Faktem jest że od ponad stu lat ulubioną bronią terrorystów, niezależnie od orientacji ideologicznej jest improwizowane urządzenie wybuchowe oraz broń palna. Stosowanie innych narzędzi – w tym broni białej – jest rzadkością. Faktem jest jednak to, że takie zdarzenia mają miejsce.
Sprawca ataku w
Nowym Jorku nie zadawał sobie trudu konstruowania bomby czy
pozyskania broni palnej. Po wielu miesiącach radykalizacji, wziął
do ręki siekierę, wyszedł na ulicę i rzucił się na –
najwyraźniej pierwszych napotkanych – funkcjonariuszy policji.
Jeden z zamachowców z Kanady czekał na parkingu używanym przez
żołnierzy i uderzył samochodem w pierwszych zauważonych
żołnierzy, jedyną inną jego bronią był nóż. Drugi z
zamachowców użył broni palnej, ale jego atak również nie
należał do wyrafinowanych (także pod względem uzbrojenia –
sprawca użył nielegalnie posiadanego karabinu Winchester Model
1894).
Pod względem liczby ofiar, użytych środków, zakresu
prawdopodobnych przygotowań czy stopnia skomplikowania planu, nie
można ich w żaden sposób porównywać z choćby atakiem Breivika
czy tym bardziej z zamachami przygotowanymi przez całe grupy
sprawców.
Te czynniki sprawiają że może rodzić się pokusa
potraktowania tego rodzaju zdarzeń jako niegodnych większej uwagi,
umieszczenia ich wręcz w jednej grupie z atakami dokonywanymi przez
pospolitych przestępców lub frustratów. Kłóci się to jednak ze
specyfiką zjawiska jakim jest terroryzm.
Terroryzm jest
bowiem zjawiskiem, gdzie samo użycie przemocy ma znaczenie podrzędne
wobec spodziewanego efektu psychologicznego. W przypadku bardziej
konwencjonalnych działań – na przykład regularnej wojny –
skuteczność użycia siły, i wykorzystywane do tego celu środki
mają znaczenie podstawowe. Nikt w państwach zachodnich nie traktuje
jako zagrożenia armii niektórych państw Trzeciego Świata, wciąż
wykorzystujących czołgi, transportery opancerzone czy samoloty
wyprodukowane w latach sześćdziesiątych.
Tymczasem, dla
porównania, zamach na znanego polityka czy inną osobę publiczną
może wywołać jednakowe konsekwencje niezależnie od tego, czy do
jego przeprowadzenia użyty zostanie pistolet skonstruowany w
pierwszej dekadzie XX wieku, czy sto lat później. Liczy się bowiem
sam fakt użycia siły – czasem zależnie od politycznego kontekstu
i celu politycznego sprawców – nawet nieudanego, lub jedynie
zamanifestowania samej groźby użycia tej siły.
Szczegółowe przygotowanie ataku, w tym także wybór służącej do jego przeprowadzenia broni jest natomiast wypadkową kilku czynników, w tym także oczywiście zasobów jakie mają do dyspozycji sprawcy – takich jak środki finansowe, umiejętności, czas i inne. W przypadku zamachów z Nowego Jorku oraz St-Jean-sur-Richelieu w kanadyjskiej prowincji Quebec, sprawcy najwyraźniej nie byli w stanie pozyskać broni palnej (czy to w legalny, czy nielegalny sposób), najwyraźniej nie byli w stanie także skonstruować urządzeń wybuchowych. Byli w stanie jednak dokonać zamachów wykorzystując prostsze sposoby.
Co ważne, w obydwu tych przypadkach występuje zbieżność pomiędzy miejscem zamieszkania i miejscem dokonania ataku. Obaj sprawcy dokonali bowiem ataku na cele znajdujące się najbliżej ich miejsca zamieszkania, zatem przygotowanie zamachu było dla nich, przypuszczalnie relatywnie proste.
