Jesteśmy gotowi?

Jesteśmy gotowi? Andrzej Krugler
Dynamika zmian polityczno-społecznych i gospodarczych na świecie doprowadziła do wykrystalizowania się trzech najbardziej prawdopodobnych czynników zagrożeń o charakterze terrorystycznym, które mogą wystąpić w Europie. Są to zagrożenia terroryzmem religijnym, nacjonalistycznym oraz ekoterroryzmem.
Zobacz także
pcphunters.com Jak wybrać karabinek pneumatyczny dla siebie?

W sprzedaży jest dostępnych kilka rodzai broni pneumatycznej. Różnią się wzajemnie m.in. sposobem zasilania, kalibrem czy możliwością zamontowania dodatkowego sprzętu ułatwiającego strzelanie. Jeśli interesuje...
W sprzedaży jest dostępnych kilka rodzai broni pneumatycznej. Różnią się wzajemnie m.in. sposobem zasilania, kalibrem czy możliwością zamontowania dodatkowego sprzętu ułatwiającego strzelanie. Jeśli interesuje Cię zakup karabinka pneumatycznego, powinieneś wiedzieć, czym charakteryzują się poszczególne typy wiatrówek oraz do czego będziesz ich używał. Czym jest karabinek pneumatyczny? Czym charakteryzują się poszczególne typy wiatrówek długich?
Helikon-Tex Guardian Plate Carrier

Guardian Plate Carrier to nowoczesna kamizelka do przenoszenia płyt balistycznych z możliwością montażu dodatkowego wyposażenia, dzięki systemowi modułowemu zgodnemu z MOLLE/PALS. W skład serii produktów...
Guardian Plate Carrier to nowoczesna kamizelka do przenoszenia płyt balistycznych z możliwością montażu dodatkowego wyposażenia, dzięki systemowi modułowemu zgodnemu z MOLLE/PALS. W skład serii produktów Guardian wchodzi kamizelka oraz 16 elementów, które można dowolnie konfigurować. Kamizelka Guardian Plate Carrier umożliwia przenoszenie płyt w najbardziej popularnych standardach: E-Cut (SAPI/ESAPI), Swimmer Cut oraz Shooter Cut.
Krzysztof Miliński Latarka Mactronic T-Force XP – świetlny niezbędnik terytorialsa

Niedawno do naszej redakcji dotarła na testy latarka Mactronic - T-Force XP. Tym razem będziemy sprawdzać model XP, który otrzymaliśmy w pełnym pakiecie taktycznym, umożliwiającym wykorzystanie światła...
Niedawno do naszej redakcji dotarła na testy latarka Mactronic - T-Force XP. Tym razem będziemy sprawdzać model XP, który otrzymaliśmy w pełnym pakiecie taktycznym, umożliwiającym wykorzystanie światła do różnych zadań służbowych, od montażu na broni po nocne kierowanie ruchem na drodze.
Ataki Al-Kaidy, interwencje wojskowe krajów zachodnich w Iraku i Afganistanie oraz nieustające napięcie na Bliskim Wschodzie doprowadziły do gwałtownego wzrostu zagrożenia świata zachodniego ekstremizmem islamskim. Europa od czasu ataków na Londyn i Madryt również nie może czuć się bezpiecznie.
Społeczności muzułmańskie w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, czy Niemczech stanowią obecnie same w sobie poważny czynnik społeczny i polityczny w Europie, a ogromna dynamika demograficzna pozwala przypuszczać, że rola tych społeczności będzie rosła. Wzrost ich wpływu na życie Europy, w połączeniu z coraz bardziej roszczeniową polityką społeczną i kulturową, może doprowadzić do wzrostu napięć społecznych, które są zazwyczaj idealnym podłożem dla ruchów ekstremistycznych.
Terroryzm islamski charakteryzuje się szczególną bezwzględnością w wyborze celów i działaniu oraz dużymi możliwościami organizacyjno-finansowymi, a ugrupowania islamskie dysponują zazwyczaj także wsparciem zewnętrznym.
