Primo-Intervenant 1

Gdy zamach jest dziełem silnej grupy, ważne jest przynajmniej zastopowanie jej posunięć do czasu przybycia sił z najlepiej wyposażonych i wyszkolonych jednostek kontrterrorystycznych oraz umożliwienie ewakuacji z niebezpiecznych stref przypadkowych osób
Rosnąca liczba zamachów przeprowadzanych przez ekstremistów islamskich oraz ich naśladowców stała się w wielu państwach oczywistym impulsem do rozbudowy i modernizacji jednostek kontrterrorystycznych. Konieczność dysponowania jak najlepiej przygotowanymi, silnymi formacjami o takim charakterze jest w obliczu współczesnych zagrożeń terroryzmem bezdyskusyjna, jednak modus operandi sprawców zamachów z ostatnich lat sprawia, że w wielu przypadkach interwencja takich jednostek może być spóźniona, a istotniejszego znaczenia od ich potencjału nabiera szybkość reakcji mniej specjalistycznych sił, obecnych w najbliższym otoczeniu. Nie oznacza to jednak, że zdeterminowanym terrorystom mogą rzeczywiście skutecznie przeciwdziałać przeciętni funkcjonariusze.
The increasing number of attacks carried out by the so called Islamic State extremists and their followers became in many countries an obvious impulse to develop and modernize the counter-terrorist units. The neccessity to have the best always prepared, strong formations of this character to face of the modern terrorist threats is indisputable, but the modus operandi of the perpetrators of recently carried attacks makes the reaction of such units delayed. The more important factor becomes the speed of reaction of less specialist forces, present in the nearest surroundings. However, it does not mean that determined terrorists will be efficiently dealt with by avarage officers.
Zdjęcia: Andrzej Krugler, British Police, NYPDCT
Zobacz także
Karolina Wojtasik Co ty wiesz o operacji SAMUM

Ta scena bardzo szybko stała się kultowa. Oto trójka amerykańskich funkcjonariuszy w piwnicy ambasady RP w Iraku usiłuje nauczyć się wymowy swoich nowych danych. Nazwiska oczywiście obfitują w szeleszczące...
Ta scena bardzo szybko stała się kultowa. Oto trójka amerykańskich funkcjonariuszy w piwnicy ambasady RP w Iraku usiłuje nauczyć się wymowy swoich nowych danych. Nazwiska oczywiście obfitują w szeleszczące głoski, które dla każdego, z wyjątkiem Polaka, brzmią jak brzęczenie muchy. Czas mija, a „być albo nie być” całej operacji zależy od tego, czy Amerykanin w stosownej chwili powie bez akcentu „Grzegorz Ćwikliński”. Wygląda na to, że nie powie. Wtedy wkracza Bogusław Linda w roli wzorowanej na postaci...
Anna Grabowska-Siwiec Czy można było lepiej?

Czas transformacji jest próbą dla każdego państwa, które ją przechodzi. Nie można przeprowadzić jej idealnie. To tak jakby chcieć dorastać bez burzy hormonów i nastoletnich emocji. Nie można nie popełnić...
Czas transformacji jest próbą dla każdego państwa, które ją przechodzi. Nie można przeprowadzić jej idealnie. To tak jakby chcieć dorastać bez burzy hormonów i nastoletnich emocji. Nie można nie popełnić błędów. Tak było i z Polską. Przechodzenie z systemu niedemokratycznego do demokracji zachodniej naznaczone było niedoskonałościami, brakiem doświadczenia, a także dużą ilością oczekiwań i ideałów. W takiej atmosferze budowano cywilne służby specjalne III RP. I nawet gdyby wówczas była to najważniejsza...
Marcin Szymański (www.colonelweekly.pl) Ukraina: Raport Lato 2023

Od kilku tygodni linia frontu w Ukrainie pulsuje jak sinusoida. Sukcesom obrońców towarzyszą kontrataki Rosjan, trudno na ten moment mówić o jakichkolwiek rozstrzygnięciach. „Tempo” i „momentum” – dwie...
Od kilku tygodni linia frontu w Ukrainie pulsuje jak sinusoida. Sukcesom obrońców towarzyszą kontrataki Rosjan, trudno na ten moment mówić o jakichkolwiek rozstrzygnięciach. „Tempo” i „momentum” – dwie z kilku zasadniczych cech militarnych kampanii – wciąż nie towarzyszą letniej kontrofensywie. Tymczasem my – Zachód, docieramy do bardzo niebezpiecznego punktu. Przyzwyczajamy się do wojny na wschodzie, jesteśmy coraz mniej wrażliwi na doniesienia z rejonu walk. Przestrzeń medialną wypełniają inne...
