Wydarzenia z 26 listopada 2008 r., gdy dziesięciosobowa grupa ekstremistów islamskich z Pakistanu, uzbrojonych w karabinki automatyczne, granaty i ładunki wybuchowe, zaczęła w skoordynowany sposób zabijać ludzi w wielu punktach indyjskiego Mumbaju, pokazały chyba po raz pierwszy tak wyraźnie, jak bardzo zmienił się charakter zamachów terrorystycznych.
Co prawda, w tym przypadku niektórzy z zamachowców również wzięli w toku działań zakładników, ale priorytetem terrorystów było od początku spowodowanie jak największej liczby ofiar – ostatecznie ponad 160 zabitych i prawie dwa razy tyle rannych.
Zarówno w przypadku tej dokładnie przygotowanej operacji na dużą skalę, czy też w coraz powszechniejszych później indywidualnych atakach tzw. samotnych wilków nie mamy już obecnie, jak dawniej, do czynienia z terrorystami, których istotą działania było zabarykadowanie się z zakładnikami w obiektach (budynkach, samolotach, pociągach, statkach), skąd podejmowali długotrwałe negocjacje w celu wymuszenia na władzach konkretnych posunięć w zamian za życie uwięzionych, od żądań politycznych, przez zwolnienie z więzień towarzyszy, po okup – gdy tymczasem jednostka kontrterrorystyczna przez kilka dni, tygodni lub dłużej wypracowywała optymalny plan interwencji, a jej przygotowane siły dyżurowały w gotowości do podjęcia, w razie złego rozwoju wydarzeń, szturmu natychmiastowego.
Dziś przypadki brania zakładników zdarzają się niejako „przy okazji”, przez osaczonych na miejscu masakry jej sprawców, na etapie ich ucieczki po zamachu lub przez wspierających ich wspólników („SPECIAL OPS” nr 1 i 2/2015). Nawet wtedy współcześni terroryści islamscy nie są jednak podatni na negocjacje i nie starają się za wszelką cenę uzyskać możliwości wycofania się np. za granicę – w podbramkowej sytuacji, także wcześniej, w trakcie samego zamachu, gotowi są zginąć jako „męczennicy”, zabierając ze sobą jak najwięcej, nawet de facto przypadkowych osób.
Ponieważ zamachowcy z założenia nie zamierzają wyjść żywi z takich sytuacji, wzięcie zakładników może służyć także, jak w paryskim klubie „Bataclan” 13 listopada 2015 r., jedynie wykorzystaniu ich w roli „żywych tarcz” na czas oczekiwanego samobójczego starcia z siłami interwencyjnymi (wciągania ich w pułapkę detonowania posiadanych ładunków wybuchowych).
W odróżnieniu od Al-Kaidy, która planowała spektakularne zamachy (np. Nowy Jork 2001 r., Madryt 2004 r., Londyn 2005 r.), terroryści powiązani z tzw. Państwem Islamskim stawiają przy tym na ilość, a nie jakość zamachów. Nawet nie próbują uderzać na ważne obiekty podlegające podwyższonej ochronie i brać jako zakładników ważnych osób, jak czynili członkowie różnych organizacji pod koniec ubiegłego wieku, którzy wybierali na cele np. placówki dyplomatyczne. Nie ograniczają się do zabijania jedynie tych, którzy stanęli im na drodze podczas takich akcji lub wybranych zakładników w ramach pokazu determinacji i wymuszania posłuchu, lecz starają się nagłośnić swój czyn zadaniem w krótkim czasie maksymalnych strat, ale też zastraszać częstotliwością ataków, choćby mniej „efektywnych”.
Czytaj też: Det A, Berlin >>>
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |