H3 Radioactive!

SpaceDog
Co może łączyć latarkę, marker i kompas…? W przypadku produktów firmy Betalight, jest to ów tajemniczy symbol – H3, powszechnie znany jako tryt lub radiowodór, nietrwały izotop wodoru. Ten bezwonny, bezbarwny i lżejszy od powietrza gaz charakteryzuje się emitowaniem niskiej energii promieniotwórczej. Tryt jest uznawany za ,,przyjazny dla użytkownika”, gdyż wydziela najmniej szkodliwego promieniowania ze wszystkich radioizotopów.
Zobacz także
Radosław Tyślewicz Śpiwór, czyli torba do spania

W ostatnich dwóch latach dwukrotnie musiałem zrewidować swoje poglądy dotyczące indywidualnej percepcji w zakresie indywidualnego wyposażenia uczestników wypraw i szkoleń zakładających noclegi w tzw. terenie...
W ostatnich dwóch latach dwukrotnie musiałem zrewidować swoje poglądy dotyczące indywidualnej percepcji w zakresie indywidualnego wyposażenia uczestników wypraw i szkoleń zakładających noclegi w tzw. terenie przygodnym. Obie sytuacje związane były ze śpiworami, a raczej z podejściem uczestników do tego, czy w ogóle je ze sobą zabierać, a jeżeli nawet, to jaki najlepiej zapakować do zasobnika. W jednym przypadku zaskoczyło mnie „zdziwienie” uczestników kursu SERE, w którym pozbawiono ich właśnie śpiworów...
Paweł -SUPER- Supernat Wielka dziesiątka

Każdy, kto rozumie język angielski, zrozumie także, co znaczy tytuł. Ale jak to ma się do survivalu? Co to w ogóle znaczy? „Trzy to dwa, dwa to jeden, a jeden to nic”, to znane hasło amerykańskich sił...
Każdy, kto rozumie język angielski, zrozumie także, co znaczy tytuł. Ale jak to ma się do survivalu? Co to w ogóle znaczy? „Trzy to dwa, dwa to jeden, a jeden to nic”, to znane hasło amerykańskich sił specjalnych było odpowiedzią na tzw. prawo Murphy’ego. Wszyscy je znają; jeśli coś ma się zdarzyć, zdarzy się w najmniej oczekiwanym momencie. Ale nic się samo nie dzieje. Z reguły część zdarzeń wynika z naszego nieprzygotowania, nieprzemyślenia i niesprawdzenia niektórych rzeczy. Co ciekawe, hasło...
Radosław Tyślewicz „Hubka” – czyli rozpałka do krzesiwa survivalowego, co to takiego i jak ją pozyskać?

Pisaliśmy już o krzesiwach i każdy wie, jak wzbudzić snop iskier w celu wskrzeszania ognia. To jednak za mało, aby zapaliło się ognisko pozwalające nam na przetrwanie. Kolejnym elementem jest rozpałka,...
Pisaliśmy już o krzesiwach i każdy wie, jak wzbudzić snop iskier w celu wskrzeszania ognia. To jednak za mało, aby zapaliło się ognisko pozwalające nam na przetrwanie. Kolejnym elementem jest rozpałka, powszechnie nazywana „hubką”. Upraszczając nieco całe zagadnienie, możemy zastosować dwa rodzaje hubki przy pracy z krzesiwem: syntetyczne i naturalne. Podobnie możemy pozyskać hubkę na drodze własnego wyrobu i przygotowania oraz bazując na gotowym produkcie z tzw. półki sklepowej. O silnych i słabych...
Kto kryje się za tajemniczą nazwą Betalight?
Historia firmy sięga roku 1929, kiedy to Saunders-Roe Limited (znane również jako SARO), produkowało ,,latające łodzie” (później również samoloty odrzutowe), helikoptery, poduszkowce, a nawet statki kosmiczne (Black Arrow był jak do tej pory pierwszym i jedynym statkiem kosmicznym wprowadzonym na orbitę przez Wielką Brytanię w latach 1969–1971). W czasie II wojny światowej dostarczało i serwisowało sprzęt Royal Air Force.
W 1959 roku firma została przejęta przez Westland Aircraft po to, aby w 1961 stać się częścią Westland Helicopters, które w 2000 roku było obok włoskiej Agusty jedną z dwóch spółek tworzących Agusta-Westland, producenta m.in. śmigłowców Lynx, AW101 czy WAH-64 Apache (licencyjna wersja AH-64 Apache). Jak więc widać, tradycje w konstruowaniu sprzętu dla wojska i służb ma ogromne…
Warto również wspomnieć, że załogi statków kosmicznych Apollo używały podświetlaczy Betalight, a NASA tak wysoko ceniła ich jakość, że nawet nie zażądała części zamiennych.
Dziś asortyment produktów Betalight jest równie bogaty: od samoświetlnych znaków, stosowanych na drogach ewakuacyjnych (produkowanych pod marką Betalux), np. do stref zagrożonych wybuchem, takich jak kopalnie, markerów trytowych dla wojska, przyrządów celowniczych, podświetlaczy do czytania rozkazów/map czy kompasów, po nawet zegarki…
Jednym z problemów, z jakimi borykało się ówczesne lotnictwo i marynarka, było bezprzewodowe zasilanie oprzyrządowania samolotów, statków oraz dróg ewakuacyjnych. Saunders-Roe znalazł rozwiązanie, bazując na odkrytym w 1934 roku przez Ernesta Rutherforda trycie. W tym celu uwięziono gaz w rurkach ze szkła borokrzemianowego. Wewnętrzne ścianki pokryto fluorescencyjnym proszkiem, który świeci w wyniku promieniowania jonizującego gazu trytu. Takie kapsułki świecą przez okres 12–15 lat (w praktyce nawet do 20 lat).
Jeśli do tego dodamy możliwość powlekania rurek proszkiem o różnej barwie (nie tylko żółto-zielonym, znanym wszystkim fanom zombie apokalipsy, ale również niebieskim, czerwonym, czy nawet światłem podczerwonym IR), to otrzymamy wszechstronne rozwiązania do różnorodnych zastosowań (proponuję wyszukać w internecie zegarek Deep Blue Recon T-100 i zobaczyć zdjęcia z nocnego świecenia).
Najważniejsze jest to, że do świecenia nie potrzeba żadnego zewnętrznego źródła zasilania czy energii. Nie trzeba ich również aktywować, np. za pomocą przycisku, nie trzeba naświetlać (jak w przypadku podświetlaczy fluorescencyjnych), nie upośledzają również tzw. nocnego widzenia. Świecą zawsze!
Produktem, w którym zastosowano rozwiązania Betalight, jest kompas pryzmatyczny Plastimo Iris 50.
Historia kompasu sięga starożytnych Chin i liczy ponad dwa tysiące lat, a pierwsze wzmianki w literaturze notowano już w 1088 roku. O tym, jak istotny jest to przedmiot, świadczy fakt, że do dzisiaj jest obecny w wyposażeniu wojska i służb specjalnych na całym świecie, mimo stosowania nowoczesnych odbiorników/lokalizatorów GPS – które jednak wymagają zasilania i nie zawsze umożliwią nawigację w głębokich jaskiniach, kopalniach czy subtropikalnych dżunglach…
Francuskie Plastimo jest wiodącym producentem specjalizującym się w urządzeniach do nawigacji morskiej, a także wyposażenia z zakresu bezpieczeństwa, takiego jak kamizelki czy tratwy ratunkowe.
Betalight współpracując z Plastimo, przygotowała kompas, idealnie nadający się dla wymagającego odbiorcy wojskowego czy zaawansowanego outdoorowca.
Obudowa wykonana jest z wysokiej jakości gumy (dostępnej w dwóch kolorach: oliwkowozielonym i piaskowym) z wypustkami antypoślizgowymi – całość zapewnia odporność na urazy zewnętrzne i pewny chwyt nawet w wilgotnej dłoni.
Obrotowa tarcza zawieszona za pomocą systemu łożysk gwarantuje stabilność, odporność na wstrząsy i bezawaryjną pracę przez wiele lat. Błędy paralaksy zostały całkowicie wyeliminowane przez pryzmat z szerokim, 20-stopniowym kątem widzenia.
Wypełnione olejem pudełko kompasu wykonano za pomocą zgrzewania ultradźwiękowego, co (wraz z miękkim dnem) zapobiega powstawaniu pęcherzyków powietrza, znanych większości posiadaczy tradycyjnych urządzeń, oraz gwarantuje całkowitą szczelność.
W kompasie, który miałem do dyspozycji, podziałka została wyskalowana w tysięcznych (milsach – typowe dla zastosowań wojskowych), dostępne są również podziałki w stopniach.
Podświetlenie trytowe dostarczone przez Betalight jest całkowicie bezobsługowe, nie wymaga odrębnego zasilania (np. bateryjnego) i działa przez 12–15 lat.
Tarcza i skala kompasu gwarantują znakomitą czytelność w różnych, nawet trudnych warunkach atmosferycznych i absolutnej ciemności.
Standardowo kompasy przystosowane są do pracy na półkuli północnej, lecz istnieje możliwość zamówienia sprzętów działających na półkuli południowej.
Oczywiście kompasem można posługiwać się również w tradycyjny sposób, nie korzystając z pryzmatu. Na obudowie przewidziano otwory do przewleczenia linki zabezpieczającej, za pomocą której możemy kompas np. powiesić na szyi lub umocować do części oporządzenia, zapobiegając jego zgubieniu.
Średnica kompasu to 83 mm, wysokość 33 mm, a waga 105 g. Producent gwarantuje działanie w zakresie temperatur od –20 do 60 stopni Celsjusza (na potwierdzenie tego mogę tylko napisać, że przy 39 stopniach z tegorocznego lata nadal działał) i do głębokości 50 metrów.
Przeczytaj też:
Innym produktem korzystającym z dobrodziejstw trytu jest Betalight Self-Luminous Torch – czyli mała latarka, w której zamiast tradycyjnych żarówek lub diod LED wykorzystano radioaktywny gaz. Takie rozwiązanie, obywa się bez dodatkowego źródła zasilania w postaci akumulatorów czy baterii oraz (co istotne) nie powoduje upośledzenia „nocnego widzenia”, czyli adaptacji wzroku do ciemności, które trwa zwykle od kilku do kilkunastu minut. W podobne latareczki byli wyposażeni kosmonauci projektu Apollo – co samo w sobie podnosi tzw. tacticoolfactor.
Także w tym przypadku obudowę pokrywa solidna i wzbudzająca zaufanie warstwa gumowanego poliwęglanu. Dodatkowo latarka ma pierścień, za pomocą którego można umocować ją na palcu (nawet w rękawicy taktycznej) oraz „taktyczny” sznureczek.
Produkt jest całkowicie wodoodporny i z powodzeniem może być stosowany pod wodą, np. przez płetwonurków. Aby zapobiec przypadkom wykrycia użytkownika, obudowa została zaopatrzona w klapkę z neoprenu, która skutecznie odcina najmniejsze choćby odbłyski światła. Oczywiście przystosowana jest także do pracy w strefach zagrożonych wybuchem.
Jak podaje producent, jasność latareczki wynosi 1000 uI, co wystarcza do oświetlenia ok. 10 cm kwadratowych np. mapy, rozkazu czy sprawdzenia godziny w całkowitej ciemności… Może być również wykorzystana do sygnalizacji nawet na odległość 40–50 metrów.
Żywotność szacowana jest przez Betalight na 10 lat, a praca możliwa w zakresie temperatur od –60 do 70 stopni Celsjusza.
Wymiary to: 77 mm długości, 35 mm średnicy oraz 45 g wagi.
Jak przystało na produkt kierowany do odbiorców mundurowych, latarka ma swój numer NSN (NATO Stock Number).
Na koniec warto wspomnieć o Betalight Self-Luminous Soldier Personal Illumniator (SPI), który bardziej znany jest jako marker/znacznik indywidualny.
Lekkie, kompaktowe i wielofunkcyjne źródło światła, obywające się bez diod, żarówek czy zasilania. Oczywiście i w tym przypadku wykorzystano tryt, którego luminescencja nie upośledza nocnego widzenia.
Możliwości zastosowania ogranicza tylko nasza wyobraźnia…
Marker można stosować do podświetlenia mapy/rozkazu, odczytania godziny na zegarku. Umocować do kamizelki czy plecaka w celu identyfikacji „swój” (w odróżnieniu od znaczników w podczerwieni, nie wymaga stosowania gogli noktowizyjnych – ale… jest widoczne również dla osób postronnych). Można nim wreszcie oznaczyć np. trasę, drogę ewakuacyjną czy zasobnik ze sprzętem.
Obudowa wykonana jest z wytrzymałego, matowego tworzywa akrylowego. Całość zbudowana jest na zasadzie tulei z ruchomym walcem w środku – kręcąc jego podstawą mamy do dyspozycji następujące warianty świecenia: kropka, prostokątny pasek (np. montowany na oporządzeniu w pionie lub poziomie), trójkąt (umożliwiający np. oznaczenie dowódcy lub medyka) oraz całkowite zasłonięcie iluminacji.
Na obudowie znajduje się zaczep/wsuwka umożliwiająca mocowanie oraz tradycyjny sznureczek. Znacznik jest widoczny w zakresie kilku, kilkunastu metrów. Poziom jasności to 750 uI, a wymiary markera to 67 mm długości, 30 mm średnicy oraz 40 g wagi.
Na koniec pytanie, które być może się nasuwa: czy to jest bezpieczne?
Bezapelacyjnie TAK!
Technologia produkcji zapewnia całkowite bezpieczeństwo i szczelność kapsułek z gazem. W sytuacji np. uszkodzenia mechanicznego gaz ulegnie błyskawicznemu rozkładowi w powietrzu, a jego ilość nie jest w żadnym stopniu niebezpieczna dla człowieka…
Jako ciekawostkę dodam, że holenderskie ministerstwo gospodarki w 2005 roku zwolniło z podatku znaki ewakuacyjne produkowane przez firmę Betalight jako produkty sprzyjające oszczędzaniu energii.