Smutna rocznica
Komandos 56. KS z 7,62 mm kbk AKMS, wyposażonym w tłumik PBS-1
20 lat temu rozwiązano wszystkie pododdziały specjalne Wojska Polskiego szczebla armijnego i dywizyjnego. Zgodnie z niesławnym, utajnionym zarządzeniem nr 079/org. z 8 listopada 1993 r. ówczesnego Szefa Sztabu Generalnego, do końca sierpnia następnego roku ze struktur WP zniknęły trzy okręgowe kompanie specjalne, osiem z dywizyjnych batalionów rozpoznawczych, a jedyną jednostką działań specjalnych w wojskach lądowych miał pozostać, rozwinięty z 1. Batalionu Szturmowego w Lublińcu, 1. Pułk Specjalny.
Zobacz także
Redakcja news Pierwsza w Polsce konferencja byłych i czynnych żołnierzy Wojsk Specjalnych – „GROM-VETERANS”
W dniach 24-25 września 2024 roku w Zakopanem odbyła się pierwsza w Polsce konferencja „GROM-Veterans”, poświęcona zagadnieniom związanym z życiem i adaptacją byłych żołnierzy Wojsk Specjalnych po zakończeniu...
W dniach 24-25 września 2024 roku w Zakopanem odbyła się pierwsza w Polsce konferencja „GROM-Veterans”, poświęcona zagadnieniom związanym z życiem i adaptacją byłych żołnierzy Wojsk Specjalnych po zakończeniu służby. Wydarzenie zorganizowane przez Fundację REkonwersja SOF, pod przewodnictwem Mariusza „Mańka” Urbaniaka, byłego operatora JW GROM, zgromadziło zarówno czynnych operatorów, jak i weteranów SOF oraz ekspertów z dziedzin biznesu, sportu, prawa i medycyny. Konferencja miała na celu poruszenie...
Krzysztof Mątecki K9 KT
Psy bojowe wykorzystywane są obecnie przez najlepsze jednostki specjalne i kontrterrorystyczne na świecie. Te doskonale wyszkolone, bezkompromisowe zwierzęta stanowią znakomite uzupełnienie grup szturmowych,...
Psy bojowe wykorzystywane są obecnie przez najlepsze jednostki specjalne i kontrterrorystyczne na świecie. Te doskonale wyszkolone, bezkompromisowe zwierzęta stanowią znakomite uzupełnienie grup szturmowych, niejednokrotnie przejmując na siebie główne niebezpieczeństwa zagrażające życiu lub zdrowiu ludzi. Ich ogromną wartość dla kolegów z zespołów bojowych w pełni oddaje motto: „Pies bojowy nie nienawidzi celu przed sobą, on kocha ludzi, którzy są za nim”.
Tomasz Łukaszewski Jesteśmy przygotowani na każde zagrożenie
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Rozmowa z insp. Łukaszem Pikułą, Dowódcą Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.
Jednym podpisem gen. broni T. Wilecki zakończył służbę m.in. najbardziej wówczas awangardowych pododdziałów tego typu w naszych siłach zbrojnych, 56. Kompanii Specjalnej POW ze Szczecina oraz 62. KS ŚOW z Bolesławca, z ich niesamowitym potencjałem i wykuwanym latami cennym doświadczeniem.
W tym przypadku na ironię zakrawał fakt uzasadniania tej decyzji ogólnikowym hasłem, że rozproszone w strukturach WP kompanie nie gwarantowały właściwego szkolenia i późniejszego wykorzystania (co było bliskie prawdy w przypadku pododdziałów z dywizji zmechanizowanych i pancernych), gdyż komandosi z okręgowych kompanii niejednokrotnie prezentowali pod tym względem wyższą dynamikę oraz poziom umiejętności niż ich koledzy z przeniesionej z Dziwnowa na południe jednostki wyższego szczebla frontowego, znali swój teren i stacjonowali „pod ręką” swych zwierzchnich dowództw.
Przeczytaj także: GISW OISW w Krakowie
Kompanie specjalne zostały powołane do życia w 1967 r., w oparciu o kadrę przekazaną z 1. Batalionu Szturmowego z Dziwnowa, w poprzednich latach jedynej takiej formacji w WP mającej w razie operacji wojennej działać na rzecz całego Frontu Polskiego. Dla poszczególnych armii w jego składzie, tworzonych z trzech okręgów wojskowych czasu „P”, rozpoczęto organizowanie po jednej kompanii rozpoznania specjalnego (później jako kompanie specjalne), o numerach: 62 w Bolesławcu dla Śląskiego OW, 56 w Bydgoszczy dla Pomorskiego OW oraz 48 w Krakowie dla Warszawskiego OW (w celach dezinformacyjnych o takim samym numerze co zwykła kompania rozpoznawcza 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej, przy której stacjonowała i skadrowanej, tj. nierozwiniętej w czasie pokoju do pełnego stanu, ze względu na zapasowy charakter okręgu). Kompanie te podlegały operacyjnie wywiadowczemu Zarządowi II SG WP, a podporządkowane były bezpośrednio jego komórkom w dowództwach okręgów, z których na czas „W” wydzielano dowództwa armii.
Przeczytaj także: Jackal Stone-14
Od 1970 r. w batalionach rozpoznawczych pierwszorzutowych dywizji zmechanizowanych i pancernych Pomorskiego oraz Śląskiego OW sformowano następne, mniejsze kompanie specjalne szczebla taktycznego, do działań na ich rzecz, na mniejszej głębokości, a także pluton specjalny w batalionie dowodzenia/kompanii rozpoznawczej 7. Łużyckiej Dywizji, późniejszej Brygady, Obrony Wybrzeża (zlikwidowany tuż przed rozwiązaniem kompanii specjalnych, w ramach rozformowania całej tej jednostki desantowej „niebieskich beretów” – zarządzenie Szefa SG WP nr 084/org. z 27 października 1993 r.).
Dowódcy 56. Kompanii Specjalnej por. Piotr Kokoszka- 17 grudnia 1967- 2 kwietnia 1968, kpt. Mirosław Słupski- 2 kwietnia 1968- 13 listopada 1975, kpt. Andrzej Sarnat- 13 listopada 1975- 31 października 1979, kpt. Ryszard Pawłowski- 31 października 1979- lipiec 1981, kpt. Roman Jasiński- lipiec 1981- 5 maja 1989 roku, kpt. Marian Andrysiak- 5 maja 1989 - listopad 1991 kpt. Marek Demczuk- listopad 1991- 30 sierpnia 1994 |
Z "Pięćdziesiątejszóstej": Nie sposób wymienić wszystkich, którzy podczas swej służby w 56. KS przyczynili się do jej rozwoju, osiągnięć oraz zdobycia tak świetnej renomy. Oto tylko kilku oficerów tej kompanii, którzy swymi osiągnięciami także poza nią, dawali lub nadal dają świadectwo, że była to kuźnia aktywnych, wybitnych kadr i twardych komandosów. Wszystkim im i pozostałym komandosom z "Pięćdziesiątejszóstej"- dziękujemy za służbę! ppłk. Bogdan Kantorski - oficer 56. KS, od lat 70. uczestnik wielu misji pokojowych (UNEF II - Egipt, UNDOF - Syria, UNPROFOR - Chorwacja, gdzie został ciężko ranny podczas detonacji miny - powrócił do służby po dwuletnim leczeniu, w 1996 r.). Od 2001 r. w rezerwie, pracownik misji OBWE w Chorwacji oraz ONZ w Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie, 2009-2011 r. doradca ONZ ds. bezpieczeństwa w Kairze, a w latach 2011-2013 r. w Baku. Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. płk Ryszard Keller - absolwent PSZ im. Rodziny Nalazków (1967 r.), podoficer w 5. kompanii 1. Batalionu Szturmowego w Dziwnowie, jeden z pierwszych żołnierzy 56. KS w Bydgoszczy jako dowódca rst R-118-R i zespołu radiostacji. Po ukończeniu WSO Wojsk Łączności ppor w 4. Pułku Łączności, następnie w Polskiej Wojskowej Jednostce Specjalnej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ w Egipcie (1978-1979 r.). Po studiach w ASG od 1985 r. zastępca dowódcy 5. Pułku Zabezpieczenia Sztabu POW i oficer tego sztabu. Od 1991 r. w rezerwie, prezes Koła Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. płk. Jerzy Kozłowski - absolwent WSOWZmech (1969 r.), dowódca grupy specjalnej w 56. KS, w latach 1971-78 zastępca dowódcy kompanii. Po ukończeniu Wyższego Kursu Doskonalenia Oficerów oficer sztabu 1. Batalionu Szturmowego w Dziwnowie, następnie w sztabie POW, a od 1986 r. w MON, m.in. jako naczelnik wydziału interwencji w Biurze Skarg i Interwencji tego ministerstwa i Szef Sekretariatu I zastępcy ministra obrony narodowej. Od 2001 r. dyrektor departamentu wojskowego w Urzędzie do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, a od 2003 r. wiceminister w tym urzędzie, pożegnał się z mundurem po 37 latach służby. Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, złotym i srebrnym Krzyżem Zasługi oraz kilkunastoma innymi odznaczeniami krajowymi i zagranicznymi. mjr Arkadiusz Kups - absolwent WSOWZmech (1984 r.), praktyka dowódcza w 62. KS), dowódca grupy specjalnej w 1. Batalionie Szturmowym w Dziwnowie, w związku z przeniesieniem tej jednostki do Lublińca od 1985 r. w kompanii specjalnej 8. Batalionu Rozpozn. w Stargardzie Szczecińskim, od 1986 r. w 56. KS - dowódca plutonu płetwonurków, następnie szef szkolenia kompanii. Po jej rozwiązaniu w 5. Brygadzie Saperów w Podjuchach, a w latach 1997-1999 r. szef szkolenia 1. Pułku 25.Dywizji Kawalerii Powietrznej w Leźnicy Wielkiej. Twórca bojowego systemu walki wręcz Combat 56, otrzymał z rąk ministra obrony narodowej prestiżową nagrodę - Buzdygan "za niepokorność i odwagę", szkoleniowiec formacji mundurowych i ochronnych, pomysłodawca, organizator i główny instruktor wielu cyklicznych imprez ekstremalnych, m.in. Selekcja i, Ekstremalna Dwójka. gen. dyw. Piotr Patalong - absolwent WSOWZmech (1985 r.), AON (1996 r.), ukończył Kurs Oficerów Operacyjnych NATO na Akademii Obrony SZ Holandii (1996 r.), Podyplomowe Studia Operacyjno-Strategiczne AON (2005 r.), Królewska Akademię Studiów Obronnych w Londynie (2009 r.) oraz kursy Ranger, Pathfinder i Jumpmaster w USA. Służbę oficerską rozpoczął jako dowódca plutonu rozpoznawczego w 12. DZmech, następnie dowódca grupy specjalnej w kompanii specjalnej 16. batalionu rozpozn. tej dywizji. Od 1987 r. w 56. KS jako dowódca plutonu i dowódca Zespołu Kadrowych Grup Specjalnych. Po AON starszy oficer wydziału rozpoznawczego sztabu 6. BDSz w Krakowie, następnie w 25. DKPow. (1997-2002 r.) jako szef szkolenia 1. Pułku i dowódca 7. batalionu. Od 2002 r. dowódca 18. bdsz 6. BDSz i kolejno: od 15 IX 2005 - 1. PSK w Lublińcu, a 8 XI 2006 - JW 2305 GROM oraz od III do X 2008 ponownie 18. bdsz w Bielsku-Białej. Następnie szef sztabu w Dowództwie Wojsk Specjalnych i od 15 VIII 2010 Dowódca WS. Od początku 2014 r. pierwszy Inspektor WS w Dowództwie Generalnym Rodzajów SZ. Uczestnik misji UNPROFOR, SFOR, dowódca Grupy bojowej PKW Irak, odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Zasługi za Dzielność, Brązowym Krzyżem Zasługi, Gwiazdą Iraku, Srebrnym Medalem "Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny", Złotym Medalem "Za zasługi dla obronności kraju", Medalem NATO za misję SFOR i Medalem Dowództwa Operacji Specjalnych USA. Instruktor spadochronowy klasy mistrzowskiej. płk. rez. Ryszard Pawłowski - po ukończeniu WSOWZmech, od 1969 r. dowódca grupy specjalnej i plutonu specjalnego w 56. KS. Po ukończeniu ASG w sztabie POW, a następnie dowódca 56.KS. Od 1981 