Doświadczenia ostatnich lat wskazują, że podstawowym elementem taktyki działania takich ekstremistów w Europie jest wykorzystywanie islamskich diaspor do przygotowania i przeprowadzenia ataków. Schemat działania (oczywiście w dużym uproszczeniu) zazwyczaj zawiera: werbunek poprzez stowarzyszenia religijne lub kulturalne, wyjazd do jednego z krajów wspierających terroryzm na szkolenie, a następnie przygotowanie i przeprowadzenie ataku.
Dzięki finansowemu wsparciu ekstremistów islamskich przez takie kraje jak Iran czy Syria oraz skrajne islamskie organizacje z krajów Półwyspu Arabskiego, ich ugrupowania dysponują środkami umożliwiającymi przygotowanie ataków na całym świecie. Wspomniane kraje szkolą terrorystów, udzielają im schronienia i wsparcia logistycznego oraz wspierają ideowo i politycznie jihad. Stacje telewizyjne, rozgłośnie radiowe i strony internetowe stanowią przy tym równie silny oręż terrorystów, jak broń i materiały wybuchowe.
Terroryści stosując metody żywcem wzięte z podręczników prowadzenia działań nieregularnych bezwzględnie wykorzystują media do oddziaływania na społeczeństwa zachodnie. Doświadczenia z lat ubiegłych wskazują nawet na intensywne zaangażowanie mediów w stricte bojowe działania terrorystów. Stwierdzono, że podczas działań w Iraku miejsca przeprowadzenia ataków za pomocą IED i EFP przeciwko siłom koalicji dobierano pod względem możliwości uzyskania dobrego materiału filmowego rejestrowanego w trakcie ataku. Zabicie podczas ataku żołnierzy koalicji zachodniej stanowi niewątpliwy sukces dla terrorystów, ale pokazanie tego aktu w telewizji kilku milionom ludzi rodzi dodatkowe skutki społeczne i polityczne.
Społeczeństwa zachodnie ceniące życie ludzkie ponad wszystko, zgodnie z prawnymi, kulturowymi i chrześcijańskimi wzorcami, są wstrząśnięte oraz zastraszane przez taki przekaz medialny, natomiast społeczeństwa muzułmańskie postrzegają ten sam przekaz jako sukces w walce z wrogami islamu i wręcz świętują śmierć niewiernych, tańcząc na ulicach. W tej wojnie informacyjnej zasady stanowiące o wolności mediów i demokracji oraz moralne zdobycze cywilizacji stawiają nas niestety na przegranej pozycji. Nasz przeciwnik ma pełną swobodę działania – my jesteśmy natomiast otoczeni ograniczeniami prawnymi, moralnymi, religijnymi i kulturowymi.
Podstawowym typem ataku, wykorzystywanym przez ugrupowania islamskie w działaniach terrorystycznych, są zamachy bombowe. Do przygotowania zamachu bombowego niezbędne jest pozyskanie lub zbudowanie przez terrorystów urządzenia wybuchowego. Urządzenie takie to standardowo: materiał wybuchowy, zapalnik/detonator oraz urządzenie inicjujące. Planujący zamach terroryści mają do wyboru:
- sprowadzić z zagranicy gotowe urządzenie wybuchowe,
- sprowadzić z zagranicy materiały wybuchowe, detonator i złożyć urządzenie na miejscu planowanego ataku,
- uzyskać dostęp do czarnego rynku, aby kupić elementy składowe improwizowanego urządzenia wybuchowego oraz mieć osobę umiejącą zbudować takie urządzenie według potrzeby operacyjnej,
- sporządzić urządzenie wybuchowe na miejscu planowanego zamachu, wykorzystując środki możliwe do pozyskania na rynku cywilnym.