Wydarzenia z 26 listopada 2008 r., gdy dziesięciosobowa grupa ekstremistów islamskich z Pakistanu, uzbrojonych w karabinki automatyczne, granaty i ładunki wybuchowe, zaczęła w skoordynowany sposób zabijać ludzi w wielu punktach indyjskiego Mumbaju, pokazały chyba po raz pierwszy tak wyraźnie, jak bardzo zmienił się charakter zamachów terrorystycznych.
Co prawda, w tym przypadku niektórzy z zamachowców również wzięli w toku działań zakładników, ale priorytetem terrorystów było od początku spowodowanie jak największej liczby ofiar – ostatecznie ponad 160 zabitych i prawie dwa razy tyle rannych.
Zarówno w przypadku tej dokładnie przygotowanej operacji na dużą skalę, czy też w coraz powszechniejszych później indywidualnych atakach tzw. samotnych wilków nie mamy już obecnie, jak dawniej, do czynienia z terrorystami, których istotą działania było zabarykadowanie się z zakładnikami w obiektach (budynkach, samolotach, pociągach, statkach), skąd podejmowali długotrwałe negocjacje w celu wymuszenia na władzach konkretnych posunięć w zamian za życie uwięzionych, od żądań politycznych, przez zwolnienie z więzień towarzyszy, po okup – gdy tymczasem jednostka kontrterrorystyczna przez kilka dni, tygodni lub dłużej wypracowywała optymalny plan interwencji, a jej przygotowane siły dyżurowały w gotowości do podjęcia, w razie złego rozwoju wydarzeń, szturmu natychmiastowego.
Dziś przypadki brania zakładników zdarzają się niejako „przy okazji”, przez osaczonych na miejscu masakry jej sprawców, na etapie ich ucieczki po zamachu lub przez wspierających ich wspólników („SPECIAL OPS” nr 1 i 2/2015). Nawet wtedy współcześni terroryści islamscy nie są jednak podatni na negocjacje i nie starają się za wszelką cenę uzyskać możliwości wycofania się np. za granicę – w podbramkowej sytuacji, także wcześniej, w trakcie samego zamachu, gotowi są zginąć jako „męczennicy”, zabierając ze sobą jak najwięcej, nawet de facto przypadkowych osób.
Ponieważ zamachowcy z założenia nie zamierzają wyjść żywi z takich sytuacji, wzięcie zakładników może służyć także, jak w paryskim klubie „Bataclan” 13 listopada 2015 r., jedynie wykorzystaniu ich w roli „żywych tarcz” na czas oczekiwanego samobójczego starcia z siłami interwencyjnymi (wciągania ich w pułapkę detonowania posiadanych ładunków wybuchowych).
W odróżnieniu od Al-Kaidy, która planowała spektakularne zamachy (np. Nowy Jork 2001 r., Madryt 2004 r., Londyn 2005 r.), terroryści powiązani z tzw. Państwem Islamskim stawiają przy tym na ilość, a nie jakość zamachów. Nawet nie próbują uderzać na ważne obiekty podlegające podwyższonej ochronie i brać jako zakładników ważnych osób, jak czynili członkowie różnych organizacji pod koniec ubiegłego wieku, którzy wybierali na cele np. placówki dyplomatyczne. Nie ograniczają się do zabijania jedynie tych, którzy stanęli im na drodze podczas takich akcji lub wybranych zakładników w ramach pokazu determinacji i wymuszania posłuchu, lecz starają się nagłośnić swój czyn zadaniem w krótkim czasie maksymalnych strat, ale też zastraszać częstotliwością ataków, choćby mniej „efektywnych”.
Dzisiejszy zamach to przede wszystkim atak na tzw. miękkie cele, najmniej chronione skupiska ludzi w środowisku uznanym ogólnie za wrogie ideowo, czasem tylko typowane wstępnie jako szczególne pod tym względem (np. kościół, ośrodki turystyczne oraz centra handlowe, kluby i lokale rozrywkowe, jako miejsca „zepsucia”), ale także dworce, metro czy stadiony, cechujące się tylko masową obecnością potencjalnych ofiar, wśród których mogą być przecież nie tylko „niewierni”.
Kluczowe są tu dwa aspekty: niski poziom ochrony i wykorzystanie przez zamachowców czynnika czasu.
