Żaden poszczególny punkt wyjęty z całości nie gwarantuje sukcesu

Grzegorz Pasuto na szczycie góry Mont Blanc. Foto. Archiwum prywatne Grzegorza Pasuto.
Wywiad z Grzegorzem Pasuto, instruktorem wspinaczki w grupie szkolenia bazowego Jednostki Wojskowej AGAT, pasjonatem gór, jedynym polskim zdobywcą położonego w Himalajach Zachodnich szczytu Nun (7135 m.n.pm.) oraz twórcą podcastów dotyczących JW AGAT.
Pytania: Krzysztof Mątecki
Zdjęcia: archiwum prywatne Grzegorza Pasuto
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Miron, pamiętamy

Podczas tegorocznej edycji Festynu Komandosa w Dziwnowie miało miejsce zakończenie 2. „Memoriału Mirona”. O inicjatywie, w którą angażuje się coraz większe grono przedstawicieli wojsk specjalnych, rozmawiamy...
Podczas tegorocznej edycji Festynu Komandosa w Dziwnowie miało miejsce zakończenie 2. „Memoriału Mirona”. O inicjatywie, w którą angażuje się coraz większe grono przedstawicieli wojsk specjalnych, rozmawiamy z pomysłodawcą wydarzenia – Mixu, byłym operatorem JWK i instruktorem CSzWS.
Radosław Tyślewicz Zawody „Paramedyk” dla pododdziałów specjalnych

Rozmowa z „Sową” – 10 lat służby w Policji, obecnie w SPKP. Wyszkolonym przez NAEMT w zakresie TCCC, przeszkolonym w zakresie CBRN-E. Czynnym ratownikiem medycznym.
Rozmowa z „Sową” – 10 lat służby w Policji, obecnie w SPKP. Wyszkolonym przez NAEMT w zakresie TCCC, przeszkolonym w zakresie CBRN-E. Czynnym ratownikiem medycznym.
Radosław Tyślewicz Pierwsza pomoc na morzach i oceanach

Rozmowa z Marcinem Bielskim, starszym mechanikiem ż.w., ratownikiem morskim, wodnym, Offshore Medic, pilotem UAV, szkoleniowcem, instruktorem i audytorem systemów zarządzania ISO, ISM, ISPS,MLC. Inspektorem...
Rozmowa z Marcinem Bielskim, starszym mechanikiem ż.w., ratownikiem morskim, wodnym, Offshore Medic, pilotem UAV, szkoleniowcem, instruktorem i audytorem systemów zarządzania ISO, ISM, ISPS,MLC. Inspektorem technicznym oraz bezpieczeństwa i ochrony naziemnych i morskich instalacji wydobywczych. Instruktorem STCW. Uczestnikiem kilku misji poza granicami kraju.
W JW AGAT służysz od początku istnienia tej jednostki. Wcześniej służyłeś w SPAP Katowice. Co skłoniło Cię do wzięcia udziału w selekcji? Dlaczego właśnie do JW AGAT?
W trakcie gdy służyłem w SPAP Katowice, mieliśmy podpisaną współpracę z JWK. W tamtych czasach razem trenowaliśmy w Wędrzynie. My jako SPAP zajmowaliśmy się głównie czarną taktyką i strzelaniem. Wiedziałem, że wojska specjalne ogarniają tematykę szerzej, chociażby poprzez zieloną taktykę i kursy przetrwania. W mojej ocenie daje to większe możliwości sprawdzenia się jako mężczyzna. A w tamtym czasie byłem w mocnej fazie adrenaliny i ciągu zdobywania nowych umiejętności.
Wiedziałem, że JWA przeobraża się w Jednostkę Specjalną, a to najlepszy czas, by kreować nowe możliwości, dlatego skorzystałem z szansy. Moje pierwsze podejście do selekcji było nieudane. W drugim dniu grupa nie zdążyła na czas wykonać zaplanowanego marszu i z kwitkiem wróciła pociągiem do domu. To dało mi dużą nauczkę. Następną selekcję ukończyłem jako jeden z najlepszych.
