„Nowa wieża ze starych klocków”
Tekst: Marcin Szymański (www.colonelweekly.pl)
Żołnierz rosyjskich wojsk powietrznodesantowych w Mariupolu Fot. Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
Kiedy zakończyła się wojna o Falklandy, mówiliśmy, że to być może ostatni konwencjonalny konflikt. Przepowiadano zmierzch wojen toczonych w sposób tradycyjny – pomiędzy podmiotami państwowymi. Potem, podczas Pustynnej Burzy, mówiono o ostatnich szarżach pancernych zagonów. Analitycy zapowiadali zmierzch stylu walki, który zdominował konflikty w dwudziestym wieku. W kolejnych dekadach pojawiła się wojna z terrorem, operacje wymuszania pokoju, działania stabilizacyjne, Bałkany, Afganistan, Libia – cała gama wojennych turbulencji, które określano mianem nowych trendów. Ostatni gwóźdź do trumny „starego” wbił Putin zalewając Krym „zielonymi ludzikami”.
Fot. Źródło: Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej, Rosgvardia, UASOF, Archiwum Marcina Szymańskiego
Zobacz także
dr Anna Grabowska-Siwiec PEGASUS - krótka historia narzędzia do totalnej inwigilacji
Historia oprogramowania szpiegowskiego o wdzięcznej nazwie Pegasus, czyli mityczny latający koń, zdominowała na kilka lat polskie życie polityczne. Niewykluczone, że zakup i użycie tego systemu wobec przedstawicieli...
Historia oprogramowania szpiegowskiego o wdzięcznej nazwie Pegasus, czyli mityczny latający koń, zdominowała na kilka lat polskie życie polityczne. Niewykluczone, że zakup i użycie tego systemu wobec przedstawicieli ówczesnej opozycji miały wpływ na wyniki wyborów z 15 października 2023 r. Wynik dla kupujących zaskakujący. Ten nowoczesny system inwigilacyjny wdarł się do wyobraźni zwykłych ludzi i już na zawsze zostanie synonimem totalnej inwigilacji wbrew prawu i zasadom etycznym. Stał się również...
Łukasz Kominek Wykorzystanie bezzałogowych statków powietrznych do zwalczania zagrożeń terrorystycznych
Bezzałogowe statki powietrzne (UAV) stają się coraz bardziej zauważalnym elementem nowoczesnych działań w zakresie monitorowania, a także zwalczania zagrożeń terrorystycznych. Zastosowanie UAV obejmuje...
Bezzałogowe statki powietrzne (UAV) stają się coraz bardziej zauważalnym elementem nowoczesnych działań w zakresie monitorowania, a także zwalczania zagrożeń terrorystycznych. Zastosowanie UAV obejmuje niezwykle szeroki zakres działań – zaczynając od zbierania informacji na temat potencjalnych zagrożeń, kończąc na przeciwdziałaniu oraz zwalczaniu terroryzmu.
Tomasz Spych Choroby okopowe
W dobie powszechnej cyfryzacji, rozwiniętej techniki satelitarnej, laserowej i optoelektronicznej, jeszcze parę lat temu spotykaliśmy się z powszechną opinią, że konflikty zbrojne znane nam z powieści...
W dobie powszechnej cyfryzacji, rozwiniętej techniki satelitarnej, laserowej i optoelektronicznej, jeszcze parę lat temu spotykaliśmy się z powszechną opinią, że konflikty zbrojne znane nam z powieści historycznych oraz filmów są dalece odległą przeszłością, która nie ma prawa się powtórzyć. Nikt z nas, a prowadziłem tego typu rozmowy w różnych środowiskach, nie przypuszczał nawet, że jakakolwiek ze stron konfliktu walcząc ze sobą doprowadzi do tego, że za skrawek ziemi, czasami wielkości 1 km kwadratowego,...
Wojna na „starych kwitach”
W lutym 2022 roku wokół granic Ukrainy ześrodkowano jedenaście rosyjskich armii, liczne samodzielne jednostki, lotnictwo i siły marynarki wojennej. W sumie wzdłuż granic Ukrainy stanęło prawie dwieście tysięcy żołnierzy z flagą Rosji na rękawie. Ruszyły pancerne kolumny, poleciały rakiety, samoloty, ogień otworzyła artyleria. Zagrały stare nuty – pełnoskalowy, konwencjonalny konflikt na starym kontynencie. Tego mało kto się spodziewał.
Czy rosyjscy generałowie rozgrywają tę wojnę „na starych kwitach”? Na czym polega dotychczasowy sukces Ukraińców i co ma z tym wspólnego kremlowska strategia? Czy jest to wojna starego typu, czy może „nowa wieża budowana ze starych klocków”? Szukając odpowiedzi na te pytania dokonam krótkiej analizy pierwszego miesiąca działań bojowych Rosjan w Ukrainie. Poddam pod dyskusję rosyjski styl walki, spróbuję ocenić, czy od czasu Afganistanu, Czeczenii i Syrii pojawiło się w nim coś nowego.
Skomentuję też kilka kluczowych wątków, które dominowały w przekazach medialnych podczas pierwszego miesiąca walk.Masa versus manewr. Jak wspomniałem powyżej, przed rozpoczęciem inwazji wzdłuż granic z Ukrainą ześrodkowano siły jedenastu armii. Czym jest „armia” w rosyjskiej strukturze? To organizacja zdolna do samodzielnych działań na poziomie operacyjnym – jednostka o potencjale bojowym, który porównałbym do czegoś pomiędzy natowską dywizją i korpusem. Dokonując tego porównania mam na myśli ilość środków i personelu.
Faktyczny potencjał, liczony z uwzględnieniem jakości sprzętu, poziomu wyszkolenia i morale, byłby moim zdaniem porównywalny do natowskiej wzmocnionej dywizji. W skład rosyjskiego zgrupowania wchodziły dwie elitarne armie pancerne (pierwsza i druga gwardyjska armia pancerna) oraz szereg samodzielnych jednostek. W działaniach podczas pierwszego miesiąca walk udział wzięło pięć brygad piechoty morskiej (czyli wszystkie rosyjskie jednostki tego typu). Do zadań bojowych wykorzystano też większość formacji powietrznodesantowych.
Przeczytaj także: Dwaj Panowie na literę „W”: AS Wał i WSS Wintoriez >>
Siły te, działające w składzie batalionowych grup taktycznych, wydzielano prawdopodobnie ze składu 76. i 98. dywizji. Generalnie jednostki piechoty morskiej wykorzystywano głównie na kierunku południowym, a pododdziały powietrznodesantowe na północy – w rejonach Kijowa i Charkowa.
Kolos na glinianych nogach
Ogromny potencjał – jednak bez spójnego systemu dowodzenia. Rosjanie do momentu wyznaczenia na dowódcę kampanii ukraińskiej generała Dwornikowa (czyli do połowy kwietnia) nie mieli dowódcy teatru działań. Na poziomie strategicznym i operacyjnym rozkazy szły bezpośrednio z Moskwy, a zatem jedenaście armii realizowało swoje plany walki bez klarownego planu całości kampanii. O braku koordynacji na wysokich szczeblach dowodzenia może świadczyć fakt kiepskich postępów w obszarze walki o panowanie w powietrzu.
Działania lotnictwa są elementem kampanii, który zgodnie ze współczesnymi doktrynami jest koordynowany centralnie dla całego teatru walki. Słaby performance Rosjan w powietrzu można tłumaczyć na różne sposoby. Moim zdaniem jest on jednak głównie efektem dużej decentralizacji i skupienia wysiłku lotnictwa na potrzeby wsparcia kierunków działań poszczególnych armii. Rosjanie nie prowadzili dotąd spójnej kampanii zmierzającej do uzyskania przewagi w powietrzu. O czym to wszystko świadczy?
Na Kremlu w dalszym ciągu wyżej ceni się masę niż manewr. Zachodni styl prowadzenia walki zakłada ograniczoną liczbę dostępnych środków, dlatego plany operacyjne buduje się wokół zamysłu osiągania lokalnej przewagi w decydującym miejscu i czasie. Do uzyskania takich warunków tworzy się spójne plany kampanii, w których integruje się pod jednym dowództwem operacje wszystkich sił na teatrze działań. Pierwsze tygodnie rosyjskiej inwazji w Ukrainie nie wskazywały na istnienie jakiegokolwiek operacyjnego zamysłu, poza przywiązaniem do idei zmasowanego natarcia na wszystkich kierunkach.
Jednym z być może niewielu przykładów myśli taktycznej było podjęcie przez Rosjan nieudanej próby opanowania przez jednostki powietrznodesantowe lotniska Hostomel. Spadochroniarzy ponownie próbowano użyć w Charkowie – również bez efektów. W Moskwie wciąż ceniona jest masa – przewaga totalna, która stanowi element zastraszania. Rosjanie wierzyli, że zmasowany charakter ich operacji załamie wolę walki obrońców. Choć może nie jest to oczywiste porównanie, to uważam, że strategia wykorzystania sił mocno przypominała scenariusz radzieckiej interwencji w Czechosłowacji – masa i przygniatająca przewaga na wszystkich kierunkach. Wypadki potoczyły się jednak inaczej. Stare klocki? Zdecydowanie tak, jednak z kiepskim rezultatem.
Jak pokazały pierwsze dni operacji, morale i poziom wyszkolenia rosyjskiego żołnierza mocno odbiega od obrazu, jaki przed wojną rysowała kremlowska propaganda. Pojawiło się też coś nowego – „Iwan” zaczął doświadczać problemów z uzupełnianiem strat…
W Ukrainie zdezaktualizował się stereotyp, zgodnie z którym wszyscy byliśmy przekonani, że ludzi w rosyjskiej armii nigdy nie zabraknie. Co się stało? Ludzie: armia rosyjska od grubo ponad dekady była poddawana gruntownym reformom. Celem przemian w obszarze polityki personalnej było stopniowe zwiększanie procentu profesjonalizacji jednostek bojowych. W rezultacie reform korpus szeregowych i podoficerów rekrutuje się obecnie z poborowych odbywających 12-miesięczną służbę oraz żołnierzy służących w ramach 3-letnich kontraktów.
Ci pierwsi stanowią około 25% stanu osobowego wojsk lądowych. Kreml nigdy nie zrezygnuje z masowego poboru, bo liczba rezerwistów stanowi czynnik odstraszania dla potencjalnych agresorów. Jak jednak sprawy wyglądają, jeśli Moskwa prowadzi wojnę bez ogłaszania mobilizacji? W Syrii, Czeczenii czy Gruzji elitarne i sprofesjonalizowane jednostki rosyjskiej armii radziły sobie nieźle. Ukraina to jednak grubszy temat. Rosja nie ma i jeszcze długo nie będzie miała w pełni lub chociaż w większości profesjonalnych jednostek lądowych szczebla brygady, dywizji czy pułku w liczbie wystarczającej do prowadzenia walki na teatrze działań wojennych wymagających zaangażowania sił przekraczających 100 tysięcy.
Co więc się dzieje? Poborowi, pomimo że zgodnie z rosyjskim prawem nie powinni walczyć poza granicami kraju, stają do boju w Ukrainie ramię w ramię z żołnierzami kontraktowymi. Początkowo Putin temu zaprzeczał, ale farbę puścił minister obrony Szojgu… Rekruci mieli znaleźć się wyłącznie w jednostkach tyłowych, ale tych, jak wiadomo, Ukraińcy nie oszczędzali. Moskiewscy planiści dobrze dobrali termin rozpoczęcia kampanii – w lutym poborowi byli już w ósmym miesiącu służby, więc co nieco już wiedzieli o wojskowym fachu.
Ci sami planiści nie przewidzieli jednak, że walki potrwają tak długo. W rezultacie rosyjski kontyngent zmuszony jest kontynuować kampanię w obliczu zbliżającego się wiosennego poboru. Pobór oznacza również zwolnienie części żołnierzy do cywila. Przyjęcie nowych rekrutów wiąże się z kilkoma miesiącami szkolenia. Rosjanie dotąd realizowali szkolenie podstawowe i specjalistyczne w jednostkach bojowych, a te obecnie znajdują się na froncie – jak zatem przygotują do służby świeżych poborowych? Nie wiem... W szeregach wciąż pozostają żołnierze z poboru jesiennego (w ciągu roku w Rosji prowadzi się dwa wcielenia), czy to może poprawić sytuację? Raczej nie, dlatego że rekruci z kilkumiesięcznym stażem będą mogli jedynie wypełnić luki etatowe po odchodzących kolegach.
Tak nie uzupełnia się jednostek frontowych – na pierwszą linię powinny docierać zgrane, wyposażone i ukompletowane batalionowe grupy bojowe, nie pojedynczy żołnierze. Tych jednak za bardzo nie ma skąd brać. Do tego dochodzi kwaśny zapach śmierci – szacunki strat osobowych, w zależności od źródła, zawierają różne cyfry. Wyciągając średnią przyjmuję założenie, że na dzień 15 kwietnia Rosjanie mają około 10 tysięcy poległych w walce. W kalkulacjach wojskowych zakłada się, że w walce o wysokiej intensywności na jednego zabitego przypada statystycznie trzech rannych – zatem 40 tysięcy żołnierzy wyeliminowanych z walki. To dużo – nawet dla Putina.