r. oficer sztabu 12. Dywizji Zmech. w Szczecinie, zakończył służbę na stanowisku Szefa Wydziału Operacyjnego tej dywizji. płk. rez. Edward Rogowski - absolwent WSOWZmech (1969 r.), dowódca grupy specjalnej i plutonu specjalnego w 56. KS. Po ukończeniu ASG szef sztabu 1. Batalionu Szturmowego w Dziwnowie, następnie w oddziale rozpoznawczym sztabu POW, dowódca batalionu rozpoznawczego i pułku zmechanizowanego w Braniewie, zastępca dowódcy 16. Dywizji Panc. i po jej rozwiązaniu zastępca Szefa WSzW w Gdańsku. płk dr nauk med. Ludwik Rożen - absolwent WAM, ppor lekarz w 56. KS, oddelegowany do Komisji Kontroli i Nadzoru w Wietnamie. Po powrocie do kraju pracował m.in. w 10. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką w Bydgoszczy, zakończył służbę na stanowisku zastępcy Szefa Służby Zdrowia POW. insp. Artur Skwarczyński - absolwent WSOWZmech (1984 r.), oficer 56. KS, w latach 1993-1994 w Kadrowych Grupach Specjalnych, później w szeregach centralnej jednostki antyterrorystycznej policji, w latach 2008-2012 dyrektor Biura Operacji Antyterrorystycznych KGP. |
Pierwsi komandosi z Dziwnowa (5. kompanii Batalionu) przybyli do Bydgoszczy w listopadzie 1967 r., a 20 grudnia 1967 r. w oficjalnych dokumentach POW po raz pierwszy pojawia się 56. Kompania Rozpoznania Specjalnego, rozkazem z 1 lutego 1969 r. przemianowana na 56. Kompanię Specjalną. Jej pierwszym dowódcą został ppor Piotr Kokoszka, a charakter maskowany był początkowo wymijającymi informacjami, że jest to pododdział wzmocnienia ochrony dowództwa okręgu, wydzielony z 6. Pomorskiej DPD, co miało tłumaczyć noszenie przez nowych żołnierzy bordowych beretów i identycznych jak w wojskach powietrznodesantowych oznak (do 2010 r. będących także wyróżnikiem komandosów z jednostek i pododdziałów specjalnych wojsk lądowych, oprócz plutonu specjalnego z Lęborka, który używał niebieskich beretów „desantu morskiego”). Do lat 90. unikano publicznego wymieniania nazwy „kompanie specjalne” i określania ich żołnierzy komandosami (za to do dziś bezzasadnie nadużywając tej nazwy w stosunku do służących w 6. PDPD/6. BDSz/6. BPD i 25. Dywizji/Brygadzie Kawalerii Powietrznej), nazywając zamiast tego enigmatycznie zwiadowcami lub spadochroniarzami. Wynikało to z ich szczególnej roli jako najważniejszego elementu rozpoznania strategicznego i operacyjnego – w przypadku konfliktu z Zachodem komandosi z Dziwnowa i kompanii specjalnych mieli po skrytym przerzucie wykonywać w głębi terenu przeciwnika zadania dywersyjno-rozpoznawcze, a zwłaszcza wykrywać i neutralizować jego rakiety taktyczne z głowicami jądrowymi w składach, podczas ich przemieszczania i na stanowiskach startowych. Do nich należało także dalekie rozpoznanie: dróg marszu sił przeciwnika, rejonów ich koncentracji, stanowisk dowodzenia, węzłów łączności, środków rozpoznania radioelektronicznego, strategicznie ważnych obiektów, kluczowych punktów sieci komunikacyjnej itp. oraz niespodziewane uderzenia dywersyjne na nie i sabotaż. Wśród specjalnych zadań było też wyszukiwanie i neutralizacja min atomowych rozmieszczanych przez wojska NATO na kierunkach działań ofensywnych wojsk Układu Warszawskiego. Komandosi z 56. KS współpracowali z płetwonurkami bojowymi Marynarki Wojennej z „Formozy”, szkoląc się, jako jedyni w tym czasie w wojskach lądowych (po przeniesieniu jednostki z Dziwnowa do Lublińca w 1986 r.), we wchodzeniu do akcji od strony morza. Stosunkowo nieduże armijne kompanie specjalne na czas wojny miały być powiększane ze stanu 107 