Terroryści zazwyczaj starają się pozyskać wojskowe lub przemysłowe materiały wybuchowe, gdyż te charakteryzują się wysoką skutecznością i siłą rażenia, przy jednocześnie dużym marginesie bezpieczeństwa obsługi. Mogą to być materiały wybuchowe pochodzące z czarnego rynku, amunicja artyleryjska lub materiały pozyskane z niewypałów lub niewybuchów. Wojskowe materiały wybuchowe z racji wysokiej temperatury zapłonu wymagają jednak wojskowych (lub górniczych) detonatorów/zapalników, które są zazwyczaj najbardziej trudnym do pozyskania elementem urządzenia wybuchowego. Materiały wybuchowe typu trotyl i jego pochodne (oktol, HTA, torpeks), heksogen, tetryl, C4, PMW8), aby eksplodowały, muszą zostać zainicjowane przez zapalnik, czyli specjalne urządzenie zawierające bardzo wrażliwe na bodźce fizyczne materiały wybuchowe, np. azydek ołowiu czy piorunian rtęci. Kolokwialnie rzecz biorąc, wojskowe materiały wybuchowe można tłuc, giąć i deptać, a nawet palić w ognisku, ale wybuchną dopiero po użyciu zapalników. Natomiast z zapalnikami należy już obchodzić się bardzo ostrożnie.
Terroryści niemający dostępu do wojskowych lub przemysłowych materiałów wybuchowych korzystają z tak zwanych mieszanin pirotechnicznych. Są to mechanicznie zmieszane ze sobą substancje zapalające z utleniaczami, dające w wyniku zapłonu wysoką temperaturę, blask lub dym oraz produkujące falę ciśnieniową. Składniki niezbędne do uzyskania mieszaniny pirotechnicznej są zazwyczaj dostępne na rynku cywilnym. Substancją bazową mieszanin pirotechnicznych użytych w wielu atakach terrorystycznych, była saletra amonowa, oferowana na rynku cywilnym jako nawóz sztuczny. Część substancji mogących stanowić półprodukt do produkcji materiałów wybuchowych domowym sposobem jest jednak objęta monitoringiem przez służby specjalne i porządku publicznego, ale państwo nie jest w stanie kontrolować wszystkich substancji chemicznych, które dobry chemik może wykorzystać jako składową materiału wybuchowego. Mieszaniny pirotechniczne/wybuchowe, mimo że mają o wiele niższą temperaturę zapłonu, zazwyczaj również wymagają detonatora. Urządzenie inicjujące to element elektroniczny, mechaniczny lub chemiczny urządzenia wybuchowego, mający spowodować uruchomienie zapalnika/detonatora. Wykonanie prostego urządzenia inicjującego jest zazwyczaj najprostszym elementem przy budowie improwizowanego urządzenia wybuchowego (IED).
Polska jako kraj monolityczny narodowościowo w znacznym stopniu jest postrzegana jako teren trudny operacyjnie dla działania ekstremistów islamskich. Nie mogąc skorzystać z lokalnych mniejszości muzułmańskich ewentualni napastnicy muszą prawie w całości bazować podczas planowania operacji i jej wykonania na siłach i środkach sprowadzonych z zewnątrz. Zewnętrzne granice UE są stosunkowo dobrze chronione, a europejskie służby specjalne mimo wielu wpadek wciąż dosyć skutecznie kontrolują sytuację na terenie Unii.
Oczywiście, już w sąsiednich Niemczech istnieją silne związki mniejszości muzułmańskich, które z powodu braku granic wewnątrz UE mogą operować także w naszym kraju. Jednak, jak wskazuje doświadczenie, jeśli któreś z ugrupowań europejskich zdobędzie środki do przeprowadzenia ataku, to w ich własnym kraju znajdzie się wystarczająca liczba atrakcyjnych celów. Mając powyższe na uwadze, należy założyć, że przeprowadzenie na terenie RP zamachu bombowego przez ugrupowania islamskie jest stosunkowo mało prawdopodobne. Jednakowoż międzynarodowe wydarzenie o skali EURO 2012 może spowodować wzmożone zainteresowanie działających w UE islamistów.
Zakładając jednak, że zamach bombowy charakteryzuje się kilkoma etapami planowania i przygotowania (wybór celu, dobranie środków i sił adekwatnych do charakteru celu, rozpoznanie celu, sporządzenie lub sprowadzenie urządzenia wybuchowego itp.) należy spodziewać się, iż terroryści zdają sobie sprawę z faktu, że czas trwania takiego wydarzenia jak EURO 2012 jest również okresem wzmożonej działalności służb specjalnych oraz służb bezpieczeństwa i porządku publicznego. Atak bombowy, zwłaszcza w jego najgorszej formie, czyli za pomocą bomby samochodowej (VBIED), przeprowadzony w miejscu skupienia dużej ilości ludzi, spowodowałby ogromne straty, zabitych i rannych. Jego oddziaływanie społeczne byłoby ogromne. Jednak zaplanowanie, zorganizowanie i przeprowadzenie jest stosunkowo drogie, skomplikowane i wystawione na spore ryzyko powstrzymania ataku przez służby specjalne.
