Nowa forma SELEKCJI
Speed Selekcja - ogólnopolskie zawody dla specjalistów
W dniach 21-23 czerwca 2018 r. kolejni pasjonaci militarnych form weryfikacji sprawności fizycznej i nie tylko zmierzyli się na poligonie drawskim w nowej formule najbardziej wymagającej imprezy tego typu, organizowanej cyklicznie od 20 lat przez mjr. rez. Arkadiusza Kupsa – weterana szczecińskiej 56. Kompanii Specjalnej i 25. Brygady Kawalerii Powietrznej.
Zdjęcia: Danuta Kups
Zobacz także
Radosław Tyślewicz Selekcja do KT Policji
Wyzwania stojące przed służbami specjalnymi, w tym policyjnymi kontrterrorystami, zaowocowały wprowadzeniem istotnych zmian i przynajmniej formalnym otwarciem drzwi do tych elitarnych jednostek dla grona...
Wyzwania stojące przed służbami specjalnymi, w tym policyjnymi kontrterrorystami, zaowocowały wprowadzeniem istotnych zmian i przynajmniej formalnym otwarciem drzwi do tych elitarnych jednostek dla grona nowych kandydatów. Znoszenie kolejnych barier formalnych i wzrost zapotrzebowania na kandydatów do służby nie oznacza jednak rezygnacji z rygorystycznych kryteriów przyjęcia do grona kontrterrorystów. Dlatego warto zapoznać się przed złożeniem swojej aplikacji do służby z aktualnymi informacjami...
Tomasz Łukaszewski Poszukujemy ludzi, którzy nie są tylko specjalistami w jednej dziedzinie
Rozmowa z podkom. Kamilem Winterem, koordynatorem krajowym ds. służby kontrterrorystycznej w Centralnym Pododdziale Kontrterrorystycznym Policji „BOA”.
Rozmowa z podkom. Kamilem Winterem, koordynatorem krajowym ds. służby kontrterrorystycznej w Centralnym Pododdziale Kontrterrorystycznym Policji „BOA”.
Aleksandra Wilczek-Musielak Jak podnieść sprawność fizyczną na selekcję?
W artykule zamieściliśmy propozycję dwóch testów kondycyjnych, przykład planu treningowego oraz skuteczne wskazówki przydatne do samodzielnego przygotowania organizmu do udziału w ciężkich testach sprawności...
W artykule zamieściliśmy propozycję dwóch testów kondycyjnych, przykład planu treningowego oraz skuteczne wskazówki przydatne do samodzielnego przygotowania organizmu do udziału w ciężkich testach sprawności fizycznej, w ramach naboru do poszczególnych pododdziałów kontrterrorystycznych policji, tzw. „selekcji”.
Błażej Bierczyński [BB]: Zakończyła się Speed Selekcja, która jest kontynuacją słynnej Selekcji, od pierwszych zmagań w której mija już 20 lat. Jak wygląda nowe wyzwanie z perspektywy wcześniejszej imprezy?
Mjr rez. Arkadiusz Kups [AK]: Na stacji kolejowej w Prostyni czekała na nas niewielka, ale zdeterminowana grupa 41 uczestników chcących stawić czoła nowej formie Selekcji. Spodziewałem się takiej obecności, gdyż skala trudności i klimat wokół imprezy powodują, że na start decyduje się niewielka grupa ludzi.
Etap wstępny nie był zaskoczeniem, bo konkurencje i ich kolejność zostały podane dużo wcześniej, co miało dać impuls do przygotowań. Ten wariant będzie obowiązywać co roku. Chcemy zaszczepić standard do treningów i dać wszystkim równe szanse. Poziom uczestników był różny i widać było, że niektórzy słabo przepracowali okres przygotowań. Najlepszy wynik to 339 punktów, najsłabszy 128 – i to mówi wszystko.
Musieliśmy zrezygnować z biegu przez poligonowe bezdroża z powodu katastrofalnej suszy.
Mając konieczność wykorzystania śmigłowca Mi17 do godz. 15, zrobiliśmy podstawowe testy wodne. Szybkie eliminowanie uczestników było konieczne zwłaszcza przed konkurencją desantowania. Chodziło o to, by do tego etapu dopuścić tylko tych dobrze przygotowanych.
W porównaniu do wcześniejszych edycji tempo działań było zdecydowanie szybsze. Działo się wiele i skala wykluczeń była też inna. Wystarczy powiedzieć, że pod wieczór pozostało jedynie 12 uczestników.
BB: Imprezę ukończył tylko jeden uczestnik i to było nowum. Czy taka koncepcja będzie kontynuowana?
AK: Ten wariant miał być nowością, która miała dać zastrzyk świeżej krwi tej imprezie. Po analizie całej Speed Selekcji stwierdzam jednak, że należy powrócić do starej wersji: kończy grupa ludzi, a nie ma jednego zwycięzcy.
Wniosków jest wiele. Zdecydowanie pozostaniemy przy tempie imprezy i krótszym jej czasie. Speed Selekcja może trwać maksymalnie trzy doby i tego będziemy się trzymać. Szybkie tempo i kaskadowe konkurencje pozwalają na szybsze klasyfikowanie ludzi, a nam właśnie o to chodzi. Z perspektywy lat widzę, że Selekcja utrzymywała swój poziom wymagalności, ale nie zawsze poziom uczestników był adekwatny do naszych oczekiwań. Przy grupie 80–100 uczestników musimy skupić się bardziej na realizacji zadań wytrzymałościowych i kondycyjnych, a nie ma mowy o indywidualnym podejściu do uczestnika i jego bardziej wnikliwej ocenie. W przyszłym roku pod koniec czerwca odbędzie się kolejna Speed Selekcja, po analizie i poprawkach. Myślę, że to wpłynie na jeszcze bardziej atrakcyjny klimat zmagań.
BB: Co roku na imprezie pojawiają się obserwatorzy-instruktorzy z wojska. Jak było w tym roku?
AK: Tak, na imprezie od wielu lat pojawiają się i pomagają nam instruktorzy z różnych formacji. Byli obserwatorzy z GROM-u, Formozy, 21. Brygady Piechoty Górskiej, 25. Brygady Kawalerii Powietrznej, ze Straży Granicznej i innych służb. Od kilku lat wydatnej pomocy udziela nam Oddział Specjalny Żandarmerii Wojskowej z Warszawy, z którym utrzymujemy bardzo bliskie kontakty. Zresztą w strukturach tej formacji służy kilku absolwentów Selekcji. Na tegorocznej Speed Selekcji pojawili się także po raz kolejny obserwatorzy z JWK z Lublińca.
BB: Jakie wnioski i rady dla tych, którzy przygotowują się do imprezy w 2019 roku?
AK: Trenować jeszcze mocniej, ciężej, wytrwalej, by być gotowym na nowe wyzwania, by osiągnąć poziom Emila Józkowa, żołnierza z Torunia, który był najlepszy i „najrówniejszy”. On nie oddał opaski ze słowami: „odnowiła mi się kontuzja” czy „znudziło mi się już chodzenie”, bo był zdeterminowany, by być najlepszym w tej edycji Speed Selekcji. Motywacja jest tak samo istotna jak poziom przygotowania i jeżeli jej nie masz, to przyjazd na Speed Selekcję jest nieporozumieniem. Wszyscy biegamy i wydaje się nam, że chodzenie przy tym jest małą trudnością. Nic bardziej błędnego. Chodzenie z zasobnikiem jest dla osoby nieprzygotowanej prawdziwym koszmarem i co roku obserwuję to po 20–30 kilometrach marszu po piaszczystych bezdrożach.
Warto dopracować konkurencje wodne, trzeba pokochać wodę, by po prostu nas unosiła, oraz umieć wykorzystać naturalną pływalność i naszą spirometrię.