Uderzenie w nieoczekiwanym, niestrzeżonym miejscu plus silne uzbrojenie (plus ładunek wybuchowy lub inne środki, vide: niedawny zamach 14 lipca br. w Nicei z użyciem samochodu ciężarowego), pozwalają zadać nieuzbrojonemu społeczeństwu masowe straty i w razie natrafienia na zwykłych funkcjonariuszy lub pracowników ochrony pokonać ich, a przynajmniej zdominować, by kontynuować masakrę.
Brak w wybranych miejscach adekwatnego przeciwnika oraz świadomość, że powiadomienie specjalistycznej jednostki interwencyjnej i jej przybycie zajmie określoną ilość czasu, pozwala zamachowcom praktycznie bez przeszkód realizować swój nieskomplikowany plan (przykładem może być tu również atak prawicowego ekstremisty Andreasa Breivika na wyspie Utoya 22 lipca 2011 r. „SPECIAL OPS” nr 5/2015).
Jak pokazują wydarzenia ostatnich lat, tego typu ataki terrorystyczne powodowały maksymalną liczbę ofiar w czasie nie dłuższym niż pierwsze 30–80 minut.
Oczywiście trudno zapobiec każdemu zaskakującemu atakowi w dowolnym miejscu, a zabici lub ranni mogą paść z rąk terrorystów już w kilka sekund od podjęcia przez nich działania (i czasem, jak w przypadku ataków nożowników, na tym może się skończyć), jednak reakcja służb zmierzająca do zneutralizowania zagrożenia powinna być jak najszybsza, by ograniczyć do minimum liczbę ofiar w ciągu kolejnych minut oraz nie dopuścić do ponowienia przez sprawcę/-ów ataków w kolejnych miejscach.
Gdy zamach jest dziełem silnej grupy, ważne jest przynajmniej zastopowanie jej posunięć do czasu przybycia sił z najlepiej wyposażonych i wyszkolonych jednostek kontrterrorystycznych oraz umożliwienie ewakuacji z niebezpiecznych stref przypadkowych osób.
Jak przyznają sami przedstawiciele takich oddziałów, nawet najlepszy system powiadamiania i środki przerzutu nie zapewniają w przypadku tego typu sytuacji w dużych aglomeracjach miejskich lub w oddalonych miejscowościach dostatecznie szybkiego wejścia do akcji zespołów szturmowych z nielicznych doborowych jednostek.
Poza kilkudniowymi operacjami, związanymi ze szczególnymi wydarzeniami o podwyższonym ryzyku, nie są one także w stanie same, ani z regionalnymi pododdziałami, utrzymywać wystarczającej, rozproszonej obecności „w terenie”, ograniczonym zresztą do najbardziej newralgicznych rejonów i obiektów (nie tak zresztą funkcjonują).
W praktyce oznacza to, że w razie niespodziewanego zamachu najlepsze oddziały mogą dotrzeć na miejsce dopiero po tym, jak terroryści osiągną już zamierzone cele, dokonując masakry cywili. Będą mogły więc albo uderzyć dopiero po tragicznych wydarzeniach na oczekujących na starcie zamachowców, albo wziąć udział w pościgu za nimi, ewentualnie zatrzymywaniu sprawców i ich wspólników w kolejnych dniach, jak miało to miejsce we Francji, Belgii czy Niemczech.
To zaś jasno pokazuje, że choć rola takich jednostek jest nadal bardzo ważna, to nie na nich spoczywa w pierwszej kolejności skuteczne reagowanie na współczesne zamachy terrorystyczne. Pozostają one niezastąpionym narzędziem do przeprowadzania dużych operacji ratowniczych, zwłaszcza w szczególnych warunkach (duże obiekty, środki transportu, zagrożenie CBRN itp.), likwidacji osaczonych sprawców oraz uderzeń na wykryte operacyjnie komórki terrorystyczne, ale pierwszą linię obrony przed coraz powszechniejszymi ostatnio typami ataków mogą lepiej zapewnić odpowiednio przygotowane i obecne na ulicach patrole antyterrorystyczne oraz możliwie liczne, pozostające pod ręką lokalnych służb zespoły „pierwszej interwencji”.
W pierwszym przypadku nie chodzi bynajmniej o „pokazowe” patrole wojskowe lub formowane ad hoc ze zwykłych funkcjonariuszy policji, którym na tę okazję wydano broń długą, z jaką tak naprawdę nie mają nawet codziennego obycia, nielegitymujących się podstawowym wyszkoleniem taktycznym, ani nawet nieprzygotowanych mentalnie do starć ogniowych ze zdeterminowanym przeciwnikiem – jak to często ma miejsce także w naszym kraju podczas dużych operacji ochronnych. Skuteczność takich patroli wynika z odpowiedniego doboru funkcjonariuszy i ich wyszkolenia, znajomości przez nich terenu oraz obecności na nim w stałej gotowości do działania.