Te mechanizmy, dla których paliwem jest dostępna w różnych źródłach – zwłaszcza internetowych – propaganda islamskich fundamentalistów, wpisują się w kontekst polityczny i operacyjny Europy Zachodniej widzianej z punktu widzenia islamistów. Należy bowiem pamiętać, że od prawie dekady w Europie Zachodniej nie doszło do zamachu przeprowadzonego przez grupę sprawców – wszystkie ataki jakie miały miejsce po zamachach w Londynie w roku 2005 były dziełem „samotnych wilków”. Zachodnie służby specjalne i policyjne najwyraźniej nauczyły się po prostu inwigilować, penetrować i neutralizować grupy terrorystów.
Sprawcy działający samotnie są znacznie trudniejszym wyzwaniem. Nawet jeśli ich aktywność w sieci lub próby nawiązania kontaktów z innymi fundamentalistami zostają wykryte, to dalsze rozpoznanie ich zamiarów jest bardzo problematyczne, wobec braku komunikacji z innymi osobami (współsprawcami) którą można odczytywać, nie zawsze jest także możliwe wykorzystanie źródeł osobowych, zaś urządzeń do czytania w myślach jeszcze nie wynaleziono.
Wobec tego, w interesie tych grup islamskich fundamentalistów, które chciały by przenieść swój dżihad do Europy i za Ocean Atlantycki, inspirowanie działalności „samotnych wilków”, może być opłacalną politycznie strategią. Oczywiście nad działalnością samotników nie ma i nie może być żadnej kontroli, nie można z przyczyn oczywistych nakazywać im kiedy i jakie cele mają zostać zaatakowane.
Zarazem oznacza to niepewność dla państw zachodnich i ich służb bezpieczeństwa. W nieodległej jeszcze przeszłości, ataki terrorystów – działających w zorganizowanych grupach, zdolnych do długotrwałego przygotowania ataku i nierzadko dysponujących wsparciem ze strony obcych państw koncentrowały się na dość oczywistych, symbolicznych celach – dyplomatach, dowódcach wojskowych, lotnictwie pasażerskim, siedzibach centralnych władz państwowych – jednym słowem, wszystkich tych celach które w epoce scentralizowanych mediów gwarantowały skupienie ich uwagi. Inne miejsca i obszary były z reguły bardziej bezpieczne.
Dziś sytuacja jest inna. Zamiast przyciągać uwagę reporterów stacji telewizyjnych i agencji prasowych wystarczy kilka nagrań umieszczonych w internecie – czy to przez sprawcę, czy wręcz przypadkowych świadków. Można pozwolić sobie na atak łatwiejszy, przeprowadzony mniejszymi środkami i na cele słabiej chronione.
Ataki dokonywane nawet w dość przypadkowych miejscach – innymi słowy, tam gdzie sprawcom będzie najłatwiej zaatakować, na przykład w miejscu zamieszkania (a nie np. w stolicy ) mogą mieć także wyraźny efekt psychologiczny. Oznaczają one bowiem groźbę zamachów już nie w miejscach i czasie gdzie można spodziewać się podwyższonego zagrożenia jak wspomniane już miasta stołeczne czy międzynarodowe porty lotnicze. Atak – nawet dokonany w prymitywny sposób, w prowincjonalnym mieście oznacza bowiem wzrost obaw przed kolejnymi takimi atakami, właśnie na prowincji, w miejscach uważanych dotychczas za bezpieczne.
Biorąc pod uwagę
zarówno te czynniki, jak i ogólną ewolucję zjawiska terroryzmu,
gdzie znaczenie zamachów dokonywanych w państwach wysoko
rozwiniętych przez sprawców działających samotnie (ewentualnie)
w bardzo małych grupach, w sposób oczywisty nasuwa się pytanie o
dalszą ewolucję służb i systemów przeciwterrorystycznych.
Można
ocenić, że ewolucja ta będzie musiała odzwierciedlać ewolucję
zagrożeń. Oznacza to zatem dalszą decentralizację struktur,
środków i mechanizmów decyzyjnych oraz maksymalizację współpracy
pomiędzy poszczególnymi służbami i ich poszczególnymi
komponentami. Także w przypadku Polski, gdzie jak dotąd zagrożenie
– w porównaniu z choćby Europą Zachodnią – jest mniejsze, te
czynniki muszą być brane pod uwagę.