Zorganizowanie przez ekstremistów islamskich zamachu bombowego mimo szczególnej atrakcyjności, wynikającej z okresu trwania mistrzostw Europy w piłce nożnej, wydaje się więc w Polsce stosunkowo mało prawdopodobne.
W zakresie zagrożenia zamachem bombowym w Europie o wiele większe możliwości działania mają ugrupowania nacjonalistyczne, a zwłaszcza skrajnie prawicowe. Mogą one korzystać z lokalnego wsparcia, dysponują możliwościami finansowymi oraz zazwyczaj posiadają kontakty w środowiskach przestępczych, co umożliwia pozyskanie niezbędnych materiałów do przeprowadzenia ataku. Jednak polityka nacjonalistów zmierza bardziej do osłabienia państwa, przy jednoczesnym zachowaniu poparcia społecznego. Wybór celu dla nacjonalistów będzie znacznie mniej szeroki niż w przypadku islamistów, którzy tocząc „świętą wojnę” nie interesują się odczuciami społeczeństw innych niż muzułmańskie, poza ich przerażeniem. Nacjonaliści muszą zabiegać o przychylność opinii publicznej, gdyż zazwyczaj mają aspiracje polityczne, a czasem dysponują swoją frakcją polityczną i mają wspierające je partie polityczne. Ugrupowania takie znają natomiast lokalne uwarunkowania i o wiele lepiej niż islamiści potrafią dostrzec czułe punkty infrastruktury krytycznej państwa. Zazwyczaj jednak wybierają cele związane ze strukturami państwowymi i bezpośrednio z działaniem i funkcjonowaniem rządu. Nasz kraj na szczęście nie jest obciążony zagrożeniami nacjonalistycznymi na poziomie zamachów.
Podsumowując, na terenie RP zagrożenie terroryzmem islamskim byłoby o wiele bardziej prawdopodobne w formie tak zwanego ataku fedainów. Atak taki przeprowadza jeden lub kilku terrorystów uzbrojonych w broń automatyczną, którzy w miejscu dużego skupiska ludzi otwierają ogień do przypadkowych osób, starając się zabić ich jak najwięcej. Atak taki nie wymaga specjalistycznego, zaawansowanego szkolenia atakujących, koszty pozyskania broni automatycznej są niskie, a wydźwięk społeczny takiego ataku może być nie mniejszy, niż w przypadku zamachu bombowego. Tego typu zamach, aby odniósł oczekiwany skutek medialny, musi być skierowany na obiekt, którego zaatakowanie będzie w sposób istotny oddziaływać na opinię publiczną. W Polsce takie miejsca to na przykład: kościoły, miejsca kultu, centra handlowe, szkoły, szpitale i oczywiście areny sportowe. Sprawcą takiego ataku najprawdopodobniej byłby europejski muzułmanin, gdyż przybysz z Pakistanu czy Afganistanu w naszym kraju rzucałby się zbytnio w oczy. „Atak fedainów” ideologicznie różni się od samobójczego zamachu bombowego, gdyż daje możliwość poświęcenia życia dla islamu w walce, co jest bliższe mentalnie europejskim muzułmanom, niż klasyczne samobójstwo. Dodatkowo, podświadomie sprawca zawsze ma nadzieję na przeżycie akcji. Samobójca z pasem bombowym takich szans nie ma. O ile przeciwdziałanie zamachom bombowym w małym stopniu może wymagać zaangażowania żołnierzy sił specjalnych, i to raczej w likwidację skutków, to w przypadku „ataku fedainów” może okazać się konieczne dla wsparcia sił porządku publicznego. Teoretycznie, zdarzenie tego typu rozgrywa się bardzo gwałtownie i dynamicznie oraz wymaga natychmiastowej interwencji sił policyjnych, od poziomu służb patrolowych, oddziałów prewencji, po pododdziały antyterrorystyczne. Jednak jego przebieg może zawsze doprowadzić do powstania sytuacji zakładniczej. W praktyce policyjnej istnieje pojęcie „activ shooter”, oznaczające uzbrojonego napastnika, atakującego przypadkowych ludzi w miejscu publicznym. Dotąd zdarzenia tego typu, mające podłoże kryminalne, związane z chorobą psychiczną czy niedostosowaniem społecznym, nie były dziełem więcej niż jednego lub dwóch sprawców. Natomiast „atak fedainów” to zazwyczaj zdarzenie, w które zaangażowanych jest kilku sprawców, działających razem i w porozumieniu, w sposób zaplanowany i celowy.
