Ratownicy
US DoD, USAF/DVIDS
Przechodzą zaawansowane szkolenie spadochronowe, nurkowe i surwiwalowe oraz trudny trening fizyczny. Działają w niewielkich zespołach, w najtrudniejszych warunkach, często na tyłach wroga i ramię w ramię z operatorami najlepszych jednostek specjalnych amerykańskich sił zbrojnych. W odróżnieniu od nich zasadniczym celem US Air Force Pararescue jest jednak ratowanie życia towarzyszy broni oraz poszukiwanie i odzyskiwanie utraconego personelu (ang. Personnel Recovery), któremu grozi niebezpieczeństwo na terenie kontrolowanym przez przeciwnika lub w dzikich i niebezpiecznych rejonach.
Zobacz także
Redakcja news Pierwsza w Polsce konferencja byłych i czynnych żołnierzy Wojsk Specjalnych – „GROM-VETERANS”
W dniach 24-25 września 2024 roku w Zakopanem odbyła się pierwsza w Polsce konferencja „GROM-Veterans”, poświęcona zagadnieniom związanym z życiem i adaptacją byłych żołnierzy Wojsk Specjalnych po zakończeniu...
W dniach 24-25 września 2024 roku w Zakopanem odbyła się pierwsza w Polsce konferencja „GROM-Veterans”, poświęcona zagadnieniom związanym z życiem i adaptacją byłych żołnierzy Wojsk Specjalnych po zakończeniu służby. Wydarzenie zorganizowane przez Fundację REkonwersja SOF, pod przewodnictwem Mariusza „Mańka” Urbaniaka, byłego operatora JW GROM, zgromadziło zarówno czynnych operatorów, jak i weteranów SOF oraz ekspertów z dziedzin biznesu, sportu, prawa i medycyny. Konferencja miała na celu poruszenie...
Krzysztof Mątecki K9 KT
Psy bojowe wykorzystywane są obecnie przez najlepsze jednostki specjalne i kontrterrorystyczne na świecie. Te doskonale wyszkolone, bezkompromisowe zwierzęta stanowią znakomite uzupełnienie grup szturmowych,...
Psy bojowe wykorzystywane są obecnie przez najlepsze jednostki specjalne i kontrterrorystyczne na świecie. Te doskonale wyszkolone, bezkompromisowe zwierzęta stanowią znakomite uzupełnienie grup szturmowych, niejednokrotnie przejmując na siebie główne niebezpieczeństwa zagrażające życiu lub zdrowiu ludzi. Ich ogromną wartość dla kolegów z zespołów bojowych w pełni oddaje motto: „Pies bojowy nie nienawidzi celu przed sobą, on kocha ludzi, którzy są za nim”.
Tomasz Łukaszewski Jesteśmy przygotowani na każde zagrożenie
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Według Air Force Policy Directive 16-12: "Pararescue stanowi komponent sił Combat Search and Rescue (CSAR – Ratownictwa i Poszukiwań Bojowych) i część niekonwencjonalnych Special Tactics Teams (STS – Zespołów Taktyki Specjalnej podległych USAF Special Operations Command), zapewniających dowódcom połączonych sił (Joint Force Commanders) zdolność do odzyskiwania członków załóg samolotów i śmigłowców bojowych oraz innego zagubionego personelu.
Pararescue jest jedyną formacją specjalistyczną ministerstwa obrony specyficznie wyszkoloną oraz wyposażoną do kierowania konwencjonalnymi i niekonwencjonalnymi operacjami odzyskiwania oraz wybraną do pomagania w odzyskiwaniu rozbitków. Pararescue stanowi zasadnicze połączenie powietrzno-lądowe między siłami powietrznymi a operacjami poszukiwawczymi, ratowniczymi oraz odzyskiwania, prowadzonymi przez siły specjalne, funkcjonując w ramach załóg lotniczych lub jako elementy i zespoły lądowe. Zapewnia zdolność natychmiastowego reagowania i operowania w różnorodnych warunkach geograficznych i środowiskowych, w dzień i w nocy, na lądzie i na wodzie, włączając w to tereny przyjazne, zakazane, wrogie lub „delikatne”.
Czytaj także: BT SPR300 – miejski szept >>>
Dodatkowo zapewnia krótko- i długoterminową pomoc w przetrwaniu i unikaniu (SERE), krótko- i długoterminową pomoc oraz opiekę medyczną przy „urazach polowych”, a także ochronę. W przypadku, gdy bezpośrednie odzyskanie drogą lotniczą jest niemożliwe, siły Pararescue są przygotowane do przedostawania się z obiektem (osoby lub materiały) do bezpiecznego miejsca lub rejonu kontrolowanego przez siły zaprzyjaźnione”.
Powyższe zarządzenie US Air Force to najkrótsza z najdokładniejszych informacji na temat specjalności, nazywanej spadochronowymi ratownikami (pararescuers, pararescuemen) lub po prostu skoczkami spadochronowymi (PJ – Para Jumpers). Stanowią oni najbardziej elitarną formację amerykańskich sił powietrznych, utworzoną 13 marca 1946 r. pod nazwą Aerospace Rescue and Recovery Service (ARRS), a obecnie wchodzącą w skład US Air Forces Air Transport Command.
Czytaj dalej o jednostkach specjalnych»
Jej początków można jednak doszukać się kilka lat wcześniej – historia spadochronowych ratowników rozpoczyna się w sierpniu 1943 r. w Birmie, gdy w dziewiczej dżungli, w pobliżu granicy z Chinami, rozbił się amerykański samolot C-46 z 21 osobami na pokładzie. Jedyną możliwością szybkiego dostania się na miejsce katastrofy był skok spadochronowy. Zadania dotarcia tam tą drogą, odnalezienia poszkodowanych i udzielenia im pomocy podjął się ppłk Don Fleckinger i dwaj ochotnicy z korpusu medycznego.
Po miesiącu przedzierania się przez dżunglę z pomocą tubylców, opiekując się rannymi rozbitkami, trzem ratownikom udało się doprowadzić ich do bezpiecznego miejsca – zdarzenie to uznawane jest za narodziny koncepcji Pararescue. Podobne akcje podejmowano jeszcze wielokrotnie w czasie walk na Dalekim Wschodzie, zdobywając coraz większe doświadczenie, a równocześnie udowadniając potrzebę stworzenia specjalnych, odpowiednio wyszkolonych sił, które mogłyby najskuteczniej wykonywać tak specyficzne zadania.