Przeczytaj także: Dwaj Panowie na literę „W”: AS Wał i WSS Wintoriez >>
Moskwa chyba pierwszy raz w swojej historii staje w obliczu kryzysu uzupełnieniowego. Decydenci podejmują różne próby zapychania dziur – ściągane są jednostki z Południowej Osetii i z Nagornego Karabachu, rekrutuje się najemników w „zaprzyjaźnionych” krajach Bliskiego Wschodu i w Afryce, zatrudnia się kontraktorów z grupy Wagnera, Czeczeńców, ogłoszono pobór do rosyjskiej armii w samozwańczych republikach, mobilizuje się rezerwistów z Krymu. To jednak wciąż w mojej opinii za mało. Wojna w Ukrainie to jak się okazuje nie są zapasy Dawida z Goliatem – to walka dwóch gigantów, w której liczą się duże, dobrze uzbrojone, zgrane, świetnie zaopatrywane i zaprawione w walkach jednostki.
Tutaj nie pomogą wrzeszczący Arabowie ani brodaci Czeczeńcy. Analitycy oceniają, że obecnie w wojnę w Ukrainie bezpośrednio lub pośrednio zaangażowanych jest 80% wszystkich rosyjskich jednostek wojsk lądowych. W działaniach biorą też udział wszystkie brygady piechoty morskiej i większość sił powietrzno-desantowych. Brać więc za bardzo nie ma skąd. Dlaczego Władimir nie ogłosi częściowej mobilizacji? Otóż, branie w kamasze to w Rosji bardzo delikatny politycznie i społecznie temat. Tego typu klimaty panują od czasów lat osiemdziesiątych, kiedy radzieccy, wtedy jeszcze poborowi, masowo ginęli w Afganistanie.
Historia powtórzyła się w Czeczenii – trudno więc będzie wytłumaczyć rosyjskim matkom i żonom, nie tracąc jednocześnie poparcia, że ich mężczyźni mają iść na front… Poza tym Władimir i jego propagandowa tuba wciąż są piewcami sukcesu niezwyciężonej, rosyjskiej armii – w tej sytuacji niezbyt elegancko będzie sięgać po rezerwistów, których nawet w razie powołania i tak trzeba jeszcze przeszkolić. Armia Kremla absolutnie nie jest gotowa pod względem personalnym do prowadzenia pełnoskalowej wojny bez wcześniejszej mobilizacji.
Pancerz nie taki twardy
Technika: Rosjanie zawsze lubili pancerz. Tym razem również nie zaskakuje fakt, że nacierające na Ukrainę zgrupowania to głównie ciężkie batalionowe grupy bojowe. „Iwan” rzadko walczy w ugrupowaniu spieszonym, generalnie nie za bardzo lubi opuszczać opancerzone pojazdy. To zgubiło Rosjan podczas walk w Groznym, podobnie jest teraz. Armia rosyjska wierzy w potencjał zastraszania, ustawienie w drugim tygodniu wojny czterdziestomilowej kolumny pancernej pod Kijowem z wojskowego punktu widzenia miało średni sens.
Miał to jednak być sygnał dla obrońców – „jesteśmy silni i nie zawahamy się tej siły użyć”. Jak było, to już wiemy. Dowodziłem batalionową grupą bojową – wiem, że aby piechota walczyła poza transporterami, współdziałała z czołgami i artylerią, potrzebne jest sprawne i odważne dowodzenie już na szczeblu drużyny. Dowodzenie przez cele i kompetentny korpus podoficerski – tego w Rosji nie ma i jeszcze długo nie będzie. Delegowanie kompetencji i inicjatywa kłócą się z kremlowskim stylem dyrektywnego zarządzania.