Najbardziej znanym zdarzeniem tego typu był atak w Bombaju (Mumbaju) 26 listopada 2008 r., gdy dziesięciu Pakistańczyków z organizacji Lashkar-e-Taiba symultanicznie zaatakowało hotel Taj Mahal, stację kolejową Chhatrapati Shivaji Terminal, hotel Oberoi, Leopold Cafe, szpital i dom gminy żydowskiej. Uzbrojeni byli w karabinki AK i granaty chińskiej produkcji. Na samej stacji kolei podmiejskiej dwóch napastników zastrzeliło 58 osób i raniło ponad 100. Siły policyjne nie były w stanie podjąć skutecznej walki z napastnikami. Opanowywanie sytuacji trwało do 29 listopada i pochłonęło łącznie 164 (niektóre źródła podają 166) ofiar śmiertelnych i ponad 300 osób rannych. Spośród 10 napastników dziewięciu zostało zabitych, a jeden zatrzymany.
Policyjna jednostka antyterrorystyczna ATS z Bombaju starła się w pobliżu terminala kolejowego z dwoma z nich, co kosztowało życie sześciu policjantów i dopiero po otrzymaniu posiłków udało się zabić jednego z napastników, a drugiego ranić i aresztować. Indyjski centralny zespół antyterrorystyczny „Black Cats”, stacjonujący w Delhi, potrzebował 24 godzin na dotarcie do Bombaju. W walkę z terrorystami zaangażowane były jednostki policji (m.in. zmilitaryzowane Rapid Action Forces z CRPF), Narodowej Gwardii Bezpieczeństwa (NSG) oraz jednostki wojskowe (m.in. Marine Commandos – MARCOS).
Atak na Bombaj obnażył braki lub słabość wielu elementów niezbędnych do skutecznej reakcji organów państwa na to zdarzenie. Jednym z najważniejszym czynników, które uwypuklono przy późniejszych analizach, był kompletny chaos w relacjach dowodzenia i kierowania operacją. Dowodzenie pododdziałami, ich dyslokacja, podejmowanie decyzji na poziomie taktycznym i operacyjnym oraz koordynacja i komunikacja istniały praktycznie tylko na poziomie jednostek. Proces decyzyjny oparty był na decyzjach podjętych przez ministra spraw wewnętrznych, podczas gdy szybkie działania były niezbędne na najniższych szczeblach dowodzenia. W trakcie akcji zostało zabitych wielu zakładników, co było prawdopodobnie właśnie wypadkową chaosu organizacyjnego i braku realnego przygotowania pododdziałów do rozwiązywania sytuacji zakładniczych.
Oparcie krajowego systemu ratowania zakładników na centralnej jednostce w stolicy również okazało się błędem, gdyż w tej konkretnie sytuacji czas miał kluczowe znaczenie. Terroryści nie negocjowali, nie było więc możliwości przeciągania czasu, każda minuta potrzebna na zdobycie środków transportu, zgłoszenia lotu, przygotowanie śmigłowców, oczekiwanie na poprawę pogody, kosztowała życie kolejnego zakładnika. Przykład Bombaju, mimo że odległy od realiów polskich geograficznie i politycznie, ma jednak kilka niepokojących cech wspólnych. Czy nasz kraj jest przygotowany na zagrożenie terrorystyczne w rodzaju „ataku fedainów”? Czy nasze działania byłyby skuteczniejsze, niż działania sił indyjskich? Politycy i decydenci wciąż uspakajają społeczeństwo, że jesteśmy gotowi na atak terrorystyczny. Spójrzmy więc na taką ewentualność przez pryzmat ataku w Indiach.
