Paryż Dammartin
DICOM-Ministère de l’Intérieur/Gendarmerie Nationale
7 stycznia br. islamscy ekstremiści dokonali masakry w paryskiej redakcji czasopisma satyrycznego „Charlie Hebdo”, zapoczątkowując serię wydarzeń, które wywołały ogłoszenie w stolicy i północnowschodniej Francji powszechnego alertu antyterrorystycznego Vigipirate. W największej operacji od czasu zamachów OAS w latach 60. zaangażowano do polowania na terrorystów w Paryżu oraz Ile-de-France ponad 88 000 policjantów i żandarmów.
Zobacz także
dr Anna Grabowska-Siwiec PEGASUS - krótka historia narzędzia do totalnej inwigilacji
Historia oprogramowania szpiegowskiego o wdzięcznej nazwie Pegasus, czyli mityczny latający koń, zdominowała na kilka lat polskie życie polityczne. Niewykluczone, że zakup i użycie tego systemu wobec przedstawicieli...
Historia oprogramowania szpiegowskiego o wdzięcznej nazwie Pegasus, czyli mityczny latający koń, zdominowała na kilka lat polskie życie polityczne. Niewykluczone, że zakup i użycie tego systemu wobec przedstawicieli ówczesnej opozycji miały wpływ na wyniki wyborów z 15 października 2023 r. Wynik dla kupujących zaskakujący. Ten nowoczesny system inwigilacyjny wdarł się do wyobraźni zwykłych ludzi i już na zawsze zostanie synonimem totalnej inwigilacji wbrew prawu i zasadom etycznym. Stał się również...
Łukasz Kominek Wykorzystanie bezzałogowych statków powietrznych do zwalczania zagrożeń terrorystycznych
Bezzałogowe statki powietrzne (UAV) stają się coraz bardziej zauważalnym elementem nowoczesnych działań w zakresie monitorowania, a także zwalczania zagrożeń terrorystycznych. Zastosowanie UAV obejmuje...
Bezzałogowe statki powietrzne (UAV) stają się coraz bardziej zauważalnym elementem nowoczesnych działań w zakresie monitorowania, a także zwalczania zagrożeń terrorystycznych. Zastosowanie UAV obejmuje niezwykle szeroki zakres działań – zaczynając od zbierania informacji na temat potencjalnych zagrożeń, kończąc na przeciwdziałaniu oraz zwalczaniu terroryzmu.
Tomasz Spych Choroby okopowe
W dobie powszechnej cyfryzacji, rozwiniętej techniki satelitarnej, laserowej i optoelektronicznej, jeszcze parę lat temu spotykaliśmy się z powszechną opinią, że konflikty zbrojne znane nam z powieści...
W dobie powszechnej cyfryzacji, rozwiniętej techniki satelitarnej, laserowej i optoelektronicznej, jeszcze parę lat temu spotykaliśmy się z powszechną opinią, że konflikty zbrojne znane nam z powieści historycznych oraz filmów są dalece odległą przeszłością, która nie ma prawa się powtórzyć. Nikt z nas, a prowadziłem tego typu rozmowy w różnych środowiskach, nie przypuszczał nawet, że jakakolwiek ze stron konfliktu walcząc ze sobą doprowadzi do tego, że za skrawek ziemi, czasami wielkości 1 km kwadratowego,...
W środę 7 stycznia br., o godzinie 11:30 czasu lokalnego (10:30 GMT), na róg Rue Nicolas-Appert i Allée Verte w 11. dzielnicy Paryża podjechał czarny Citroen C3, z którego wyskoczyły dwie ubrane na czarno postacie w kominiarkach, uzbrojone w 7,62-mm karabinki Kałasznikowa z kolbami składanymi (AKS lub AKMS), jedna w czarnej kamizelce taktycznej, druga w piaskowej barwy chest-rigu z zapasowymi magazynkami. Ich celem była mieszcząca się pod numerem 10 na ulicy Nicolas-Apperta redakcja znanego z niewybrednych i kontrowersyjnych treści czasopisma „Charlie Hebdo”, które w 2006 r. przedrukowało z duńskiego dziennika „Jyllands-Posten” obrazoburcze karykatury islamskiego proroka Mahometa, a następnie publikowało kolejne, własnego autorstwa, wywołując oburzenie i liczne groźby muzułmanów.