Możesz nam zdradzić, kto najczęściej trafia do jednostki ze służby mundurowej (wojsko, policja)?
Mija już 10 rok mojej służby w JWA i byłem prawie na wszystkich selekcjach jako instruktor. Parę lat temu znaczna część mundurowych z Policji próbowała swoich sił w selekcji – z różnym skutkiem. Jednakże największą część stanowią żołnierze z innych JW, u których poprzeczka adrenaliny i sprawności fizycznej jest na większym poziomie. Wojska Specjalne posiadają swoje niepisane symbole, bo jednak wyróżniamy się z tłumu nie tylko umundurowaniem i wyposażeniem, jednak przede wszystkim umiejętnościami – często widać to na twarzach operatorów.
Proszę zwrócić uwagę na pewnego rodzaju proces, który przechodzą jej uczestnicy: na początku pragnąc przyjść do WS, muszą się w jakiś sposób wyróżniać spośród swoich rówieśników, z reguły są liderami. Przystępują do selekcji. Załóżmy, że ją przechodzą, a jest to około 30-40%, czyli spośród tej nielicznej grupy osób po raz kolejny stają się liderami. Następnie przychodzą do JWA, czekając na szkolenie bazowe, i orientują się, że jeszcze daleka droga do tego, by być liderem.
Przystępują do szkolenia bazowego, gdzie na chwilę obecną kończy je około 50%, znów po zakończeniu lub w trakcie, działając w dużej presji, starają się być liderami. Po zakończeniu szkolenia są w zespole. I tutaj jest najtrudniejsze zadanie – bo jak stać się liderem wśród „starych wyjadaczy”?. Dlatego patrząc na to od początku, tych żołnierzy musi charakteryzować „to coś”. Do tej pory nikt nie wie, jak to skutecznie nazwać.
Czy obecna selekcja do JW AGAT różni się od selekcji, w której Ty brałeś udział?
Każda selekcja różni się od poprzedniej. Sami czasem jako instruktorzy nie wiemy, jak będzie wyglądała następna edycja. Jednakże cel zawsze jest ten sam, sprawdzić osobę pod kątem odporności na stres psychiczny i działanie pod dużą presją. Zmęczenie, które jest wywołane fizyką, to tylko narzędzie do sprawdzenia tego, co najważniejsze. Podam teraz jako przykład aspekt, który bardzo mocno wpływa na ostateczny wynik selekcji. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak osoby świetnie przygotowane kondycyjnie gasły z każdym kolejnym dniem. W pewnym momencie po prostu dobrowolnie oddają numerek i są jak zdmuchnięta świeczka.
Jaka jest różnica między takim kandydatem z pierwszego dnia, gdzie jego żar ognia może wręcz poparzyć instruktora? Jak to jest możliwe, że takie osoby rezygnują? Idąc na łatwiznę powiemy, że to psychika. Jednakże tutaj jest haczyk, bo nie jest to do końca prawdą. Poza ogromną liczbą kilometrów, które przechodzą kandydaci, jest jeszcze otoczka, o której się nie mówi, a która skutecznie podwyższa hormony stresu, co w efekcie zwielokrotnia odczucie zmęczenia. Kandydaci nieustannie coś robią, pompki na granicy wytrzymałości, przysiady, sprinty, towarzyszy temu krzyk, podpuszczanie, czują ciągłą obserwację, mają zadania zespołowe i indywidualne, rywalizują z innymi, ale przede wszystkim walczą ze sobą.
I to są rzeczy, których kandydaci nie biorą pod uwagę przy przygotowaniach. Robienie kilometrażu i pompek to nie to samo co presja na selekcji. Współczesna nauka zna już schematy które odpowiadają za wydzielanie konkretnych hormonów. Można tę wiedzę wykorzystać i nauczyć się kontrolować swoje ciało i sposób myślenia. Nasz dialog wewnętrzny i zewnętrzny, jak również zachowanie naszego ciała. To „kiwki”, które znają nieliczni.