Dzięki tego typu szybkiej, profesjonalnej pomocy można było bowiem uratować wielu lotników, zagubionych żołnierzy i cywilów, dotąd traktowanych jako zaginionych, bez zbytnich szans na przeżycie czy odnalezienie. Wyspecjalizowaną Powietrzną Służbę Ratowania i Odzyskiwania ARRS (skrótowo zwaną Air Rescue Service) utworzono jednak dopiero po zakończeniu II wojny światowej, podporządkowując ją w 1948 r. MATS (Military Airlift Transport Service, później znanej jako MAC – Military Airlift Command).
Pierwszy team Pararescue utworzono formalnie 1 lipca 1947 r., ale gotowość do działania osiągnął w listopadzie. W skład zespołów wchodziło pięciu spadochroniarzy: lekarz i czterech techników, wyszkolonych w udzielaniu pomocy medycznej, ratownictwie, taktyce oraz surwiwalu. Wkrótce powstał także ośrodek szkoleniowy Pararescue and Survival School w bazie MacDill na Florydzie, podporządkowany 5th Rescue Squadron.
Podczas wojny w Korei spadochroniarze ARRS uratowali co najmniej 996 członków załóg zestrzelonych maszyn. Prawdziwy rozwój tej formacji rozpoczął się jednak w czasie wojny w Wietnamie, poczynając od przybycia tam w kwietniu 1962 r. pierwszych sześciu pararescuers. Ich liczba musiała szybko wzrosnąć – zapotrzebowanie na ludzi, którzy odważą się regularnie ryzykować własnym życiem latając nad wrogim terytorium, by nieść pomoc innym członkom swych sił zbrojnych rosło proporcjonalnie do amerykańskiego zaangażowania w Indochinach oraz liczby wylotów bojowych samolotów i śmigłowców USAF, US Army oraz US Marine Corps.
Początkowo misje ratownicze prowadzono z wykorzystaniem śmigłowców armii lub piechoty morskiej, ale od 1965 r. grupy pararescuers otrzymały do wyłącznej dyspozycji maszyny HH-3E „Jolly Green Giant”, a następnie „Super Giants”, rozmieszczone w bazach sił powietrznych w Bien Hoa, Da Nang, Udorn, Nakhon Phanom, Takhli i Korat.
PJ wkrótce wypracowali swoją własną technikę ratowniczą, nazwaną SARTAF, w której brały udział dwa helikoptery krążące nad strąconą maszyną lub miejscem ukrywania się strąconego lotnika, a w tym samym czasie dwa do czterech samolotów śmigłowych neutralizowało znajdujące się w pobliżu siły wroga (samoloty odrzutowe nie nadawały się do tego typu operacji, ze względu na ich zbyt dużą prędkość).
Podczas gdy niżej krążący śmigłowiec podejmował rozbitka, drugi pozostawał na nieco wyższym pułapie w gotowości do wsparcia lub zastąpienia go w wypadku niepomyślnego rozwoju wydarzeń. Śmigłowiec nie zawsze miał możliwość lądowania. Wówczas często wykorzystywano tzw. penetrator dżunglowy, czyli rodzaj ciężkiej kotwicy, która zrzucana w dół na linie przebijała się przez poszycie. Ewakuowany żołnierz musiał się tylko przypiąć do jej pętli, mógł też usiąść na jej rozkładanych ramionach, po czym wyciągarka na śmigłowcu sprowadzała go na pokład. Jeżeli był poważnie ranny, jeden lub kilku PJ zjeżdżało do niego po linach i pomagało w ewakuacji, w zależności od sytuacji opatrując od razu lub dopiero w śmigłowcu.
Oczywiście są to przykłady działania w najbardziej korzystnych sytuacjach – niemniej częste były bardziej skomplikowane przypadki, gdy np. silny ostrzał przeciwnika nie dopuszczał śmigłowców ratowniczych na wystarczającą odległość, gdy i one zostały strącone, gdy PJ ewakuowali członków strąconych załóg pod ogniem lub musieli uciekać z rannym pilotem pieszo, uczestnicząc w potyczkach z wrogiem, ukrywać w dżungli i dopiero po jakimś czasie udawało się im nawiązać łączność z kolejnymi maszynami ratowniczymi.
Czasem zespoły ratowników zrzucano na spadochronach lub desantowano ze śmigłowców, by w ramach tzw. LSO (Limited Surface Operations) prowadziły w terenie kontrolowanym przez przeciwnika krótkotrwałe patrole poszukiwawcze. W czerwcu 1966 r. 3rd Aerospace Rescue and Recovery Group, skupiająca PJ działających w Wietnamie, otrzymała własną bazę w Tan Son Nhut i została włączona pod dowództwo Połączonego Ośrodka Poszukiwań i Ratownictwa (Joint Search and Rescue Centre), który nadzorował wszystkie powietrzne operacje ratunkowe w Laosie, Kambodży i Wietnamie. 3rd ARRG składał się w następnych latach z czterech dywizjonów:
- 37th Squadron w Da Nang,
- 38th w Tan Son Nhut,
- 39th w Tuy Hoa
- i 40th w Udorn.
Prawdziwy boom na operacje PJ to rok 1968, gdy USAF rozpoczęły potężne naloty bombowe na siły komunistyczne nie tylko w Południowym, ale i w Wietnamie Północnym. W ciągu tego jednego roku PJ uratowali 916 strąconych lotników. Gdy spadochroniarze ARRS opuszczali Wietnam w 1973 r., mieli na koncie uratowanie 3883 członków załóg lotniczych i innych żołnierzy zagubionych w dżungli na terenie kontrolowanym przez przeciwnika. Kosztowało to życie 73 ratowników i utratę 45 maszyn.
Spośród 19 Krzyży Sił Powietrznych, nadanych w trakcie konfliktu w południowowschodniej Azji szeregowym, podoficerom i chorążym USAF, dziesięcioma odznaczono żołnierzy w czerwonych beretach. Takie nakrycie głowy zatwierdził dla PJ na początku 1966 r. szef sztabu sił powietrznych, gen. John P. McConnell, nie tylko jako symbol wojskowych skoczków spadochronowych, ale także krwi pararescuemen poświęcanej dla ratowania innych.