Przeczytaj także: DZIAŁANIA NIEREGULARNE
Zamachowcy zastrzelili na parterze i pierwszym piętrze redakcji 11 osób: dozorcę Frederica Boisseau, przypadkowego gościa redakcji Michela Renaud, ośmiu dziennikarzy (redaktora naczelnego-wydawcę tygodnika, Stéphane’a „Charba” Charbonniera, Elsę Cayat, Bernarda Maris, Mustaphę Ourrada i rysowników: Jeana „Cabu” Cabuta, Philippe’a Honore’a, Bernarda „Tignous” Verlhaca, Georgesa Wolinskiego) oraz 49-letniego policjanta Francka Brinsolaro z SPHP (Service de Protection des Hautes Personnalites), który po wspomnianych pogróżkach został przydzielony do ochrony wydawcy
Po opuszczeniu kilka minut później budynku jeden z morderców wznosi okrzyki „Allahu akbar” oraz „jesteśmy mścicielami proroka Mahometa, zabiliśmy Charlie Hebdo”, po czym obaj odjeżdżają bez pośpiechu swym C3, skręcając od razu w prawo, w Allée Verte. Na widok blokującego im drogę policyjnego samochodu z włączoną sygnalizacją świetlną wysiadają z auta i oddają kilkanaście szybkich, pojedynczych strzałów w jego stronę. Ten patrol, mimo naliczonych później 15 przestrzelin w przedniej szybie, zdołał jednak szybko wycofać się na wstecznym biegu do końca ulicy, utykając dopiero na skrzyżowaniu z bulwarem Richarda Lenoir.
Terroryści podążyli za nim swoim pojazdem, strzelając jeszcze kilka razy, po czym skręcili w bulwar, prawdopodobnie w lewo, pod prąd. Chwilę później, po przebiciu się przez pas zieleni lub zawróceniu na południe do bliskiego przejazdu przezeń, znaleźli się już na właściwym, drugim pasie jezdni w kierunku północnym. Mniej niż 200 m od miejsca pierwszej zbrodni, przed rogiem Rue Moufle, znów opuszczają auto, otwierając ogień do 42-letniego policjanta z patrolówki komisariatu 11. dzielnicy, Ahmeda Merabeta. Następnie podbiegają do leżącego po trafieniu w podbrzusze, a jeden z nich pyta, czy chciał ich zabić, co może wskazywać, że ten tunezyjskiego pochodzenia funkcjonariusz, również muzułmanin, być może zdążył strzelić do nich, a przynajmniej dobyć broń.
Tu doniesienia są jednak sprzeczne – według jednych informacji Merabet służył w patrolu rowerowym policji miejskiej i był nieuzbrojony, niektóre podają, że miał broń, ale został ranny, zanim po nią sięgnął, a jeszcze inne, że po postrzale wypadła mu z ręki. Leżący na chodniku policjant, unosząc ręce w geście poddania, zdążył tylko powiedzieć „Non, ç’est bon, chef” (fr. „Nie, w porządku, szefie”), a gdy zwinął się na bok z bólu, odwracając tyłem do bliższego z dobiegających doń terrorystów, ten bez zawahania dobił go strzałem w kark, z odległości mniej niż pół metra.
Sytuację sfilmował z okna i upublicznił w internecie mieszkający w tej okolicy inż. Jordi Mir, przekonany w pierwszym momencie, że ubrane na czarno postacie z bronią to policjanci z jakiejś grupy specjalnej (to na ujęciach z jego filmu dopatrywano się leżącego prawie dwa metry dalej pistoletu, choć przy tej jakości nagrania ciemna plama równie dobrze może być radiostacją lub innym przedmiotem). Czarne stroje, oporządzenie, dość opanowane zachowanie i strzelanie ogniem pojedynczym wystarczyły, by wielu komentatorów uznało sprawców zamachu za zawodowców, co jednak jest znacznym nadużyciem.