Po dostaniu się w szeregi jednostki z Gliwic, przystąpiłeś do szkolenia dla Instruktorów Górskich Wojsk Specjalnych. Skąd wybór właśnie takiego szkolenia? Jak wyglądało to szkolenie?
Tak, Wojska Specjalne były wtedy na etapie tworzenia grupy instruktorów górskich Wojsk Specjalnych. Był to w pełni profesjonalny kurs organizowany przy współpracy z Polskim Związkiem Alpinizmu, TOPR i GOPR. Szkoleń było sporo, począwszy od szkoleń lawinowych, kursów taternickich zimowych i letnich, był czas na robienie wykazu dróg wspinaczkowych i przejść skiturowych, były szkolenia w Alpach z przewodnikami IVBV. Finalnie był wyjazd w Himalaje Zachodnie do Indii i wyprawa na szczyt Nun, a następnie szkolenie bojowe w Kaszmirze na wysokościach 2000-3500 m n.p.m. To była naprawdę mocna „profeska”.
Brali w niej udział najlepsi z każdej JWS - „pakę” wtedy mieliśmy najlepszą w Polsce. Góry były zawsze obecne w moim życiu. Z moim tatą miałem schodzone całe Beskidy i te wycieczki sprawiały, że to były prawdziwe przygody. Jako dzieciak obserwujesz, jak Twój ojciec radzi sobie w takim środowisku, a Beskidy małemu chłopakowi wydają się naprawdę duże. To sprawiało, że czułem się prawdziwym facetem, a mój tata rósł w moich oczach. Odpowiednie wzorce są w życiu bardzo ważne.
Uhonorowaniem Twojego szkolenia była wyprawa w Himalaje Zachodnie, gdzie zdobyłeś szczyt Nun. Opowiedz nam o tej wyprawie.
Tak była to przygoda „pełną gębą”. Z strony indyjskiej były tam osoby które miały na swoim koncie wejście na Everest więc było się od kogo uczyć. Z racji tego, że była to militarna wyprawa, to wiele rzeczy było bardzo dobrze przygotowanych. Baza była na wysokości 4500 m n.p.m. Obóz pierwszy na wysokości 5100 m n.p.m., obóz drugi na wysokości 6300 m n.p.m. i potem atak na finalną wysokość 7135 m n.p.m. Byliśmy tam pełną ekipą instruktorską, plany były oczywiście, by na szczyt weszło tyle osób, ile tylko będzie możliwe, jednak pogoda pokrzyżowała plany. Okno było krótsze niż się spodziewaliśmy, a poprzedzone było około 10 dniami fatalnej pogody w obozie 2.
Każdego dnia komunikaty pogodowe mówiły że następnego dnia idziemy, a nazajutrz okazywało się jednak, że pogoda nie pozwala. Było kilka ekip cywilnych, sporo się wycofało. Finalnie przeczekaliśmy tę pogodę. Pamiętam, że przez ten okres byliśmy w 3 osoby w małym namiocie. Jedyną rozrywką w ciąg dnia był mój telefon Samsung solid, który włączałem na 1 h dziennie i słuchaliśmy muzyki. Dodatkowo miałem słownik polsko-angielski więc kuliśmy gramatykę. W takich momentach ważne jest, by zająć czymś głowę. Finalnie atak szczytowy był dość ciekawy. Ruszyliśmy około 1 w nocy. Prowadzili Hindusi. Po 1,5 h w ścianie zrobił się zator. Nasz partner nie czuł nóg, bo staliśmy przy poręczówce już w ścianie. Jakimś cudem zaczęliśmy ogrzewać jego stopy, ściągając mu buty i wsadzając pod nasze pachy.