Formalne szkolenie PJ to w tym czasie nigdy niekończący się program, realizowany także w czasie misji bojowych, w czasie wojny i pokoju, połączony ze stałym doskonaleniem metod działania oraz poszukiwaniem nowych technik. Do skoków spadochronowych wkrótce doszło szkolenie nurkowe, a w zasadzie kombinacja obu specjalności: skoki spadochronowe do wody z wyposażeniem do nurkowania i dodatkowym sprzętem – w sumie blisko 80 kg.
Najbardziej znana, a z drugiej strony najdramatyczniejsza operacja Pararescue, z użyciem takich umiejętności, związana jest z lotem statku kosmicznego Gemini 8. Gdy zapadła decyzja o przerwaniu tej misji kosmicznej w związku z trudnościami zgłoszonymi przez astronautów Davida Scotta i Neila Armstronga, równocześnie postawiono w stan gotowości grupę ratowniczą na Dalekim Wschodzie.
Zespół specjalny natychmiast wyleciał z bazy sił powietrznych Naha AFB4 na Okinawie, kierując się w rejon spodziewanego uderzenia kapsuły z astronautami o powierzchnię oceanu. Trzech PJ zrzucono na spadochronach do wody, w której oczekiwali przez następne 20 minut na kosmonautów. Gdy tylko ich pojazd wylądował w oceanie, PJ udali się w ich stronę i pozostali z nimi około 3 godziny, udzielając niezbędnej pomocy, aż do przybycia niszczyciela marynarki, który zabrał wszystkich na pokład.
Pararescuemen pozostawali do dyspozycji NASA także podczas misji statku Skylab, a obecnie zapewniają stałe wsparcie ratownicze na wybranych etapach programów kosmicznych i prowadzą wspólne treningi z kosmonautami. Innymi przykładami pozawojskowego wykonywania zadań związanych z ratowaniem ludzkiego życia przez PJ, są ich akcje pomocy rosyjskim marynarzom.
Pierwsza rozegrała się na Atlantyku, gdy otrzymano sygnał od wycieńczonego sternika, który uległ poparzeniom słonecznym i nie był w stanie doprowadzić statku transportowego do odległego o 700 mil wybrzeża. Dwaj PJ odlecieli w jego kierunku z Azorów, wylądowali na spadochronach w pobliżu statku, a po dostaniu się na jego pokład zajęli się marynarzem i doprowadzili statek do portu. Dwa tygodnie później wyniknął problem z rosyjskim statkiem rybackim, który miał za sobą walkę ze sztormem na Pacyfiku, na wysokości wybrzeży Oregonu.
Tym razem nad oceanem wyskoczyło trzech spadochroniarzy, którzy po dotarciu do statku opatrzyli ciężkie urazy głowy jednego z marynarzy, a po zbliżeniu się statku do wybrzeża, ewakuowali go do szpitala z pomocą jednostki Straży Przybrzeżnej.
W 1989 r. pararescuemen brali udział w ratowaniu pasażerów samochodów, którzy zostali poszkodowani w wyniku zawalenia się odcinka autostrady pod San Francisco, spowodowanego trzęsieniem ziemi. PJ okazali się wówczas jedynymi przeszkolonymi ludźmi w tym rejonie, zdolnymi udzielić im wykwalifikowanej pomocy, za którą otrzymali później osobiste podziękowania od prezydenta Busha.
„Pidżeje” włączani są również w większość operacji pomocy ofiarom klęsk żywiołowych, np. po huraganie „Katrina” w Luizjanie i na Florydzie w 2005 r., czy po trzęsieniu ziemi na Haiti w 2010 r. Szacuje się, że od 2001 r. udzielili bezpośredniej pomocy co najmniej 5000 cywilów.
Główną rolą ARRS jest jednak „ratownictwo bojowe”.
1 marca 1983 r. jednostki specjalne USAF zostały zgrupowane w ramach MAC i obecnie ARRS dysponuje 160 samolotami transportowymi i ponad 50 śmigłowcami, a liczy wraz z dodatkowym personelem 3800 osób.
PJ byli pierwszymi amerykańskimi żołnierzami, jacy wylądowali w 1989 r. w Panamie, w ramach operacji „Just Cause”. 12 pararescuemen tworzyło wraz z ośmioma combat controllers zespół taktyki specjalnej (STT) USAF, który zrzucono na spadochronach o świcie 20 grudnia w pobliżu bazy Rio Hato, zanim desantowano tam główne siły pierwszego uderzenia, złożone z 500 rangersów.
Czytaj także: KJK Komandosi Fiordów >>>
PJ stanowią stały element każdego STT, a w tym wypadku zjawili się na polu walki nie w celu odzyskania znajdujących się już tam osób, lecz by zapewnić pomoc tym, którzy mieli nadciągnąć po nich. Ich przygotowanie medyczne i umiejętności przeprowadzania ewakuacji w styczności z nieprzyjacielem okazały się bardzo pomocne podczas tej krótkiej, ale bardzo intensywnej operacji. Wykorzystując specjalne pojazdy terenowe RATT-V (Rapid All Terrain Transport – Vehicle), sprawnie ewakuowali i opatrywali większość żołnierzy amerykańskich rannych podczas walk o opanowanie dwóch lotnisk kontrolowanych przez Panamczyków, w początkowej fazie inwazji.
PJ uczestniczyli także w operacji „Pustynna Burza” w Iraku (1990–1991), przeprowadzając misje odzyskiwania alianckich załóg, które uratowały się ze strąconych samolotów. W wyniku jednej z nich udało się zabrać nawigatora samolotu F-14, który wylądował na spadochronie ratunkowym w bardzo niebezpiecznym rejonie, silnie nasyconym irackimi oddziałami.
Spadochroniarzy-ratowników zaangażowano także do wsparcia operacji powietrznych, których celem było dostarczanie pomocy humanitarnej Kurdom w północnym Iraku.
