Interwencja w Syrii: możliwości i problemy

USS "Mahan", niszczyciel klasy Arleigh Burke Fot. US Navy
Narastające napięcie związane z syryjską wojną domową, w toku której niedawno doszło do użycia broni chemicznej, po raz kolejny jest powodem do spekulacji na temat możliwej interwencji zachodniej w tym konflikcie. Nad wszystkimi dyskusjami rozciąga się jednak cień wydarzeń sprzed dziesięciu lat, do których doszło w sąsiadującym z Syrią Iraku.
Zobacz także
Michał Piekarski Kilka kolejnych słów o tradycji i „Czerwonych Beretach”

Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza...
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza granicami państwa, co jakiś czas niestety powracają kwestie dotyczące historii i tradycji.
Michał Piekarski Anatomia Zamachu

Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Michał Piekarski Scenariusz Chaosu

Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez...
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez wydawnictwo WarBook.
Można odnieść wrażenie, zwłaszcza po wcześniejszych wypowiedziach przedstawicieli administracji amerykańskiej, dotyczących „czerwonej linii” jaką jest użycie broni masowego rażenia, problemach z uzyskaniem dowodów, w tym zwłaszcza po ostrzelaniu inspektorów ONZ mających zweryfikować informacje o ataku chemicznym że sytuacja jest już o krok od interwencji.
Od kilku dni donosi się o zwiększeniu aktywności sił amerykańskich w regionie, zwłaszcza sił morskich. We wschodniej części Morza Śródziemnego znajdują się cztery niszczyciele rakietowe klasy Arleigh Burke, uzbrojone w pociski manewrujące klasy „woda – ziemia”. Jednocześnie cytowani przez media, anonimowi urzędnicy twierdzą, że istnieją informacje pochodzące ze źródeł wywiadowczych a wskazujące że ataku chemicznego dokonała armia Assada.
Stwierdzenie że coś wykryły amerykańskie służby wywiadowcze, po doświadczeniach irackich musi budzić pewne obawy. Jakość informacji jakie zebrane zostały przed rozpoczęciem operacji „Iraqi Freedom” musi być oceniona jako niedostateczna, a ich analiza i wykorzystanie – podporządkowane osiągnięciu celu politycznego, a wręcz ideologicznego. Należy jednak pamiętać, że Saddam Husajn był nie tylko niezwykle okrutnym dyktatorem.
Jednocześnie przez szereg lat pracował nad bronią masowej zagłady (w tym nuklearną), kilkakrotnie jej użył, a w ostatnich latach podjął grę która przypieczętowała jego los, tworząc wrażenie że tą broń wciąż posiada. Napięcia – w tym kończące się uderzeniami lotniczymi – trwały bowiem przez cały okres od roku 1991 do 2003. Saddam zdążył się ponadto na tyle wyizolować ze społeczności międzynarodowej, że ci – jak Francja czy Rosja - którzy werbalnie protestowali przeciwko kierowanej przez USA operacji, poprzestali na słowach i szybko zaakceptowali nowy stan rzeczy w Iraku. Nie bez znaczenia było i jest to że miało to także konkretny wymiar ekonomiczny.
Sytuacja Syrii jest bardziej skomplikowana. Do roku 2011, nie był to parias społeczności międzynarodowej. Do dziś widać skutki utrzymywania przez reżim Assada wieloletnich relacji z sojusznikami – w tym Rosją, a więc stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ. Sprawia to, że uzyskanie jednoznacznego mandatu do ewentualnej interwencji jest trudne. Oczywiście, może dojść do operacji przeprowadzonej bez zgody tego organu, tak jak to już miało miejsce ale to oznaczać będzie dużo słabsze prawne i polityczne fundamenty takich działań. Może także spowodować, że liczba państw uczestniczących w takiej operacji będzie znacznie mniejsza.
Jednocześnie, pod względem militarnym trudno spodziewać się powtórki z operacji „Iraqi Freedom” a więc operacji na dużą skalę, w tym prowadzonej na lądzie z zamiarem wprowadzenia sił stabilizacyjnych po obaleniu reżimu. Potencjalna operacja podjęta pod amerykańskim przywództwem może wyglądać nieco inaczej.