Finalnie jemu się poprawiło, ale mnie się pogorszyło. Biłem się z myślami, co robić, wracać czy przeczekać. Poradziłem się naszego medyka, który był w naszej atakującej trójce. Poradził, by schodzić. Zszedłem do namiotu. Pamiętam, jak leżałem zrezygnowany i ciągle nie potrafiłem rozgrzać stóp. Finalnie zasnąłem i obudziły mnie pierwsze promyki słońca na namiocie. Zacząłem intensywną „rozkminę”. Stóp dalej nie czułem ale coś mnie pchało do decyzji, by iść. Po mocnych pertraktacjach z Bogiem powiedziałem sobie: „raz kozie śmierć”. Poszedłem i praktycznie całą drogę na szczyt pokonałem sam bez korków. W kopule szczytowej mijałem moich kolegów. Medyk musiał ściągnąć Jędrka - miał obrzęk mózgu, majaczył i miał mgłę na oczach.
Wziąłem wtedy polską flagę i poszedłem na szczyt. Finalnie nie było łatwo. Nabawiłem się odmrożeń, ale tragedii nie było. To był 2013 rok. W tym roku byłem na wyprawie na Broad Peak, czyli był to mój pierwszy ośmiotysięcznik. Finalnie dotarłem na wysokość 7700 m n.p.m., partner mi się „wysypał”, a w trakcie powrotu brałem udział w akcji ratunkowej wspinacza z Rumunii którego zostawił partner. Ująłem to wszystko w swoim autorskim materiale „Broad Peak Kalka Papieru” na swoim kanale YT. Gdy porównam moją świadomość w 2013 r., a teraz to są to całkowicie dwa inne poziomy. Doświadczenie robi swoje.
Jak wyglądają szkolenia górskie w JWA w czasie kursu bazowego? Gdzie się odbywają?
W ramach szkolenia bazowego odbywają się dwa moduły szkoleniowe, po zakończeniu których operatorzy mogą swobodnie działać na pokładzie śmigłowca i w górach typu skalnego. Nasza JW realizuje poziom górski na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i w Tatrach. Szkolenie ukierunkowane jest na zdobycie podstawowych umiejętności wspinaczki i operacji linowych. Jednak jeśli ktoś zdradza umiejętności i predyspozycje do ambitniejszych celów, wtedy wspinaczka wielowyciągowa w Tatrach nie jest mu obca po zakończeniu szkolenia.
Przeczytaj także: Jestem od pomagania w każdy możliwy sposób! >>
Czy szkolenia w górach odgrywają dużą rolę w szkoleniu operatorów WS?
Dla normalnego operatora jest to kolejny etap szkoleniowy. Jednakże są również operatorzy którzy są szkoleni do działania w górach. Tatrzańskie jaskinie, jazda pozatrasowa, przemieszczanie się za pojazdami mechanicznymi, jak i szczyty 4000 m n.p.m. nie są im obce. Mają być gotowi w bojowym sprzęcie i zrobić, co do nich należy.
Od 10 lat jesteś również instruktorem na selekcji. Jak kandydaci do selekcji powinni się do niej przygotować, aby ją ukończyć? Co według Ciebie jest najważniejsze, aby ukończyć zarówno preselekcję, jak i selekcję ?
No właśnie, ciekawe pytanie. Jak się przygotować by ukończyć selekcję? Mimo że informacji o selekcjach i przygotowaniach do takich jednostek jak Delta, Sas lub Seals jest wiele, mimo że Wojska Specjalne w Polsce działają już od tak wielu lat, ciągle pozostaje odwieczne pytanie – jak się przygotować? I tutaj przychodzi nam z pomocą psychologia, ponieważ dobry instruktor to po części psycholog w swojej dziedzinie. Należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy osoba przystępująca do selekcji naprawdę chce ją ukończyć?
Wszyscy twierdzą, że tak - jednak nie jest tak do końca. Podam przykład: z racji swojego przygotowania do działania w górach wysokich zdaję sobie sprawę, że rezultat jest wynikiem naszego zaangażowania, motywacji wewnętrznej (nie mylić z zewnętrznym przymusem) oraz determinacji, która zaczyna się w momencie, gdy kończy się motywacja. Mam w zwyczaju w pierwszy dzień selekcji pytać się kandydatów, jak się przygotowywali. I tutaj zaczynają się prawdziwe opowieści z Narni, jak ja to nazywam.