Pomijając, że na początku nie trafili nawet do wybranego na cel miejsca, gdyż najpierw wbiegli pod nr 6, a dopiero po zorientowaniu się w pomyłce odnaleźli sąsiednie wejście do redakcji, to ich zachowanie oraz szczegóły posługiwania się bronią bynajmniej nie wskazują na szczególne wyszkolenie – jeden po masakrze w redakcji miał nawet problemy z obsługą swego karabinka i potrzebował w tym celu pomocy drugiego.
Po przejechaniu ponad 5 km na północ terroryści porzucają swój samochód w okolicach stacji metra Porte de Pantin w 19. dzielnicy, a na skrzyżowaniu Rue de Meaux z Passage de la Brie porywają szare Renault Clio. W czarnym C3 policjanci podobno znajdują... dowód osobisty jednego z zamachowców. Policja szybko ustala, że za masakrą w „Charlie Hebdo” stoją urodzeni we francuskiej stolicy obywatele tego kraju pochodzenia algierskiego, bracia Saïd i Chérif Kouachi. Młodszy, 33-letni Chérif, należał do tzw. siatki Buttes Chaumont z tej dzielnicy (od nazwy publicznego parku w północnowschodnim Paryżu), zajmującej się m.in. rekrutacją ochotników do ugrupowań terrorystycznych w Iraku. Obaj zostali aresztowani w 2005 r., gdy sami szykowali się do takiego wyjazdu przez Syrię. Starszego, 34-letniego Saïda, zwolniono wówczas po przesłuchaniu, a młodszego skazano dopiero w 2008 r. na trzy lata więzienia za udział w podziemnej organizacji. Został jednak zwolniony po 18 miesiącach odbywania kary, ale niedługo potem znalazł się w kręgu podejrzanych o spiskowanie w celu zorganizowania ucieczki z więzienia Smaina Ait Ali Belkacema, ważnego członka algierskiej GIA (Groupe Islamique Armé), będącego mózgiem zamachu bombowego na paryskiej stacji kolejki podmiejskiej St Michel przy Muzeum d’Orsay, w wyniku którego zginęło osiem osób, a ponad sto zostało rannych. Sprawę przeciwko Cherifowi Kouchaci umorzono z braku dowodów. Saïd Kouachi przebywał w 2011 r. w szkole religijnej na terenie Jemenu, gdzie według informacji amerykańskich służb wywiadowczych związał się z działającą tam Al-Kaidą Półwyspu Arabskiego (AQAB) i przeszedł w jej obozie przeszkolenie w obsłudze broni. To on, wyższy z dwójki braci, wznosił okrzyki pod „Charlie Hebdo” i dobił Ahmeda Merabeta.
W stolicy Francji błyskawicznie postawiono w stan gotowości jednostki prefektury paryskiej, w tym brygadę specjalną BAC/BRI oraz centralną jednostkę kontrterrorystyczną RAID z podparyskiego Bievres (Essonne). Obie wchodzą, wraz z regionalnymi grupami interwencyjnymi policji GIPN, w skład narodowej formacji FIPN (Force d’Intervention de la Police Nationale – „SPECIAL OPS” nr 1/2011), mobilizowanej na wypadek wydarzeń wymagających zaangażowania większych sił. Natychmiast przystąpili do pracy oficerowie jednostki koordynacyjnej UCLAT (Unite de coordination de la lutte anti-terrroste), a na ulice wyprowadzono liczne patrole z bronią długą, m.in. z pododdziałów zwartych CRS. W mediach ogłoszono listy gończe za braćmi Kouachi z ich zdjęciami oraz alert o zagrożeniu terrorystycznym „Plan Vigipirate”. Funkcjonariusze policji śledczej DCPJ (Direction Centrale de la Police Judiciaire) przy wsparciu RAID jeszcze tego samego dnia wieczorem zatrzymali w Reims, skąd pochodził Saïd Kouachi, 150 km na wschód od stolicy, około dziesięciu osób podejrzanych o udzielenie wsparcia logistycznego zamachowcom. O 1:40 w nocy, by oczyścić się z zarzutów, zgłosił się z własnej woli na policję 18-letni Hamyd Mourad, wymieniany jako ich wspólnik. Zabójcy pozostawali jednak nieuchwytni.