Każda opcja militarna jest bowiem rzeczą wtórną wobec politycznego celu. W Iraku było to obalenie reżimu i utworzenie nowego rządu. Tutaj zasadniczym celem wydaje się być eliminacja broni chemicznej i udaremnienie dalszych ataków wymierzonych w ludność cywilną. Można tego dokonać na kilka sposobów.
Pierwszym jest uniemożliwienie użycia samej broni. Jej nosicielami najczęściej są samoloty, rzadziej śmigłowce oraz pociski rakietowe i artyleryjskie. Atakom lotniczym można zapobiec wprowadzając strefę zakazu lotów, wykorzystując samoloty myśliwskie. Samoloty mogą także wykrywać i zwalczać systemy rakietowe i artyleryjskie.
Oczywiście nie jest to możliwe w sposób tak ograniczony i wybiórczy. Jak pokazują doświadczenia z innych konfliktów, niezbędne jest uzyskanie przewagi w powietrzu, a więc obezwładnienie naziemnej obrony przeciwlotniczej oraz lotnictwa myśliwskiego przeciwnika. Rozpoznanie musi być efektywne, a wyrzutnie rakietowe można łatwo przemieszczać i maskować. Być może niezbędne będzie użycie sił specjalnych do prowadzenia rozpoznania, a to oznacza już element lądowy.
Drugą trudnością jest fakt, że samo zwalczanie nosicieli może problematyczne. Takich celów może być dużo a na polu walki mogą ciągle pojawiać się nowe, zastępujące już zniszczone. Trzeba pamiętać że armia syryjska, jak wiele armii tego regionu była i jest nadal silna liczebnie. Prościej jest, zamiast angażować się w swoisty konflikt na wyczerpanie, długi kosztowny, zaatakować znacznie ważniejsze cele.
Żadna armia, ani inna zorganizowana struktura nie jest efektywna gdy zostanie pozbawiona zaplecza logistycznego, łączności i systemów dowodzenia. Trzeba przy tym pamiętać o stosowanych współcześnie metodach doboru celów działań militarnych. Było to widoczne podczas operacji przeciwko Irakowi w 1991 i 2003 roku, oraz innych konfliktach. Stąd też można spodziewać się, że w przypadku podjęcia operacji zbrojnej, jej zasadniczym celem będzie zniszczenie istniejącej infrastruktury, w tym składów broni chemicznej, aparatu dowodzenia i łączności pozwalającego na użycie tej broni, oraz być może innych kluczowych podsystemów. Nie można wykluczyć na przykład ataków na konkretnych dowódców, lub przywódców politycznych, o ile okaże się to – z punktu widzenia amerykańskich decydentów – przydatne w osiągnięciu celów politycznych.
W takim scenariuszu, zbliżonym do operacji „Allied Force” w roku 1999, czy interwencji w Libii w roku 2011, jest także miejsce na operacje specjalne. Oprócz prowadzenia rozpoznania, nie można wykluczyć, że miałyby miejsce akcje bezpośrednie, w tym być może mające na celu przejęcie urządzeń lub systemów uzbrojenia, mających stanowić jednoznaczny dowód posiadania i używania takiej broni przez rząd syryjski. Nie można także z góry wykluczyć innych scenariuszy.
Biorąc pod uwagę warunki polityczne, społeczne, geograficzne, potencjalna interwencja w Syrii była by dla Stanów Zjednoczonych (i być może ich sojuszników) kolejnym typowym konfliktem XXI wieku. Te konflikty, które de facto rozpoczęły się na początku lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia, zaliczają się już do wojen „trzeciej fali” jak określają je Tofflerowie.
Fakt, że akcentowana jest obecność amerykańskich okrętów w pobliżu Syrii jest symptomatyczny. We współczesnych konfliktach dominują bowiem najbardziej zaawansowane technicznie i najbardziej elastyczne rodzaje sił zbrojnych. W praktycznie każdym konflikcie zbrojnym, w który zaangażowane były od roku 1991 amerykańskie siły zbrojne, zawsze ważną rolę odgrywały siły powietrzne, morskie i specjalne. Konwencjonalne siły lądowe były i są używane rzadziej. Nie ma powodów, by sądzić, że w przyszłości się to zmieni.