OKIEM KAFIRA

Kafir na pustkowiach Goharu. Zdjęcie: Kafir, DVIDS INDUSTRIES
Kafir, czyli dla wyznawców islamu „niewierny”, to pseudonim przyjęty przez oficera Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który w wydanej niedawno przez spółkę Bellona książce pt. „Kontakt. Polskie specsłużby w Afganistanie” opisał ponad rok swej służby w tym kraju, w ramach personelu komórki S2X, operującej z wysuniętej bazy FOB Warrior. Jest to wyjątkowa na naszym rynku wydawniczym relacja z pierwszej ręki na temat operacji polskiego kontrwywiadu w strefie działań wojennych, ukierunkowanych na zdobywanie informacji na temat rebeliantów oraz zagrożeń dla sił Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Równie barwne, co realistyczne wspomnienia Kafira z działań off-road w afgańskiej prowincji Ghazni wzbogacone są krytycznymi ocenami oraz celnymi analizami różnych aspektów tej misji. Wprowadzeniem oraz dodatkową zachętą do tej interesującej i pouczającej lektury niech będzie poniższa rozmowa z jej autorem.
Zdjęcia: Kafir, DVIDS INDUSTRIES
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Łódzcy Kontrterroryści

Są trzecim pododdziałem KT, który statystycznie w roku realizuje najwięcej działań kontrterrorystycznych na terenie województwa łódzkiego oraz kraju. Od dwóch lat stanowią odwód kontrterrorystyczny Komendy...
Są trzecim pododdziałem KT, który statystycznie w roku realizuje najwięcej działań kontrterrorystycznych na terenie województwa łódzkiego oraz kraju. Od dwóch lat stanowią odwód kontrterrorystyczny Komendy Głównej Policji. Regularnie biorą udział w misjach zagranicznych, a w ostatnim czasie również w działaniach na granicy Białorusi i Ukrainy, gdzie pełnią służbę jako jednostka specjalna policji do nadzoru nad bezpieczeństwem w paśmie przygranicznym. Poznajcie Samodzielny Pododdział Kontrterrorystyczny...
Krzysztof Mątecki Nadwiślański WZD

Warszawski Wydział Zabezpieczenia Działań Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej (WZD NwOSG) utrzymuje stałą gotowość bojową, wchodząc w skład nieetatowego pododdziału odwodowego Komendy Głównej SG....
Warszawski Wydział Zabezpieczenia Działań Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej (WZD NwOSG) utrzymuje stałą gotowość bojową, wchodząc w skład nieetatowego pododdziału odwodowego Komendy Głównej SG. Funkcjonariusze WZD NwOSG nawet kilka razy w tygodniu przeprowadzają operacje na szeroką skalę, zatrzymując członków zorganizowanych grup przestępczych.
Redakcja Kontrterroryści z Radomia

Realizują zadania bojowe o najwyższym stopniu trudności wspierając działania kryminalne wymierzone w najniebezpieczniejszych przestępców w Polsce. Ich znakiem rozpoznawczym jest „Skorpion”, znajdujący...
Realizują zadania bojowe o najwyższym stopniu trudności wspierając działania kryminalne wymierzone w najniebezpieczniejszych przestępców w Polsce. Ich znakiem rozpoznawczym jest „Skorpion”, znajdujący się w centralnej części oficjalnej naszywki jednostki. Samodzielny Pododdział Kontrterrorystyczny Policji w Radomiu jest obecnie jedną z 18 policyjnych jednostek KT w kraju, a jej głównym obszarem działania jest województwo mazowieckie.
SPECIAL OPS: Ponad setka patroli bojowych z karabinkiem w ręku w ciągu roku, m.in. z siłami specjalnymi, 23 kontakty ogniowe plus wyjście walką z dwóch zasadzek itd. – nie tak wyobraża sobie służbę oficerów SKW większość ludzi. W tym żołnierze, którzy nie mieli okazji współdziałać z nimi w takich miejscach jak Afganistan. Proszę przybliżyć naszym czytelnikom rolę i zadania powierzone Służbie Kontrwywiadu Wojskowego w tym kraju w związku ze skierowaniem tam Polskiego Kontyngentu Wojskowego.
Kafir: – Mówiąc ogólnie, SKW odpowiadała za bezpieczeństwo jednostek wojskowych, wykonujących zadania służbowe w Afganistanie. Żołnierze Kontrwywiadu wykonywali to zadanie poprzez: uzyskiwanie, gromadzenie, analizowanie oraz przetwarzanie informacji mających wpływ na bezpieczeństwo polskich żołnierzy w bazach, jak i poza nimi, czyli uczestnicząc w operacjach organizowanych przez kontyngent, we wszelkiego rodzaju spotkaniach, a także zwykłych patrolach. Mógłbym te dwa zdania oczywiście rozbudować do kilkudziesięciu podpunktów, ale myślę, że tytułem wstępu tyle wystarczy.