Grupa pararescuemen z 24th Special Tactics Squadron z Pope AFB w Fayetteville (Płn. Karolina) pozostawała w gotowości do wypełniania misji poszukiwawczo-ratunkowych podczas międzynarodowej operacji UNOSOM w Somalii, gdzie brała udział m.in. w nieudanej próbie schwytania przez komandosów jednostki Delta oraz rangersów tamtejszego przywódcy Mohammeda Fhara Aidida 3 października 1993 r. Po strąceniu przez rebeliantów dwóch amerykańskich śmigłowców 16-osobowy zespół CSAR, złożony z PJ, combat controllers i rangersów, musiał wylądować między budynkami na ulicach Mogadiszu pod zmasowanym ogniem nieprzyjaciela. Za heroiczną pomoc udzielaną rannym członkom Task Force Rangers i załogom strąconych śmigłowców w trakcie wielogodzinnej bitwy, aż do nadejścia odsieczy, MSgt. Scott Fales został odznaczony Srebrną Gwiazdą, a Tech Sgt. Tim Wilkinson Krzyżem Sił Powietrznych.
PJ zostali oczywiście włączeni od początku w działania wojenne w Afganistanie, podjęte w ramach tzw. Globalnej Wojny z Terroryzmem po zamachach w USA 11 września 2001 r.
Pierwsi należeli do 71. Expeditionary Rescue Squadron (ERQS), przebazowanego do Uzbekistanu i już w początkowej fazie operacji „Enduring Freedom” ratowali m.in. personel samolotu KC-130, który musiał awaryjnie lądować na terenie wroga, pilota strąconego Mirage 5 pakistańskich sił powietrznych, rannych w walce żołnierzy australijskiego pułku SAS oraz żołnierzy kanadyjskich, poszkodowanych w wyniku przypadkowego ostrzału sojuszników (friendly fire) w strefie działań. Potem do działań na terenie Kandaharu i południowego Afganistanu dołączył 41. ERQS.
Od marca 2003 r. 71., 66. i 38. RQS zaczęły operować z Jordanii jako pierwszy ratowniczy Task Force USAF wspierający inwazję koalicji na Irak. Drugi tworzyły 301., 39. i 304. RQS przerzucone do Kuwejtu, a trzeci 129., 130. i 131. RQS Gwardii Narodowej, skierowane do Turcji. Do koordynacji ich działań powołano 52-osobowy Joint Search and Rescue Centre, ulokowany w Arabii Saudyjskiej.
PJ wchodzili w skład tzw. Guardian Angel Weapon System, przerzucani śmigłowcami HH-60 Pave Hawk pod osłoną samolotów A-10 Warthog na ratunek załogom zestrzelonych lub uszkodzonych maszyn, transportowanym nimi żołnierzom i innym. Czasem po prostu byli najszybciej docierającymi na miejsce specjalistami ratownictwa medycznego, gdy jakiś patrol trafił na pułapkę bombową IED (Improvised Explosive Device), a błyskawiczne udzielenie kwalifikowanej pomocy pozwalało przeżyć najciężej rannym. Regularnie towarzyszyli również siłom specjalnym, m.in. podczas operacji uwolnienia z niewoli irackiej Pfc Jessicki Lynch, przeprowadzonej 2 kwietnia 2003 r. przez Navy SEAL i rangerów.
Dokonania ratowników USAF w Iraku i w ciągu kilkunastu lat obecności w Afganistanie to szeroki temat na odrębny artykuł.
Według nadzorującego działania w tamtym regionie amerykańskiego Dowództwa Centralnego CENTCOM podczas tzw. drugiej wojny w Zatoce siły powietrzne USA przeprowadziły 55 misji ratowniczych, z czego ponad połowa miała charakter ewakuacji medycznych, a w ich wyniku uratowano życie 73 osobom.
Tylko do 2007 r. liczba ludzi zawdzięczających życie PJ przekroczyła w Iraku i Afganistanie 750. Kilkunastu pararescue zapłaciło podczas operacji „Enduring Freedom” i „Iraqi Freedom” najwyższą cenę za niesienie pomocy innym w najniebezpieczniejszych warunkach, zgodnie ze swym credo: „Moim obowiązkiem jako spadochroniarza-ratownika jest ratowanie życia i pomoc rannym. Będę cały czas gotowy do działania, by wypełniać moje obowiązki szybko i skutecznie, stawiając je przed osobistymi pragnieniami oraz wygodami. Czynię to, by inni mogli żyć”. Ostatnie słowa, „That Others May Live” widnieją na oznace pararescuers. Za poświęcenie w takich działaniach PJ uhonorowano największą liczbą odznaczeń w USAF: jednym Medalem Honoru, 12 Krzyżami Sił Powietrznych i ponad setką Srebrnych Gwiazd.
Obecnie funkcjonuje kilkanaście grup ratowniczych w regularnych siłach powietrznych na terenie USA i w bazach zagranicznych oraz sześć w Gwardii Narodowej.
Te pierwsze stacjonują w:
- Hurlburt Field na Florydzie,
- Moody AFB w Georgii,
- Holloman AFB i Kirtland AFB w Północnym Meksyku,
- Nellis AFB w Newadzie,
- Lackland AFB w Teksasie,
- Pope AFB w Płn. Karolinie,
- Kadena AB na Okinawie,
- Keflavik Air Station na Islandii,
- w bazie RAF w Mildenhall, w Wielkiej Brytanii.
W dyspozycji Gwardii Narodowej pozostają grupy rozmieszczone w Suffolk County w stanie Nowy Jork, Moffett Field w Kalifornii, w Międzynarodowym Porcie Lotniczym w Portland, Oregon, Patrick AFB na Florydzie oraz w bazie Army National Guard w Kulis, na Alasce.
Dowództwu Sił Specjalnych USAF (AFSOC – Air Force Special Operations Command) podlegają:
- 24. Special Operations Wing (Hurlburt Field, Floryda), podzielone na 720. Special Tactics Group (21. Special Tactics Squadron z Pope Field, Płn. Karolina, 22. STS z Joint Base Lewis-McChord, w stanie Waszyngton i 23. STS w Hurlburt Field) oraz 724. Special Tactics Group (24. STS w Pope Field, wydzielony do współpracy z jednostkami JSOC, np. Deltą),
- 353. Special Operations Group (320. STS w Kadena Air Base, Japonia),
- 352. Special Operations Group (321. STS w bazie brytyjskiej RAF Mildenhall),
- 123. STS Air National Guard (Louisville IAP, w Kentucky),
- 125. STS Air National Guard (Portland IAP, Oregon).