żołnierzy do 252, co pozwalało sformować do 12 rozpoznawczych grup specjalnych po 7–8 komandosów i trzy ośmioosobowe grupy płetwonurków bojowych. Początkowo przewidywano, że będą one działać od 15 do 150 km (w przypadku dywizyjnych do 50 km) w głębi ugrupowania i na tyłach przeciwnika, ale stawiane później zadania obejmowały strefę nawet do 300 km, a podczas ćwiczeń grupy przerzucano i ponad 500 km. Okręgowe kompanie specjalne były jednostkami natychmiastowego użycia, w których czas osiągania gotowości bojowej nie przekraczał sześciu godzin. W 56. KS trzy z nich, zwane grupami awangardowymi, mogły wejść do działania w zaledwie dwie godziny, z dotarciem na lądowisko z pełnym wyposażeniem, zapasem amunicji i zasobnikami ZT100 włącznie.
Skryte i skuteczne działanie na wrogim terenie wymagało najwyższego poziomu wyszkolenia, hartu psychofizycznego, a także cech charakterologicznych, inteligencji oraz umiejętności, pozwalających wynajdywać najbardziej niekonwencjonalne sposoby realizacji postawionych zadań i przetrwania w najtrudniejszych warunkach, gdyż przy trudnościach z ewakuacją z odległego terenu rozkaz operacyjny często kończył się zdaniem: „Następnie przejść do działań nieregularnych i na własną rękę osiągnąć rejon połączenia z własnymi wojskami.” Temu wszystkiemu służył w 56. i 62. KS najintensywniejszy i najbardziej realistyczny proces szkolenia w WP, będący zasługą kreatywności i olbrzymiego zaangażowania nietuzinkowej kadry tych pododdziałów, prawdziwych pasjonatów działań specjalnych. Ale sprzyjały temu również pewne uwarunkowania. Szkolenie było priorytetem i rzadko zakłócały je, jak w pozostałych formacjach, inne przedsięwzięcia – 56. kompania, ulokowana przy innych jednostkach, tylko raz w roku obejmowała wartę, a pełnienie innych służb było ograniczone do minimum. Zwierzchnicy z Zarządu II, w tym z Oddziału II POW nie byli, z nielicznymi wyjątkami, specjalistami od działań pododdziałów dywersyjno-rozpoznawczych, nie orientując się więc w ich specyfice nie ingerowali zbytnio w tok szkolenia. Gdy latem 1981 r. 56. KS przeniesiono do Szczecina, na róg ul. Potulickiej i Narbutta (JW 1379), oddalenie od dowództwa okręgu w Bydgoszczy ograniczyło jego bieżący wgląd w funkcjonowanie kompanii, co również zwiększyło swobodę szkoleniową. Nie bez znaczenia był również stosunkowo wysoki procent żołnierzy zawodowych – w ostatnich latach bliski 1/3 stanu etatowego kompanii – z których większość nie pracowała za biurkiem, ani nie dowodziła poborowymi stojąc z boku, lecz na co dzień uczestniczyła w takich samych treningach oraz działaniach, dając osobisty przykład, jako górujący wiedzą, imponujący umiejętnościami i doświadczeniem. A służba w kompanii przyciągała entuzjastów i tylko tacy mogli w niej zagrzać miejsce. W takich pododdziałach nie było etatów dla oficerów po Akademii SG (poprzedniczka AON), nikt nie przychodził więc do nich tylko dla odbycia poakademickiej praktyki czy „zaliczenia obecności” na stanowisku. W kompaniach specjalnych nie robiło się kariery wojskowej, a jedynymi nagrodami za często ekstremalny wysiłek, nie bez wpływu na zdrowie, było dodatkowe 15 dni urlopu w roku, dodatek za skoki spadochronowe lub nurkowanie oraz podwójne liczenie wysługi lat, pozwalające odejść na emeryturę już około 40. roku życia. Charakter zadań, wymagania sprawnościowe, wymóg uczestniczenia w szkoleniu spadochronowym oraz intensywnym treningu, m.in. nawet ponad siedem miesięcy w roku poza garnizonem, w tym trwające i 2–3 miesiące bez przerwy szkolenia poligonowe – to wszystko odstręczało tych, którzy szukali w wojsku spokojnego miejsca pracy oraz weryfikowało przydatność podejmujących wyzwanie. Stawiano na dobór charakterologiczny, owszem trzeba było być bardzo sprawnym fizycznie, lecz to można było rozwijać i temu służył ciągły, wytężony proces szkolenia, ale jeśli ktoś nie miał odpowiednich do tej służby cech charakteru, nie wkładał całego serca w szkolenie, nie miał duszy komandosa – nie pasował do