Jeśli w którymś z miast Polski dziesięciu terrorystów symultanicznie zaatakowałoby hotel, kościół, szkołę, szpital i dworzec, zabijając gości i przechodniów oraz biorąc zakładników, jaka byłaby reakcja polskich służb porządku publicznego? Oczywiście główna rola przypada Policji i to ona pierwsza przyjęłaby na siebie odpowiedzialność za reakcję na zdarzenie. Jeśli mielibyśmy „szczęście” i celem byłaby Warszawa, to poza regularnymi formacjami policyjnymi i Wydziałem Realizacyjnym KSP Komendant Stołeczny miałby do dyspozycji Biuro Operacji Antyterrorystycznych KGP, które w kilka godzin stanęłoby do walki w pełnym możliwym do wykorzystania składzie. BOA mogłyby wspierać różne nieetatowe pododdziały interwencyjne oraz policjanci z realizacji CBŚ. Na miejscu znajdują się również jednostki specjalne ABW i SG.
Czy możliwe byłoby zgranie systemów łączności i dowodzenia tych formacji? Oczywiście, że tak – ale raczej w czasie nie krótszym niż zajęło to Hindusom. Warszawa dysponuje i tak stosunkowo dużymi możliwościami, czego nie da się powiedzieć o innych miastach Polski. SPAP-y i SAT-y w największych miastach naszego kraju od lat cierpią na niedoposażenie i brak środków na szkolenie. Idea antyterrorystycznej jednostki centralnej została wprowadzona tylnymi drzwiami poprzez oddanie samodzielnych pododdziałów AT do dyspozycji komendantów wojewódzkich, w których gestii pozostają od tamtej pory kwestie stanów etatowych, środków na szkolenie i wyposażenie. Komendanci wojewódzcy niestety rzadko kiedy w pełni dostrzegają potrzeby podległych im pododdziałów AT. Gdyby jeszcze wdrożono niegdysiejszy plan pozbawienia SPAP-ów miana pododdziału „antyterrorystycznego” (rezerwując go tylko dla BOA), z idącymi za tym konsekwencjami prawnymi i finansowymi, poziom tych lokalnych jednostek uległby dalszej degradacji.
Na skutek tych decyzji BOA o lata wyprzedza SPAP-y i SAT-y możliwościami szkoleniowymi, wyposażeniem oraz składem etatowym. Nikt nie ma wątpliwości, że antyterroryści ze SPAP pierwsi znaleźliby się na miejscu zdarzenia, jednak nie byłoby ich więcej niż 20–30, ale bez broni szturmowej, wyposażeni tylko w pistolety maszynowe. Wezwano by oczywiście BOA, ale kto wie, jak szybko udałoby się przerzucić siły z Warszawy np. do Szczecina. Zwłaszcza w warunkach ciężkiej zimy, bez możliwości przerzutu lotniczego z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych itp. mogłoby to trwać nawet kilkanaście godzin. Siły Zbrojne wspierają instytucje ochrony porządku publicznego w sytuacjach kryzysowych zazwyczaj związanych z klęskami żywiołowymi i przeciwdziałaniem zagrożeniom terrorystycznym. W omawianych wcześniej sytuacjach ataku terrorystycznego możemy rozpatrywać użycie tylko żołnierzy żandarmerii wojskowej i sił specjalnych. Żandarmeria z racji przepisów prawa może być najszybciej użyta do wsparcia działań jednostek podległych MSW. Jednak żołnierze ŻW, poza Oddziałami Specjalnymi, nie są przygotowani do rozwiązywania sytuacji zakładniczych, walki w pomieszczeniach czy walki w bliskim kontakcie, a przynajmniej nie w zakresie niezbędnym do tego typu zagrożenia. Zadania ŻW w sytuacjach szczególnych to zazwyczaj wsparcie policji w zakresie kontroli ruchu drogowego, blokujących oraz utrzymania porządku publicznego podczas działań pododdziałów zwartych.