Rola STS to rozpoznanie stref lądowania i zrzutowisk, naprowadzanie maszyn powietrznych na te strefy oraz wskazywanie im celów oraz bojowe misje ratownicze i odzyskiwania personelu CSAR/PR. W tym celu skupiają:
- kontrolerów powietrznych CCT (Combat Controllers team),
- specjalistów od wskazywania celów naziemnych i koordynowania ataków powietrznych TAC (Tactical Attack Control),
- rozpoznania meteorologicznego SOWT (Special Operations Weather Team) oraz
- ratowników powietrznych PJ.
Ci ostatni mogą działać w samodzielnych zespołach poszukiwawczo-ratowniczych, ale najczęściej towarzyszą podczas misji bojowych innym pododdziałom specjalnym jako tzw. recovery team, złożony z co najmniej dwóch PJ i jednego CC, zapewniając operatorom zespołów szturmowych oraz innym osobom pomoc i ewakuację medyczną.
Podobnie jak komandosi, zespoły PJ szkolą się w szybkim docieraniu różnymi metodami w najtrudniejszy teren, także opanowany przez wrogie siły, udziału w walce mającej na celu zdominowanie przeciwnika w wyznaczonym rejonie (w tym szturmowanie obiektów) oraz zabezpieczenie terenu na czas udzielenia pomocy i ewakuacji poszukiwanego personelu.
Wszyscy przechodzą w związku z tym zaawansowane szkolenie strzeleckie i taktyczne, desantowania po linach ze śmigłowców, spadochronowe, w tym skoków z dużych wysokości HALO/HAHO, w nurkowaniu bojowym, prowadzeniu różnych pojazdów i łodzi, ratownictwie wodnym, górskim i technicznym oraz paramedyczne, ukierunkowane na udzielanie pomocy na polu walki. Co najmniej jeden PJ w 12-osobowym zespole przygotowany jest do wykonywania skoków tandemowych, czyli z przypiętym „pasażerem” – osobą nieprzeszkoloną spadochronowo.
Droga do zawodowej służby w jednostkach US Air Force Pararescue prowadzi przez szereg specjalistycznych kursów i jest tak samo trudna, jak późniejsza w nich służba.
Kto chce nosić czerwony beret w szeregach amerykańskich sił powietrznych, musi wykazać się nie tylko głęboką wiedzą fachową w zakresie ratownictwa bojowego i działań specjalnych w różnych warunkach terenowych, ale także wysokim poziomem sprawności i wytrzymałości fizycznej.
Proces podstawowej edukacji Para Jumpers (PJ) określany jest przez nich żartobliwie „rurociągiem”. Kto zostanie weń wciągnięty podąża z jednego kursu na drugi, bez przerw i możliwości zwolnienia tempa – jak woda niesiona ułożonymi z rur kanałami. W odróżnieniu od niej nie ma tu jednak mowy o pasywności: cały czas wymagane jest maksymalne zaangażowanie.
Proces edukacji PJ nazywany jest też, ze względu na konieczność opanowania zaawansowanych umiejętności pod wieloma kątami, „szkołą supermenów”.
Faktycznie jest to jeden z najdłuższych, najintensywniejszych i najbardziej wszechstronnych szkoleń sił specjalnych.
Kandydat na PJ musi być przede wszystkim ochotnikiem, posiadać obywatelstwo amerykańskie, wiek poniżej 34 lat, dyplom uczelni wyższej (odpowiednik licencjatu), zdolność do zachowania tajemnicy oraz poziom zdrowia umożliwiający szkolenie spadochronowe, nurkowe i wymagany od członków załóg lotniczych III klasy.
Czytaj też: NOBLE SWORD - Combat ready >>>
Po zakończeniu sześciomiesięcznego podstawowego szkolenia ogólnowojskowego ochotnicy poddawani są trwającemu trzy godziny egzaminowi sprawnościowemu. Składa się on z następujących konkurencji:
- przepłynięcie 25 m pod wodą bez jakiegokolwiek sprzętu pomocniczego, powrót na tym samym dystansie płynąc na powierzchni – 4 powtórzenia w czasie nie dłuższym niż 8 min, przy czym żadne powtórzenie nie może trwać dłużej niż 2 minuty,
- po 8 min przerwy pokonanie pływaniem dystansu 1500 m stylem dowolnym w czasie nie dłuższym niż 37 i pół minuty,
- po półgodzinnej przerwie bieg na dystansie 3 mil (blisko 5 km) w czasie poniżej 22 i pół minuty,
- po 10 minutach przerwy wykonanie 10 prawidłowych podciągnięć na drążku w ciągu 1 minuty, a następnie z trzyminutowymi przerwami,
- 65 „brzuszków” w ciągu 2 minut,
- 50 „pompek” w takim samym czasie,
- 60 powtórzeń specjalnego ćwiczenia gimnastycznego na 4 tempa w czasie 2 minut.
Nieukończenie którejkolwiek konkurencji według określonych warunków lub naruszenie narzuconej kolejności oznacza niezdanie egzaminu.
Ci, którzy pozytywnie przebrnęli przez sprawdzian fizyczny, kierowani są do Lackland AFB w Teksasie, na 10-tygodniowy Pararescue/Combat Control Indoctrination Course, zwany I-kursem, w którym – zgodnie z nazwą – uczestniczą także kandydaci do służby w CCT.
Słowo „indoktrynacja” w nazwie kursu nie oznacza, wbrew pozorom, że jego celem jest ideologiczne „urabianie” żołnierzy. Chodzi raczej o uświadomienie im w trakcie nauczania niezbędnych w ich specjalnościach umiejętności, jak wielkie obciążenia fizyczne i wynikające z nich psychiczne stoją przed PJ w czasie przyszłej służby.
Pierwsze cztery tygodnie to faza pod nazwą „Initial Familiarization Training” (IFAM), czyli rodzaj wstępnego szkolenia zapoznawczego, podczas którego kursanci nabywają podstawowych umiejętności indywidualnych, przygotowując się do pracy zespołowej.
W tym czasie uczestniczą oni codziennie w wykładach teoretycznych oraz ćwiczeniach utrzymanych w stylu zawodów w 2–3 dyscyplinach spośród 4: biegania, pływania, gimnastyki lub tzw. budowania pewności siebie w środowisku wodnym.