56. KS. W efekcie szczecińska „Pięćdziesiątaszósta” skupiła ambitną kadrę, której predyspozycje, pasja i oddanie służbie przełożyły się na poziom kompanii, dalece wykraczający ponad schematy obowiązujące wówczas w naszej armii i osiągnięcie z „Bolesławcem” pozycji liderów wśród jednostek specjalnych WP. Oficerowie mieli za sobą dowodzenie grupami i plutonami specjalnymi, znali więc działania specjalne od podszewki. Przez pierwsze osiem lat w Szczecinie 56. KS dowodził kpt Roman Jasiński, zwany Hubalem (później obserwator wojskowy ONZ w Kazachstanie), który podobnie jak ppłk Andrzej Żdan w 62. KS, wywarł ogromny wpływ na klimat i charakter swej jednostki. Tacy oficerowie jak kpt Marek Demczuk (od 1991 r. ostatni dowódca 56. KS), kpt Arkadiusz Kups (w ostatnim okresie szef szkolenia kompanii), kpt Piotr Patalong (dowódca zawodowych grup specjalnych), kpt Piotr Dudka (później w 1. PSK w Lublińcu), mający za sobą wspólne lata jako dowódcy grup i plutonów, byli inspiratorami nowatorskich, często niekonwencjonalnych metod szkolenia. Zielone światło i wsparcie pojawiło się także z góry, dzięki objęciu stanowiska specjalisty/koordynatora ds. działań specjalnych w Oddziale II dowództwa POW przez znającego się na rzeczy, wywodzącego się z 1. Batalionu Szturmowego z Dziwnowa płk. Jana Kemparę, późniejszego dowódcę 25. Dywizji Kawalerii Powietrznej, a przed odejściem w stopniu gen. dyw. w stan spoczynku – zastępcę Dowódcy Korpusu Międzynarodowego (NATO) w Grecji.
Szkolenie 56. KS obejmowało m.in. coroczne zgrupowanie spadochronowe i płetwonurkowe (w tym nurkowanie pod lodem) kończone kilkudniowymi ćwiczeniami taktycznymi, zgrupowania narciarskie zimą i wspinaczkowe latem w Kotlinie Kłodzkiej, z podobnym zakończeniem, szkoły ognia z marszami na 100 km, w tym zimowe z pracą z materiałami wybuchowymi, szeroko zakrojone ćwiczenia przygodowe i wspólne ćwiczenia z innymi jednostkami okręgu. Krótsze od dwóch tygodni ćwiczenia poligonowe realizowano „na bojowo”, bez zbędnej logistyki (magazynów broni, namiotów, łóżek itp.). Grupom wskazywano rejony działań, gdzie organizowały ukryte bazy, a broń komandosi mieli cały czas przy sobie, co wyrabiało odpowiednie nawyki i m.in. doskonaliło umiejętności bytowania w terenie itp. Drugim domem komandosów ze Szczecina oraz miejscem zgrupowań treningowych z pozostałymi pododdziałami specjalnymi POW było Jaworze oraz południowy skraj poligonu drawskiego, z ośrodkiem szkolenia spadochronowego, lotniskiem polowym i dwoma zrzutowiskami, torem psychologicznym i taktycznym z pasem bagiennym, a także jeziorami Głębokie i Trzebuń Wielki (z podwodnym torem przeszkód), gdzie regularnie ćwiczyli płetwonurkowie bojowi. Nie mniej intensywnie mijał czas w Szczecinie, gdzie w najbliższej okolicy często organizowano dobowe ćwiczenia taktyczne, biegi na 10 km w pełnym oporządzeniu z pełnym zasobnikiem desantowym i bronią, wykorzystywano własną strzelnicę pistoletową oraz strzelnice garnizonowe, własny „ogródek” spadochronowy, siłownię, matę i halę sportową.
