łukaszewski Nie widzę problemu
Rozmowa z Sebastianem Grzywaczem – ociemniałym mówcą motywacyjnym, fanem boksu, skoków spadochronowych i strzelectwa, prowadzącym szkolenia dla służb mundurowych i jednostek specjalnych. Rozmawiał: Tomasz...
Rozmowa z Sebastianem Grzywaczem – ociemniałym mówcą motywacyjnym, fanem boksu, skoków spadochronowych i strzelectwa, prowadzącym szkolenia dla służb mundurowych i jednostek specjalnych. Rozmawiał: Tomasz Łukaszewski Zdjęcia: arch. Sebastiana Grzywacza
Tomasz Łukaszewski Bezpieczeństwo nie jest drogie – jego brak kosztuje
Rozmowa z prof. dr. hab. Kubą Jałoszyńskim – ekspertem zajmującym się problematyką związaną z walką z zagrożeniami terrorystycznymi, organizacją i funkcjonowaniem jednostek kontrterrorystycznych. Byłym...
Rozmowa z prof. dr. hab. Kubą Jałoszyńskim – ekspertem zajmującym się problematyką związaną z walką z zagrożeniami terrorystycznymi, organizacją i funkcjonowaniem jednostek kontrterrorystycznych. Byłym funkcjonariuszem policji z 23-letnim stażem pracy w jednostce KT, dowódcą warszawskiego pododdziału KT, twórcą centralnego pododdziału kontrterrorystycznego - obecnie to CPKP „BOA”, nauczycielem akademickim w Akademii Policji w Szczytnie, członkiem Rady Naukowej Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium...
Jak sam mówi: „Uważam, że liczba zabitych wrogów nie świadczy o świetności żołnierza. Facet, który śmiertelnie trafił 150 czy nawet 500 wrogów, nie musi być najlepszy. Po prostu był w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Nie chcę być też nazywany najbardziej śmiercionośnym snajperem, bo nie chcę być znany przede wszystkim z liczby osób, które zabiłem. Chciałbym być znany z liczby, którą udało mi się dzięki temu uratować”.
Chris Kyle służył w Navy SEAL w latach 1999-2009 i brał udział w czterech zmianach podczas II wojny w Zatoce Perskiej (Operation Iraqi Freedom) i misji stabilizacyjnej w Iraku. Po pierwszej misji ukończył szkolenie snajperskie i powrócił do Iraku już w roli etatowego snajpera. Najbardziej zasłużył się podczas drugiej bitwy o Faludżę w 2008 r. - bastion sunnickich ekstremistów i terrorystów z Al-Kaidy - eliminując z broni snajperskiej w toczonych tam walkach około 40 przeciwników. Jego najbardziej spektakularny sukces to zastrzelenie bojownika uzbrojonego w granatnik przeciwpancerny z odległości 1920 m. Wrogowie nazwali go Al-Shaitan Ramad („Diabeł z Ramadi”) i wyznaczyli za jego głowę nagrodę w wysokości 20 tys. dolarów. Był dwukrotnie ranny i sześciokrotnie przeżył bliski wybuch improwizowanego ładunku wybuchowego. W czasie II bitwy o Faludżę zastrzelił 40 rebeliantów.
W Iraku dwukrotnie współdziałał na polu walki z operatorami polskiej Jednostki Wojskowej GROM. Za wykazaną na polu walki odwagę w obliczu nieprzyjaciela odznaczono go trzema Medalami Srebrnej Gwiazdy (Silver Star Medal - czwarte najwyższe amerykańskie odznaczenie wojskowe) i pięcioma Brązowymi Gwiazdami oraz medalami za osiągnięcia (Achievement Medals) US Navy i US Marine Corp. Obecnie prowadzi firmę szkoleniową Craft International, oferującą szkolenia dla wojska, służb ochrony porządku publicznego i cywili, z zakresu strzelania bojowego z broni krótkiej i długiej, Close Quarter Combat, a przede wszystkim specjalistyczne kursy snajperskie.
