Kulisy służby w GOI SOK

Rozmowa ze st. insp. Danielem Snopkowskim - koordynatorem GOI SOK
O tym, jak wygląda szkolenie funkcjonariuszy GOI SOK i o ich nieujawnianych nigdzie do tej pory zadaniach i sukcesach, „SPECIAL OPS” rozmawia ze st. insp. Danielem Snopkowskim – koordynatorem Grup Operacyjno-Interwencyjnych z Komendy Głównej Straży Ochrony Kolei w Warszawie, Wydziału ds. Operacyjno-Prewencyjnych i Bezpieczeństwa.
Zdjęcia: archiwum prywatne Daniela Snopkowskiego
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Łódzcy Kontrterroryści

Są trzecim pododdziałem KT, który statystycznie w roku realizuje najwięcej działań kontrterrorystycznych na terenie województwa łódzkiego oraz kraju. Od dwóch lat stanowią odwód kontrterrorystyczny Komendy...
Są trzecim pododdziałem KT, który statystycznie w roku realizuje najwięcej działań kontrterrorystycznych na terenie województwa łódzkiego oraz kraju. Od dwóch lat stanowią odwód kontrterrorystyczny Komendy Głównej Policji. Regularnie biorą udział w misjach zagranicznych, a w ostatnim czasie również w działaniach na granicy Białorusi i Ukrainy, gdzie pełnią służbę jako jednostka specjalna policji do nadzoru nad bezpieczeństwem w paśmie przygranicznym. Poznajcie Samodzielny Pododdział Kontrterrorystyczny...
Krzysztof Mątecki Nadwiślański WZD

Warszawski Wydział Zabezpieczenia Działań Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej (WZD NwOSG) utrzymuje stałą gotowość bojową, wchodząc w skład nieetatowego pododdziału odwodowego Komendy Głównej SG....
Warszawski Wydział Zabezpieczenia Działań Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej (WZD NwOSG) utrzymuje stałą gotowość bojową, wchodząc w skład nieetatowego pododdziału odwodowego Komendy Głównej SG. Funkcjonariusze WZD NwOSG nawet kilka razy w tygodniu przeprowadzają operacje na szeroką skalę, zatrzymując członków zorganizowanych grup przestępczych.
Redakcja Kontrterroryści z Radomia

Realizują zadania bojowe o najwyższym stopniu trudności wspierając działania kryminalne wymierzone w najniebezpieczniejszych przestępców w Polsce. Ich znakiem rozpoznawczym jest „Skorpion”, znajdujący...
Realizują zadania bojowe o najwyższym stopniu trudności wspierając działania kryminalne wymierzone w najniebezpieczniejszych przestępców w Polsce. Ich znakiem rozpoznawczym jest „Skorpion”, znajdujący się w centralnej części oficjalnej naszywki jednostki. Samodzielny Pododdział Kontrterrorystyczny Policji w Radomiu jest obecnie jedną z 18 policyjnych jednostek KT w kraju, a jej głównym obszarem działania jest województwo mazowieckie.
Od jak dawna zajmujesz się koordynacją działań Grup Operacyjno-Interwencyjnych Straży Ochrony Kolei?
Jeżeli chodzi o koordynację na terenie całego kraju, to minęło już 12 lat. Wcześniej dwa lata koordynowałem działania GOI na Śląsku, a jeszcze wcześniej, przez 5 lat byłem dowódcą jednej z trzech grup katowickich.
Jak to się stało, że zostałeś dowódcą takiej grupy, byłeś wtedy chyba bardzo młody?
Do Straży Ochrony Kolei przyjąłem się zaraz po zakończeniu zasadniczej służby wojskowej, którą odbyłem w 18. Batalionie Desantowo-Szturmowym w Bielsku-Białej. Szybko odnalazłem się w nowych dla mnie realiach, co zwróciło na mnie uwagę ówczesnego Komendanta Regionalnego SOK w Katowicach. Miałem sporo zatrzymań sprawców, głównie przestępstw popełnionych na obszarze kolejowym i to zarówno w służbie, jak i w czasie wolnym.