Tak długo jak ten stan rzeczy się utrzyma, Rosjanie nie będą w stanie wykorzystać swojej przewagi technologicznej. Rosyjska piechota rzadko walczy w nocy – to również potwierdza sformułowaną powyżej tezę. W dziedzinie nowoczesnych technologii Kreml wykorzystał niemal pełną gamę dostępnych środków głębokiego uderzenia. Cele w głębi terytorium Ukrainy rażono zarówno rakietami balistycznymi, jak i pociskami typu cruise. W powietrze poleciały Iskandery w wersjach M i K, Toczki U, użyto też dość nowoczesnych pocisków manewrujących KH101. Te ostatnie odpalano z samolotów – w roli nosicieli używano głównie myśliwców Su34. Jako platform do odpalania środków dalekiego zasięgu używano również okrętów.
Zgodnie z raportami ukraińskimi flota czarnomorska w pierwszym miesiącu operacji ukraińskiej użyła około 200 rakiet systemu Kalibr. Do niszczenia celów naziemnych wykorzystano pociski manewrujące, które konstruowano z myślą o rażeniu okrętów. Rosjanie użyli w Ukrainie między innymi rakiet KH35U odpalanych z samolotów i ponaddźwiękowych P800 Oniks, które startowały z baterii naziemnych rozmieszczonych na Krymie. Niemal wszystkie systemy głębokiego rażenia testowano wcześniej w ramach operacji w Syrii. Podczas działań w Ukrainie Rosjanie użyli również hipersonicznego pocisku rakietowego KH47M2 Kindżał. Rakieta odpalona z pokładu myśliwca MiG31 uderzyła w magazyny wojskowe w miejscowości Iwano-Frankowsk.
Kindżał osiąga pięciokrotną prędkość dźwięku, co czyni go odpornym na systemy obrony przeciwrakietowej. Broń hipersoniczna jest obecnie projektowana w kilku krajach, w tym w Chinach i USA. Kindżał jako rozwinięcie istniejącego już pocisku nie stanowi osiągnięcia techniki, wciąż jednak jest to groźny oręż. Jego użycie na terenie Ukrainy miało bardziej incydentalny niż powszechny charakter – ocenia się, że wykorzystanie KH47M2 miało stanowić komunikat dla Zachodu. Głębokie uderzenia środków rakietowych koordynowano za pomocą systemu RUK.
Przeczytaj także: Dwaj Panowie na literę „W”: AS Wał i WSS Wintoriez >>
Jest to sieciowy kompleks wsparcia targettingu, obejmujący architekturę zbudowaną na bazie środków rozpoznania, łączności i kierowania ogniem. RUK również został przetestowany w Syrii. Jego wykorzystanie w Ukrainie potwierdzono, kiedy 12 marca siły ukraińskie pojmały grupę dywersyjno-rozpoznawczą SPECNAZ, operującą w rejonie Charkowa. Rosjanie byli wyposażeni w radiostację STRELETS, która stanowi element systemu RUK. Przechwyceń tego rodzaju sprzętu dokonano również w kilku innych miejscach.
Ogólnie należy podkreślić, że w zakresie techniki używanej do wykonywania uderzeń głębokich Rosjanie wykazali się dużymi możliwościami – zarówno w obszarze jakości, jak i ilości. O małej skuteczności działań głębokich najprawdopodobniej zadecydowały słabe zdolności systemu rozpoznania i chaotyczne dowodzenie. Analitycy szacują, że do połowy kwietnia siły inwazyjne użyły około 2000 różnych typów rakiet dalekiego zasięgu – to spora liczba nawet jak na takiego potentata.
Trudno powiedzieć, w jakim czasie uda się Moskwie odtworzyć ten potencjał. Nie będzie to łatwe w warunkach obciążenia sankcjami. W obszarze działań głębokich konflikt w Ukrainie stanowi nową jakość. Świadczy o tym zarówno ilość, jakość użytych środków, jak i stosunkowo słaby performance tej części kampanii.
Kontynuując wątek systemów ognia pośredniego, warto również wspomnieć o technikach wykorzystywanych w obszarze artylerii lufowej. Podczas oblężenia Mariupola Rosjanie użyli rozwijanej pod koniec ery radzieckiej amunicji 2K25. Pocisk, znany również jako „Krasnopol”, należy do klasy kierowanej laserowo amunicji precyzyjnej. W ostatniej dekadzie dokonano szeregu modernizacji Krasnopola, zasadniczym ulepszeniem była synchronizacja pocisku z laserowymi wskaźnikami celu umieszczanymi na dronach.