Kafir- oficer operacyjny WSI i SKW z 14-letnim stażem, wcześniej służył w jednostkach rozpoznawczych WP. Jesienią 2009 r. trafił do Afganistanu, gdzie w rejonie działań wojennych spędził 345 dni w ramach VI i VII zmiany PKW ISAF. W tym czasie, kierując ochroną kontrwywiadowczą polskiej bazy FOB Warrior w południowo-zachodniej części prowincji Ghazni, wziął udział w 107 patrolach bojowych (w tym w lotach bojowych i rozpoznawczych śmigłowcami w działaniach jednostek specjalnych, nie wliczając ponad 200 samodzielnych wyjazdów poza bazę w celu podebrania na spotkanie osobowych źródeł informacji), czynnie uczestniczył w kilkunastu operacjach bojowych polskiego Zgrupowania Bojowego Bravo (m.in. pk. Garden Roses, Thunder VIII, Cztery Pióra, Khanjar, Shamshir). Podczas działań kinetycznych uczestniczył w 23 kontaktach ogniowych (TiC) i dwukrotnie wychodził z poważnych zasadzek zorganizowanych przez talibów. W FOB Warrior przeżył ponad sto rebelianckich ostrzałów. |
|
Dane dotyczące konfliktów asymetrycznych i walki z terroryzmem w ostatnim ćwierćwieczu wskazują, że najbardziej efektywnym rodzajem rozpoznania jest wywiad osobowy (HUMINT). Wraz z Kontrwywiadem uzyskiwał i uzyskuje ponad 80 proc. informacji w takich krajach jak Afganistan, Kosowo czy Bośnia, a „w terenie” najbardziej sprawdzają się tzw. zespoły taktycznego wywiadu/rozpoznania osobowego, złożone ze specjalistów HUMINT, kontrwywiadu i sił specjalnych.
– Zgadzam się, niestety jeszcze chyba nie dociera w pełni do cywilnych oraz wojskowych decydentów, że wojna asymetryczna, hybrydowa opiera się przede wszystkim na działaniach wojskowych służb specjalnych i siłach specjalnych. Dobra informacja może zmienić przebieg nie tylko bitwy, ale i wojny. Dodatkowo wspólne działania takich komponentów jak HUMINT, Kontrwywiad i siły specjalne są jeszcze bardzo mocno niedoprecyzowane. W dalszym ciągu jest problem z wykształceniem hierarchii, która jest nieodzowna w działaniach. Nie wiem, jak jest teraz, ale jeszcze kilka lat temu zespoły HUMINT w swoich komórkach działających bezpośrednio w terenie nie miały etatów oficerskich. Według mnie to kardynalny błąd, bo z miejsca ucina możliwości kształcenia w przyszłości w pełni profesjonalnych oficerów, którzy zajmując wyższe stanowiska w pionie rozpoznawczym nie będą w zasadzie znali od strony praktycznej specyfiki działania HUMINTU, jego potrzeb i problemów. Bez doświadczenia liniowego zdobytego w trakcie działań w terenie ich wiedza będzie czysto teoretyczna, co może wpłynąć na błędną ocenę zdobytych przez HUMINT informacji. O konsekwencjach błędnych lub nawet fałszywych informacji nie muszę chyba mówić.
Czytaj też: Mudżahedini, Talibowie i opium >>>
Bardzo często HUMINT jest postrzegany jedynie jako zbieranie informacji od źródeł osobowych w sposób otwarty, podczas przepytywań przy okazji misji CIMIC, przeszukań cordon and search, patroli itp. Tymczasem wywiad taktyczny, dzięki udziałowi oficerów służb specjalnych, to również o wiele bardziej aktywne działania operacyjne, polegające na pozyskiwaniu niejawnych osobowych źródeł informacji, a także np. wydobywanie informacji od jeńców. Czy połączenie obu metod plus prowadzenie skrytej obserwacji nie powinno być docelowym modelem dla komórek zajmujących się bezpośrednimi działaniami rozpoznawczymi/wywiadowczymi już na szczeblu taktycznym, nadając im bardziej ofensywny charakter?
– Tak w ogólnym zarysie powinien wyglądać wywiad taktyczny. Powinien być nierozerwalnie związany z jednostkami rozpoznawczymi i specjalnymi, co umożliwiłoby nawet o wiele szerszy wachlarz działań niż przytoczony. W trakcie misji w Afganistanie przeprowadzałem wraz ze swoimi ludźmi całe kombinacje operacyjne mające na celu uzyskanie konkretnych informacji bądź wprowadzenie dezinformacji u przeciwnika, jak również uzyskaniu danych do działań kinetycznych Zgrupowania „Bravo”. Wywiad taktyczny przy tak skromnych zasobach naszej armii oraz doktrynie obronnej powinien się rozwijać i to w znaczącym stopniu. Dowódcy liniowi powinny mieć do dyspozycji cały pakiet informacyjny dostarczony przez połączone komórki wywiadu taktycznego. Umożliwiłoby to podejmowanie szybszych i trafniejszych decyzji. (...)
