Rocznica 11 września - droga do zwycięstwa

Czy można pokonać przeciwnika nieregularnego? Czy można poradzić sobie z przeciwnikiem działającym niekonwencjonalnie i w sposób krańcowo odmienny od tego w jaki funkcjonuje współczesna armia i aparat policyjny? Jak dowodzi dekada „wojny z terroryzmem” - można.
Zobacz także
Michał Piekarski Kilka kolejnych słów o tradycji i „Czerwonych Beretach”

Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza...
Mimo że głównym tematem wiadomości dotyczących elitarnych jednostek Wojska Polskiego pozostają informacje dotyczące programów modernizacji technicznej lub bieżących działań szkoleniowych lub działań poza granicami państwa, co jakiś czas niestety powracają kwestie dotyczące historii i tradycji.
Michał Piekarski Anatomia Zamachu

Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Na polskim rynku od kilkunastu lat wydano już wiele książek traktujących o tematyce terroryzmu. W tym morzu pozycji czasem trudno zauważyć te które niosą ze sobą najbardziej merytoryczny przekaz.
Michał Piekarski Scenariusz Chaosu

Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez...
Siły specjalne i gry wywiadów są jednymi z ulubionych tematów po jakie sięgają autorzy książek z gatunku military fiction. Tak jest także w przypadku najnowszej powieści Piotra Langenfelda, wydanej przez wydawnictwo WarBook.
Czy można pokonać przeciwnika nieregularnego? Czy można poradzić sobie z przeciwnikiem działającym niekonwencjonalnie i w sposób krańcowo odmienny od tego w jaki funkcjonuje współczesna armia i aparat policyjny? Jak dowodzi dekada „wojny z terroryzmem” - można.
Początkowe zmagania toczyły się ze zmiennym szczęściem. Z jednej strony czysto militarne fazy działań kończyły się sukcesami, udawało się też udaremniać zamachy, ale jednak do nich dochodziło. W Iraku sytuacja była niestabilna i siły amerykańskie ponosiły tam straty, co jakiś czas pacyfikując jakieś miasto – ale bez wyraźnego przełomu. W Afganistanie partyzantka talibska zaczynała swój powrót na arenę walk. A jednak konflikt iracki udało się wygrać i liczba ofiar spadała od 2007 roku a obecnie nie ma tam już bojowych sił amerykańskich. Natomiast w Europie i USA zamachy albo były udaremniane albo miały bardzo niewielką w porównaniu z poprzednimi latami, skalę. Mało tego – prawdopodobne jest, że zorganizowane zamachy ze strony Al-Kaidy są coraz mniejszym zagrożeniem, choć pozostają groźne jej odłamy, jak Al-Kaida Półwyspu Arabskiego.
Czy w grę wchodzi jakaś „tajna broń” CIA? Oczywiście że nie. Cały wysiłek państw i służb zachodnich, który tak spektakularnie zaowocował w maju, to szereg drobnych i cierpliwych kroków na różnych kierunkach walki z terroryzmem.
Od dawna było wiadome, że terroryzm nie jest zagrożeniem jednowymiarowym, i że do jego zwalczania nie wystarczą typowe środki. Jednak dopiero skala zamachów z 2001 roku doprowadziła do tego, że zaczęto je wypracowywać.
Przede wszystkim sięgnięto po podstawową zasadę. Hierarchia nie może walczyć z siecią. Jedynym wyjściem dla państwa demokratycznego jest usieciowienie własnych instytucji. Poniekąd miało to miejsce już w latach dziewięćdziesiątych, choćby wraz z rozwojem sieciocentrycznego pola walki. Ale problem jest szerszy niż tylko metody łączności i współdziałania.
Dość wspomnieć, że w samych Stanach Zjednoczonych kilkanaście organizacji zajmowało się gromadzeniem i przetwarzaniem informacji wywiadowczych na temat terroryzmu. Dalszych kilkadziesiąt było w różnym stopniu zaangażowanych w różne elementy jego zwalczania. Samych definicji zjawiska – w oficjalnych dokumentach – było kilka. Każda z organizacji zajmowała się wycinkowo tą tematyką, żadna nie zajmowała się wyłącznie lub głównie terroryzmem.
