Bojownik ginie z uśmiechem na ustach

Materiały propagandowe ISIS
Dyktatorzy i tyrani ginęli zwykle w sposób mało przyjemny i niekoniecznie szybki, a ich ciała po śmierci poddawane były dalszym zniewagom, wystawiane na widok publiczny, rozczłonkowywane czy wieszane ku przestrodze. Niektóre z tych aktów filmowano. W ciemnych i bagnistych rewirach Internetu można jeszcze znaleźć zapis wielogodzinnych tortur, jakimi poddawany był liberyjski dyktator Samuel Doe. O bliskim spotkaniu Muammara Kaddafiego z nożem (lub w innej wersji bagnetem) napisano wystarczająco dużo, by uruchomić wyobraźnię. Na tym tle śmierć Osamy bin Ladena, Saddama Husajna czy Abu Bakra Al-Baghdadiego wydaje się może nie bezbolesna, ale szybka i pozbawiona upokarzającego teatrum.
Zdjęcia: Materiały propagandowe ISIS
Zobacz także
Karolina Wojtasik Co ty wiesz o operacji SAMUM

Ta scena bardzo szybko stała się kultowa. Oto trójka amerykańskich funkcjonariuszy w piwnicy ambasady RP w Iraku usiłuje nauczyć się wymowy swoich nowych danych. Nazwiska oczywiście obfitują w szeleszczące...
Ta scena bardzo szybko stała się kultowa. Oto trójka amerykańskich funkcjonariuszy w piwnicy ambasady RP w Iraku usiłuje nauczyć się wymowy swoich nowych danych. Nazwiska oczywiście obfitują w szeleszczące głoski, które dla każdego, z wyjątkiem Polaka, brzmią jak brzęczenie muchy. Czas mija, a „być albo nie być” całej operacji zależy od tego, czy Amerykanin w stosownej chwili powie bez akcentu „Grzegorz Ćwikliński”. Wygląda na to, że nie powie. Wtedy wkracza Bogusław Linda w roli wzorowanej na postaci...
Anna Grabowska-Siwiec Czy można było lepiej?

Czas transformacji jest próbą dla każdego państwa, które ją przechodzi. Nie można przeprowadzić jej idealnie. To tak jakby chcieć dorastać bez burzy hormonów i nastoletnich emocji. Nie można nie popełnić...
Czas transformacji jest próbą dla każdego państwa, które ją przechodzi. Nie można przeprowadzić jej idealnie. To tak jakby chcieć dorastać bez burzy hormonów i nastoletnich emocji. Nie można nie popełnić błędów. Tak było i z Polską. Przechodzenie z systemu niedemokratycznego do demokracji zachodniej naznaczone było niedoskonałościami, brakiem doświadczenia, a także dużą ilością oczekiwań i ideałów. W takiej atmosferze budowano cywilne służby specjalne III RP. I nawet gdyby wówczas była to najważniejsza...
Marcin Szymański (www.colonelweekly.pl) Ukraina: Raport Lato 2023

Od kilku tygodni linia frontu w Ukrainie pulsuje jak sinusoida. Sukcesom obrońców towarzyszą kontrataki Rosjan, trudno na ten moment mówić o jakichkolwiek rozstrzygnięciach. „Tempo” i „momentum” – dwie...
Od kilku tygodni linia frontu w Ukrainie pulsuje jak sinusoida. Sukcesom obrońców towarzyszą kontrataki Rosjan, trudno na ten moment mówić o jakichkolwiek rozstrzygnięciach. „Tempo” i „momentum” – dwie z kilku zasadniczych cech militarnych kampanii – wciąż nie towarzyszą letniej kontrofensywie. Tymczasem my – Zachód, docieramy do bardzo niebezpiecznego punktu. Przyzwyczajamy się do wojny na wschodzie, jesteśmy coraz mniej wrażliwi na doniesienia z rejonu walk. Przestrzeń medialną wypełniają inne...