Jak wyglądało Wasze szkolenie na poligonie w Wędrzynie?
W grudniu 2001 roku rozpoczęły się szkolenia Grup Operacyjno-Interwencyjnych (GOI) na poligonie w Wędrzynie. Wcześniej w Komendzie Głównej SOK utworzono nowe samodzielne stanowisko koordynatora GOI. Każdy poligon trwał dwa intensywne tygodnie. Zaczynaliśmy rano od zaprawy o godz. 6:15, później śniadanie i zajęcia do kolacji z przerwą na obiad. Zajęcia toczyły się w różnych miejscach.
W Ośrodku Szkolenia Poligonowego Nowy Mur ćwiczyliśmy czarną taktykę, czyli wejścia do pomieszczeń i zatrzymywanie uzbrojonych przestępców, zatrzymywanie samochodów z uzbrojonymi przestępcami. Duży nacisk instruktorzy stawiali na odpowiednią pracę z bronią palną. Musieliśmy się pozbyć wszystkich złych nawyków. Ćwiczyliśmy techniki wysokościowe, tj. zjazdy na linach z budynku, wejścia przez okna czy zjazdy głową w dół, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma w pomieszczeniach, kolejkę amerykańską do szybkiej ewakuacji z budynku. Techniki interwencji w taborze kolejowym.
Ale wszystko zaczęło się od długiego na około 400 metrów toru przeszkód. Tor zaczynał się od wskoczenia przez okno na parter budynku, przebiegnięcia pomieszczeniami i wyskoczenia drugim oknem, następnie po przebiegnięciu kilkunastu metrów wbiegało się po częściowo wyburzonym murze na wysokość około 5 metrów (mur był szeroki na cegłę) i przebiegało do drabinki, którą biorąc między nogi zjeżdżało się pod skosem na mniejszy murek i po zeskoczeniu z niego biegło się z powrotem do muru, w którym znajdowały się trzy otwory (każdy na innej wysokości), tymi otworami trzeba było się wspiąć na mur przechodząc je tzw. wężem, tj. raz z prawej, raz z lewej strony muru. Po wejściu na mur biegło się po nim, schodząc po częściowo wyburzonej części w dół i do drabinki, po której zbiegało się w dół. Kolejna była ścianka do nauki technik wysokościowych. Przez okno na wysokości około dwóch metrów wskakiwało się na parter, z parteru drabinką na pierwsze piętro. Z pierwszego piętra po balkonach na drugie piętro i drabinką ponownie, z tym że na sam dół. I znowu bieg z przeskakiwaniem mniejszych przeszkód do ostatniej prostej, na której znajdował się lekko pochyły mur dwumetrowy, mur dwumetrowy prosty, pięciometrowa siatka, ogrodzenie trzymetrowe z kolcami, między którymi trzeba było zrobić wymyk, mur z drutem kolczastym, labirynt – który był osobną konkurencją i powiem o nim później, równoważnia, kolejny mur 2,5-metrowy, rów z rozwieszoną nad nim liną, rów z drabinką w formie mostka, drabina na wysokość około 7 metrów i zejście tyłem po rurze pod skosem z uchwytami. Biegaliśmy po tym torze bardzo często.
Szkolenia miały pomóc wybrać do GOI SOK najlepszych funkcjonariuszy?
Całe szkolenie było swego rodzaju selekcją, przez którą przeszło 200 funkcjonariuszy. Każdy funkcjonariusz GOI musiał je zaliczyć. Z przeszkolonych ludzi z czasem utworzona została nieformalna Specjalna Grupa Interwencyjna, w której skład wszedłem i ja.
Możesz zdradzić więcej szczegółów waszych szkoleń na poligonie w Wędrzynie?
Poligony te trwały jeszcze przez cały 2002 rok – udało mi się uczestniczyć w nich cztery razy.