Zdobywanie informacji metodami nie technicznymi, czyli drogą kontaktów z tzw. źródłami osobowymi, wymaga sporo czasu na poznanie środowiska, wytypowanie, pozyskanie, sprawdzenie odpowiednich ludzi, opracowanie bezpiecznych sposobów łączności z nimi i innych czynności prowadzących do stworzenia efektywnej siatki informatorów. Tymczasem PKW w Afganistanie został przerzucony do Ghazni w 2008 r., przejmując odpowiedzialność za tę prowincję, praktycznie z dnia na dzień...
– Taka decyzja o zmianie strefy odpowiedzialności w trakcie trwania misji nie powinna zapaść, a już przejęcie odpowiedzialności za całą prowincję przy tak dużych niedoborach w wyposażeniu (śmigłowce, środki bezpilotowe itp.) oraz znikomym potencjale informacyjnym to nieodpowiedzialność. Nie składam całej winy na polityków, ale gdzie byli w czasie podejmowania tak ważkich decyzji ich profesjonalni doradcy…Takie nieprzemyślane działania muszą powodować dodatkowe komplikacje.
Ponadto pamiętajmy, że nikt tak naprawdę nie był gotowy na tak długotrwały konflikt. Mimo wszystko nasze służby wojskowe mają ograniczone możliwości kadrowe spowodowane różnego rodzaju czynnikami, które siłą rzeczy ograniczają ich potencjał operacyjny. Powyższe działania powinny być wykonane na podstawie informacji własnych uzyskanych przez wywiad cywilny i wojskowy oraz na podstawie pozyskanych informacji od wojsk sojuszniczych NATO prowadzących wywiad strategiczny i globalny. To jednak wymaga czasu i doświadczonych kadr. Myślę, że minimalny okres przygotowawczy dla takiej misji to około półtora roku.
Należy zresztą mieć świadomość, że tak naprawdę nie da się do końca przygotować na tego rodzaju działania. Afganistan jest nieobliczalny i diametralnie różny od warunków europejskich, zarówno geograficznie, klimatycznie, infrastrukturalnie, jak i kulturowo. W mojej ocenie w Afganistanie popełniono kilka błędów, jednym z głównych był zbyt mały nacisk na rozbudowanie jednostek własnych HUMINTU oraz służb specjalnych wyposażonych w odpowiedni sprzęt i ukompletowanych z przeszkolonych żołnierzy. Mówię to z doświadczenia osobistego. Służąc w jednej z większych polskich baz, której strefa odpowiedzialności obejmowała praktycznie połowę prowincji Ghazni, byłem zdany na informacje tylko z dwóch zespołów – gdzie HUMINT polski dysponował jednym zespołem, tak samo zresztą jak SKW, a współdziałanie było mocno ograniczone z racji faktu, iż HUMINT polski nie podlegał mi bezpośrednio, co rodziło naprawdę wiele komplikacji. Wspólne działania HUMINTU i SKW w FOB „Warrior” polegały na dobrej woli i prywatnym „dogadaniu się”, a nie na strukturze organizacyjnej, która miała się nijak do sytuacji, nie mówiąc już o przepływie informacyjnym na poziomie bazy.
Jak wyglądał dobór i przygotowanie oficerów SKW do zadań w Afganistanie? Czy personel tej służby niemający doświadczenia wojskowego jest w stanie skutecznie operować w strefach konfliktów, takich jak Afganistan? Czy w kraju przygotowywano zawczasu jakieś procedury działania w takich warunkach, a jeśli tak, to czy sprawdzały się one w realiach afgańskich?
– Oczywiście było przygotowanie ogólnych procedur, ogólne zapoznanie kadry z sytuacją geopolityczną i kulturową dedykowanego rejonu działań oraz ogólne szkolenie bojowe personelu do wyjazdu. Niestety, to było zbyt ogólne. W praktyce okazywało się, że brakowało przeszkolonych kierowców do pojazdów wojskowych czy też strzelców pokładowych km PK, nie mówiąc już o obsłudze pokładowych radiostacji w wozach bojowych komórek SKW – zmagałem się z takimi problemami przynajmniej w bazie, w której służyłem.Personel niemający przeszkolenia wojskowego nie powinien znaleźć się w szeregach armii, ani w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Nie mam nic przeciwko innym służbom oraz osobom tam służącym, jestem wręcz za tym, by amia wcielała różnych specjalistów z innych służb – ale wcielała, a nie tworzyła odmienną kategorię jakichś funkcjonariuszy. To rodzi niepotrzebne podziały i generuje spore koszty, choćby związane z działem kadr, siatką płac oraz wymaganiami, wyszkoleniem i etatami.