Warto skupić się na przekazie, jaki towarzyszył śmierci ostatniego z wymienionych. Do wiadomości publicznej podano, że istotną rolę w obławie miał pies bojowy. Szczegół ten nie został ujawniony przypadkowo; pies w wielu krajach arabskich jest zwierzęciem pogardzanym, wręcz używanym za nieczyste, z którym najlepiej nie mieć kontaktu. Nazwanie kogoś psem jest bardzo obraźliwe i, co ciekawe, często wykorzystywane przez media organizacji terrorystycznych. Przykłady można mnożyć; na filmie wyprodukowanym przez ISIS zamaskowany Jihadi John zwracał się do prezydenta Obamy pogardliwym „ty psie Rzymu”; psami bojownicy ISIS nazywali pokonanych żołnierzy Bashara Al-Asada, co można wychwycić na niektórych filmach pokazujących zdobycie bazy 17. Dywizji Syryjskich Arabskich Sił Zbrojnych. Przed laty Amerykanie korzystali z tej wiedzy w Iraku. Nie bez powodu psy brały udział w uprzykrzaniu życia więźniów w Abu Ghraib, co widać na zdjęciach opublikowanych kiedyś przez „The New Yorker” i CBS News.
Żołnierze służący w tym więzieniu poszli o krok dalej. Bo jeśli dla większości facetów pełzanie nago na smyczy nie jest miłym spacerem, to dla mężczyzny z Bliskiego Wschodu to szczyt upokorzenia, w dodatku, gdy smycz trzyma kobieta, jak to miało miejsce w przypadku cytowanego przypadku. Dlatego wydaje się, że podkreślanie roli psa Conana było dodatkowym elementem walki psychologicznej z przeciwnikiem z bliskowschodniego kręgu kulturowego.
Podobnie przed laty Amerykanie nie bez powodu z lubością pokazywali pojmanego Saddama Husajna, oszołomionego i brudnego, który niezwykle potulnie pozwala amerykańskiemu żołnierzowi zaglądać sobie w jamę ustną. Oto człowiek, przed którym drżały miliony, teraz poddaje się kontroli uzębienia i jeszcze grzecznie współpracuje.

Organizacje terrorystyczne przekonują, że w szeregach ich bojowników panuje przyjaźń, braterstwo i tolerancja.
Analogicznie, przywódca terrorystów nie zginął w glorii chwały, z bronią w ręku, tylko podczas ucieczki, a w ostatnich chwilach życia był szczuty psem. To przekaz symboliczny i bardzo znaczący. Z siły takiego przekazu korzystają nader chętnie organizacje terrorystyczne, zręcznie łącząc kulturę obrazkową z własnymi celami strategicznymi. Co ciekawe, spora część tego przekazu dotyczy umierania właśnie.
Większość artykułów na temat bojowników ISIS pochodzących z Europy koncentruje się na roli mediów społecznościowych, nowoczesnych technologii i elementach zachodniej kultury widocznych w propagandzie przeznaczonej dla ochotników. Odegrały one dużą rolę w zrekrutowaniu blisko 6 tysięcy Europejczyków, którzy kilka lat temu rzucili wszystko, by stać się częścią Kalifatu ISIS bądź walczyć na Bliskim Wschodzie dla innej organizacji terrorystycznej.
Obok widowiskowych teledysków czy filmów z pola walki wykorzystujących najnowsze osiągnięcia sztuki montażu, organizacje terrorystyczne, także ISIS, publikują materiały, których siła oddziaływania niewiele ma wspólnego z zachodnią popkulturą i tzw. cool dżihadem. To teksty wychwalające cnoty i zasługi zmarłych bojowników. Nie są novum, podobne teksty w różnej formie powstają od wieków. Publikacje dotyczące bojowników uczestniczących w zbrojnym dżihadzie w Afganistanie, Iraku, Palestynie, na Bałkanach, obecne są w sieci od kilku lat, nawet w języku angielskim. O zagranicznych bojownikach ISIS powstało także sporo artykułów i kilka książek (mowa oczywiście o oficjalnych publikacjach terrorystów, nie publicystyce czy opracowaniach naukowych). Ich lektura pokazuje, jak bardzo stratedzy organizacji terrorystycznych znają ludzką psychikę, jej lęki i obawy. I udowadnia, że choć wielu chciałoby w terrorystach z Al-Kaidy czy ISIS widzieć stereotypowych pasterzy kóz, to coraz częściej okazuje się, że w dziedzinie socjotechniki organizacje te korzystają z najnowszych zdobyczy nauki i techniki, a doradzają im specjaliści. Symbolika związana ze śmiercią odgrywa tu niemałą rolę.