W każdy poniedziałek odbywa się sprawdzian postępów w bieganiu, pływaniu oraz podstawowych ćwiczeniach gimnastycznych („pompki”, „brzuszki” i podciągnięcia na drążku) – w tym czasie odbieganie od oczekiwanego poziomu nie grozi jednak jeszcze usunięciem z kursu, a jedynie większym „docenieniem” przez instruktorów w trakcie kolejnych ćwiczeń.
Faza druga, czyli tygodnie od 5. do 10., polega na treningu zespołowym, który koncentruje się na pogłębianiu nabytych już umiejętności i zgrywaniu w grupach.
Codziennie odbywają się ćwiczenia fizyczne, tym razem już we wszystkich wyżej wymienionych dyscyplinach. Do tego dochodzą wykłady m.in. z zakresu medycyny i terminologii używanej przy nauce nurkowania.
W ostatnim dniu pierwszej fazy i w każdy poniedziałek drugiej instruktorzy oceniają poziom sprawności uczestników kursu według wciąż podwyższanych norm.
Od 4 do 9 tygodnia żołnierze muszą zwiększyć liczb „pompek” wykonywanych w czasie 2 min z minimum 40 do co najmniej 65, liczbę „brzuszków” z 50 do 75, a podciągnięć z 5 do 13.
Dystans biegu zwiększany jest co tydzień o pół mili, a pływania o 500 m: o ile w 4 tygodniu biegali na 3,5 mili w czasie do 24 min i 30 s, to w 9 tygodniu muszą przebiec 6 mil w ciągu 43 min i 30 s. Od pływania w płetwach typu „Rocket” i masce na 1000 m w czasie do 25 minut muszą dojść natomiast do pokonywania 4000 m w 80 min.
Od piątego tygodnia w każdą środę poddawani są natomiast sprawdzianowi postępów w ćwiczeniach sprawdzających ich poziom oswojenia się z wodą, polegający na wykonywaniu określonych zadań bez oznak paniki lub topienia się.
Ćwiczenie „drown proofing” obejmuje cztery zadania, wykonywane na głębokim basenie ze skrępowanymi nogami i rękami (na plecach).
Pierwsze, pod wiele mówiącą nazwą „spławik”, polega na opadnięciu na dno i pozostaniu tam dopóki ćwiczącemu wystarczy powietrza, po czym ma on spokojnie wypłynąć na powierzchnię, zaczerpnąć tchu i ponownie opaść, powtarzając te czynności przez 5 minut.
Drugie zadanie to bierne unoszenie się na wodzie przez 2 minuty, z wyłączeniem pozycji na plecach, trudnej zresztą do zastosowania przy rękach związanych z tyłu.
Trzecim zadaniem jest pływanie ze związanymi kończynami na dystansie 100 m bez dotykania dna lub ścian basenu.
Czwarte rozpoczyna się od ponownego wykonania pięciu „spławików” zakończonych podwodnym obrotem w przód („fikołkiem”), a następnie kolejnych pięciu z obrotem przez plecy. Wówczas instruktor wrzuca do basenu maskę, po którą ćwiczący musi zanurkować, uchwycić ustami i wykonać z nią ostatnie 5 „spławików”.
Wszystkie zadania wykonuje się w jednym ciągu, bez przerw, przy czym w piątym tygodniu obowiązują tylko dwa pierwsze, w szóstym poszerza się je o pływanie, a dopiero w następnych sprawdzian obejmuje wszystkie cztery.
Następny sprawdzian polega na swobodnym zanurkowaniu na dno basenu, odszukaniu i nałożeniu prawidłowo, z wszystkimi czynnościami kontrolnymi, maski oraz fajki (rurki oddechowej), leżącej na głębokości 10 m, zwiększanej co tydzień o kolejne 5 do 35 m, a po daniu instruktorowi sygnału OK, na wypłynięciu tuż pod powierzchnię i zaprezentowaniu, że maska zapewnia dobrą widoczność, a przez rurkę można oddychać.
W sprawdzianie „Buddy breathing” bierze udział para ćwiczących, którzy pozostają bez zbędnych ruchów pod wodą, korzystając wymiennie z jednej fajki.
W kolejnych tygodniach instruktorzy utrudniają ćwiczenie przeszkadzając w różny sposób egzaminowanym, np. przez chwytanie na chwilę fajki, zdzieranie masek, burzenie wody, popychanie bądź rozdzielanie partnerów itp.
Początkowo para musi pozostać pod wodą przez 5 min, następnie przez 7 min, w kolejnym tygodniu również przez 7, lecz przy umiarkowanym przeszkadzaniu, w 8 tygodniu tylko przez półtorej minuty, ale przy maksymalnym zakłócaniu czynności i w końcu w takich samych warunkach przez 2 min.
„Deptanie wody” to z kolei sprawdzian, w czasie którego należy utrzymywać się pod powierzchnią wody w miejscu tylko za pomocą ruchów nóg, trzymając dłonie cały czas nad powierzchnią – od 30 s w 4 tygodniu, do dwóch i pół minuty w dziewiątym.
Pozostałe ćwiczenia to:
- pływanie podwodne w masce i płetwach, z fajką oraz 16-funtowym pasem balastowym (w 4 tygodniu tylko 8 lbs) przez czas wydłużany od 4 do 7 min, bez prawa dotykania ścian lub dna basenu i obracania się na drugi bok niż ten, na którym rozpoczęło się ćwiczenie,
- podwodne wiązanie węzłów na linkach, według określonego sposobu i w zadanych odległościach od siebie,
- "ukrycie" na dnie sprzętu nurkowego (maski, fajki, płetw, pasa balastowego) z ułożeniem go w określony sposób, po czym – bez wychodzenia na powierzchnię – na znak instruktora odnalezienie go, założenie w odpowiedniej kolejności i z czynnościami kontrolnymi, zakończone daniem sygnału instruktorowi, który nadzoruje prawidłowość wykonywania czynności i zachowanie spokoju: czas pozostawania pod wodą od momentu zdjęcia sprzętu do jego ponownego nałożenia od 15 s w szóstym tygodniu do 1 minuty w dziewiątym.