Kandydaci nie potrafią określić, jak trenują, ile trenują, jakie jednostki wykonywali, co było ich słabą stroną, a co jest mocną, na końcu prawie zawsze dodają, że byli po kontuzji albo ciężki okres mieli w domu. Te sformułowania padają tylko od osób, które nie przechodzą selekcji. Jeśli nie trenujesz według planu, jeśli nie wiesz, co masz robić, oznacza to, że pozostawiasz wiele przestrzeni przypadkowi i szczęściu. A jak wszyscy wiemy, szczęście sprzyja lepszym. W trakcie przygotowań nie ma miejsca na improwizację, tylko na konkretne i speriodyzowane działanie.
Moje rady:
- Jeśli jesteś w dobrej formie, nie masz kontuzji, nie masz nadwagi i jesteś często w górach, biegasz 10 km poniżej 44 min, potrzebujesz tylko 6 miesięcy na przygotowanie.
- Jeśli masz kontuzję, to najpierw ją wylecz z pomocą rehabilitacji i dopiero zacznij myśleć o selekcji.
- Jeśli masz nadwagę, rzadko bywasz w górach i biegasz 10 km powyżej 44 min, potrzebujesz minimum jeden rok na przygotowania.
- Jeśli masz w domu ciężki okres (np. żona zmienia pracę, masz małe dzieci i będziesz bardziej obciążony niż zwykle) – nie myśl o selekcji. W trakcie przygotowań Twoja druga połówka będzie musiała patrzeć, jak Ty jeździsz co trzy tygodnie w góry i trenujesz. Będzie musiała patrzeć, jak wychodzisz na siłownię, a ona będzie sama w domu. Jeśli z tego powodu będziesz miał wyrzuty sumienia, w efekcie zaczniesz się obwiniać. Będziesz miał tendencję do skracania treningów i rezygnowania z gór. W efekcie zrealizujesz ok. 60-70% założonych treningów. I znów będziesz liczył na fart, a to jest niedopuszczalne. Przysłowie „wilk syty i owca cała” nie ma tutaj zastosowania.
- Trenuj według planu. Nie improwizuj. Poproś kogoś, kto jest w temacie, aby pomógł Ci to rozsądnie rozpisać. Jednak zgodnie z hasłem „Jeśli chcesz wejść na górę, idź tam z kimś, kto już tam był”, szukaj fachowców. Tutaj zwykli trenerzy z siłowni nie będą specjalnie przydatni. Określ swoje mocne i słabe strony i w oparciu o to trenuj. Mamy tendencje do trenowania rzeczy w których jesteśmy dobrzy, a nie do końca chcemy trenować słabe aspekty – przekonfiguruj myślenie. Gdy Twoje słabe aspekty zaczną być na mocnym poziomie, Twoja pewność siebie wzrośnie.
- Zbadaj siebie. Rozmawiaj z sobą. Wiele rzeczy wydaje się nam pewnych z góry, jednak w efekcie często nie wiemy, skąd jest w Nas motywacja, a to bardzo ważne. Często nakładamy na siebie pewne „obowiązki”, bo „tak wypada”, „środowisko mnie ciśnie”, „wszyscy się po mnie tego spodziewają” itp. Sprawia to, że nasza motywacja pochodzi z zewnątrz, a to bardzo niestabilne zachowanie. Tak więc rozmawiaj z sobą i poddawaj siebie niekomfortowym sytuacjom. Nikt nie zna Ciebie lepiej niż Ty sam, lecz jednocześnie nikt nie potrafi skuteczniej unikać ciężkich pytań jak Ty sam.