Trening w tzw. HRO (Hostage Rescue Operations – operacjach odbijania zakładników) przechodzi część żołnierzy sił specjalnych. W skali oceniającej możliwości bojowych na poziomie operatorów, zespołów i jednostek, posiadanie takich umiejętności to ekstraklasa sił specjalnych. Od lat należy do nich GROM, postrzegany jednak głównie jako jednostka przewidziana do operacji odbijania zakładników, przede wszystkim w operacjach poza granicami kraju. Mimo wysokiego poziomu wyszkolenia operatorów, właściwego wyposażenia i przygotowanego systemu dowodzenia i rozpoznania jednostki wciąż brak kompletnych uregulowań prawnych, zarówno w aspekcie możliwości użycia, jak i sposobu jej wykorzystania w kraju. W Polsce nadal nie wypracowano koncepcji wykorzystania potencjału sił specjalnych i wojskowego rozpoznania w działaniach zagrożenia wewnątrz państwa w czasie pokoju.
Zakłada się, że siły specjalne wspierają działania antyterrorystyczne policji w sytuacjach:
- gdy zakres ataku jest tak duży, że policja nie dysponuje wystarczającymi zasobami ludzkimi do jego opanowania,
- gdy niezbędne jest wykorzystanie uzbrojenia lub wyposażenia specjalistycznego, będącego w posiadaniu sił zbrojnych,
- gdy zadanie mogą wykonać tylko żołnierze sił specjalnych, w związku z ich wyszkoleniem stricte wojskowym.
Jeśli chodzi o dwa pierwsze przypadki, to nie budzą one wątpliwości, jeśli zaś chodzi o ostatni, może to być przykładowo sytuacja neutralizacji terrorystów, wymagająca zdobywania umocnionych pozycji, przy torowaniu przejść metodą wybuchową i użyciu ognia pośredniego. Czyli zakresu działań typowo wojskowych, do których wykonania policjanci czy funkcjonariusze nie są przygotowani. W kwestii wykorzystania operatorów sił specjalnych w operacjach odbijania zakładników na terenie naszego kraju niezbędnym jest udzielenie odpowiedzi na kilka kluczowych pytań. Kto podejmuje decyzję o wejściu do akcji operatorów, kto dowodzi taką operacją, kto zatwierdza plan działania, jakie są zasady użycia siły?
To najbardziej oczywiste pytania. Przy policyjnej sytuacji kryzysowej, jaką jest sytuacja zakładnicza, za jej przebieg odpowiada Komendant Wojewódzki Policji, na którego terenie doszło do takiej sytuacji. Oczywiście jego bezpośrednim przełożonym jest Komendant Główny Policji, a on przyjmuje rozkazy od Ministra Spraw Wewnętrznych. Jeśli zdarzenie trwa więcej niż kilka godzin, na jego przebieg będą też miały wpływ decyzje prokuratury i Ministerstwa Sprawiedliwości. Kto i na jakim szczeblu będzie odpowiadał za wojskowy udział w operacji? Ktoś z DWS, dowódca wydzielonej jednostki czy może dowódca zespołu bojowego wskazanego jako wykonawca zadania? Jak dużą autonomiczność będzie miał element wojskowy na etapie planowania operacji? Wymieniona wcześniej sytuacja z Bombaju wskazuje, jak niezbędne jest ustawienie systemu decyzyjnego już na poziomie taktycznym, czyli w praktyce w sieci łączności zespołu szturmowego. A to jest możliwe tylko przy prostych i przejrzystych procedurach oraz zasadach działania zespołu szturmowego w trakcie takiej akcji.