Gdy przyjrzeć się życiorysom zmarłych bojowników ISIS, uderza pewien schemat, jak gdyby autorzy tych panegiryków pisali je, zaglądając sobie wzajemnie przez ramię, bądź, co w dzisiejszych czasach bardziej prawdopodobne, nazbyt ochoczo używali funkcji kopiuj/wklej. I jeśli podczas badania motywacji związanych z dołączeniem do organizacji terrorystycznych nie można stosować generalizacji, to przy analizie ich propagandowych życiorysów jest to nieuniknione, a wręcz koniecznie, bo każdy z tych tekstów wygląda podobnie. Chłopak, który przyjechał prowadzić zbrojny dżihad w Syrii i Iraku, w ojczyźnie miał wszystko, co ceni świat zachodni – świetną pracę, dobre perspektywy na przyszłość, nierzadko uniwersyteckie wykształcenie, ale zostawił to, wiedząc, że już nigdy nie odzyska życiowej pozycji i dóbr doczesnych. Wszystko porzucił, gdyż kochał Boga i ummę tak bardzo, że nie mógł zostawić walczących muzułmanów w potrzebie. Pełen zapału wstąpił w szeregi ISIS (lub innej grupy walczącej na terenie Syrii) by nieść pomoc braciom w wierze i przeciwstawiać się niesprawiedliwości.
Wyjazd nie był bezproblemowy, a trudności mnożyły się w zastraszającym tempie, poza tym musiał opuścić bliskich, których kochał, ale nie wahał się poświęcić tego wszystkiego. Wiara i modlitwa sprawiły, że dostał się na teren konfliktu. Gdy już zaczął brać udział w potyczkach, ujawniały się jego niesamowite talenty. Cechowała go ogromna waleczność i niezwykła odwaga; brał udział w najtrudniejszych zadaniach, zgłaszał się do ryzykownych operacji, walczył na pierwszej linii, każde zadanie wykonywał z ogromną gorliwością i osiągał cele nawet wtedy, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna.
Jego zdolności militarne szybko zostały zauważone przez przełożonych, którzy powierzyli mu stanowisko dowódcze i szkoleniowe, więc z podobnymi sukcesami uczył i trenował innych. Był ponadto głęboko wierzącym muzułmaninem, nierzadko hafizem (znał Koran na pamięć), w każdych warunkach znajdował czas na modlitwę i przestrzegał postu. Na co dzień był po prostu dobrym człowiekiem, co przejawiało się we wszystkich aspektach życia, ponadto inspirował innych braci do czynienia dobra, wspierał ich i pomagał lub wręcz służył im. Był koleżeński i serdeczny, wspierał przyjaciół i łatwo zjednywał sobie ludzi, zawsze otaczało go grono przyjaciół. Jak każdy z mudżahedinów, marzył o męczeńskiej śmierci w walce, a Bóg był dla niego łaskawy i taką śmierć mu dał. Bojownik zdążył jeszcze przed śmiercią wypowiedzieć szahadę i umierał z uśmiechem na ustach, z uniesionym w górę palcem symbolizującym oddanie się Bogu.
Podobny życiorys nie może zakończyć się zwykłą śmiercią, tym samym śmierć bojownika była wyjątkowa i towarzyszyły jej niecodzienne okoliczności; w chwili śmierci nad jego głową pojawiła się świetlista aureola, oczy rozświetliły się blaskiem, postać emanowała niebiańską poświatą. Umierał z uśmiechem na ustach, bo umierał bezboleśnie i już widział Raj, do którego się zbliżał. Nieco upiornym zwyczajem w oficjalnych publikacjach ISIS jest zamieszczanie zdjęć spokojnych uśmiechniętych twarzy martwych bojowników i zestawianie ich ze zdjęciami zabitych żołnierzy armii rządowej – najczęściej wybiera się zdjęcia zwłok bardzo zmasakrowanych i okaleczonych z zastygłym na twarzy wyrazem przerażenia; „oni wiedzą, że zaraz znajdą się w piekle” – głoszą podpisy, a zasada kontrastu wzmacnia komunikat.
W tym duchu napisany jest życiorys Abū Muhāriba al-Muhājira, który jest bohaterem publikowanego na łamach magazynu „Dabiq” cyklu pt. „Among The Believers are Men” (tytuł nawiązuje, jak sądzę, do 33. sury Koranu, ajat 23.).
