SPECIAL OPS: Pierwsze wojenne i specjalne doświadczenia zdobywał Pan jako małoletni zwiadowca AK i tajny kurier w NSZ, ale próba dotarcia do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie zakończyła się ostatecznie, po wielu perypetiach, wstąpieniem w wieku 16 lat do francuskiej Legii Cudzoziemskiej.
Albert Sługocki: W 1947 roku z pomocą NSZ udało mi się uciec z Polski na pokładzie statku S/S Pułaski. Wiedziałem, że szuka mnie UB, zarówno w związku z moją aktywnością konspiracyjną, jak i po mojej ucieczce z ich rąk, w które wpadłem po wcześniejszej, niestety nieudanej próbie wymknięcia się z kraju. Miałem za sobą około trzy miesiące więzienia w Katowicach i codziennego bicia podczas przesłuchań.
Drugim powodem opuszczenia Polski było to, że bardzo chciałem wstąpić do naszej armii na Zachodzie. Nie wiedziałem, że została już rozformowana.
Dotarłem do USA, ale jako nielegalny imigrant nie mogłem tam zostać, ani wrócić w tych okolicznościach do kraju.
![]() |
Sergeant Major (ret.) Albert Slugocki - nosi tylko odznaczenia bojowe i nadane za dzielność. Od lewej: oraz dwa nadane przez władze b. Republiki Wietnamu: Nad medalami odznaka bojowa piechoty (Combat Infantryman Badge of Honor) drugiego stopnia za udział w bezpośrednich walkach w Korei i Wietnamie. Pod medalami: spadochronowa US Army Master Parachutist badge. |
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zaciągnąłem się znów na statek, tym razem płynący do Francji. Tam przez jakiś czas błąkałem się po ulicach Marsylii, zastanawiając się, co dalej ze sobą począć, a że w ciemnych zakamarkach tego niebezpiecznego miasta łatwo było oberwać, musiałem szybko nauczyć się bronić za pomocą pięści i noża. Przemoc była tam codziennością.
Czytaj dalej o jednostkach specjalnych»
Gdy dowiedziałem się o Legii i możliwości walki w jej szeregach z komunistami w Indochinach, nie zastanawiałem się długo. Ciągnęło mnie do wojska i przygód. Chciałem walczyć. Wyglądałem na starszego niż byłem w rzeczywistości, więc nie miałem problemu z ukryciem zbyt młodego wieku. Moi nowi koledzy w punkcie rekrutacyjnym w starym forcie Saint Jean bez mrugnięcia okiem zaświadczyli, że jestem pełnoletni. Legion szybko stał się moją nową rodziną. Ale zawsze czułem się przede wszystkim Polakiem i marzyłem o powrocie do Polski. Legię traktowałem jako coś przejściowego, co miało mnie przygotować do późniejszej walki o mój kraj, bo chciałem rozprawić się z czerwonymi, którzy zniewolili Polskę.
Legia Cudzoziemska słynęła wówczas wciąż z brutalnej dyscypliny i bardzo wymagającego szkolenia w trudnych warunkach afrykańskich.
Legia dała nam niezły wycisk. Definitywnie nie było to dobre miejsce dla osób ze słabym charakterem. Podczas szkoleń we francuskiej Algierii wymagano od nas absolutnego posłuszeństwa i całkowitego podporządkowania się dowodzącym. Naszą odporność psychiczną i kondycję fizyczną bezustannie testowano, wystawiając na próby w ekstremalnych warunkach. Nieźle dostawaliśmy w kość, a jeśli upadłeś, to musiałeś się podnieść i ćwiczyć dalej. Jeśli nie dawałeś rady, nikt się z tobą nie niańczył, tylko wyrzucano cię na bruk.
Wielu nie wytrzymywało tego „kieratu”, ale ci, którzy przetrwali, stawali się ekspertami w użyciu broni i taktyki walki małych pododdziałów.
Wielu z nas nie znało francuskiego, a za niezrozumienie rozkazów często dostawało od dowódcy w łeb.
Mnie było łatwiej, ponieważ w mojej rodzinie często mówiło się po francusku, jak to wówczas na salonach przystało – ojciec kształcił się w Paryżu, a matka studiowała we Włoszech. Na statkach z kolei przyzwyczaiłem się do ciężkiej codziennej pracy, więc dobrze radziłem sobie podczas szkolenia.
Czytaj też: NIECHCIANI I NIEZROZUMIENI >>>
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |