Chociaż większość armii europejskich od dawna otwarta jest dla obu płci, nasze wzorce kulturowe, podparte argumentami dotyczącymi głównie cech fizycznych, sprawiają, że zabiegi o równouprawnienie kobiet w tym środowisku, które zawsze było domeną mężczyzn, spotykają się wciąż z jego silnym oporem. Z natury/budowy silniejsi oraz bardziej odporni fizycznie, bardziej stabilni psychicznie, ale przy tym bardziej agresywni i skłonni do rywalizacji, to mężczyźni od początku cywilizacji zajmowali się walką, jednocześnie ugruntowując wzorzec chronienia swych kobiet przed zagrożeniami.
Kobiety w jednostkach specjalnych
Emancypacja kobiet, a także rozwój technologii, który sprawił, że siła i wytrzymałość fizyczna przestały mieć pierwszorzędne znaczenie przy wykonywaniu części zadań związanych z prowadzeniem wojen, umożliwiły w bliższych nam latach podejmowanie służby wojskowej przez „słabą płeć”, jednak powierza się jej głównie funkcje w służbach tyłowych i pomocniczych. Tylko niewielki procent kobiet w mundurach to żołnierze pododdziałów bojowych, a w wielu państwach obowiązywały do niedawna lub nadal obowiązują przepisy ograniczające możliwość ich udziału w bezpośredniej walce. Trudno więc mówić o rzeczywistym równouprawnieniu płci nawet w nowoczesnych armiach.
Prawdziwym bastionem męskości pozostają wojskowe jednostki specjalne, a zwłaszcza ich piony bojowe, w szeregach których kobiety albo są nieobecne, albo pojawiają się jako wyjątek potwierdzający regułę, że najtrudniejsze zadania w najtrudniejszych warunkach należy pozostawić mężczyznom. Wynika to w głównej mierze z ponadprzeciętnych wymagań odnośnie niezbędnej do tego sprawności i wytrzymałości fizycznej.
Jak wyjaśniał pewien oficer duńskiego Jaegerkorpset: - „bycie żołnierzem to kwestia kompetencji i umiejętności – bez względu na płeć. W Afganistanie wspinałem się po skałach z ponad 80 kg sprzętu na plecach, kiedy indziej montowałem na czas 40-kilogramowy wkm na pojeździe lub przyczepiałem na morzu ważący 200 kg silnik do pontonu, a te i podobne rzeczy musiałem wykonywać często wyczerpany, bez wystarczającej ilości jedzenia i snu”.
Ten brak wiary, by kobieta była w stanie poradzić sobie w podobnych sytuacjach, podobnie jak z pokonywaniem z obciążeniem dalekich dystansów, wyniesieniem rannego towarzysza lub zakładnika spod ognia czy w walce wręcz ze sprawnym przeciwnikiem, jest w siłach specjalnych powszechny i oczywiście w dużej mierze uzasadniony, nawet jeśli od czasu do czasu jakaś wyjątkowa kobieta udowadnia, że radzi sobie na pewnych polach nie gorzej od mężczyzn.
Niewielkie liczebnie zespoły bojowe w takich jednostkach nie mogą sobie pozwolić na słabe ogniwo, jak postrzega się – częściowo stereotypowo, częściowo w oparciu o chłodną ocenę faktów – ewentualną kandydatkę na komandosa.
Do tego dochodzą obawy przed prozaicznymi utrudnieniami wynikającymi z odmienności fizycznej, a trzeba pamiętać, że część misji na terenie wroga przebiega w bardzo niekomfortowych warunkach.
Badania przeprowadzone w 2014 r. przez Rand Institute wśród żołnierzy jednostek podległych Dowództwu Operacji Specjalnych USA – ocenianych jako „typ Alfa” – pokazały, że 85 procent z nich dopuszcza powierzanie kobietom w tych formacjach co najwyżej pewnych specjalistycznych funkcji, a 71 procent absolutnie negatywnie odnosi się do włączania kobiet w swe szeregi.
Rzecz w tym, że jest to wynik rozumienia równouprawnienia w dostępie do służby w siłach specjalnych, jako możliwości zastąpienia mężczyzn przez kobiety na typowo męskich dotąd stanowiskach w zespołach bojowych. Tymczasem sens i korzyść z włączania drugiej płci do takich jednostek polega nie na znajdowaniu kandydatek o identycznych zdolnościach, co byłoby stosunkowo trudne, lecz na wykorzystaniu zalet wynikających właśnie z ich odmienności – co bynajmniej nie oznacza istotnego obniżenia wymagań ogólnych tam, gdzie nie powinno to nastąpić.
Systemowe rozwiązania w tym kierunku, uwzględniające też potrzebę odpowiedniego dopasowania programu osiągania niezbędnego poziomu sprawności bojowej, jako pierwsze w Europie wdrożyły siły operacji specjalnych Norwegii (NORSOF).
Ten skandynawski kraj, w którym wśród ostatnich pięciu ministrów obrony były cztery kobiety, już w połowie lat 80. zezwolił na służbę żołnierzy płci pięknej na wszystkich stanowiskach bojowych w swych siłach zbrojnych (USA uchyliły taki zakaz dopiero w 2013 r., a Wielka Brytania otwiera pełny dostęp pod tym kątem dopiero w tym roku).
W październiku 2014 r. norweski parlament zatwierdził natomiast – jako pierwsza armia europejska i pierwszy członek NATO – powoływanie kobiet do odbycia zasadniczej służby wojskowej, która trwa w tym kraju 12 miesięcy.
Jednostki pierwszoliniowe składają się tam obecnie wyłącznie z żołnierzy zawodowych, natomiast młodzi ludzie od 2006 r. mogli zgłaszać się ochotniczo na roczne przeszkolenie w roli żołnierza oddziałów rezerwowych i Obrony Krajowej HV (Heimevernet).
Od 2016 r. wprowadzono obowiązkowy pobór, który może objąć nawet 60 000 młodych mężczyzn i kobiet, ale w rzeczywistości armia kieruje na badania lekarskie oraz testy fizyczne jedynie połowę z tej liczby, a do służby wzywa co roku tylko nieco ponad 8000 wybranych, z czego 1/4 to dziewczęta.
Warto zaznaczyć, że skoszarowani norwescy poborowi, podobnie jak żołnierze zawodowi na ćwiczeniach i misjach zagranicznych, zakwaterowani są razem, bez podziału na płeć. Wbrew pozorom wzajemna „ekspozycja” zwiększa tolerancję i akceptację oraz wpływa na zmniejszenie niewłaściwych zachowań, w tym prób molestowania.
Kobiety w mundurach podkreślają zaś, że wymieszanie z mężczyznami mobilizuje je do większego wysiłku, by nie odstawać od kolegów.
Do niedawna nie było jednak ani jednej kobiety w NORSOF. Przypomnijmy, że w norweskich wojskach lądowych od lat 60. funkcjonowała Szkoła Jegrów Spadochronowych w Trandum.
Nazwą „jegrzy” (dosł. myśliwi) w krajach skandynawskich określa się żołnierzy elitarnych/specjalnych oddziałów piechoty i stanowi ona odpowiednik rozpowszechnionego przez Brytyjczyków miana komandos lub amerykańskiego ranger.
W Hærens jegerskole poborowi szkolili się przez rok w roli spadochroniarzy-zwiadowców dalekiego rozpoznania, a na początku lat 80. powstał przy niej zawodowy oddział kontrterrorystyczny sił zbrojnych FSK, rozwinięty później w jednostkę przygotowaną do pełnego spektrum operacji specjalnych („30 lat FSK” - „SPECIAL OPS” nr 6/2012).
W 1997 r. szkoła zmieniła nazwę na Dowództwo Jegrów Wojsk Lądowych HJK (Hærens jegerkommando) i została przeniesiona do Rena, 30 km na północ od Elverum w południowowschodniej części kraju. Po 2000 r. nosiła nazwę HJK/FSK (gdzie HJK stanowiło przede wszystkim skrzydło szkolenia poborowych, FSK natomiast skrzydło operacyjne, od 2004 r. podporządkowane szefowi sztabu armii norweskiej), a od 2014 r. już tylko FSK – po wyłączeniu tej jednostki z wojsk lądowych i przekazaniu wraz z odpowiednikiem z marynarki wojennej MJK („Awans MJK” - „SPECIAL OPS” nr 4/2013) pod nowe Dowództwo Norweskich Operacji Specjalnych NORSOC.
Czytaj też: Czarne Berety >>>
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |
[jednostki specjalne ,trening, szkolenie, siły specjalne, norweskie siły specjalne, służby specjalne ,norsof, siły operacji specjalnych Norwegii, Hærens jegerkommando]