W lipcu 2002 roku na poligonie Samodzielne Pododdziały Antyterrorystyczne Policji (obecnie SPKP) miały obóz śmigłowcowy. Udało się nam wtedy załapać na zjazd ze śmigłowca. Pilot chyba wiedział, że ma nas przewieźć ekstremalnie, bo wchodził ostro w skręty, tak że do niczego nieprzypięci mieliśmy przed sobą, a raczej pod sobą otwarte drzwi śmigłowca. Zjeżdżaliśmy z wysokości blisko 50 m, bo tyle miała lina, której koniec spoczywał na ziemi.
Pierwsze dwa dni tego zgrupowania na śniadanie, obiad i kolację do kantyny chodziliśmy pieszo po 5 km w jedną stronę. Dawało to 30 km marszu dziennie. Upał był niesamowity. Drugiego dnia po bieganiu na torze przeszkód instruktor zapytał nas, kto chciałby się dziś wykąpać w jeziorze. Odpowiedzieliśmy wtedy, że wszyscy, a on krzyknął: „Za mną biegiem!” i biegliśmy 5 km drogą czołgową nad jezioro. Tam jak wskoczyłem do wody, to z głowy mi dosłownie parowało. Ale to było wspaniałe uczucie.
Dowódca grupy z Warszawy o pseudonimie Joda, jak zobaczył wodę, to postanowił, że jeziorko opłynie dookoła i wypłynął. Nie było go dwie godziny. Widzieliśmy tylko na wodzie unoszącą się i znikającą pod wodą jego głowę. Kondycję miał niesamowitą. Na służbę każdego dnia przyjeżdżał 18 km na rowerze, niezależnie pory roku i warunków pogodowych. Niestety, z tamtej naszej starej gwardii nie ma już połowy chłopaków. Joda odszedł do Policji, Kaszubek do ABW, gdzie był instruktorem w Centrum Szkolenia. Niewiele jest w Polsce formacji, gdzie nie trafiłby któryś z nas. Powodem odejść był głównie brak emerytur mundurowych.
Rozumieliśmy każde odejście i choć z żalem żegnaliśmy każdego z braci – wiedzieliśmy, że są tam naszymi wizytówkami.
Jaki element szkolenia i sytuacja z nim związana szczególnie zapadła ci w pamięć?
W lipcu poza torem przeszkód mieliśmy do pokonania labirynt. W labiryncie było tak ciemno, że nie było widać kompletnie nic. Bywało, że ktoś do niego wchodził i wychodził tym samym wejściem, ponieważ nie znalazł otworu w ścianie w pierwszym pomieszczeniu. Okopywało się delikatnie ściany butem i kolanem trzymając ręce w gardzie przed sobą, aby nie wybić sobie zębów. Wejściem do drugiego pomieszczenia był otwór w ścianie na pewnej wysokości. Najważniejsze było trzymać się jednej ze ścian do końca labiryntu. Po drodze znajdowały się przeszkody wodne, równoważnie, na łańcuchach wisiały kukły przypominające ludzi lub duże kawały rozkładającego się mięsa, co dawało niesamowity odór. W tle słychać było wybuchy, wystrzały i ujadanie psów.
Labirynt również pokonywany był na czas. Pamiętam „dziadka” z grupy w Koszalinie. Wyszedł z labiryntu z wybitym barkiem. Wszyscy się wystraszyli, ponieważ wypadków było dużo i każdy kolejny zgłoszony mógł spowodować przerwanie dalszych szkoleń na poligonie. „Dziadek” pojechał do szpitala, a my po obiedzie graliśmy w piłkę na boisku. Ze szpitala „Dziadek” wrócił już uśmiechnięty i zapytał, czy może grać z nami. Nazwaliśmy go „Samonaprawiacz”.
Jak wyglądały Wasze szkolenia w późniejszych latach?
W latach 2003 do 2007 uczestniczyliśmy głównie w szkoleniach na zaproszenie innych formacji.
– ćwiczenia antyterrorystyczne w pociągach (szturm na pociąg piętrowy) w Kędzierzynie-Koźlu prowadzone przez Sekcję Antyterrorystyczną Policji z Opola,
– ćwiczenia antyterrorystyczne „Postępowanie jednostek specjalnych podczas działań likwidujących stan zagrożenia atakami terroru w komunikacji powietrznej, drogowej i kolejowej” przeprowadzone przez pluton specjalny Straży Granicznej ze Śląskiego Oddziału Straży Granicznej z Raciborza.