Trzeba było szoku 11 września, aby doprowadzić do jednej z największych reform w historii amerykańskich i światowych służb specjalnych. Wcześniej, poszczególne służby współpracowały ze sobą, ale i rywalizowały. O budżet, o wpływy, o personel, tylko w ograniczonym stopniu dzieląc się informacjami. Taka jest praktyka typowej instytucji biurokratycznej, która dąży do centralizacji, do uzasadnienia swojego istnienia w pierwszej kolejności, zachowania dla siebie swojego potencjału.
Po 9/11 reguły gry uległy zmianie. Wdrożono niemałym kosztem rozwiązania, które miały maksymalnie ułatwić wymianę informacji. Tworzenie połączonych zespołów zadaniowych do spraw terroryzmu (Joint Terrorism Task Forces), centrów gromadzenia informacji (tzw fusion centers) jak również podobnych struktur w służbach działających za granicą, w tym na styku armii i wywiadu, dało istotne rezultaty. Nie było to nic nowego, po prostu na nowo odkrywano konieczność jak najbliższej współpracy i redukowania zbędnych barier. Każda ze służb i organizacji wnosi w tym systemie coś od siebie, swoje unikalne możliwości , kompetencje, doświadczenie , wiedzę, wreszcie zdobywane przez siebie informacje operacyjne, które mogą być łączone, porównywane z innymi i przekazywane innym użytkownikom.
Wybitnie pomogła w tym nowelizacja prawa, znana jako „Patriot Act”, która zniosła istniejący wcześniej prawny mur oddzielający operacje kontrwywiadowcze od policyjnych. Pomogła także wyraźna zmiana klimatu politycznego i zmiany organizacyjne, wdrażane już od roku 2001.
Same organizacje zostały w poważnym stopniu dofinansowane. Programy obliczone na setki milionów dolarów, nowe wyposażenie, a przede wszystkim nowe zastępy kadr, spowodowały wzrost jakościowy. Zwalczanie terroryzmu stało się zjawiskiem takim jak pół wieku wcześniej broń jądrowa. Tak jak kiedyś najlepsi specjaliści wojskowi i cywilni w obu supermocarstwach pracowali nad budową i użyciem broni nuklearnej, tak teraz zastępy ludzi były kierowane do pracy przy walce z terroryzmem. Nie może także dziwić fakt, że od kilku lat sukcesy przeważają nad porażkami – to jest czas wystarczający aby wyszukać i zwerbować nowych ludzi z odpowiednimi predyspozycjami, wyszkolić ich i...czekać na efekty.
Drugi z najważniejszych czynników to decentralizacja. Kolejną odkrywaną na nowo prawdą, było to, że najważniejsze rzeczy można wykryć i zareagować na najniższym szczeblu, gdyż wyżej przestają być widoczne, albo zauważalne. Wiele ataków udaremniono dzięki informacjom z najniższego szczebla – w tym od zwykłych obywateli którzy dostrzegli niepokojące sygnały i zaalarmowali policję. W sieci przeciwnika najważniejsi są ludzie, na których można oddziaływać, których można rozpoznawać i inwigilować, wreszcie których trzeba eliminować w ten czy inny sposób. I to oddziaływanie, czy to w postaci policyjnego patrolu który przerywa zamach (Fort Hood w 2009) , tajnej operacji z udziałem agenta pod przykryciem który dostarcza kilkuosobowej grupie nieaktywne substancje do produkcji bomby (Niemcy w 2007) , czy będzie to grupa specjalna która pozyskuje przychylność liderów plemiennych w Afganistanie lub naprowadza nalot na siedzibę lidera grupy terrorystycznej - to zawsze decyzje i wybory podjęte na niskim, czasem najniższym szczeblu, mają zasadnicze znaczenie, czasem równe z tymi które zapadają na szczeblu najwyższym.
To właśnie jest drugi element, którego użycie stało się kluczowe dla wypracowania mimo wszystko zwycięskiej pozycji Zachodu w tej wojnie. W przeciwieństwie do wojny konwencjonalnej – tutaj rolą wyższych szczebli jest tylko podejmowanie decyzji ogólnych, często bez możliwości wpływania na to co dzieje się na niższych szczeblach. O ile kiedyś zdarzało się że prezydenci wybierali cele do nalotów bombowych – tak teraz, de facto najważniejsze decyzje podejmowane są na szczeblu najniższym. Prezydent, generał, premier nie mogą z wielu powodów, wywierać bezpośredniego wpływu na bieg wydarzeń. I te czynniki muszą być brane pod uwagę, gdy mowa o użyciu w wojnie z terroryzmem sił specjalnych – które jak żadne inne są uzależnione od jak najlepszego rozpoznania, jak i od właściwego ulokowania ich w procesie decyzyjnym.