W numerze 13., który ukazał się 19 stycznia 2016 roku, została przedstawiona sylwetka bojownika, który był uosobieniem cnót. Urodził się w 1988 roku w Kuwejcie, krótko potem wyemigrował z rodzicami do Wielkiej Brytanii. Szybko zaczął nienawidzić Zachód razem z całą jego hipokryzją i umiłowaniem występku. Jego kontakty ze środowiskiem dżihadystów nie uszły uwadze brytyjskich służb, dlatego był przesłuchiwany przez MI5. Choć był inwigilowany przez rzekomo najlepsze europejskie służby, bez trudu zmylił śledzących, poradził sobie z dociekliwymi funkcjonariuszami i udał się do Syrii. Brał udział w wielu bitwach, gdzie wykazywał się dużą odwagą i walecznością. Jego szczerość, ambicja i entuzjazm, a także pełne oddanie Bogu, zjednywało mu ludzi. Był szanowany i uwielbiany przez wszystkich. Cechowały go koleżeńskość i ofiarność. Nauczał Koranu, odwiedzał sierocińce, otaczał opieką młodszych kolegów, pomagał im studiować Koran, pokazywał, jak trenować, zawsze służył pomocą, a gdy otrzymywał niewolnice, oddawał je w prezencie braciom, którzy nie mieli własnych. Ponadto, nienawidził niewiernych; tak jak łagodny i przyjacielski był dla braci, dla wrogów nie miał litości. Ukochał Boga i ummę, a jego życie i czyny są przykładem do naśladowania dla rzesz bojowników. Jego oddanie sprawie, gotowość do poświęcenia i bezwzględność na ścieżce dżihadu zapewniły mu miejsce w Raju.
Bohater tej lukrowanej laurki, Abū Muhārib al-Muhājir, to Mohammed Emwazi, szerzej znany jako Jihadi John, czyli zamaskowany oprawca wykonujący dekapitacje uwieczniane przez medialne zaplecze ISIS. Jego pierwszą ofiarą był amerykański dziennikarz James Foley, zamordowany 19 sierpnia 2014 r. w Rakkce; to pierwszy obywatel USA publicznie stracony przez ISIS. Następnie, 2 września 2014 r., Emwazi dokonał egzekucji Stevena Sotloffa, a około 13 września 2014 r. ściął Brytyjczyka Davida Hainesa, a kilka tygodni później wolontariusza organizacji humanitarnej, Alana Henninga; wszystkie egzekucje zostały sfilmowane, a eksperci orzekli, że ich sprawcą był ten sam człowiek.
Czytaj też: Terroryści tacy, jak my(?) >>>
W styczniu 2015 Emwazi ściął dwóch Japończyków – Kenji Goto i Harunę Yukugawę. Pojawił się także w filmie pt. „Although Disbelivers Dislike it”, pokazującym m.in. zbiorową egzekucję syryjskich żołnierzy. W ostatnich minutach nagrania Jihadi John mając u stóp odciętą głowę byłego amerykańskiego żołnierza, Petera Kassiga, obrażał prezydenta USA.
Jeśli wierzyć publikacjom ISIS, śmierć wcale nie kończy tych wszystkich cudów, bo ciało martwego bojownika przez wiele godzin po zgonie nie nosi oznak procesów rozkładu, nawet po kilkunastu godzinach z ran sączy się krew, tkanki pozostają nienaruszone, a trup wydziela cudowny zapach piżma bądź po prostu nie śmierdzi mimo wysokiej temperatury. O tym można nie tylko przeczytać w krążących po sieci ebookach, ale także usłyszeć w natchnionym wywiadzie, którego kiedyś udzielił polski bojownik, Adrian Al N., w reportażu pt. „Zginiecie jak wszyscy niewierni”. Ponadto, ciała bojowników niczym ciała świętych nie podlegają procesom rozkładu, bo gdy zwłoki przenoszono do innych grobów, nawet po kilku miesiącach w ziemi, mudżahedini wyglądali dokładnie tak, jak w chwili śmierci. Bojownicy mieli prorocze sny; śnił im się Raj bądź po prostu budzili się ze świadomością, że za kilka godzin zginą w walce, która też ociekała cudami.
Najnowocześniejszy sprzęt, którym dysponował wróg, zawodził, ostrzał był nieskuteczny, bomby nie wybuchały, pociski nie trafiały do celu, a na polu bitwy pojawiały się anioły, które własnymi rękoma zmieniały tor rakiet, tak by te nie trafiały w pozycje bojowników.