Przez noc ukrywali się prawdopodobnie na północnych obrzeżach Paryża. Policja trafiła na ich trop dopiero nazajutrz, po dziesiątej rano. W czwartek, ogłoszony we Francji dniem żałoby narodowej po masakrze w redakcji „Charlie Hebdo”, bracia Kouachi próbowali zbiec do Belgii, gdzie, jak się później okazało, mieli kontakty m.in. z handlarzem bronią ze świata przestępczego, u którego zaopatrzyli się przed zamachem, a być może również z innymi, uśpionymi komórkami ekstremistów islamskich. Poruszali się nadal skradzionym poprzedniego dnia clio po krajowej autostradzie nr 2 przez Pikardię. O 10:30. sterroryzowali pracownika małej stacji paliw Avia w pobliżu miejscowości Villers-Cotterêts, w departamencie Aisne, ukradli nieco żywności i paliwa, po czym ruszyli dalej na północny wschód. Na nagraniu z kamery przemysłowej widać, że zdając sobie sprawę, iż zostali już zidentyfikowani, zrezygnowali z noszenia kominiarek, a oprócz „kałasznikowów” dysponują także ręcznym granatnikiem przeciwpancernym M80 Zolja. W niecałe 10 minut po ich odjeździe na stację przybyli wezwani przez przerażonego pracownika funkcjonariusze Żandarmerii Narodowej (Gendarmerie Nationale) z pobliskiego Soissons. Ta zmilitaryzowana formacja wspiera we Francji na co dzień Police Nationale, wykonując m.in. typowe zadania policyjne na terenach pozamiejskich i w mniejszych miejscowościach, jako wyodrębniona część sił zbrojnych, od 2009 r. podporządkowana operacyjnie ministerstwu spraw wewnętrznych. Błyskawicznie zablokowano okoliczne drogi i ściągnięto w rejon potężne siły policji i żandarmerii, śmigłowce tej drugiej (Eurocopter EC145), a nawet pięć śmigłowców wojskowych: AS 555 Fennec z Armee de l’air MASA (Mesures actives de sûreté aérienne), ze snajperami z formacji komandosów sił powietrznych oraz Pumy wojsk lądowych, z Groupe interarmées d’hélicoptères (GIH), wystawianej przez 4. pułk śmigłowcowy sił specjalnych 4. RHFS. Snajperów z 7,62-mm karabinami HK417 na ich pokłady zapewniła policyjna jednostka RAID oraz kontrterrorystyczna Grupa Interwencyjna Żandarmerii Narodowej GIGN (Groupe d’Intervention de la Gendarmerie Nationale). Obie skierowały również większość swych sił na przeszukiwane tereny, a dodatkowo przybyła tam najbliższa GIPN 59 z Lille (na zdjęciach z obławy wyróżniająca się mundurami w czarno-szare plamy, czyli wersji urban/nuit kamuflażu Central Europe). Swój charakterystyczny samochód opancerzony „Robocop” wysłała w rejon obławy także paryska BRI. Po raz pierwszy w historii GIGN współdziałała praktycznie z policyjnymi jednostkami specjalnymi, a nad koordynacją operacji ponad 200 funkcjonariuszy FIPN z kontrterrorystami żandarmerii czuwała specjalna komórka msw UCOFI (l’Unité de coordination des forces d’intervention), utworzona w 2010 r. Kolumny CRS i żandarmerii mobilnej krążyły po całym regionie Ile-de-France, obrzeżach sąsiedniej Pikardii oraz departamencie Marne Szampanii-Ardenów.