W ten sposób zbudowano nieformalnie dwa piony. To prawie dwie służby w jednej, bo każdy ma własne kadry, swoje etaty, swoje wymagania i logistykę. To chore. W tak specyficznej służbie, jaką jest Wywiad i Kontrwywiad Wojskowy, nie powinno być takich podziałów, rodzących wiele animozji. To jest służba wojskowa i dlatego powinna składać się z żołnierzy. Jeśli funkcjonariusz innej służby chce przejść do wojska, to ja jestem „za”, ponieważ fachowców nigdy za wiele, ale ma włożyć mundur żołnierza, przejść odpowiednie przeszkolenie (nie kurs dwutygodniowy). Tak jest np. w JW GROM: przychodzą ochotnicy z różnych służb, ale „za bramą” wszyscy są już żołnierzami, nie ma podziałów. Ponadto w każdym kraju demokratycznym, w którym służby mają poważne doświadczenie w działaniach wojennych bądź antyterrorystycznych, decydenci dbają, by służby ze sobą zdrowo rywalizowały. SKW trudno mówić o rywalizacji, skoro większość funkcjonariuszy pochodzi z jednej służby cywilnej i czasem do niej wraca. To spowodowało, że wojskowa służba stała się przybudówką cywilnej i tak naprawdę ma problem ze zrozumieniem działania armii.
Realizowanie zadań kontrwywiadowczych i rozpoznawczych w całkowicie odmiennym kulturowo środowisku i tak trudnych warunkach terenowych jak w Afganistanie to szczególne wyzwania. Jak zdobywać zaufanie, „serca i umysły” tamtejszych ludzi o plemiennej mentalności, skłaniać ich, by współpracowali z obcymi przeciwko – bądź co bądź – pobratymcom? Co było lub mogło być kluczem do sukcesów?
– To już wyższa półka działań. Tu trzeba mieć doświadczenie i wiedzę. Trzeba się umiejętnie przygotować do wykonywania tego typu zadań. Ja miałem wieloletnie doświadczenie w tym względzie zdobyte na innych kierunkach pracy kontrwywiadowczej ze źródłami osobowymi. Tego się nie da wykuć na kursie, takie rzeczy trzeba robić, by mieć praktykę. Każda sytuacja jest inna, każdy potencjalny agent ma inne priorytety przystępując do współpracy z nami. Dla jednych jest to chęć zemsty na talibach, dla drugich osiągnięcie korzyści materialnych – i to trzeba wyczuć w trakcie wstępnych rozmów.
Tu nie ma miejsca na pomyłki. Raz zrażony człowiek więcej do nas nie wróci. Czasem jedno słowo za dużo „pali mosty”. Brak dobrej oceny człowieka skazuje nas w jednej chwili na porażkę, a nawet na śmierć. Tak, na śmierć! Nieumiejętne prowadzenie rozmów może z rozmówcy, czy nawet „źródła”, w jednej chwili zrobić wroga, który zacznie działać na naszą niekorzyść. A błędne informacje mogą na przykład wprowadzić nasz patrol w śmiertelną zasadzkę. Ponadto druga strona też prowadzi działania, m.in. podsyła ludzi, których zadaniem jest zdobycie naszego zaufania. To tylko w opinii społecznej panuje przeświadczenie, że talibowie to ograniczeni umysłowo rolnicy analfabeci. Przewerbowują nasze źródła z zadaniem wprowadzania nas w błąd. Trzeba mieć doświadczenie, by rozpoznać takie sytuacje i zrezygnować ze współpracy lub podjąć grę kontrwywiadowczą. Znam osobiście kilka takich sytuacji, gdzie brak doświadczenia oficerów kontrwywiadu doprowadził nasz kontyngent do bardzo przykrych i trudnych sytuacji.
Jak dużą pomoc dawało korzystanie z urządzeń biometrycznych HIIDE (Handheld Interagency Identity Detection Equipment) i tworzenie z ich pomocą baz informacji identyfikacyjnych?
– HIDE to jedno z tych urządzeń, które w stu procentach spełniły swoje zadanie. Ten system wielokrotnie umożliwił zatrzymanie osób z kręgu rebeliantów. Ponadto był nieodzownym elementem kontroli przed zatrudnieniem lokalnych pracowników w bazie. W ten sposób wyeliminowano kilkunastu chętnych do pracy w FOB „WARRIOR”, zatrzymanych wcześniej w niejasnych okolicznościach i zarejestrowanych w systemie. Trzeba zaznaczyć, że aby system działał, musi być szeroko stosowany i systematycznie uaktualniany.