W lipcu br., w ramach promocji polskiego wydania jego wspomnień, Chris Kyle przybył z wizytą do naszego kraju. Dzięki uprzejmości krakowskiego wydawcy, Instytutu Wydawniczego Znak, przedstawiciele redakcji SPECIAL OPS mieli przyjemność porozmawiać z nim podczas bezpośredniego spotkania. Nie zadawaliśmy pytań dotyczących spraw znanych i oczywistych oraz kwestii, które szeroko poruszał w swojej książce, ale skorzystaliśmy z okazji, by dorzucił do nich parę dodatkowych informacji i opinii.
SPECIAL OPS: Jakie są istotne różnice między kursem snajperskim Navy SEAL a renomowanymi kursami scout-sniper US Marine Corps, w których wcześniej i nadal biorą udział „Foki”? Na czym polega specyfika kursów snajperskich SEAL?
Chris Kyle: Wysyłaliśmy i nadal wysyłamy naszych ludzi na takie kursy piechoty morskiej. Trwają one osiem tygodni i są świetne. Wykorzystaliśmy doświadczenia z tych kursów, aby stworzyć nasz własny kurs snajperski. Marines trenowali jednak praktycznie tylko na jednym systemie broni (Remington M40), a my używamy wielu różnych typów broni snajperskiej i choćby z tego powodu nasz kurs musi trwać dłużej. Musisz poznać i wyszkolić się w obsłudze każdego z nich i zdać egzaminy potwierdzające, że opanowałeś posługiwanie się wszystkimi. Inną istotną różnicą jest to, że nasz kurs zaczyna się od szkolenia w działaniach wywiadowczych i wykorzystania w nich fotografi i (PIC – Photo, Intelligence Course). Uczymy się wówczas obsługi aparatów fotografi cznych, radiostacji i sprzętu komputerowego, wykorzystywanego do zbierania i przesyłania informacji. Kolejną różnicą jest znacznie dłuższy czas trwania etapu poświęconego skrytemu podchodzeniu do celu (stalking). Uważamy, że nasi snajperzy muszą posiąść znacznie większe umiejętności pozostawania niewykrytym. Ogólnie można więc powiedzieć, że podstawową różnicą jest poświęcanie u nas znacznie dłuższego czasu na szkolenie w każdym z elementów snajperskiego rzemiosła, plus nauka umiejętności związanych z gromadzeniem danych wywiadowczych.
SO: Czy wyszkolenie snajperskie we wszystkich teamach SEAL na obu wybrzeżach jest ujednolicone?
CK: Obecnie tak, ponieważ wszyscy snajperzy, zarówno ze wschodniego, jak i zachodniego wybrzeża, przechodzą ten sam około trzymiesięczny kurs w Naval Special Warfare Sniper School dla wszystkich zespołów. Wcześniej były organizowane dwa kursy, jeden na wschodzie, drugi na zachodzie, ale po pewnym czasie połączono je w jeden. Program kursu powstał w czasie spotkań doświadczonych snajperów pochodzących z poszczególnych zespołów, którzy zdecydowali, co i jak ma być na nim nauczane. Tak więc snajperzy z wszystkich zespołów uczą się tej samej taktyki i wszyscy szkoleni są w ten sam sposób. Ze względu na rozmieszczenie poszczególnych zespołów istnieją natomiast różnice co do czasu poświęcanego na doskonalenie różnych aspektów działania. Na przykład snajperzy z zachodniego wybrzeża, w porównaniu do kolegów ze wschodu, spędzają znacznie więcej czasu na treningu operowania w warunkach pustynnych, z tego prostego powodu, że mają o wiele łatwiejszy dostęp do takich terenów.
SO: Podczas swojej pierwszej misji w Iraku nie miałeś jeszcze za sobą przeszkolenia snajperskiego, ale czy uważasz, że przed drugą z nich byłeś już wystarczająco wyszkolony i przygotowany?
CK: Miałem szczęście, ponieważ zostałem przydzielony do zespołu, w którym byli niezmiernie doświadczeni snajperzy, którzy udzielili mi wielu przydatnych uwag, podzielili się swoim doświadczeniem i nauczyli działania w irackich realiach.
SO: Czy będąc przydzielanym jako wsparcie snajperskie do obcych oddziałów możesz powiedzieć, że ich dowódcy umieli w pełni wykorzystać twoją specjalność, rozumieli rolę, przydatność snajpera, potrafili odpowiednio współpracować?