Bardzo duży nacisk kładziono na przyswajanie wiedzy z zakresu armii obcych – jako jednostka podległa POW kompania była przeznaczona do działań na kierunku północno-jutlandzkim, przeciwko wojskom duńskim, zachodnioniemieckim oraz amerykańskim i być może dalej, w Holandii i Belgii. Rygorystycznie egzekwowano osiąganie ustalonych w kompanii norm sprawnościowych, znacznie wykraczających ponad przewidziane oficjalnymi instrukcjami wf. Podobnie było z uznanymi w 56. KS za anachroniczne instrukcjami prowadzenia działań bojowych czy szkolenia ogniowego – kadra kompanii wprowadzała na własne ryzyko m.in. całkowicie innowacyjne i rewolucyjne na tamte czasy techniki strzelania czy walki wręcz, zebrane później przez mjr. Kupsa w uznany system bojowy Combat 56. Gromadzono w tym celu informacje z wszelkich źródeł, wymieniając doświadczenia z odpowiednikami z Czechosłowacji i Węgier (lider Układu Warszawskiego, siły zbrojne ZSRR, były najmniej chętne do dzielenia się wiedzą z zakresu działań specjalnych), zdobywając pierwsze, trudnodostępne wtedy – w dobie „przed internetem” i przy zamkniętych granicach – materiały o szkoleniu jednostek zachodnich, nawiązywano kontakty z cywilnymi instruktorami ze świata sztuk i sportów walki oraz specami od ochrony VIP. Potem, w oparciu o własne doświadczenie oraz metodą prób i błędów odsiewano to, co nie sprawdzało się w działaniach kompanii lub polskich warunkach, doskonalono pod odpowiednim kątem i uzupełniano o własne pomysły, stawiając jako nadrzędne cele maksymalny realizm i skuteczność. Wciąż eksperymentowano pod tym kątem i wprowadzano dodatkowe utrudnienia, by rozwijać umiejętności radzenia sobie w każdej sytuacji.
Po 1986 r., pod wpływem zmian politycznych i doświadczeń z konfliktów lokalnych, nastąpiła zmiana zasad użycia grup specjalnych, dostosowująca ich rolę do bardziej obronnej doktryny, która przewidywała wdarcie się potencjalnego przeciwnika z Zachodu, być może aż do rubieży Wisły. Jednostki specjalne miały operować na jego zapleczu, wykorzystując znajomość własnego terenu, w oparciu o miejscową ludność oraz przygotowane zawczasu schowki ze sprzętem. Odchodzono od typowych działań szturmowych, na rzecz realizacji zadań specjalnych bez mundurów, kładąc nacisk na skryte działania agenturalne i wywiadowcze, m.in. we współpracy z AWO, oraz budowanie zdolności organizowania działań dywersyjno-psychologicznych w dużych skupiskach ludzkich. Do historii przeszły rozgrywane przez kilka kolejnych lat, począwszy od zorganizowanych w POW w 1987 r., ćwiczenia znane jako Kaskady, podczas których działające w cywilnych strojach grupy (12–14) przy wykorzystaniu wszelkich dostępnych środków wykonywały, często z niesamowitą inwencją i fantazją, zadania rozpoznawcze oraz dywersyjne w miastach i zakładach „o strategicznym znaczeniu”. Dezorganizowano wielkie ćwiczenia poligonowe innych wojsk, np. uprowadzając transporty ciężkiej amunicji lub porywając dowódców, skutecznie penetrowano i umownie wysadzano obiekty wojskowe, łącznie ze sztabem POW. A to wszystko przy przeciwdziałaniu polujących na „zagranicznych dywersantów” wszelkich służb, od WSW, SB, MO i SOK, po Wojska Obrony Wewnętrznej, leśników, a nawet harcerzy. W 1989 r. po raz pierwszy takie ćwiczenia pk. Wrzesień’89, rozgrywane