– szturm na pociąg – ćwiczenia zorganizowane i przeprowadzone przez SPAP Wrocław przy współpracy z byłym antyterrorystą Marcinem Koskiem,
– cykl ćwiczeń na poligonie Pstrąże koło Żagania:
- rozwiązywanie sytuacji zakładniczych w działaniach szturmowych,
- szturm na teatr,
- szturm na szkołę.
Wszystkie te ćwiczenia prowadzone w tamtym czasie przez SPAP Wrocław były z użyciem ostrej amunicji. Cele rozstawiane były na kulochwytach, a wejście po zakładników odbywało się pod ogniem zaporowym, gdzie nad głowami świstały kule. W ćwiczeniach brali udział operatorzy niemal wszystkich polskich formacji specjalnych.
W tych latach i późniejszych wyszkoliliśmy swoją kadrę instruktorską i z czasem to my zapraszaliśmy i prowadziliśmy zajęcia, w których uczestniczyły inne formacje. Uczyliśmy się od najlepszych i tworzyliśmy własną taktykę szturmu na pociąg, jak i interwencji w pociągach.
Po co Wam szkolenia tego typu, przecież nie jesteście grupami kontrterrorystycznymi?
W obecnym systemie prawnym do sytuacji zakładniczej w pociągu, gdyby taka się wydarzyła, nikt nie wezwie funkcjonariuszy Grupy Operacyjno-Interwencyjnej SOK. Ale co w sytuacji, kiedy Ci funkcjonariusze w trakcie swoich działań sami natrafią na taką sytuację? Muszą wiedzieć, jak się zachować, by nie tylko wyjść z tego cało, ale by ratować życie i zdrowie innych ludzi. Ponadto od lat czekamy na ustawę, która rozszerzy nasze uprawnienia. Projekt ustawy był dwa razy projektem poselskim (który przeszedł przez pierwsze czytanie, a później został przyblokowany w lasce marszałkowskiej) i raz projektem rządowym (który również stanął w miejscu). Staramy się być z każdym rokiem lepsi. W 2018 roku Komenda Główna Straży Ochrony Kolei zakupiła modułową strzelnicę taktyczną dla Ośrodka Szkolenia funkcjonariuszy SOK w Zbąszyniu. Na terenie tego Ośrodka odbywają się tygodniowe szkolenia doskonalące dla funkcjonariuszy GOI. Celem tych szkoleń jest wyrównanie poziomu wyszkolenia pomiędzy wszystkimi GOI w kraju.
Czytaj też: Flintlock 2020 >>>
Jaka to strzelnica?
Jest to jedna z najnowocześniejszych w Europie modułowych strzelnic taktycznych. Oś strzelnicy jest długa na 25 m, znajdują się na niej 4 stanowiska strzeleckie z tarczociągami. Na strzelnicy można strzelać zarówno z broni krótkiej, jak i maszynowej. Można układać scenariusze różnych treningów strzeleckich z wykorzystaniem stroboskopów, dymu, przesłon, dźwięku i różnych możliwości zaciemnienia.
Później wywoziliśmy jeszcze z kraju Wypalone Paliwo Jądrowe, które decyzją kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki należało wywieźć z krajów byłego Bloku Wschodniego ze względu na zagrożenie terrorystyczne. Amerykanie sfinansowali jego wywiezienie do Rosji, która zobowiązała się, że nie będzie go używać do celów militarnych. Polska pomimo że nie ma elektrowni jądrowych, posiada na swoim terenie jeden reaktor doświadczalny, z którego odpady promieniotwórcze opuściły wtedy nasz kraj.
Nie słyszałem o tym.
To świadczy tylko o tym, że potrafimy dochować tajemnicy, a konwoje przeprowadzone były w sposób profesjonalny.
Jak wyglądała „węglowa wojna” na Śląsku?