Tego typu rozwiązania testowano w Syrii. Zasadniczą wadą amunicji 2K25 jest jednak jej rozmiar. Pocisk jest zbyt duży, aby mógł być ładowany przez automat armatohaubicy 2S19 MSTA. Pojazdy te stanowią istotną część rosyjskiego parku artyleryjskiego w kalibrze 152 mm. Krasnopol jest więc wykorzystywany do strzelań z użyciem haubicoarmat 2S3 lub ciągnionych haubic 2A65. Analitycy wskazują również na fakt użycia przez Rosjan w Ukrainie moździerzowych odpowiedników Krasnopola – pocisków Kilotov-2M i KM-8 Gran.
Skala użycia artyleryjskiej amunicji kierowanej oraz wprzęgnięcie dronów do systemów kierowania ogniem stanowią o nowej jakości konfliktu za naszą wschodnią granicą. Obserwując sposób prowadzenia działań w Ukrainie łatwo można wywnioskować, że Rosjanie mocno opierają się na systemach ognia pośredniego. Wykorzystują artylerię do ataków na obiekty cywilne, wywierając w ten sposób presję na ludność i decydentów. Tego typu techniki stosowali wcześniej w Aleppo. Ogień pośredni jest też jednym z głównych sposobów walki z ukraińskim wojskiem. Piechota i wojska pancerne nie odnoszą większych sukcesów – wiele ma z tym wspólnego niskie morale i brak profesjonalizmu rosyjskiego żołnierza.
W kontakcie
Co natomiast można powiedzieć w temacie sprzętu używanego do walk w bezpośrednim kontakcie? Rosyjska piechota eksploatuje w Ukrainie kilka typów transporterów gąsienicowych. Jeszcze przed inwazją BMP2 stanowił około 40% całości parku bojowych wozów piechoty w armii rosyjskiej. Konsekwentnie w kontyngencie inwazyjnym wóz ten stanowi podstawową platformę. Doświadczenia bojowe wskazują na bardzo słabą odporność BMP2 na ogień różnych środków, w tym na trafienia lekką bronią przeciwpancerną klasy AT4.
Ukraińskie raporty wskazują na wielokrotne przypadki zniszczenia BMP2 tego typu bronią. Powodem jest prawdopodobnie częściowo aluminiowa konstrukcja kadłuba i przewożona wewnątrz niego nieosłonięta amunicja. Zdjęcia i filmy zamieszczane w sieci zawierają również obrazy kadłubów BMP2 naruszonych ogniem broni kalibru 12.7 mm oraz odłamkami artyleryjskimi. Tak niska odporność podstawowego wozu bojowego ma prawdopodobnie istotny wpływ na morale rosyjskiej piechoty.
Podobnie niskie parametry przypisuje się wozom bojowym BMD3. Pojazd skonstruowany dla wojsk aeromobilnych nie jest odporny ani na lekką broń przeciwpancerną, ani na broń strzelecką większych kalibrów. Ocenia się, że w wyniku słabości tej konstrukcji grupy bojowe siódmej dywizji aeromobilnej zostały rozbite jeszcze przed dotarciem do mostu w Mikołajewie. BMD3 miał być mobilną platformą zwiększającą siłę ognia i odporność lekkich jednostek ekspedycyjnych – okazuje się jednak, że taka koncepcja wykorzystania pojazdu całkowicie mija się z wymogami współczesnego pola walki. Wozem o lepszych możliwościach zdaje się być BMP3 – materiały zamieszczane w Internecie zawierają znacznie mniej fotografii i filmów pokazujących wraki tych pojazdów.
Przeczytaj także: Dwaj Panowie na literę „W”: AS Wał i WSS Wintoriez >>
Trudno też doszukać się materiałów zawierających obrazy opuszczonych BMP3. Rosjanie porzucają pojazdy generalnie z dwóch przyczyn – z powodu braku zaufania do sprzętu lub z uwagi na problemy logistyczne: brak paliwa, usterki itp. Bardzo często porzucanym wozem bojowym jest czołg T72BMZ. Ten wciąż szeroko wykorzystywany model okazał się podatny na większość kierowanych środków przeciwpancernych. Rosjanie najwyraźniej nie mają zaufania do tego typu czołgu. O poziom wyżej stoi platforma T80.