W kontaktach z Afgańczykami niezbędna była pomoc tamtejszych tłumaczy, życie w bazach wymagało korzystania z usług miejscowych pracowników, a operowanie w terenie współdziałania i koordynacji z afgańskimi siłami bezpieczeństwa. To niosło na pewno jakieś ryzyko penetracji ze strony przeciwnika lub/oraz niepełnej lojalności pewnego procentu sojuszników, którym bliżej ideowo i religijnie do nich niż do sił NATO ISAF...
– Problemem był z pozyskaniem do pracy odpowiednich tłumaczy w Polsce, którzy spełnią warunki niezbędne do dopuszczenia do informacji niejawnych, związanych z działalnością naszych wojsk zaangażowanych w Afganistanie i będą na tyle zaangażowani, by tam jechać. Trudnością był już sam nabór w Polsce odpowiedniej liczby ludzi ze znajomością języków Pasztu i Dari, by zapewnić pełną obsadę w Afganistanie, dlatego też w dużej mierze posiłkowaliśmy się ludźmi przydzielonymi przez siły ISAF, korzystających z miejscowych tłumaczy, zatrudnianych przez prywatną amerykańską firmę.
Czy podejrzewałem miejscowych tłumaczy, pracowników lub żołnierzy afgańskich o współpracę z talibami? To było wpisane w mój zawód, takie po części miałem zadania. Powiedzmy, że zawsze miałem to z tyłu głowy, że taka sytuacja może w każdej chwili nastąpić. Wystarczyło, by talibowie zdobyli informacje, z jakiej miejscowości pochodzi dany tłumacz i gdzie mieszka jego rodzina. Chyba nie muszę dalej tłumaczyć, jak taka informacja mogła być wykorzystana przez terrorystów. Talibowie pozyskiwali też do współpracy afgańskich żołnierzy i policjantów niejednokrotnie stacjonujących w naszych bazach, a pozyskani mundurowi Afgańczycy byli bardzo trudni do wykrycia. Nie jest tajemnicą, że dosyć często dochodziło do ataków na siły koalicji ze strony afgańskich żołnierzy i policjantów. Ataki te z czasem zostały określone terminem „green-on-blue” (GoB).
Ja osobiście sam sprawdzałem swoich tłumaczy, ponieważ to bardzo indywidualne sprawy, wymagające od oficera Kontrwywiadu doświadczenia w pracy z ludźmi i obserwacji ich zachowania. Tego można się nauczyć tylko przez lata pracy operacyjnej. Ponadto standardowo zaczynałem współpracę z tłumaczem od poznania danej osoby, dając mu na początku do wykonania zadania, które mogłem kontrolować. Tyle mogłem zrobić w tak krótkim czasie, reszta polegała na zaufaniu do firmy amerykańskiej, która tłumacza zatrudniła do pracy…
Co jeszcze ograniczało skuteczność działania Pana jako oficera SKW i podległego personelu, w zakresie przeciwdziałania zagrożeniom dla PKW oraz przyczyniania się informacyjnie do organizowanie udanych operacji przeciwko talibom? Co powinno zostać ulepszone, by ta skuteczność była jak największa bez ponoszenia nadmiernego ryzyka?
– Braki sprzętowe i osobowe. Do operacji na tak rozległym obszarze działania nasza armia stanowczo powinna wreszcie zainwestować w śmigłowce i drony. W końcu, jak słyszę w telewizji, mamy wielkie aspiracje, a to nie lotniskowce. Na współczesnym polu walki, tym bardziej w wojnie hybrydowej, działanie bez „śmigieł” jest archaizmem. Dzięki „śmigłom” oraz dronom może nie rządzilibyśmy w strefie, ale na pewno skuteczniej likwidowali i zatrzymywali terrorystów, zmniejszyłaby się liczba zasadzek na patrole, a przeciwnik musiałby wycofać się w bardziej górzyste rejony, mocno ograniczając swoją aktywność. Dodatkowo powinniśmy silny nacisk postawić na rozwój HUMINTU. Bez niego nawet najlepiej wyposażeni żołnierze nie będą wiedzieli, gdzie jest przeciwnik. W armii każdy rozkaz bojowy ma kilka stalowych punktów, a jeden z pierwszych brzmi „wiadomości o przeciwniku” – wtedy nawet najbardziej znudzeni żołnierze wytężają słuch i umysł.
Czy w zakresie swoich zadań oraz podczas uczestniczenia w operacjach PKW miał Pan możliwość wymiany informacji i wsparcia wywiadowczego ze strony podobnych komórek jednostek sojuszniczych, poczynając od amerykańskich?