- Miej poczucie wartości, sensu i celu tego, co robisz. Jeśli będziesz miał poczucie, że to co robisz ma sens, ma znaczenie dla Ciebie – będzie Ci dużo łatwiej znieść ból i niedostatek. W sytuacji gdy będziesz na skraju wytrzymałości, bez sił, gdy inni będą rezygnować i niewiele będzie dzielić Cię od tego, by również się podać, bo przecież inni też nie dają rady - wtedy poczucie wartości i sensu jest kluczowe. Wtedy dopiero odpalasz pokłady determinacji – czyli Twoich zwierzęcych instynktów przetrwania które każą Ci pozostać jedynym na placu boju.
- Nie oszukuj się, nie zmiękczaj swojej woli. Jeśli ogarnia Cię zniechęcenie do treningów, czujesz się nie zmotywowany, coś podpowiada Ci do ucha, byś odpuścił – wstań, idź przed lustro i powiedz sam do siebie – „nie pierdol”. Potem ubierz dres i idź na trening. Między Tobą a Tobą zawsze będzie wojna. Musisz się nauczyć kontrolować siebie bo Ty to nie zawsze Ty. Jesteśmy zbiorem informacji utworzonych przez wychowanie, rodziców, szkołę, kolegów, środowisko. Więc tę „linę” wyuczonych zachowań będziesz zawsze przeciągał – chodzi o to, by przeciągać ją na stronę, gdzie są Twoje marzenia a nie strefa komfortu.
- Trenuj głowę. Słuchaj podcastów. Czytaj inspirujące książki. Szukaj inspirujących ludzi. Medytuj. Dbaj o czystość swoich intencji.
- I tutaj pewnie wszystkich zaskoczę, bo jest to coś niezwiązane z wysiłkiem ani selekcją, jednak obecne w każdym z tych punktów – MÓW PRAWDĘ. Mów prawdę innym, mów prawdę sobie. Oszczędzisz sobie wiele rozczarowań, gdy zaczniesz mówić prawdę nie tylko sobie, ale i innym. Bo mówienie prawdy oznacza szczerość wobec siebie i innych, a to jest prawdziwą kuźnią charakteru. Bądź światłem i wyznaczaj nowe standardy, bo jeśli czegoś oczekujesz od innych, to bądź dla nich przykładem.
Dlaczego 44 min na 10 km? Często w rozmowach z ekspertami słyszymy w odpowiedzi nieustanne: „to zależy”. Oczywiście, wszystko od czegoś zależy, jednak jakiś szkielet należy przyjąć. Unikam takich określeń, dlatego moim miernikiem, gdy przygotowuję ludzi do selekcji, jest bariera 44 min. Pamiętajmy, że nie chodzi o to, by kandydat przeszedł selekcję.
Chodzi Nam o to, by ją ukończył, a na drugi dzień poszedł na wycieczkę w góry – to jest naszym celem. Żaden poszczególny punkt wyjęty z całości nie gwarantuje sukcesu. Mało tego, nawet przestrzeganie wszystkich punktów nie zagwarantuje sukcesu – bo jest jeszcze czynnik nieprzewidywalny. A tym czynnikiem jest Twoja głowa, do której nikt nie wejdzie. Więc ufaj, że pewne rzeczy staną się nawet wtedy, gdy bardzo tego nie chcemy. Jednak należy pamiętać, że człowieka definiuje to, jaką przybierze postawę wobec niepowodzenia. Co z tym zrobi. Edison zanim wynalazł żarówkę, był świadkiem tysięcy porażek. Dlatego człowieka definiuje porażka – nie sukces.
Z Twojej inicjatywy zaczęto organizować preselekcję w JW AGAT. Czym jest preselekcja i jaki ma ona cel?
Tak, byłem pomysłodawcą preselekcji. Na początku nie spotkało się to z akceptacją, jednak po jakimś czasie lody zostały przełamane. Zauważyłem, że spora część osób odpada w pierwszych 48 h z powodów, które nie do końca były wyznacznikiem ich prawdziwej dyspozycji. Zdawałem sobie sprawę, że na rynku są firmy, które zajmują się tego typu zagadnieniami, jednak wiedziałem również, że nie każdego na to stać. Jeśli ktoś ma do wyboru kupno dobrych butów i plecaka lub iść na płatną preselekcję, to jego decyzja bardziej pójdzie w stronę sprzętu. Zdajemy sobie sprawę z tego, że przygotowania do selekcji mogą pochłonąć znaczną sumę pieniędzy, dlatego też JWA robi ukłon w stronę kandydatów, organizując preselekcję. Finalnie efekty przekroczyły trochę nawet nasze oczekiwania.