W okolicy Villers-Cotterêts odnaleziono po południu porzucone przez terrorystów szare clio, w którym pozostawili flagi dżihadystów i „koktajle Mołotowa”. Tam też świadkowie widzieli później braci Kouachi wchodzących do lasu Retz, rozciągającego się na przestrzeni kilkunastu tysięcy hektarów. Jednostki specjalne zdążyły jeszcze przed wieczorem przeczesać zabudowania okolicznych miasteczek Corcy i Longpont na wschodnim obrzeżu lasu w departamencie Aisne oraz w Crepy-en-Valois na zachodnim, lecz około dwudziestej, ze względu na zapadający zmrok, bezpośrednie poszukiwania wstrzymano. Trzon GIGN i RAID powrócił do baz, a nad las Retz skierowano śmigłowce z kamerami termowizyjnymi. Od rana w piątek, 9 stycznia, w rejon operacji sprowadzono posiłki z zamiarem spenetrowania terenów zalesionych, intensywnie też patrolowano pobliskie drogi, kontrolując przejeżdżające samochody i sprawdzano odosobnione zabudowania. Obawiano się, by uciekinierzy nie przedarli się do Belgii. Po godzinie 8:00 Kouachi ujawnili się w położonej bardziej na południe miejscowości Montagny-Sainte-Félicité w departamencie Oise, po północnozachodniej stronie drogi nr 2 z Paryża. Porwali tam szarego Peugeota 206 wraz z jego właścicielką, miejscową nauczycielką, jednak niedługo potem została przez nich puszczona wolno. Zaalarmowana przez nią policja ruszyła w pościg za terrorystami, którzy zawrócili w kierunku stolicy. O 8:20 doszło do wymiany strzałów, a terroryści zorientowali się, że wcześniej czy później, śledzeni przez śmigłowce, zostaną na tej trasie zablokowani. Po około 10 km odbili więc z niej na zachód, do widocznego w pobliżu miasteczka Dammartin-en-Goele, w departamencie Seine-et-Marne (Ile-de-France), pół godziny drogi od Paryża. Prowadzi z niego prosty, 20-kilometrowy odcinek drogi do największego w kraju lotniska im. Charlesa de Gaulle’a, pod Roissy. Zbiedzy zdołali wjechać w wewnętrzną drogę D13, oddzielającą północnowschodnią część mieszkalną od peryferiów przemysłowych, gdzie wdali się w krótką, ale gwałtowną strzelaninę z blokującym ją patrolem żandarmerii. Ich peugeot został podziurawiony kulami, a Saïd Kouachi lekko ranny w szyję, lecz siły porządkowe znów straciły ich z oczu po tym, jak skręcili w stronę parkingów między wielkimi magazynami firmy Kuehne Nagel a supermarketem Aldi Marche. Ośmiotysięczne Dammartin zostało otoczone przez potężne siły policji i żandarmerii, ewakuowano dzieci ze szkół, mieszkańcom zalecono wstrzymać się od wychodzenia na ulice, które zaroiły się od funkcjonariuszy w kamizelkach kuloodpornych i hełmach. Zablokowano sąsiedni odcinek autostrady nr 2 oraz zamknięto część portu lotniczego w Roissy. W drodze były GIGN i RAID.