– Owszem, do bezpośredniej wymiany informacji w FOB „Warrior” dochodziło, ale tylko w przypadku operacji organizowanych przez dowództwo ZBB „Bravo” na konkretnym kierunku, poza tym rzadko. Trzeba zaznaczyć, że w rejonie odpowiedzialności FOB „Warrior” za zdobywanie informacji odpowiadała moja komórka, komórka HUMINTU polskiego (niepodlegająca mi bezpośrednio) oraz komórka HUMINTU amerykańskiego (niepodlegająca mi w żadnym stopniu). Każdy pracował raczej „pod swoich”. To był poważny problem mający wpływ na bezpieczeństwo bazy „Warrior”, z którym walczyłem, niestety bez powodzenia i zrozumienia. Ironią był fakt, że informacje uzyskane przez HUMINT z FOB „Warrior” dostawałem od przełożonych w formie elektronicznej z opóźnieniem czasowym, gdy czas ma naprawdę ogromne znaczenie, jeśli czuwa się nad bezpieczeństwem drugiej co do wielkości bazy polskiej w Afganistanie, z odpowiedzialnością za prawie połowę prowincji.
Antyrządowi i antyzachodni rebelianci, ekstremiści religijni, zamachy terrorystyczne, a z tym wszystkim powiązany dodatkowo potężny narkobiznes, z którego czerpią zyski zarówno przeciwnicy, jak i część sojuszników oraz utrzymuje się „podwykonawczo” wielu prostych mieszkańców Afganistanu. Jak uderzać w tych pierwszych, by nie tworzyć nowych wrogów spośród tych drugich?
– W mojej ocenie jest to niemożliwe. Na narkobiznes nie ma złotego środka. Po prostu trzeba go zlikwidować i już, no chyba że po prostu pewne narkotyki zostaną zalegalizowane jak marihuana afgańska czy mak na potrzeby koncernów farmaceutycznych lub spożywczych. Zamiast palić – kontraktować uprawy, co na pewno zmniejszyłoby liczbę afgańskich rolników uprawiających te rośliny dla narkobiznesu. Ale to jest moje subiektywne zdanie i oczywiście mogę się mylić, nie jestem specjalistą do walki z narkobiznesem.
Mimo tak trudnych warunków działania i szczupłości sił SKW w Afganistanie odnosiliście sukcesy. I to takie, że przeciwnik wyznaczał najwyższe nagrody za zlikwidowanie Pana i innych polskich żołnierzy wykonujących zadania wywiadowcze.
– Sukcesy były wynikiem ciężkiej pracy całego zespołu. Każdy był opłacony wielogodzinnymi spotkaniami ze źródłami, analizą uzyskanych informacji oraz przygotowaniem do przeprowadzenia operacji. Do tego jeszcze trzeba mieć żołnierskie szczęście. Żaden żołnierz, który był na wojnie, nie powie tego głośno, ale bez niego ciężko jest nawet przeżyć. Osobiście znam kilka przypadków, gdy żołnierze ginęli kilka dni po przyjeździe, i to w bazie.
Jeśli chodzi o nagrody za głowy, to faktem jest, że przeciwnik w Afganistanie wykorzystywał w maksymalny sposób wszelkie metody działania. Mimo fatalnego uzbrojenia nadrabiał pomysłowością. Cena za głowę była zagraniem wbrew pozorom bardzo mocnym i wielowymiarowym. Ta informacja miała zmotywować finansowo lokalną społeczność do zaangażowania się w walkę z „niewiernymi”, ponadto miała dotrzeć do ludzi z nami współpracującymi, których miała zachęcić oferowana duża suma. Kolejnym efektem, typowo psychologicznym, miało być wzbudzenie w nas strachu. Proszę mi wierzyć, ciężko jest działać ze świadomością, że w każdej chwili może się znaleźć człowiek, który jest w stanie zabić mnie i siebie, byle rodzina dostała obiecaną nagrodę. A jak wiadomo, zamachowców-samobójców w Afganistanie nie brakowało. Lekceważenie umiejętności operacyjnych talibów srogo kosztowało Polaków w 2013 roku w FOB Ghazni.
Podczas służby w Afganistanie współpracował Pan m.in. z siłami specjalnymi. TF-49 JW GROM osiągnął wiele sukcesów w polowaniu na niebezpiecznych przywódców rebeliantów, likwidacji wielkich magazynów broni, materiałów wybuchowych i wytwórni IED m.in. dzięki pracy komórek SKW.
– Bezapelacyjnie GROM (TF-49) to bardzo dobra jednostka, ale to są „realizatorzy” – aby mogli działać, tacy jak ja muszą im podać informacje „na tacy”. Przy GROM działała nasza komórka, która przygotowywała pakiet informacyjny dla specjalsów. W przygotowaniu nie raz były angażowane dodatkowo inne komórki S2X, czego ja sam jestem przykładem. Zanim GROM ruszył w miejsce akcji, my tam musieliśmy być wcześniej, „porobić” źródła i zdobyć szczegółowe informacje. I to nie była informacja typu: „W wiosce jest grupa talibów”. To musiały być dokładne dane: ilu talibów, w co są uzbrojeni, w którym domu nocują, w którym miejscu jest dom i jego znaki szczególne (wioski w Afganistanie nie mają nazw ulic ani numeracji domów), ile jest pomieszczeń, okien, drzwi, co jest w sąsiedztwie, jakie mają środki transportu. Jakie są zabezpieczenia, gdzie wystawiają posterunki itd. Nie muszę chyba dodawać, że przekazującym nam tego typu informacje agenci musieli być naprawdę zaufani, byśmy mogli polegać na tym, co przekazują. Tu każda pomyłka mogła spowodować śmierć całej grupy „realizatorów” z GROM.