CK: To był duży problem przez dłuższy czas. Dowódcy różnych jednostek, a nawet zespołów SEAL, przez pewien początkowy okres nie rozumieli jeszcze, jak w pełni prawidłowo korzystać ze wsparcia snajperów. Trzeba było zapoznawać ich z naszymi umiejętnościami oraz możliwościami i dopiero po tym sytuacja zaczynała zmierzać ku lepszemu. Ale zabierało to zazwyczaj tyle czasu, że w momencie, gdy współpraca zaczynała się w końcu układać jak należy, zostawaliśmy przydzieleni do kolejnej jednostki. Współpraca z regularnymi jednostkami zawsze na początku była trudna, ponieważ należący do nich żołnierze myślą, że „specjalsi” uważają się za lepszych od nich. A to nieprawda. Ja zawsze mówiłem im, że jesteśmy tacy sami jak oni i jestem z nimi tylko po to, żeby ich wspierać.
SO: W powszechnym wyobrażeniu zadania snajperów to pojedyncze strzały ze spektakularnych odległości. Opisywałeś i takie trafienia, ale w większości przypadków operowałeś w innych warunkach.
CK: Większość moich trafi eń zaliczyłem na odległościach od 200 do 400 jardów, ponieważ walczyłem głównie w miastach, a tam wszystkie cele z natury rzeczy pojawiają się bliżej. Żołnierze w Afganistanie zwykle strzelają z dużo większych odległości niż te, z którymi miałem do czynienia w Iraku. Nawet na tych krótszych dystansach strzelałem z reguły w korpus. Tak jest po prostu łatwiej – strzał w głowę jest naprawdę trudny. Człowiek wciąż porusza głową, dlatego staramy się celować w klatkę piersiową. Nawet snajperzy chybiają, szczególnie do przemieszczających się celów, które zazwyczaj gestykulują i poruszają głowami. Klatka piersiowa wtedy się tak nie porusza, ma też większą powierzchnię, więc w przypadku niedokładnego trafi enia i tak jest szansa, że pocisk dosięgnie celu. W zależności od misji działaliśmy w parach lub grupach, ponieważ trzeba mieć pewność, że w przypadku namierzenia naszej pozycji snajper (snajperzy) ma zapewnione wsparcie. Już po pierwszych strzałach pozycja snajperska jest zazwyczaj wykrywana i staje się pozycją obronną. Przechodzi się wtedy do wymiany ognia.
SO: Czy w szkoleniu snajperów Navy SEAL, marines i innych, z którymi miałeś okazję współpracować, kładzie się wystarczająco duży nacisk na działania w terenie zurbanizowanym? W odpowiedniej proporcji także na zadania rozpoznawcze i obserwację?
CK: Nie, zawsze czuliśmy, że spędzamy za mało czasu trenując takie działania. Pamiętajcie, że jako snajper nadal musiałem uczestniczyć we wszystkich pozostałych zajęciach, takich jak walka wręcz, CQC, nurkowanie, skoki spadochronowe itd. A dodatkowo musiałem podnosić swoje umiejętności jako snajper. Zawsze więc chciałem mieć do dyspozycji więcej czasu, niż w rzeczywistości miałem, na treningi z moim karabinem wyborowym, aby opanować go na mistrzowskim poziomie. Większość szkolenia snajperskiego poświęcaliśmy faktycznie na działania w terenie pozamiejskim, ponieważ brakuje obiektów szkoleniowych, pozwalających na trening strzelania na duże odległości w terenie miejskim. Oczywiście, są obiekty do szkolenia w mieście, ale posiadają one pewne ograniczenia, obniżające ich przydatność w naszym szkoleniu praktycznym. Na przykład pozwalają na strzelanie tylko w jednym kierunku, podczas gdy ja chciałbym mieć możliwość strzelania w każdym, aby móc ćwiczyć sytuacje, gdy cel pokazuje się w nieznanym przeze mnie miejscu – czyli takie, kiedy nie znam jego położenia i najpierw muszę go zlokalizować.
SO: Jakie najważniejsze modyfi kacje według ciebie, po doświadczeniach z Iraku, należałoby wprowadzić w szkoleniu snajperów? Na co powinno się położyć większy nacisk niż do tej pory?