Analitycy podkreślają dużą różnicę w możliwościach różnych wersji tego czołgu. Jego model U różni się mocno w kategoriach zdolności do przetrwania na polu walki od wersji BVM. Jednak nawet tę ostatnią Rosjanie często porzucali – takie przypadki odnotowywano w okolicach Sumy, Charkowa i Kijowa. Skala porzuceń zdawałoby się dość nowoczesnego sprzętu bojowego jest zjawiskiem nowym. Świadczy to o niskim morale i słabości logistycznej sił rosyjskich. Jest to również parametr pokazujący skalę dezercji wśród Rosjan – zakładam, że duża liczba załóg opuszczonych pojazdów nie powróciła do szyku.
Wojna w sieci
Działaniom na froncie towarzyszy szereg tak zwanych operacji niekinetycznych. Na niespotykaną dotąd skalę angażuje się kremlowska propaganda. Działania ustawowe, jak i fala represji, doprowadziły do wdrożenia pełnej cenzury dla mediów rosyjskich. Takiej skali nie było od czasu sowietów. Mieszkańcy Rosji są praktycznie odcięci od niezależnych źródeł informacji. Skutkiem jest osiemdziesięcioprocentowy wskaźnik poparcia dla Putina. Rosjanie skutecznie zadziałali propagandowo na terytorium swojego kraju, zdeydowanie jednak przegrywają walkę informacyjną poza granicami.
Ukraińcy ze wsparciem komercyjnych podmiotów (Starlink) bardzo umiejętnie prowadzą kampanię informacyjną – zwłaszcza w obszarze mediów społecznościowych. Charakterystycznym dla operacji prowadzonych przez Moskwę stało się też wykorzystanie ofensywnych zdolności cybernetycznych. W okresie jednego tylko tygodnia (15–22 marca) Państwowa Służba Komunikacji Specjalnej i Ochrony Informacji Ukrainy informowała o 60 atakach na infrastrukturę krytyczną.
Z kolei pod koniec kwietnia firma Microsoft poinformowała o zidentyfikowaniu ponad 240 cyberataków prowadzonych przez przynajmniej 6 niezależnych grup hakerów opłacanych przez Kreml. Rosjanie koordynują ataki cybernetyczne z działaniami pododdziałów w terenie. Przykładem może być operacja z pierwszego marca, kiedy to siły inwazyjne wykonały atak rakietowy na wieżę telewizyjną, jednocześnie porażając cybernetycznie sieć komputerową stacji nadawczej. W tym samym czasie do mieszkańców okolicy Mariupola rozesłano maile mówiące o tym, że rząd ukraiński ich opuszcza.Tak zaawansowana synchronizacja działań wskazuje na spore możliwości Rosjan w zakresie walki niekinetycznej. Wciąż jednak wydaje się, że obrali zbyt ambitne cele, mocno przeceniając wartość potencjału bojowego swoich sił zbrojnych.
Czy zatem wojna w Ukrainie przybrała formę klasycznego konfliktu o cechach czegoś, co przypomina zimnowojenne scenariusze? Do pewnego stopnia tak – świadczy o tym ilość zaangażowanych środków, charakter sił i rodzaj działań, jakie podejmuje agresor. Wnikliwa analiza może jednak zaprowadzić do nieco głębszych wniosków. Mam wrażenie, że po raz pierwszy w historii konfliktów na tak szeroką skalę używane są środki głębokiego uderzenia.
Przeczytaj także: Dwaj Panowie na literę „W”: AS Wał i WSS Wintoriez >>
Po raz pierwszy również obie strony bardzo aktywnie wspierają działania bojowe operacjami cybernetycznymi, komunikacją strategiczną i operacjami informacyjnymi. Rosjanie z typową już dla siebie taktyką uciekają od bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem. Oblegają miasta – bombardując obiekty cywilne próbują zastraszyć i złamać wolę walki obrońców. Takie działanie stało się charakterystyczne dla kremlowskich dowódców po doświadczeniach Groznego czy Syrii. Są więc w tej wieży, którą buduje Putin, klocki stare i nowe, jest też unikalna jak dotąd kombinacja ich ułożenia.
Całość wydaje się być słabo zespolona, bo spoiwo, którym jest sprawny system dowodzenia, jest skażone wirusem wielowymiarowej korupcji. Budowla mocno się chwieje i mam wrażenie, że planistom z Kremla nie uda się jej dokończyć. Głównym powodem w mojej opinii jest rosyjski żołnierz, któremu brak profesjonalizmu, motywacji, wyszkolenia, paliwa, dobrego dowodzenia i woli do poświęceń. Czas pokaże, na ile jeszcze ich stać – obym się nie mylił w swoich ocenach. Więcej na: www.colonelweekly.pl.