Niewykonanie według oczekiwanych norm tego samego sprawdzianu fizycznego lub „wodnego” podczas kolejnych dwóch kontroli jest równoznaczne z usunięciem z kursu. Prosto z I-kursu kandydaci na PJ trafiają do Fort Benning w Georgii, na trzytygodniowy kurs spadochronowy. 112 godzin zajęć programowych dzieli się na trzy etapy: naziemny, skoki z wieży, właściwe skoki spadochronowe:
- pierwszy tydzień obejmuje przygotowanie fizyczne do skoków, naukę lądowania oraz zapoznanie z komendami do skoków i techniką opuszczania samolotu,
- drugi tydzień - to skoki z wieży, w czasie których doskonali się utrzymywanie właściwej sylwetki i lądowanie, a także uczy procedur kontroli otwarcia spadochronu i ratowania w wypadku jego awarii.
- w trzecim, ostatnim, tygodniu kursanci odbywają pięć skoków spadochronowych, w tym jeden w nocy, zdobywając prawo do noszenia odznaki skoczka – popularnych „skrzydełek”.
Następne cztery tygodnie przyszli pararescuers spędzają w Key West na Florydzie, w Szkole Płetwonurków Bojowych US Army.
Żeby na ich mundurach znalazła się odznaka combat diver, muszą znów przejść przez intensywne ćwiczenia fizyczne, zdobyć umiejętności nurkowania w aparatach oddechowych o obiegu otwartym w trudnych warunkach i niezbędną do tego wiedzę teoretyczną, nauczyć się skoków do wody ze śmigłowca, nawigacji podwodnej w dzień i w nocy zaczynając od 500 m dystansów, a kończąc na trzykilometrowych, technik ratowniczych, prowadzenia podwodnych poszukiwań, skrytego przenikania na brzeg itp.
Wielu PJ powróci jeszcze w przyszłości do Key West na Water Infiltration Course, w ramach którego zostaną m.in. przygotowani do nurkowania w aparatach o obiegu zamkniętym oraz przenikania na tereny kontrolowane przez wroga za pomocą łodzi pneumatycznych lub kajaków.
Uzupełnieniem kursu nurkowego jest jednodniowe szkolenie „wychodzenia spod wody” w bazie Pensacola Naval Air Station (US Navy Underwater Egress Training). Przygotowuje ono do sytuacji awaryjnych, jakie mogą zdarzyć się podczas przelotu nad zbiornikami wodnymi.
Na specjalnym basenie kursanci uczą się ratowania ze śmigłowca (tj. makiety jego kadłuba) – oczywiście w pełnym umundurowaniu i wyposażeniu – który wpada do wody w różnych pozycjach.
Podczas różnych scenariuszy (śmigłowiec unoszący się przez chwilę na powierzchni, wychodzenie z zatopionej maszyny kilkoma lub jednym wyjściem, także przy ograniczonej widoczności) wykorzystują małe, ratownicze aparaty oddechowe HEEDS, będące na wyposażeniu amerykańskich helikopterów.
Kolejne dwa i pół tygodnia to kurs przetrwania prowadzony przez USAF Survival School, mieszczącą się w bazie sił powietrznych w Fairchild, w Wirginii. Pierwsze 5 dni kursanci spędzają w bazie na wykładach teoretycznych, natomiast następne cztery już w oddalonym około 100 mil na północ dzikim środowisku, w zupełnie prymitywnych warunkach.
Na podstawie nabytych wcześniej wiadomości muszą przetrwać tam bez pomocy z zewnątrz, tylko dzięki posiadanemu standardowemu wyposażeniu, za to pod bacznym okiem instruktorów, którzy oceniają, na ile potrafią je wykorzystać – na szczęście wyposażenie indywidualne żołnierzy amerykańskich sił powietrznych jest doskonale przygotowane na takie okoliczności.
Szkolenie praktyczne prowadzone jest w sposób przygotowujący przede wszystkim do przetrwania w terenie w warunkach wojennych, przy dążeniu do nawiązania kontaktu z siłami własnymi i zagrożeniu schwytaniem przez wroga.
Tak też się staje w 11 dniu kursu: wpadają w ręce pozorującego przeciwnika pododdziału, z wszystkimi szykanami towarzyszącymi temu w realnej sytuacji. Po tej „wpadce”, która pozwala odczuć im na własnej skórze powagę problemu, wracają na trzy dni do sal wykładowych, gdzie dowiadują się, jak postępować w takich okolicznościach. Dwa następne dni poświęcone są na praktyczne wypróbowanie otrzymanych informacji w trudnej roli jeńca.
17 dzień kursu mija na omówieniu ostatniego ćwiczenia oraz całego szkolenia, zakończonym wręczeniem dyplomów. Nie jest to ostatnia wizyta PJ w tym ośrodku – ci, którzy trafili do niego w lecie, powrócą na kurs przetrwania w warunkach zimowych, i odwrotnie.
Kto dotarł do tego momentu, kierowany jest do US Army Military Freefall Parachutist School w Yuma Proving Grounds, w Arizonie, na kurs skoków z wolnym otwarciem spadochronu tunelowego. Trwa on pięć tygodni, z których pierwsze trzy przeznaczone są na przygotowanie teoretyczno-naziemne.
Pierwszy z nich to zapoznanie z budową, parametrami i układaniem spadochronu oraz teorią skoku z wolnym otwarciem, sposobami zachowania w sytuacjach awaryjnych, budową i użytkowaniem osprzętu, a zwłaszcza aparatury tlenowej, niezbędnej podczas skoków z wysokości powyżej 4000 m.
Przez dwa następne tygodnie uczestnicy tego kursu trenują w specjalnych uprzężach oraz w wieży aerodynamicznej. Ci, którzy doskonale opanowali umiejętność swobodnego opadania i inne czynności wykonywane przy tego rodzaju skokach dopuszczani są do skoków w prawdziwych warunkach, ale dopiero po jeszcze jednym treningu w wieży aerodynamicznej, dzień wcześniej.
W ciągu następnych dni kursanci odbywają w towarzystwie instruktorów od 20 do 30 skoków typu HALO (opuszczenie samolotu na bardzo dużej wysokości – 3000–6000 m – z otwarciem spadochronu na niskim pułapie) i na zakończenie kursu skoki HAHO (z otwarciem spadochronu na dużej wysokości), w formie zadania szkolno-bojowego.
Żołnierze, którzy pozytywnie zakończyli ten kurs, mogą zamienić zwykłą odznakę skoczka na „skrzydełka” free-fall.