CK: Zdecydowanie na działania w warunkach miejskich, ale i na naukę strzelania na bardzo duże odległości. Według mnie powinien zostać zorganizowany dodatkowy, zaawansowany kurs snajperski. Tak, żebyś po ukończeniu kursu podstawowego, kiedy dowiodłeś, że nadajesz się na snajpera, mógł wziąć udział w kursie uczącym zaawansowanych umiejętności, jakich nie było na zwykłym kursie. Główny nacisk powinno się położyć na nim na strzelanie na bardzo duże odległości i przy silnym wietrze. Również bardzo przydatna byłaby nauka wykonywania kryjówek snajperskich w nocy, używając sprzętu noktowizyjnego, a następnie skanowanie otoczenia w celu wykrywania wrogich snajperów.
SO: Czy współpracując z polską jednostką GROM i wymieniając uwagi ze snajperami z tego oddziału dowiedziałeś się czegoś nowego, innego, przydatnego? Jak ich oceniasz?
CK: W czasie, kiedy spotkałem się ze snajperami GROM-u, wszyscy uczyliśmy się jeszcze warunków i specyfi ki działań w Iraku, ponieważ zarówno dla mnie, jak i dla nich było to zupełnie nowe środowisko. Wymienialiśmy się wzajemnie informacjami, spostrzeżeniami i doświadczeniami. Na przykład to, czego dowiedziałem się od nich, pomogło mi bardzo w czasie moich działań w Faludży. Z kolei ja pod koniec misji przygotowałem prezentację multimedialną, w której przedstawiłem moje spostrzeżenia i doświadczenia, i którą przekazałem chłopakom z GROM-u, by pomogły one także im. Można powiedzieć, że w tamtym okresie wszyscy byliśmy „nieletni” i wraz z upływem czasu oraz nabieraniem doświadczenia dojrzewaliśmy tak, że pod koniec misji staliśmy się „dorośli”. Dla mnie GROM to jedna z najlepiej wyszkolonych jednostek specjalnych na świecie. Współpracowałem z wieloma, ale GROM to dla mnie czołówka. Pracowałem m.in. ze słynną SAS i powiem szczerze, że wolę GROM. Mam dla nich wyłącznie szacunek i podziw. Byłem zaszczycony, że mogłem z nimi pracować.
SO: Podczas współczesnych konfliktów asymetrycznych, o czym zdają się nie pamiętać różni przypadkowi komentatorzy, dużą uwagę przykłada się do przestrzegania zasad użycia broni (ROE – rules of engagement) i składania odpowiednich raportów z jej użycia. Kiedy znajdowałeś czas w czasie misji bojowych, żeby prowadzić dokumentację strzałów?
CK: Nawet podczas ciężkich walk nasze ROE pozwalało otworzyć ogień tylko do ludzi, którzy stanowili już aktywne zagrożenie. Wszyscy, których zabiłem, byli bezpośrednim zagrożeniem dla mnie, dla moich kumpli lub innych żołnierzy, z którymi współdziałaliśmy. Zawsze po zakończonej akcji musieliśmy sporządzać odpowiednio szczegółowy raport. Znajdowały się w nim: data i godzina, informacje o celu, opis miejsca, w którym trafiłeś cel z podaniem współrzędnych, opis tego, co miała na sobie trafi ona osoba i co miała przy sobie, opis panujących warunków (wiatr, temperatura). Trzeba też podać uzasadnienie otwarcia ognia, opisać lokalizację, z której oddało się strzał, podać rodzaj użytej broni i amunicji. Sporządzenie takiego raportu było naszym obowiązkiem. To wszystko musi dodatkowo zweryfikować świadek.
SO: Kto potwierdzał najczęściej trafienia? Inni snajperzy, osłona, dowódcy?
CK: To zależało od tego, kto i gdzie był na miejscu akcji. Ten, kto znajdował się najbliżej trafionego celu, dokonywał jego weryfikacji dla mnie. Mogli to być marines, żołnierze wojsk lądowych czy inne „Foki”. Wszystko zależało od danej sytuacji.
SO: Czy uważasz, że w działaniach wojskowych karabiny samopowtarzalne mogą całkowicie zastąpić broń powtarzalną na średnich dystansach strzelań, odpowiednich dla amunicji .308?