Od 2000 do 2005 roku kradzieże węgla z pociągów towarowych głównie PKP Cargo przybierały coraz większe rozmiary zarówno pod względem ilości usypów, jak i ilości wysypanego węgla. Na Śląsku powstawały coraz to nowe grupy przestępcze zajmujące się tym procederem. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży skradzionego węgla żyły tysiące ludzi. Rekordowe usypy w tym czasie to rok 2005 lub 2004, dokładnie już nie pamiętam. Ruda Śląska Chebzie usyp z jednego pociągu 500 ton węgla, natomiast w stacji Sosnowiec Maczki z jednego pociągu 465 ton węgla. W Siemianowicach Śląskich czy w Katowicach Szopienicach często zdarzały się usypy 200-tonowe. Kopalni Ruda Czarny Las zaczęła grozić upadłość, ponieważ nie była w stanie wywieźć ze swoich składów wydobytego węgla, każdy z transportów był zatrzymywany i wymagał później odsypania i udrożnienia torowiska.
Z tym procederem na Śląsku walczyła cała Straż Ochrony Kolei, w tym 7. oddział GOI wspierany funkcjonariuszami GOI z różnych rejonów kraju. Każda z 5–6-osobowych grup roczne ujmowała od kilkudziesięciu do nawet 150 osób. Sprawy w sądach toczyły się tak często, że w miesiącu bywałem tam nawet po osiem razy. Często wezwania przychodziły do różnych sądów na ten sam dzień, a nawet na tę samą godzinę.
Wraz ze wzrostem liczby kradzieży w latach 2002–2005 dochodziło do wzrostu brutalizacji sprawców, a co za tym idzie czynnych napaści na patrole Straży Ochrony Kolei. W Katowicach Szopienicach niemal co miesiąc patrole oddawały strzały ostrzegawcze w powietrze, kiedy leciał w ich stronę grad kolejowego tłucznia.
W 2003 roku patrol SOK z Gliwic na stacji Gliwice Sośnica został zaatakowany przez grupę kilkunastu mężczyzn kradnących węgiel. Jeden z funkcjonariuszy dostał kamieniem w głowę i zalał się krwią. Złodzieje nadal atakowali i byli w bliskiej odległości, kiedy po strzale ostrzegawczym i okrzyku „Straż Ochrony Kolei! Stój, bo strzelam!” jeden z nich został trafiony w udo. Nie zatrzymało to pozostałych. Drugi złodziej został trafiony w dwa kolana.
Później worek się już rozwiązał i było coraz więcej użyć broni. „Mietek” chciał zatrzymać samochód ze złodziejami, przeładował broń, a Ci wjechali mu autem w nogi, kiedy przelatywał przez bok maski samochodu, nacisnął spust pistoletu, a wystrzelona kula przeszła przez boczną szybę pojazdu i wyszła przednią. Złodziej tak się wystraszył, że zatrzymał samochód i został ujęty.
Na Śląsk z uwagi na trudną sytuację związaną z masowymi kradzieżami węgla z transportów zaczęły przyjeżdżać grupy operacyjno-interwencyjne z terenu kraju. W Katowicach Szopienicach doszło do czynnej napaści na grupę z Łodzi. Mężczyźni mieli na głowach założone kominiarki, a jeden z nich usiłował uderzyć funkcjonariusza długim drągiem. Strzały ostrzegawcze i okrzyki nie przyniosły skutku. Sprawcy nadal atakowali grupę. Wtedy jeden z funkcjonariuszy użył broni palnej, strzelając mężczyźnie z drągiem w nogę. Kula przebiła mu piszczel, a jego koledzy jak na starych wojennych filmach wzięli go pod ręce i ewakuowali się z nim do familoka.
Czytaj też: Jaka jest przyszłość Wojsk Specjalnych? >>>
Od tego zdarzenia minęło sześć dni i ponownie doszło do czynnej napaści na patrol, w wyniku której jeden ze złodziei został postrzelony w łydkę. Takich wydarzeń było bardzo wiele. Na szlaku Panewniki – Radoszowy strzelałem do usiłujących mnie rozjechać dwóch samochodów. Chłopak z mojej grupy strzelał do rotwailera puszczonego na nas przez uciekającego złodzieja. Były próby odbicia ujętych przez nas sprawców kradzieży. Napaści z niebezpiecznymi przedmiotami, takimi jak siekiery, kije bejsbolowe i co tylko grupy przestępcze miały w danej chwili pod ręką. Dlatego ten okres my nazywaliśmy „wojną węglową”. Prasa w tym czasie pisała o „węglowej mafii”, ale dla nas to byli zwykli złodzieje. Mafią już bardziej można było nazwać działających w tym czasie w pociągach kieszonkowców.