„Powrót na ziemię” oznacza rozpoczęcie następnego, najdłuższego (22 tygodnie) specjalistycznego kursu: Special Operations Combat Medic Course w bazie sił specjalnych w Fort Bragg, w Północnej Karolinie.
Od szkolenia medycznego rozpoczyna się również ostatni, 20-tygodniowy Pararescue Recovery Specialist Course, stanowiący zasadnicze szkolenie PJ, przygotowujące ich do wypełniania przyszłych misji. Odbywa się on w Kirtland AFB, w stanie Nowy Meksyk, a podzielony jest na następujące fazy: medyczną, operacji w polu i taktyki, operacji powietrznych.
Podczas fazy medycznej PJ nabywają umiejętności udzielania pomocy na poziomie paramedyka według amerykańskich standardów EMT.
Przeciętne szkolenie składa się z dwóch tygodni nauki teoretycznej, tygodnia praktyki w składzie załogi ambulansu oraz tygodnia egzaminów połączonych z ćwiczeniami praktycznymi, a następnie pogłębiania doświadczenia w trakcie dalszego szkolenia i misji bojowych.
PJ muszą umieć udzielać pomocy medycznej oraz przeprowadzić ewakuację w warunkach lądowych działań taktycznych, unikania i przetrwania, operacji w środowisku wodnym (skoki na akweny, nurkowanie, wydobywanie ofiar itp.) i w ramach operacji powietrznych (wszelkie metody wysadzania i zabierania na pokład statków powietrznych, a przy okazji obsługa systemów uzbrojenia wraz z ich neutralizacją w maszynach strąconych lub porzucanych w związku z awarią). Do tego dochodzi oczywiście dokładna znajomość wyposażenia stosowanego w takich akcjach: od standardowego, plecakowego zestawu medycznego po obsługę specjalistycznego pojazdu ewakuacyjnego RATT.
Druga faza szkolenia skupia się na przygotowaniu do udziału w operacjach lądowych, do przetrwania i skutecznego działania w każdym środowisku, w czasie pokoju i wojny.
Po dokładnym zapoznaniu z wykorzystywanym wyposażeniem, które nie odbiega od standardów w armii USA, szkoleni poznają metody zdobywania pożywienia w różnych warunkach, wykorzystania dostępnych systemów łączności, planowania i prowadzenia poszukiwań, nawigacji w terenie w dzień i w nocy (w tym drugim wypadku z użyciem środków noktowizyjnych i bez nich).
Dużo miejsca poświęca się operacjom w górach, począwszy od zdobywania przez PJ indywidualnych umiejętności wspinaczkowych, po sporządzanie mostów linowych i różne sposoby ewakuacji rannych z użyciem lin.
Podobne szkolenie prowadzi się na wieży zbudowanej w bazie, gdzie trenuje się zjazdy, wspinaczkę oraz ewakuację z użyciem profesjonalnego sprzętu i przy minimum wyposażenia, opierając się na improwizacji.
Poziom nabytych umiejętności sprawdzany jest podczas 10-dniowego ćwiczenia w górach, wypełnionego po założeniu obozu bytowaniem w terenie lesistym i górskim, prowadzeniem poszukiwań, pokonywaniem trudnych odcinków skalnych, rzek itp. Po nim przychodzi czas na 5-dniowe szkolenie, podczas którego szkoleni muszą wykazać się wiedzą w zakresie planowania dróg poruszania się w trudnym terenie i nawigacji bez pomocy GPS-u (wymagane określanie własnej pozycji z dokładnością poniżej 50 m).
Szkolenie taktyczne przygotowuje do działania w ramach zespołu bojowego, w najprzeróżniejszych scenariuszach. Choć PJ unikają walki, w razie potrzeby muszą umieć podjąć ją i rozegrać z dużą agresywnością, zgodnie z taktyką grup specjalnych.
Ponownie wraca się na tym etapie szkolenia do problemu znalezienia się w niewoli przeciwnika, który niekoniecznie przestrzega ustaleń dotyczących odpowiedniego traktowania jeńców wojennych, a także ćwiczy się ucieczki, ukrywania się i unikania obław. 90 procent zajęć prowadzonych jest w godzinach nocnych, zarówno z wykorzystaniem noktowizji, jak i przy jej braku. Żołnierze uczą się także działania w terenie zagrożonym skażeniem lub skażonym przez broń nuklearną, biologiczną i chemiczną.
Szkolenie taktyczne kończy 3–5-dniowe ćwiczenie sprawdzające.
Ostatnia faza edukacji PJ skupia się na operacjach powietrznych z wykorzystaniem wszystkich wcześniejszych umiejętności. W ramach załóg lotniczych uczą się koordynowania ich działania, technik przeszukiwania wskazanych rejonów z powietrza, procedur awaryjnych oraz zapoznają z całym systemem działań powietrznych w różnego rodzaju operacjach. Doskonalą również swoje wyszkolenie spadochronowe, wykonując średnio 10 skoków w różnorodnych warunkach, dwa na las w specjalnym stroju ochronnym i pięć z wyposażeniem nurkowym do wody – z tego 4–6 w nocy.
Następnie przychodzi czas na zaawansowane dwutygodniowe szkolenie w zakresie współpracy ze śmigłowcami: desantowanie z maszyny w niskim zawisie, skacząc z większej wysokości do wody, zjeżdżając po grubej linie lub po linach alpinistycznych, ewentualnie z użyciem drabinki sznurowej itd.
Dopiero po tych 17 miesiącach specjalistycznego szkolenia kandydaci na pararescuers mogą z dumą włożyć czerwony beret ze srebrnym znaczkiem swej formacji, przedstawiającym anioła obejmującego kulę ziemską, na tle spadochronu i ze wstęgą z napisem „That others may live”.
Udaje się to z reguły tylko około 30 procent kandydatów, których czeka jeszcze trudniejsza, niebezpieczna służba, będąca źródłem praktycznego doświadczenia oraz ciągłe doskonalenie umiejętności, od których zależy życie ratowanych ludzi i ich samych. W zamian mogą liczyć na comiesięczne dodatki: 150 USD za przeszkolenie nurkowe, 225 za tytuł skoczka spadochronowego i służbę lotniczą, 275 za funkcję ratownika.
W większości wypadków, gdy wyciągną kogoś z opresji, pozostają w cieniu, nigdy nie tak znani jak sealsi czy rangers...