Jak ocenia Pan poziom organizacyjny, wyszkolenia konspiracyjnego, bojowego i wyposażenia przeciwnika polskiego Zgrupowania Bojowego BRAVO w okresie swojej służby w Ghazni?
– Przeciwnik stosował bardzo proste i jak się okazało, bardzo skuteczne metody działania, w dodatku był elastyczny. Przykładem są metody przeprowadzanych zasadzek. Gdy rebelianci zauważyli, że IED są przez naszych saperów szybko unieszkodliwiane lub zbyt słabe i czynią niewielkie szkody naszym pojazdom, momentalnie zaczęli stosować podwójne ładunki (gdzie pierwszy służył tylko jako wabik) oraz zwiększyli w nich ilość materiału wybuchowego. Wbrew pozorom wielkim atutem było proste, wytrzymałe i tanie uzbrojenie (kbk z rodziny AK, ręczne granatniki RPG). Nawet jeśli uległo utracie czy uszkodzeniu, nie powodowało to zbytniego uszczerbku w gotowości do dalszego działania rebeliantów, którzy bardzo szybko uzupełniali braki ze skrytek (czasem pamiętających okupacje radziecką) lub pozyskiwali nowe, tanie egzemplarze, przemycane z Pakistanu. W wojnie partyzanckiej, czy jak kto woli hybrydowej, partyzanci (w naszym przypadku WOT) wręcz powinni używać tanich i prostych rozwiązań, uczyć się walczyć na prostym i odpornym sprzęcie, który pewnie zalega jeszcze w magazynach armii, być kreatywnym i nie siedzieć w lesie, bo u nas lasów ostatnio coraz mniej, a przeciwnik las co najwyżej spali…
Proszę zwrócić uwagę, że terroryści są bardzo kreatywni. Gdy u nas w kraju w dalszym ciągu mamy problem z zakupem śmigłowców czy bezpilotowców, oni już stosują cywilne drony do rozpoznania i przenoszenia małych improwizowanych ładunków wybuchowych, wykorzystując na stateczniki np. lotki do badmintona. Wiem, mało profesjonale i śmieszne, ale w armii nic nie jest śmieszne, jeśli jest skuteczne, a sieje śmierć i zniszczenie. Można tylko dziękować, że już nas praktycznie nie ma w Afganistanie.
Czy podczas swoich działań w rejonie FOB „Warrior” natrafił Pan na obecność po stronie przeciwnika zagranicznych ochotników? Czy zauważalne były związki miejscowych oddziałów z międzynarodowymi organizacjami terrorystycznymi?
– Tak, szczególnie latem było ich wielu z krajów muzułmańskich. Dla pewnej części rebeliantów to walka z „niewiernymi”. Niestety, słowa ich proroka zostały wzięte zbyt dosłownie i walka zbrojna została wpisana w religię. My mamy pielgrzymki do Częstochowy, oni mają pielgrzymkę do Mekki i „Świętą Wojnę” z „niewiernymi”. Latem, znacząca część niektórych oddziałów rebeliantów składała się z cudzoziemców. Czy były związki z organizacjami terrorystycznymi? Oczywiście. Ci młodzi muzułmanie nie przylatywali samolotami z wycieczką do Kabulu i nie mieli „kałacha” z wypożyczalni na sali przylotów, tak jak Europejczycy wypożyczają samochód na wycieczce po np. Hiszpanii. Za przerzutem młodych bojowników stoją zorganizowane organizacje terrorystyczne i służby specjalne pewnych państw, które zapewniają transport, szkolenie i wyposażenie oraz przerzut przez granice.
Skupiając się na samych partyzanckich oddziałach talibów jako bezpośrednim przeciwniku często zapomina się, że Afganistan to pole intensywnej aktywności operacyjnej służb specjalnych wielu państw regionu, poczynając od Rosji, Iranu po rywalizujące między sobą o wpływy Indie i Pakistan. Czy w prowincji Ghazni wykrywano ich wpływy na miejscowe ugrupowania antyrządowe?