No właśnie, a co z kieszonkowcami na dworcach i w pociągach?
Właściwie od początku mojej służby w Straży Ochrony Kolei najbardziej interesowali mnie kieszonkowcy. Interwencje moje w stosunku do nich były dość częste zarówno w służbie, jak i w czasie wolnym. W Katowicach na dworcu w porze dziennej po peronach biegało ich nawet piętnastu. Zatrzymywaliśmy ich (bo do 2003 r. funkcjonariusz SOK miał prawo do zatrzymania osoby, dopiero nowelizacja ustawy o transporcie zmieniła ten zapis na ujęcie) na gorącym uczynku, po każdym zatrzymaniu w stosunku do mnie padały groźby co zawsze zgłaszałem, a kieszonkowcy dostawali kolejne zarzuty.
W pociągach nocnych sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, bo o ile kieszonkowcy dzienni wpadali na gorącym uczynku, to nocne grupy działały od kilkudziesięciu lat właściwie bezkarnie. Zmieniło się to dopiero od 2007 roku. Wcześniej nie miałem możliwości kadrowych, by zagrozić grupom nocnych kieszonkowców, a dużo służbowego czasu zabierała mam „węglowa wojna”.
W roku 2007 koordynowałem już działania 7 śląskich GOI. W działaniach od samego początku zawsze brałem udział osobiście. Zebrana wiedza i analiza wydarzeń pozwoliły na zaproszenie dziennikarzy TVN24. Działania doprowadziły do rozbicia w pociągu międzynarodowym „Silesia” nocnej grupy kieszonkowców. Ujęliśmy na gorącym uczynku 5 kieszonkowców, w tym herszta tej grupy. Złodzieje okradli czterech Hiszpanów i jedną Irlandkę.
Po raz pierwszy do ujęcia kieszonkowców zostali użyci funkcjonariusze GOI „na czarno”. Poza obserwacją po cywilnemu w wagonach pociągu. Kilkunastu funkcjonariuszy obstawiło peron stacji Trzebinia, na który mieli zamiar wysiąść z pociągu kieszonkowcy. Zaskoczenie złodziei było ogromne. Reportaż był tak dobry, że poza wersją dla TVN24 powstał bardziej rozszerzony materiał dla TVN Uwaga.
Kieszonkowcy zostali tymczasowo aresztowani, a później skazani na 18 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Wielu z nich nigdy wcześniej nie było karanych, choć kradli w pociągach po 30 lat. Później dostosowaliśmy taktykę działania do taktyki grup kieszonkowców i zaczęli oni wpadać bardzo często. Wielu z nich, tych słabszych psychicznie, wycofywało się z „branży”. Herszt jednej z grup został taksówkarzem, jeden z kieszonkowców poszedł do pracy na kopalnię, kolejny został kierowcą autobusu, następny wrócił na wieś w rodzinne strony.
W 2008 roku zostałem awansowany na Koordynatora GOI w Komendzie Głównej Straży Ochrony Kolei w Warszawie. Organizowane przeze mnie działania objęły pociągi i dworce na terenie całego kraju. Do tej pory ujęliśmy niemal wszystkie grupy kieszonkowców działających w pociągach czy na dworcach. Niektórych nawet po kilka razy. Złodzieje przestali być bezkarni i często trafiali na odsiadki. Każde ujęcie, nawet gdy mnie tam nie było, identyfikowali z moją osobą. Dochodziło znowu do gróźb, z tym że padały one z ust coraz niebezpieczniejszych ludzi. Po groźbach gangstera związanego z grupą nowosądecką Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach zaproponowała mi i mojej rodzinie ochronę podobną jak w przypadku świadka koronnego. Na to się nie zgodziłem, wybrałem inny, najmniej uciążliwy dla nas wariant. Obecnie poza Grupami Operacyjno-Interwencyjnymi SOK tylko w Komendzie Stołecznej Policji jest Wydział, który w Warszawie zwalcza kieszonkowców. W Polsce zostały tylko dwa Komisariaty Kolejowe Policji w Warszawie i we Wrocławiu. Na kolei jesteśmy najskuteczniejszą siłą, która może ograniczać liczbę kradzieży i skutecznie zwalczać ten proceder.