Okazuje się, że był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę z kilku powodów:
- Wykonujemy to w ramach obowiązków służbowych, choć raczej bardziej z pasji, dlatego nie ma pokus „lukrowania”. Mówimy, jak jest.
- To troszkę tak, ja oglądasz zwiastun filmu i decydujesz się, czy oglądasz dalej, czy nie. Dajemy właśnie taki zwiastun – jednak zazwyczaj on wystarcza, by dokonać wstępnej weryfikacji kandydatów. Sami nie chcemy tracić czasu na osoby, których wyobrażenie o selekcji nie było poparte odpowiednim przygotowaniem, bo będzie to także strata czasu dla nich. Doradzamy, jak poprowadzić dalsze przygotowania lub zalecamy, by wtedy skorzystały z byłych operatorów, którzy prowadzą w sposób profesjonalny tego typu przygotowania.
Teraz przeanalizujmy statystyki selekcji. Jeśli przychodzi na selekcję 30 osób, a odpada 20, to można mieć wrażenie, że to była bardzo ciężka selekcja, ale tak właśnie tworzą się legendy w wojsku. Są oczywiście tacy, którym zależy na podtrzymywaniu takich legend, jak np. „moja selekcja to była dwa razy cięższa niż teraz”. Jednak odbiega to znacznie od rzeczywistości.
Należy wziąć pod uwagę jakość ludzi, którzy odpadli i powody. Czyli musimy posiadać tzw. mierniki. Okazuje się, że znaczna część osób która przystępuje do selekcji wcale nie powinna się tam znajdować ze względu na słabe przygotowanie fizyczne, mentalne bądź sprzętowe. Czasy się zmieniają, a to oznacza że WS zależy na jakości, a nie ilości. Jeśli przyjdzie na selekcję 20 osób dobrze przygotowanych i przejdzie 15, to czy mit selekcji upadnie – oczywiście że nie. Dążmy do jak najlepszego przygotowania kandydatów w każdym procesie rekrutacji.
W czasie wolnym od służby na swoim prywatnym sprzęcie tworzysz podcasty dotyczące Jednostki Wojskowej AGAT. Jesteście pierwszą i jedyną jednostką WS, która, powiedzmy sobie wprost, tak bardzo otworzyła się na ludzi. Skąd pomysł na te podcasty? Jaki jest ich cel?
W górach jestem profesjonalistą. Szukam informacji na temat sprzętu, treningu, osobowości, ludzi którzy są w jakiś sposób wyjątkowi. Jednak zauważyłem, że w świecie gór brakuje podcastu, który odpowiadałby na te pytania. Dlatego założyłem własny podcast, „Mental w górach”, który jest dostępny na platformie YT i Spotify. Po jakimś czasie, gdy złapałem trochę doświadczenia, pomyślałem o tym samym w sferze JWA. Oprócz tego były jeszcze dwa bardzo ważne powody:
Mając z narzeczoną własną firmę pod kątem szkoleń górskich sporo wiedzy i pieniędzy zainwestowaliśmy w wiedzę pod kątem marketingu i social mediów. Ta branża zmienia się bardzo dynamicznie, a podcasty mają nieocenioną moc, jeśli chodzi o kwestię budowania marki. Wyobraźmy sobie WS jako firmę, której zależy na zrekrutowaniu możliwie najlepszej i ukierunkowanej grupy osób. Można to robić poprzez standardowe czynności, jednak w chwili obecnej poprzez prawidłowe prowadzenie social mediów i podcasty możemy ukierunkować, zainteresować i przywiązać nasz docelowy target, jakim są młodzi ludzie. Od kilku lat powtarzam jak mantrę stwierdzenie, że jeśli chcemy mieć „profesjonalnych i świadomych żołnierzy” za parę lat, to tę pracę musimy zacząć już dziś.