Tymczasem bracia Kouachi dotarli około dziewiątej pod budynek małej, jednopiętrowej drukarni Création Tendance Découverte przy Rue Clement Ader nr 27, naprzeciwko przystanku linii autobusowej 708 i magazynów Kuehne Nagel. Właściciela i dyrektora firmy w jednej osobie, Michaela Catalano, zaniepokoił widok uzbrojonych mężczyzn za oknem, ale nie widząc lepszego wyjścia, ruszył im na spotkanie. Według jego późniejszej relacji bracia Kouachi zachowywali się spokojnie i zwrócili się do niego słowami: „Nie martw się, chcemy tylko wejść”, przywitał się więc z nimi i wpuścił do środka. Uciekinierzy ukryli się w drukarni, biorąc go jako zakładnika, ale nie byli brutalni, rozmawiali z nim opanowanym głosem i gdy powiedział, że jest sam, nie próbowali nawet skontrolować pomieszczeń. Catalano ocenił ich jako wyczerpanych i zrezygnowanych. Około 45 minut później rozległo się pukanie jednego z dostawców. Dyrektor drukarni zaczął przekonywać terrorystów, by nie zatrzymywali tego człowieka, gdyż jest przypadkową osobą. Ku jego zaskoczeniu Kouachi nie mieli nic przeciwko temu, ale jeden z nich wyszedł wraz z biznesmenem do gościa, przedstawiając się grzecznie jako policjant. Chwilę później jednak powiedział: „Wyjdź, tak czy owak, nie zabijamy cywilów”. Po tych słowach dostawca zrozumiał, że nie ma do czynienia z ubranym na czarno policyjnym komandosem, lecz przestępcą, po oddaleniu się poinformował więc o wszystkim telefonicznie władze. Terroryści mieli chyba świadomość, że tak będzie, ponieważ po chwili pozwolili również zadzwonić na policję właścicielowi drukarni i przekazać, że są w tym budynku. Firma CTD została wkrótce otoczona przez ponad 700 żandarmów, w tym około 150 członków GIGN. Kouachi oddali w ich stronę trochę strzałów i odmówili podjęcia rozmów z negocjatorami, stwierdzając, że są męczennikami gotowymi na śmierć. Kolejne próby telefonicznego skontaktowania się z nimi przez zespół negocjacyjny z RAID i GIGN nie powiodły się, choć bracia wysłuchiwali wszystkich pozostawianych wiadomości. Według Catalano terroryści byli zdecydowani zginąć, ale nieco wystraszeni tą perspektywą. Aby rozładować napięcie, zaproponował, że opatrzy ranę Saïda, po czym zdobył się na odwagę, by spytać, czy mogliby go wypuścić. Nie od razu, lecz po pewnym czasie starszy z braci pozwolił mu wyjść z drukarni. O 10:20. Michael Catalano był wolny, miał jednak wyrzuty sumienia, że nie zaproponował, by terroryści zgodzili się na opuszczenie budynku przez jeszcze jedną osobę. Od ich pojawienia się pozostawał bowiem w drukarni również jej pracownik, któremu dyrektor na widok podejrzanych intruzów kazał, z braku tylnego wyjścia, szybko ukryć się na pierwszym piętrze.
26-letni długowłosy grafik Lilian Lepère początkowo schował się pod tekturowymi pudłami, a następnie w jadalni, w szafce pod zlewem, o wymiarach zaledwie 70×90×50 cm, skąd od razu wysłał do swego ojca sms informujący, gdzie się ukrył, ze słowami: „Oni chyba wszystkich zabili. Powiedz policji, by interweniowała”. Skulony przez sześć godzin dobrze słyszał rozmowy terrorystów oraz rozpoznawał po ich głosach i krokach, gdzie się znajdują. Wkrótce nawiązał z nim kontakt, za pośrednictwem wiadomości tekstowych na wyciszoną komórkę, zespół negocjacyjny z GIGN. Lepère mimo bardzo ryzykownego położenia zachował spokój i był w stanie na bieżąco udzielać przydatnych informacji, np. o dokładnej lokalizacji terrorystów w pomieszczeniach budynku. Policja monitorowała w tym czasie połączenia wychodzące z drukarni. Chérif Kouachi rozmawiał we wczesnych godzinach oblężenia z francuskim dziennikarzem Igorem Sahiri z telewizji BFM, któremu przekazał, że działa w imieniu jemeńskiej Al-Kaidy, a finansowany był przez słynnego przywódcę ruchu dżihadystów, emira (imama) Anwara al-Awlakiego, który zginął w 2011 r. w ostrzale z amerykańskiego samolotu bezzałogowego Predator. Na pytanie, czy ma zamiar nadal zabijać cywilów, odparł spokojnie mniej więcej takimi słowy: „Czy zabiliśmy jakichś cywilów przez ostatnie dwa dni, gdy nas szukano? Nie jesteśmy mordercami, jesteśmy obrońcami Proroka i zabiliśmy tych, którzy go obrażali”.