Jeśli mówimy o procedurach, to główne pytanie dotyczy zasad użycia siły. W polskim prawie tylko żandarmeria wojskowa i wojskowe organy porządkowe mają określone zasady i warunki użycia środków przymusu bezpośredniego, w tym broni palnej. Ustawy regulują takie warunki dla policji, SG czy ABW, jednak nie dla żołnierzy sił zbrojnych, jeśli nie są żandarmami lub jeśli nie pełnią służby garnizonowej lub wewnętrznej. W wojsku przyjmuje się, że żołnierze będą działać w takich sytuacjach na takich samych zasadach jak policjanci czy funkcjonariusze SG. Jednak na miejscu każdego z żołnierzy sił specjalnych wyznaczanych do wykonania zadań bojowych na terenie kraju (a tak należy nazwać omawiane zagadnienia) wolałbym, żeby legitymacja prawna do użycia broni była zapisem ustawowym. Wolałbym nie musieć wyjaśniać urzędnikom przed sądem cywilnym zasad postępowania przy wymianie ognia i przebiegu procedur bojowych, gdy od ich zrozumienia sytuacji zależeć będzie moja wolność i przyszłość.
Przepisy cywilne nie przewidują „strzału na rozkaz”, nie pozwalają na użycie broni w celu pozbawienia życia, jak i wielu innych zagadnień powszednich dla szkolenia bojowego żołnierzy sił specjalnych. Strzelec wyborowy obserwujący wskazany cel po komendzie ognia nie zastanawia się, czy istnieje uzasadniona potrzeba użycia broni, czy nie. Tę decyzję podejmuje dowodzący akcją, mający szeroki dostęp do informacji oraz uprawnienia do wydania takiego rozkazu. Tak to działa w Afganistanie, czy na ćwiczeniach, ale w „realu” akcji policyjnej strzelec wyborowy ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czynny. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do słuszności tej oceny, przypominam, że w sprawie Nangar Khel takie same zarzuty dostał wydający rozkaz, celowniczy, jak i ładowniczy moździerza. Dlatego też, mając stanąć przed prokuratorem czy sądem, wolałbym móc powołać się na konkretne artykuły ustawowe określające, co mi wolno, a czego nie.
Od lat w środowiskach policji i innych służb mówi się o potrzebie wpisania na poziomie ustawy zasady, która określałaby, że priorytetem użycia broni jest ochrona ofiary lub osób postronnych, następnym dobrem priorytetowym jest życie i zdrowie funkcjonariusza, a dopiero później zdrowie i życie sprawcy. Terrorysta kryjący się za zakładnikiem, postrzelony w głowę, nie powinien posłużyć nadgorliwemu prokuratorowi do postawienia zarzutu strzelcowi wyborowemu. Strzelec powinien móc zeznać, że oddał strzał w głowę, bo to gwarantowało największe szanse przeżycia zakładnikowi, co jest zgodne z zapisem ustawowym o priorytetach użycia broni. Tak to działa w wielu krajach, ale niestety nie w naszym.
Cały zakres tych zagadnień nie doczekał się rozwiązania od lat i nawet organizacja EURO nie zmieniła tego smutnego faktu. Politycy i decydenci widocznie nie wierzą w realną możliwość wystąpienia w Polsce scenariusza ataku, jak w Bombaju, Biesłanie czy Dubrowce. Być może słusznie, ale już wielu biurokratów, tkwiących w przekonaniu, że pewne nieszczęścia ich nie dotyczą, przekonało się, że niestety – często wbrew statystyce – 1% również się co jakiś czas zdarza. Kończąc i odnosząc się do obecnej sytuacji można oczywiście zakładać, że BOA poradzi sobie z 99% zagrożeń związanych z terroryzmem, mogąc skorzystać ze wsparcia SPAT i wsparcia w ramach unijnego programu ATLAS, co oddala prawdopodobieństwo użycia żołnierzy sił specjalnych w policyjnych operacjach antyterrorystycznych.
Ale w tej ocenie jest coś więcej niż tylko ten jeden procent w ocenie ryzyka, co powinno zakłócić dobry sen naszym decydentom. Ani BOA, ani SPAP-y z Gdańska czy Szczecina, nawet wspólnie z WZD MOSG nie są w stanie przeprowadzić skomplikowanej operacji odbicia statku czy platformy wiertniczej opanowanej przez terrorystów, nie wspominając o ratowaniu zakładników w tak specyficznych obiektach. To wciąż w Polsce mogą zrobić tylko żołnierze zespołu wodnego GROM, którzy niezależnie od braków przepisów, koncepcji i decyzji politycznych mogą wypłynąć lub wylecieć w morze każdego dnia, gdy tylko otrzymają taki rozkaz.