W USA, które wcześniej spotkały się z podobnego typu zamachami, przeprowadzanymi w miejscach publicznych najczęściej przez uzbrojonych frustratów (wg FBI: 160 przypadków w latach 2000–2013, czyli średnio ponad 11 rocznie – z czego prawie połowa w dużych obiektach komercyjnych, a 1/4 w uczelniach), ale ostatnio także przez sprawców powiązanych z ISIS, jak Omar Mateen, który 12 czerwca br. zastrzelił 50 osób w klubie LGBT „Pulse” w Orlando, służby ochrony prawa od co najmniej dekady poświęcają bardzo dużo uwagi problematyce skutecznego przeciwdziałania tak zwanym active shooters/active killers/mass-killing incident, także zdolnościom do reagowania na najbardziej niebezpieczne przypadki skoordynowanych ataków w wielu miejscach, jak ten w Mumbaju, określanym terminem MACTAC (Multiple Assault Counter-Terrorism Action Capabilities).
Amerykanie od dawna mają świadomość, że zanim do akcji przystąpią jednostki specjalne SWAT, bardzo ważne jest jak najszybsze uniemożliwienie swobodnego działania zamachowcom przez innych funkcjonariuszy, którzy wcześniej pojawią się na miejscu zdarzenia i muszą być zdolni do podjęcia z nimi co najmniej równorzędnej walki – a to wymaga wyszkolenia w zakresie m.in. indywidualnej i zespołowej taktyki działania w terenie zurbanizowanym oraz starć w ograniczonych przestrzeniach (MOUT/CQB), odpowiedniego uzbrojenia i wyposażenia.
Przykładem wdrażania rozwiązań organizacyjnych, mających na celu zwiększenie obecności na ulicach patroli zdolnych do szybkiego reagowania w takich sytuacjach, jest największy i najstarszy departament policji w USA, liczący 51 tysięcy funkcjonariuszy oraz pracowników New York PD.
Chociaż jego Patrol Services Bureau dysponuje ponad 500-osobową jednostką specjalną Emergency Service Unit, łączącą bojowe funkcje SWAT z ratownictwem specjalistycznym (rozlokowane w mieście 11 załóg Emergency Service Squads/Trucks plus wyspecjalizowany w przeprowadzaniu zatrzymań wysokiego ryzyka Apprehension Tactical Team/A-Team), a prócz tego mała jednostka ESU Port Authority dba o bezpieczeństwo tamtejszego kompleksu portowego.
Obejmujący po zamachach Al Kaidy we wrześniu 2001 r. w USA funkcję nowego szefa NYPD komisarz Ray Kelly zdecydował, że dla efektywnego przeciwdziałania atakom terrorystycznym konieczne jest wzmocnienie tych sił dodatkowymi, które będą na co dzień pełnić widoczną służbę w istotnych rejonach Nowego Jorku.
Spośród najbardziej ostrzelanych i doświadczonych w akcjach przeciwko niebezpiecznym przestępcom policjantów innych wydziałów wybrano najlepszych, z których po przeszkoleniu pod okiem instruktorów ESU tworzy się w sytuacjach podwyższonego ryzyka tzw. semi-tactical „Hercules Team”, podporządkowany utworzonemu w 2002 r. CTB (Counter Terrorism Bureau).
Na ulicach pojawili się funkcjonariusze wyposażeni na wzór ESU: w hełmach, zintegrowanych kamizelkach ochronnych, uzbrojeni w 5,56-mm kbk Colt (M4) lub Ruger Mini-14 z nawet dziesięcioma 30-nabojowymi magazynkami plus broń boczną ze sporym zapasem amunicji, a w razie potrzeby z tarczami balistycznymi, narzędziami wyłomowymi, wykrywaczami metalu i substancji promieniotwórczych; ich od dwu- do sześcioosobowe patrole, koordynowane przez wydział wywiadowczy NYPD, stanowią „odstraszanie na poziomie ulicznym”, przechodzące do natychmiastowego neutralizowania zagrożenia bądź kontrataku siły tzw. pierwszej odpowiedzi (first responders), a w razie potrzeby wsparcie dla ESU. Do dyspozycji mają zespół psów służbowych K9 oraz flotę oznakowanych (Critical Response Vehicle) i nieoznakowanych pojazdów z nawigacją GPS.