W Dammartin zorganizowano stanowisko dowodzenia operacją żandarmerii, na którym oprócz oficerów GIGN pod komendą jej dowódcy (od 1 września 2014 r.), pułkownika Huberta Bonneau, pracowali nad planem działania także przedstawiciele sztabu Dyrekcji Generalnej Gendarmerie Nationale oraz szef policyjnej jednostki RAID, Jean-Michel Favuergue. Rozwiązanie sytuacji pozostawiono całkowicie w rękach GIGN po trzynastej, gdy w Paryżu doszło do innego poważnego incydentu terrorystycznego i RAID musiał skupić się na przygotowaniach do interwencji w stolicy. Wspólnik braci Kouachi wziął zakładników w jednym z paryskich sklepów, grożąc ich zabiciem, jeśli nastąpi atak na drukarnię (szerzej w następnym numerze „SPECIAL OPS”). To wymuszało dokładne skoordynowanie działań w obu miejscach, dlatego RAID i GIGN pozostawały na bieżąco w ścisłym kontakcie za pośrednictwem po dwóch oficerów łącznikowych, przydzielonych z jednej jednostki do drugiej. W Dammartin kontrterroryści żandarmerii mieli o tyle prostsze zadanie, że osaczeni na razie nie wiedzieli o obecności pracownika drukarni – nie była to więc typowa sytuacja zakładnicza, podczas której należałoby go ratować bezpośrednio spod luf terrorystów. Póki co, pozostawał w miarę bezpieczny, ale GIGN musiał brać pod uwagę zarówno konieczność szturmu natychmiastowego w przypadku odkrycia grafika przez braci Kouachi, jak i podjęcia próby planowego ich zatrzymania/neutralizacji w sposób nienarażający zdrowia lub życia pracownika Liliana Lepère.
Żandarmi spokojnie i skrupulatnie przygotowywali się do tego drugiego. Na dachu jednopiętrowego budynku sąsiadującego z drukarnią z prawej, w odległości nie większej niż 20 m, oraz na dachach położonych po drugiej stronie ulicy, za parkingiem, potężnych magazynów Kuehne Nagel, rozmieszczono snajperów z karabinami AI AWM-F na amunicję .338 Lapua Magnum i samopowtarzalnymi HK417 kalibru 7,62 mm z 16,5-calowymi lufami. Dodatkowi czekali w gotowych do startu śmigłowcach. Na wypadek powstania podczas akcji pożaru w drukarni rozwinięto po trawniku obok chodnika wzdłuż ulicy Clement Ader, na lewo od posesji CTD, długi czerwony wąż z pozostającego w bezpiecznej odległości wozu strażackiego. Równolegle ustawiły się trzy 10-osobowe sekcje szturmowe, uzbrojone głównie w 5,56-mm kbk HK416D145RS, a kolejna lub dwie być może na tyłach budynku. Ostatnia z trzech na ulicy miała zająć miejsca na platformie szturmowej HARAS nowego pojazdu opancerzonego GIGN – Sherpa Light firmy Renault Trucks Defense, a jako zapasowy zmiennik czekał nieco dalej jeden ze starszych Chevroletów Swatec z taką platformą. Plan przewidywał m.in. użycie takiego pojazdu do wdarcia się do budynku od frontu przez okna na pierwszym piętrze jego wysuniętej części biurowej, by uniknąć ewentualnych pułapek bombowych (IED) na bardziej oczywistych kierunkach wejść z parteru, podczas ewakuacji Lepère’a. Na lewym boku sherpy rozwieszono przed akcją plany i zdjęcia drukarni, z którymi do ostatniej