Obserwując portale, powiedzmy „mundurowe”, wszystkie opierają się na tych samych zasadach. Czyli na zdjęciach operatorów i przykładach motywujących cytatów. Niestety, to już nie działa. Aura tajemniczości WS po tysiącach pozycji zza wielkiej wody już nie działa na odbiorcę. Co ważniejsze, „ludzie przestali wierzyć w legendy o smokach”, jak ja nazywam ciągły mit o WS typu „nikt nie widział, nikt nie słyszał”. Zbyt wiele dzieje się w eterze, by ta percepcja była atrakcyjna.
Zauważyłem, że tak jak ja w świecie gór, tak i tutaj ludzie wierzą w ludzi i to co za nimi idzie. To czy można to sprawdzić i zweryfikować. Jeśli jesteś autentyczny, to ludzie pójdą za tym. Razem z Przemkiem Golaszem, który również publikuje porady strzeleckie w naszych social mediach i który wprowadzał mnie w świat podcastów za sprawą jego „Ołowianego podcastu”, za co jestem mu bardzo wdzięczny, za zgodą i akceptacją naszych przełożonych realizujemy tę misję. Jednocześnie dziękuję wszystkim tym, którzy słuchają naszych podcastów i jednocześnie sami je tworzą, bo często sami podsyłają tematy i pytania, jakie chcieliby usłyszeć.
Skąd wzięła się Twoja miłość do gór? Jaki charakter i mentalność mają ludzie, którzy tak jak Ty zdobywają górskie szczyty? Czy te same cechy charakteru przydatne są również w służbie w jednostce specjalnej?
Miłość do gór zaszczepił mi mój ojciec. Jest emerytowanym górnikiem i wczasy bardzo często spędzaliśmy w Szczyrku lub w Wiśle. Całodzienne wycieczki to była duża przygoda, a mój tato zawsze miał przy sobie aparat i specjalnie wystrugany patyk, który służył Nam jako statyw. Na każdym szczycie robiliśmy sobie takie wspólne selfie, tyle że Zenitem (stary aparat). To mój Ojciec jest „autorem” tego, kim jestem i co robię, dlatego właśnie mój ostatni materiał z Broad Peak nazywał się „Kalka papieru”. Dzieci są właśnie taką kalką papieru swoich rodziców.
Co do mentalności… zasady życia są uniwersalne w biznesie, na górskich szczytach, a także przed realizacją bojowego zadania. Mam teraz 43 lata i jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, „że nie stać mnie na brak jakości w moim życiu”. Uważam to za najważniejszą życiową zasadę. Jeśli przyjmiesz ją jako swoją prawdę, nie będziesz już robił w życiu rzeczy na tzw. odpierdol. Może to mocne słowo, ale czasem trzeba nazywać je po imieniu. Dodatkowo od 13. roku życia uprawiałem kulturystkę, potem MMA, biegi górskie, wspinaczkę itp. Sport hartuje i kształtuje. Nieważne, czy jesteś pierwszy, czy dziesiąty, ale trwaj w ruchu przez całe życie, a wtedy będzie Ci troszkę łatwiej.
Może zdradzisz nam, jakie masz plany na kolejną wyprawę?
Po akcji ratunkowej na Broad Peak i osiągnięciu wysokości 7700 m n.p.m., nieunikniony jest mój powrót na ośmiotysięcznik. Miejmy nadzieję, że będzie tak jak z drugą selekcją, czyli że pójdzie sprawniej. Choć muszę przyznać, że ta akcja ratunkowa odcisnęła na mnie mocne piętno i nawet gdy sam wśród znajomych patrzę na materiały z tej wyprawy, to płaczę jak przysłowiowy bóbr.
Dziękuję za rozmowę!