CK: Nie, karabiny samopowtarzalne są bardzo użyteczne np. w działaniach miejskich, pozwalają na oddawanie szybko następujących po sobie strzałów, ale wciąż nieco ustępują celnością broni powtarzalnej. Używałem karabinów samopowtarzalnych, ale jednocześnie zawsze miałem ze sobą karabin powtarzalny. Nadal jest miejsce dla obu konstrukcji.
SO: Czy broń na nabój .338 Lapua Magnum wydaje ci się najodpowiedniejszym i najbardziej uniwersalnym wyborem do likwidowania soft targets przez snajperów wojskowych na średnich i dalekich dystansach, także biorąc pod uwagę, że konwencjonalne jednostki nie dysponują taką gamą broni, odpowiednią do różnych zadań, jak jednostki specjalne?
CK: Tak, zdecydowanie. Wracając jeszcze do poprzedniego pytania, jeżeli mamy karabin samopowtarzalny kalibru .308 oraz powtarzalny .338, to dysponujemy doskonałym zestawem na różne warunki. Broń na nabój .308 NATO służy nam na krótszych i średnich dystansach oraz w dynamicznych starciach, a ta na .338 Lapua Magnum – na dalekich. Amunicja kalibru .338 posiada wspaniałe, naprawdę świetne właściwości. Na początku mojej misji mieliśmy karabiny powtarzalne Remington Mk 13 Mod 5 tylko na amunicję .300 Winchester Magnum. Później dostaliśmy również broń na amunicję .338 LM, zrezygnowaliśmy więc całkowicie z tej na .300 WM – nie było po prostu żadnych powodów, aby jej używać, dysponując bronią na naboje zapewniające lepsze osiągi. Mieliśmy także specjalne modele broni, np. Chey Tac M200 Intervention, na jeszcze doskonalszą amunicję .408 CT, ale to niestety bardzo nietypowe, rzadkie, a więc i trudno dostępne naboje, a z drugiej strony, jakość strzelających nią karabinów uległa z czasem pogorszeniu, dlatego praktycznie zrezygnowaliśmy z ich wykorzystania.
SO: Jaki celownik (powiększenie/przybliżenie, średnica obiektywu) uważasz za optymalny do broni snajperskiej wykorzystywanej w takich warunkach, w jakich najczęściej działałeś w Iraku? Jak wiadomo, duże przybliżenie to zaleta, ale także spadek szerokości pola widzenia, a czasem i spadek jasności.
CK: To zależy także od kalibru broni. W Iraku na karabinach kalibru .308 używaliśmy celowników o zmiennym powiększeniu do 22×, w przypadku kalibru .338 – 32×, a dla kalibru .50 – 42×. Celownik o powiększeniu 32× posiadał właściwości przewyższające możliwości broni, czyli mogłeś widzieć dalej, niż byłeś w stanie celnie strzelić. Używaliśmy jednak celowników o tak dużych powiększeniach, gdyż przed oddaniem strzału musieliśmy dokładnie zidentyfikować cel. Chcieliśmy mieć możliwość przyjrzenia się celowi, a potem ewentualnie można było zmniejszyć powiększenie, jeśli miałoby to ułatwić oddanie celnego strzału. Osobiście wolę jak największe powiększenia, ponieważ chcę być w stanie zobaczyć nawet guzik na koszuli mojego celu i móc w niego wycelować. Zgodnie z zasadą „aim small, miss small” – kiedy celuję w tak mały cel, ewentualny błąd spowoduje równie małe odchylenie punktu trafienia, ale gdy celuję w cel widziany jako korpus, to w przypadku błędu mogę już trafić gdziekolwiek obok, czyli chybić.
SO: O jakim wyposażeniu dodatkowym, o którym nie wspomina się na kursach basic lub nie wchodzi ono w skład standardowego wyposażenia, polecałbyś pamiętać podczas operacji snajperskich w terenie zurbanizowanym?