Kieszonkowcy twierdzą, że policja w Szwecji czy w Szwajcarii działa tak jak my. Wtapiamy się w tłum, zmieniamy swój wygląd. Nasza taktyka działania jest niemal identyczna jak najlepszych grup kieszonkowców, dlatego pomimo że lata lecą, a twarze nasze są im znane, nie potrafią nas namierzyć i wciąż wpadają. Nie pokazuję swojej twarzy tylko dlatego, że nie każdy złodziej w tym kraju, który się mnie obawia, mnie zna. W ubiegłym roku w Gdańsku ujmowałem kieszonkowca z Słupska. Gdy powiedziałem, że służę w Komendzie Głównej Straży Ochrony Kolei w Warszawie, zapytał mnie: „Pan Snopkowski?”. Podobnie było w Poznaniu. Przy ujęciu jeden z kieszonkowców powiedział do mnie „Miło mi poznać legendę”.
Wiele jednostek policji zwraca się do mnie o pomoc w identyfikacji sprawców kradzieży kieszonkowych. Przez lata poznałem z nich ponad 700 osób i nie ma miesiąca, bym nie poznawał kolejnych.
Czy częściej działacie w umundurowaniu służbowym, czy po cywilnemu?
Częściej działamy po cywilnemu. W pociągach i na dworcach tylko w taki sposób można skutecznie walczyć z kieszonkowcami. Trzeba wyglądać i zachowywać się jak zwykły podróżny. Tam, gdzie kradzieże występują w obszarze zurbanizowanym, tylko po cywilnemu można przejść pozostając niezauważonym przez czujki.
Inaczej jest z kradzieżami infrastruktury kolejowej czy sieci trakcyjnej, do których dochodzi głównie nocą przez zorganizowane grupy przestępcze. Tam teren jest oddalony od skupisk ludzi. Dużo lepiej się leży w lesie w umundurowaniu służbowym i prowadzi obserwację. Termowizja i noktowizja doskonale się przy tym sprawdza.
W pełnym wyposażeniu, czyli na czarno, działaliśmy w 2016 roku zabezpieczając przejazdy pielgrzymów na Światowe Dni Młodzieży. Posiadać wyposażenie i odpowiednie uzbrojenie to jedno, ale najważniejsze są umiejętności, które staramy się nieustannie podnosić. Funkcjonariusze GOI SOK sami dokonują rozpoznania i realizacji.
Czego Wam brakuje?
Funkcjonariusze GOI SOK często prowadzą swoje rozpoznanie i na jego podstawie później przeprowadzają realizację w wyniku, ujmują sprawców. Brakuje nam własnej ustawy, która zwiększyłaby nasze uprawnienia. Dla mnie najważniejszy jest zapis o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych, choć w ograniczonym i dostosowanym dla nas zakresie.
A emerytura mundurowa?
Bardzo wielu świetnie wyszkolonych i przygotowanych przez nas funkcjonariuszy ze względu na jej brak opuściło formację i przeszło do innych służb.
Jak zwykły Kowalski może się dostać do GOI SOK?
Musi najpierw zostać funkcjonariuszem Straży Ochrony Kolei. Zwrócić na siebie uwagę kierownictwa, a w szczególności dowódcy GOI i uzyskać akceptację całego zespołu. Najważniejsze są relacje międzyludzkie. Kolejnym etapem są testy sprawnościowe i oświadczenie woli ze zgodą na pełną dyspozycyjność.
Dziękuję za rozmowę.