Obecnie część pełni służbę w najbardziej newralgicznych punktach miasta, a pozostali wypełniają inne zadania, pozostając w stałej gotowości alarmowej, oraz pojawiają się w większej liczbie na ulicach przy zwiększonym zagrożeniu.
Tego typu Task Force „Sampson” rozlokowywano w południowym Manhattanie, a w ramach operacji „Atlas” patrole wzmacniały ochronę sieci komunikacyjnej MTA (Metropolitan Transit Authority) i Port Authority oraz okolic dużych hoteli, restauracji, miejsc turystycznych i przez 24 godziny kompleksów finansowych.
W 2008 r., po zamachach w Mumbaju, komisarz Kelly zarządził wyszkolenie bojowe do walki w mieście jeszcze większej liczby funkcjonariuszy NYPD, na wypadek równoczesnych ataków terrorystycznych w wielu punktach metropolii.
Pierwszych wybrano ze szkoleniowego FTU (Firearms & Tactics Unit) oraz biura do walki z przestępczością zorganizowaną OCCB (Organized Crime Control Bureau), którzy na co dzień biorą udział w najbardziej niebezpiecznych operacjach policyjnych, głównie antynarkotykowych, z reguły przeciwko uzbrojonym gangsterom.
W 2011 r. Nowy Jork otrzymał z budżetu federalnego (Department of Homeland Security) środki na program Counterterrorism Officers (CTO), pozwalające wyszkolić około 800 policjantów z wszystkich komend miejskich w szybkim identyfikowaniu zagrożeń terrorystycznych i sprawnym przeciwdziałaniu, tj. stawianiu czoła zamachowcom według wojskowych reguł walki w mieście oraz walki w pomieszczeniach według wzorów SWAT. Taki personel miał stanowić dodatkowy zasób NYPD do reagowania na krytyczne incydenty – CIRC (Critical Incident Responde Capacity).
Początkowo zakładano, że będzie podlegał CTB, a w lecie 2015 r. status operacyjny w nowej specjalności osiągnie 350 policjantów, ale ostatecznie sformowano z ponad 500 funkcjonariuszy po takim szkoleniu Special Response Group, podporządkowaną nowemu dowództwu CRC (Critical Response Command). Pierwszych 110 z nich skierowano z bronią długą na ulice Nowego Jorku w listopadzie 2015 r.
W tym roku ma ich być już 800, ale nie stanowią stałej jednostki, lecz bardzo szybko mobilizowaną formację na wypadek podwyższonego zagrożenia terrorystycznego lub masowych zamieszek.
W Europie policja brytyjska, która – niezależnie od posiadania i rozwijania lokalnych pododdziałów taktycznych, w tym głównej jednostki specjalnej Metropolitan Police SCO19, a ostatnio zwiększania liczby najlepiej wyszkolonych w ich szeregach specjalistów do działań kontrterrorystycznych CT-SFO, którzy tworzą narodową sieć interwencyjną – już w latach 90. wcieliła w życie rozwiązanie w postaci patroli samochodowych ARV (Armed Response Vehicles), które krążą po wyznaczonych rejonach i bardzo szybko mogą dotrzeć na wezwanie we wskazane miejsce, by wesprzeć zwykłych policjantów pełniących służbę bez broni i innych.
Dwuosobowe załogi ARV to funkcjonariusze AFO (Authorised Firearms Officers), czyli wyszkoleni i „autoryzowani” do posługiwania się bronią palną, wyposażeni prócz 9 mm pistoletów Glock 17 w samopowtarzalną wersję 9 mm pm HK MP5 i 5,56 mm subkbk HK G36C, paralizatory elektryczne Taser X26 i kamizelki kuloodporne, mający pod ręką w swych szybkich, oznakowanych BMW X5 również hełmy oraz tarcze balistyczne.
Oprócz trzytygodniowego kursu strzeleckiego, dopuszczającego do działania z bronią, przechodzą siedmiotygodniowe szkolenie taktyczne i doskonalące strzelania bojowe w warunkach typowych dla interwencji policyjnych wśród osób postronnych. Utrzymywanie odpowiedniego poziomu takich umiejętności kontrolowane jest podczas okresowych testów.
Najgłębsze zmiany pod kątem wzmocnienia ochrony obywateli przed masowymi zamachami terrorystycznymi – co do ich liczby jednocześnie lub częstotliwości – wprowadziła będąca ostatnio ich najczęstszą ofiarą w Europie Francja. (Cdn.)