chwili, po końcowej odprawie, mogli zapoznawać się oczekujący na sygnał do szturmu komandosi. Sekcjom szturmowym towarzyszyli przewodnicy z psami bojowymi – również noszącymi kamizelki kuloodporne owczarkami belgijskimi (Malinois) Gun, Graf i Famas – technicy bombowi EOD/IEDD oraz mniejsza, sześcioosobowa sekcja wsparcia operacyjnego, wyposażona m.in. w rewolwerowy granatnik Milkor MGL Mark 1 S oraz izraelskie granaty nasadkowe Simon (GREM) Door Breacher do forsowania wybuchowego przeszkód z daleka. Na miejscu, wśród podwładnych był „patron” GIGN płk Bonneau oraz Dyrektor Generalny Żandarmerii Narodowej gen. Denis Favier, który również stał na czele tej jednostki w latach 1992–1997 i 2007–2011.
Zanim podjęto ostateczną decyzję o sposobie rozwiązania sytuacji, bracia Saïd i Chérif Kouachi wykonali pierwszy ruch. Szarzało, gdy kilkanaście minut przed siedemnastą uniosła się nieco roleta dużych drzwi garażowych po lewej, cofniętej stronie frontu drukarni. Dwie pierwsze sekcje szturmowe na ulicy natychmiast przesunęły się bliżej – pierwsza rozstawiając się w alejce za krzewami i ogrodzeniem wzdłuż lewego boku podjazdu do drukarni, druga na wysokość małego baraczku przed skrętem w tę alejkę. Trzecia zaczęła zajmować miejsca na rampie dachowej platformy sherpy, a dwóch dodatkowych operatorów wskoczyło od tyłu do wnętrza pojazdu. O 16:53 zdeterminowani terroryści zaczynają strzelać z budynku w kierunku żandarmów, którzy odpowiadają ogniem. Brak dokładnych relacji z pierwszej ręki na temat tego, co działo się w ciągu kolejnych paru minut, a na ujawnionych filmach msw nie widać samego podjazdu między frontem drukarni a ogrodzeniem przy chodniku, gdzie zaparkowany był Citroen Jumpy i prawdopodobnie skradziony Peugeot 206. W trakcie rozlegającej się kanonady ogniem pojedynczym słychać w krótkich odstępach czasu także trzy głośne wybuchy. Według późniejszych opisów miał to być efekt rzuconych przez komandosów granatów dezorientujących flash-bang, choć eksplozje wydawały się być o wiele mocniejsze – po jednej mocny pobłysk i dym sięgnęły ponad dach drukarni. Niektóre mogły być efektem ostrzału okien budynku przez specjalną broń, w jaką wyposażona byłą sekcja wsparcia, która natychmiast przesunęła się na wysokość CTD i prowadziła ogień z ulicy, zza Chevroleta Suburbana. Bracia Kouchaci wyskoczyli w tym czasie na zewnątrz, strzelając już seriami ze swych „kałasznikowów”. Byli jednak bez szans – zanim upłynęła 16:56 obaj dżihadyści zginęli od kul snajperów oraz zmasowanego ognia z karabinków sekcji szturmowych. Zdołali jedynie lekko ranić jednego z operatorów GIGN.
Jeszcze zanim umilkły strzały, opancerzona sherpa z jedną z sekcji na uniesionej platformie również dotarła ulicą pod wjazd na posesję. W następnych minutach ostrożnie zajechała pod boczne okienka wysuniętej części drukarni. Po sprawdzeniu, czy nie ma tam IED komandosi wkroczyli tamtędy na pierwsze piętro budynku i o 17:06 ewakuowali ukrywającego się grafika.