CK: W Iraku często korzystaliśmy z dalmierzy laserowych. W czasie kursu nie byliśmy jeszcze szkoleni w ich obsłudze, ale w Iraku wprowadzono już na wyposażenie takie ręczne urządzenia, dzięki którym byliśmy w stanie błyskawicznie określać odległości. Oczywiście każde urządzenie może się popsuć, dlatego ważne jest aby posiadać umiejętności określania dystansów metodami tradycyjnymi (np. wg siatki Mil-Dot w celowniku optycznym). Dalmierze laserowe są jednak bardzo użyteczne, szczególnie w terenie miejskim. Kiedy zakładałem stanowisko snajperskie, używałem od razu dalmierza do zmierzenia odległości do wszystkich charakterystycznych miejsc. Dzięki temu, kiedy miałem celownik ustawiony np. na 300 metrów, a cel pokazał mi się na bliższym lub dalszym dystansie, mogłem błyskawicznie oszacować dystans do niego dzięki tym punktom i odłożyć odpowiednią poprawkę, aby oddać celny strzał. Również w tym czasie pojawiły się komputery balistyczne, dzięki którym byliśmy w stanie szybko oddawać celne strzały na dalekie odległości. Ich obsługi również nie nauczano jeszcze w tym czasie na kursach snajperskich.
SO: Czy możesz w paru zdaniach opisać, czym wyróżniają się kursy snajperskie oferowane przez twoją firmę Craft International? Jakie, poza bezpośrednio twoim indywidualnym doświadczeniem, są ich przewagi lub szczególne cechy ponad to, co zapewniają tego typu szkolenia w amerykańskich siłach zbrojnych i służbach policyjnych?
CK: Nauczamy rzeczy, jakie chciałbym znać przed moją pierwszą akcją. Kładziemy szczególny nacisk na techniki i umiejętności niezbędne do działań w warunkach miejskich. Chcę, aby strzelec po moim kursie był w stanie oddawać szybkie strzały do celów pojawiających się nagle, na dystansach będących dla niego zaskoczeniem. Chcę, aby był w stanie, np. patrząc wyłącznie przez celownik, prawidłowo ocenić, jak dużą przyjąć poprawkę, aby trafi ć cel pojawiający się na dużo większej odległości, niż aktualne nastawy celownika. Wprowadzamy elementy stresu podczas ćwiczeń polegających na zlokalizowaniu wrogiego snajpera w krótkim, określonym czasie. Wykorzystuję moje kursy, aby przekazać kursantom to, czego nauczyły mnie wszystkie moje misje. Nie uczę ich podstaw, uczę tego, czego właśnie nie nauczają standardowe kursy snajperskie w wojsku. Staram się, żeby uczestnicy byli jak najlepiej przygotowani do wypełniania swoich zadań. Mam nadzieję, że rzeczy, które przekazuję żołnierzom, pozwolą im bezpiecznie wrócić z misji do domów.
SO: Czy prowadziłeś takie szkolenia także poza USA, w zagranicznych jednostkach?
CK: Tak, organizowałem kurs w niemieckiej KSK, a także w jednostkach m.in. ze Szwecji, Kanady i Arabii Saudyjskiej.
SO: Na koniec nie możemy powstrzymać się przed spytaniem o kwestię, która zapewne zaintryguje niejednego czytelnika twoich wspomnień. Jesteś pierwszym SEALsem, który otwarcie mówi, że nie przepada za środowiskiem wodnym – jak to możliwe w przypadku członka jednostki o przecież morskim charakterze, złożonej z płetwonurków bojowych?
CK: No cóż, nie to, że nie lubiłem wody przed wstąpieniem do „Fok”. Bardzo lubiłem pływanie. Ale praktycznie wszystko, co robiliśmy w czasie kursu podstawowego, było wykonywane w zimnie, w wodzie i wilgoci. Później przeżyłem atak rekina, zmuszano też foki i delfi ny, aby nas atakowały. I dlatego teraz nie znoszę wody i odczuwam wzmożony lęk przed rekinami. Mam niestety również lęk wysokości, po prostu jej nie znoszę. Skakałem ze spadochronem, bo tego ode mnie wymagano, ale szczerze tego nienawidziłem. Bycie żołnierzem nie polega jednak na robieniu tego, co się najbardziej lubi, ale na wykonywaniu zadań w każdych okolicznościach.
SO: Dziękujemy za rozmowę.