– W mojej ocenie bez służb specjalnych Pakistanu, Iranu i kilku innych państw, rebelianci bardzo szybko zostaliby zlikwidowani. Nie oszukujmy się, mimo że ich wyposażenie jest tanie i szkolenie bardzo ograniczone, to mimo wszystko na taką skalę wymagają dużych pieniędzy. Nie można zrzucać winy tylko na mafie narkotykowe. W działaniach, które prowadziłem, często dochodziły do nas informacje o komendantach talibów, którzy mieli związki ze służbami Iranu, Pakistanu lub innych państw…
W swojej książce pesymistycznie ocenia Pan szanse na zwycięstwo nad talibami. To ocena z perspektywy opisywanego okresu służby w Afganistanie, czy także teraz, po prawie 10 kolejnych latach trwającego tam konfliktu zbrojnego?
– Moją ocenę sprzed 10 lat potwierdzają kolejne, codzienne informacje z internetu i telewizji. Nie da się zaczarować rzeczywistości. Do każdego konfliktu trzeba się przygotować. Przygotowanie nie kończy się na załadowaniu magazynków i zatankowaniu wozów bojowych. Trzeba mieć realną ocenę sytuacji oraz cel, jaki chcemy osiągnąć. Ocenić, jakich realnie możemy użyć sił i w jakim czasie. Cel ma być realny, a nie za przeproszeniem „z d…”, czyli wprowadzenie demokracji do średniowiecza w 10 lat. To po pierwsze. Po drugie, armia każdego kraju jest od działań siłowych, nie od polityki – a tu ktoś wymyślił, że demokrację będzie wprowadzać siłą…
Doświadczenia zdobyte podczas operacji zagranicznych sprawiły, że w Siłach Zbrojnych RP nastąpiło wiele zmian jakościowych. A co z wywiadem taktycznym i przygotowaniem SKW, czy też SKW wraz z odpowiednimi elementami armii do tego typu działań? Także w naszych realiach – w obliczu zagrożeń hybrydowych ze wschodu? Czy po powrocie z Afganistanu mógł Pan przekazać swoje doświadczenia innym, by mogli skuteczniej działać tam i na miejscu?
– To pytanie nie do mnie, nawet jeśli mam jakąś wiedzę. O to trzeba pytać decydentów. Osobiście, będąc jeszcze w służbie, uczestniczyłem w przygotowaniu oficerów SKW do kolejnej zmiany w Afganistanie.
Współczesne teorie wojen stawiają zdobywanie informacji na równi z dwoma innymi z najważniejszych determinant skuteczności: rażeniem i manewrem. Pogłębiona współpraca pod tym kątem wojskowych służb specjalnych, sił specjalnych oraz elementów rozpoznawczych ISTAR (w tym HUMINT) wojsk lądowych uznawana jest obecnie za kluczową wobec zagrożeń wojną nieregularną, hybrydową, w konfliktach asymetrycznych. Czy nasza armia przykłada wystarczająca wagę do współdziałania w tym zakresie z SKW?
– ISTAR to działanie zespołowe połączonych elementów według jednolitego zbioru zadań, dokładnie rozpisanego w NATO i ujętego w naszej doktrynie – a przynajmniej był ujęty jeszcze w 2013 roku. Od pięciu lat jestem poza armią, ale do końca mojej służby ta współpraca raczej mocno kulała i rodziła się w bólach, przeważnie tylko na potrzeby misji. Ani armia, ani SKW nie przejawiały chęci i nie przykładały wagi do pogłębiania współpracy. To, że ostatnio wszyscy specjaliści uznają HUMINT za jeden z kluczowych elementów rozpoznania, bardzo mnie cieszy, ale jak to się przekłada na współpracę z SKW (bez której HUMINT jest mocno ograniczony) nie wiem, aczkolwiek widząc WOT ćwiczący po lasach temat „śmierć bohatera” (gdy ten rodzaj wojsk naprawdę ma potencjał do wykorzystania) mam obawy, że niewiele się zmieniło.
Mogę tylko prywatnie dodać, iż sam fakt, że Kontrwywiad Wojskowy i Wywiad Wojskowy jest poza armią, uważam za kardynalny błąd, za który armia płaciła, płaci i płacić będzie. A w przypadku jakiegokolwiek konfliktu – czy będzie to wojna nieregularna, czy hybrydowa – zapłaci nasz kraj. Dodam też, że na Uniwersytecie Bundeswehry otwierany jest nowy kierunek „Służby Wywiadowcze”. Studentami są głównie ludzie z tego typu służb, wywiadu wojskowego, żołnierze niemieckich sił zbrojnych. Dopuszczeni są również policjanci zatrudnieni w kontrwywiadowczym Federalnym Urzędzie Ochrony Konstytucji BfV oraz upoważnieni pracownicy z działów bezpieczeństwa w ministerstwach. To tak dla uzmysłowienia, że na świecie poważnie podchodzi się do zagrożeń, nie ograniczając się do minikursów i weekendowych szkoleń.
Dziękujemy za rozmowę.
Na podstawie: Kafir „Kontakt. Polskie specsłużby w Afganistanie”, Bellona, Warszawa 2018.