z wielkim rozmachem i na ogromnej przestrzeni, od Pustyni Błędowskiej po Bieszczady, zorganizował dla komandosów z Lublińca oraz trzech kompanii okręgowych Zarząd II SG. Pięć grup z tych jednostek operowało wówczas na obszarze Opola, Brzegu i Nysy. Takie ćwiczenia przyniosły wiele wniosków, przyczyniając się do weryfikacji i modyfikacji sposobów działania grup specjalnych. W tym czasie powołano do życia w Bolesławcu, Lublińcu i Szczecinie pierwsze w pełni zawodowe pododdziały – w 56. KS były to tzw. Zespoły Specjalnych Grup Kadrowych. Młodzi, ambitni i niezwykle zaangażowani oficerowie, chorążowie i podoficerowie, pokonując wszelkie trudności, bardzo szybko osiągnęli dzięki fanatycznemu podejściu do szkolenia najwyższy, jak na tamte możliwości, poziom profesjonalizmu. Kompania została w tym okresie zaangażowana m.in. w operację zabezpieczenia wizyty w kraju papieża Jana Pawła II pk. Zorza II w 1987 r., na północy oraz w Szczecinie i kolejny raz w 1991 r., jako wsparcie dla dopiero budowanej JW GROM na terenie Warszawy i południu Polski. Wiązało się to z rozszerzeniem szkolenia o elementy przydatne w ochronie VIP.
Powstanie wojskowej formacji kontrterrorystycznej w MSWiA przyniosło jednak dotychczasowym jednostkom specjalnym problemy kadrowe – z 56. KS GROM odciągnął w swe szeregi praktycznie cały trzon Kadrowych GS, sytuacja powtórzyła się w 1992 r., gdy tylko udało się przygotować nowe takie zespoły. A niedługo później, gdy komandosi zaczęli żyć planami rozwinięcia kompanii ze Szczecina i Bolesławca do stanu batalionów, podczas odprawy dowództw jednostek specjalnych jesienią 1993 r. w Lublińcu szef Zarządu II SG gen. Chmiel niespodziewanie ogłosił decyzję o rozwiązaniu wszystkich, prócz rozwijanego do etatu pułkowego batalionu centralnego podporządkowania. W Sztabie Generalnym zabrakło wyobraźni, by dostrzec, jak ważną rolę w restrukturyzowanych pod kątem nowej strategii obronnej siłach zbrojnych i w przyszłości mogą nadal odgrywać prężnie rozwijające się siły specjalne. Nikt zresztą nie próbował przedstawić kadrze likwidowanych jednostek bardziej niż ogólnikowych uzasadnień takiego posunięcia i rozpatrywać jakie plusy, a jakie minusy przyniosą te zmiany. Budowany przez ponad ćwierć wieku potencjał został w jednej chwili zniweczony. Dla 56. KS to był szok, nikt nie potrafił zrozumieć decyzji SG, ani się z nią pogodzić. W efekcie, z wielu przyczyn, do Lublińca przeniosła się zaledwie garstka komandosów ze Szczecina i pozostałych kompanii. Nieliczni trafili do
6. BDSz i formowanej od 1994 r. kawalerii powietrznej, o odmiennym profilu, byle zachować prawo do bordowego beretu i przynajmniej nadal „skakać”. Konfrontacja z zupełnie odmiennym, in minus, stylem funkcjonowania innych jednostek sprawiała, że niejeden zawiedziony rezygnował z dalszej służby. Niektórzy z czasem zasilili GROM, formacje specjalne SG, policji i ABW, czasem nawet dochodząc w nich na najwyższe stanowiska Jednak, jak po latach oszacowano w Dowództwie Wojsk Specjalnych, ta reorganizacja spowodowała „jednorazową utratę ok. 60 procent posiadanego potencjału bojowego”. Potencjału, który nie tylko tworzył ważny fragment historii polskich działań specjalnych, ale któremu zawdzięczamy również podwaliny pod późniejszy rozwój WS SZ RP.