Pomimo znacznej przewagi liczebnej i sprzętowej w siłach wroga, mudżahedini wygrywali potyczki i dzielnie stawiali opór przeciwnikowi. Przyroda także im sprzyjała, bojownicy Kalifatu nie musieli martwić się o pożywienie; w miejscach, gdzie walczyli, odnotowano niezwykłe zjawiska atmosferyczne, plony były obfite jak nigdy, niewielkie ilości jedzenia wystarczyły do wykarmienia kilkudziesięciu dorosłych mężczyzn, rzeki i źródła, suche zwykle o tej porze roku, w cudowny sposób wypełniały się wodą…
Cytowane przykłady mogą budzić politowanie, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że to przede wszystkim przekaz kierowany do ludzi wychowanych na Zachodzie, obeznanych z nowymi technologiami, którzy wiarę w cuda porzucili w tym momencie, gdy przestaje się wierzyć w Świętego Mikołaja. Opowieści o pięknej śmierci i cudownej woni zaraz po mają jednak konkretne funkcje do spełnienia. Służą bowiem nietylko do gloryfikacji bojownika, ale są jasnym komunikatem dla innych. Nawet silnie zradykalizowany i gotowy na śmierć terrorysta w którymś momencie zastanawia się, czy umieranie boli, czy będzie cierpiał przed śmiercią, ewentualnie godzinami konał w agonii? Bojownicy najczęściej nie boją się śmierci, ale proces umierania wzbudza w nich lęk, zwłaszcza że widzą przedśmiertną agonię wrogów, oglądają filmy z pola walki, gdzie śmierć, wroga co prawda, ale pokazywana jest ze wszystkimi okropnymi szczegółami.
Medialne ramię ISIS daje jasną odpowiedź: bojownicy umierają szybko, bezboleśnie, z uśmiechem na ustach. Czyli nie będzie bolało, bo gdyby bolało, to inni by tak ładnie nie wyglądali tuż przed. Podobnie potencjalny szahid na jakimś etapie bać się będzie ran, postrzałów, jeśli jest niedoświadczony w walce, to bitwa, ostrzał, śmierć towarzyszy będą budzić jego lęk.
Machina informacyjna organizacji terrorystycznych daje gotową odpowiedź – na polu bitwy dzieją się cuda, aniołowie zmieniają tory pocisków, oślepiają wroga, a poważnie ranni bojownicy w cudowny sposób odzyskują siły. Oswajanie śmierci ma długą tradycję, z której organizacja czerpie obficie. ISIS szeroko opisując te cuda daje złudzenie, że w całej okropności bratobójczej walki siły nadprzyrodzone czuwają nad jedną ze stron.
W publikacjach organizacji terrorystycznych często pojawiają się zdjęcia zwłok żołnierzy wrogich armii i ugrupowań, ciała leżą zdekompletowane, przy drodze, rozkładają się w śmieciach, wizerunki zmarłych są zniekształcone. Organizacja daje jasny komunikat, że w przypadku śmierci bojownika bracia zajmą się ciałem, godnie je pochowają, poinformują rodzinę oraz będą wspominać i chwalić jego imię – także w publikacjach. Że nawet daleko od domu będzie on pochowany z całym szacunkiem i znajdą się osoby, które zapłaczą nad jego grobem.
Podobny mechanizm widać w powstałych w 1999 filmach z cyklu pt. „Russian Hell” nakręconych w trakcie II wojny czeczeńskiej; rosyjscy żołnierze umierają w bólu i samotności, czeczeńscy bojownicy po śmierci mają uporządkowane ubranie i braci, którzy oddają im hołd. Przytaczane opowieści mają pokazać także, że w szeregach bojowników ISIS nie ma rywalizacji, egoizmu, krzyków i poniżania, przeciwnie – panuje tam atmosfera braterstwa, zrozumienia i wzajemnego szacunku. To są wartości uniwersalne, dla wielu ludzi autoteliczne, dla których osiągnięcia warto poświęcić względnie spokojne życie w Europie i wygodne łóżko. Publikacje podkreślają też motyw nagrody za poświęcenie, a przyszli bojownicy dostają wręcz namacalne dowody, iż Raj jest blisko, jest osiągalny, nie jest obietnicą bez pokrycia. A w Raju, jak wiemy z lektury Koranu, jest generalnie przyjemnie.
Organizacje terrorystyczne sięgają do znanych od wieków metod oswajania strachu, budowania tożsamości grupowej, tworzenia wspólnoty i kreowania poczucia bezpieczeństwa. Paradoksalnie, obiecują szczęście, poczucie spełnienia, dobre towarzystwo i bezgraniczną akceptację, czyli wartości niekoniecznie kojarzące się z terroryzmem…
Czytaj też: Sieroty po Kalifie Ibrahimie >>>