BB: Minęło 20 lat od pierwszej Selekcji, która startowała pod nazwą Selekcja Żołnierza Polskiego. Czy zaczynając na początku, mieliście obawy, że ta impreza się uda?
AK: Zaczynaliśmy bardzo skromnie z poziomu pewnej improwizacji. Parę kartonów chleba konserwowego, puszki z wieprzowiną w smalcu i zbiornik na wodę oraz zapał, by zrobić coś, co pomoże młodym ludziom trafiać do jednostek specjalnych czy wojsk powietrznodesantowych. W 1998 roku w Wojsku Polskim nie było żadnego sensownego werbunku do formacji specjalnych, a kandydaci służby zasadniczej trafiali do nich na zasadzie przypadkowego rozdzielnika WKU. Ludzie sprawni, chcący służyć w elitarnych formacjach, trafiali często tam, gdzie ich predyspozycje były marnowane. Owszem w latach 1992–1994 w 56. Kompanii Specjalnej organizowaliśmy pośród kandydatów ze służby zasadniczej rekrutację do służby kontraktowej, ale to były tylko dwudniowe zmagania na poligonie drawskim. Wcześniej, po okresie unitarnym, mieliśmy możliwość wyboru z grupy 70–80 kandydatów skład do plutonów specjalnych na poziomie do 30 ludzi. Resztę przenosiliśmy do struktur tyłowych lub poza jednostkę. To były jedynie epizody wspomagające wybieranie najlepszych z ograniczonych grup.
Organizacja Selekcji Żołnierza Polskiego była eksperymentem, zorganizowanym nie bez obaw, że popełnimy wiele błędów. Całe szczęście, że miałem dość spore doświadczenie w organizowaniu i prowadzeniu szkoleń dla cywili. W tym czasie od kilku lat prowadziłem letnie obozy Combat & Survival dla młodych ludzi na poligonie drawskim. Spędziłem wiele lat w jednostkach specjalnych przechodząc od szczebla dowódcy grupy specjalnej (w tamtych czasach oficer zaczynał od tego szczebla) do Szefa Szkolenia 56. KS i to dało mi spore doświadczenie, a metody selekcyjne były tematem mojej pracy magisterskiej na studiach w Akademii Obrony Narodowej.
Po zakończeniu pierwszej imprezy zmęczenie było ogromne, ale i satysfakcja spora. Zwycięzców oraz prowadzących zaprosił na ul. Klonową Minister Obrony Narodowej Janusz Onyszkiewicz i wydawało się, że Selekcja wpisze się w plany werbunkowe wojska. Po początkowym zachwycie wszystko jednak wróciło do starego schematu. Pozostały tylko bezpośrednie kontakty z jednostkami i „upychanie” tą drogą ludzi po elitarnych formacjach. Inaczej się nie dało, ale marka ludzi po Selekcji szybko poszła w górę.
BB: Jak to się stało, że Selekcja odeszła od nazwy Selekcja Żołnierza Polskiego?
AK: W roku chyba 2004 doszło do zmian własnościowych i spółka Bellona, oficjalny właściciel „Żołnierza Polskiego” zrezygnowała z wydawania tego czasopisma. Selekcja była wspierana finansowo przez Bellonę, a w wyniku tych zmian zostałem poinformowany, że wydawnictwo nie jest zainteresowane dalszym organizowaniem imprezy. Zostałem z Selekcją sam, chcąc więc ją kontynuować, musiałem zrezygnować z drugiego członu nazwy i poszukać potencjalnych sponsorów, mediów itp. Praktycznie zaczynać od nowa.
Impreza od początku przyjęła warunek, że uczestnik startuje bez żadnych opłat i to utrzymałem do końca – tak jest nadal w Speed Selekcji. Dziś w dobie pełnej komercji to szokuje, ale takie warunki utrzymujemy. Udział telewizji zwiększa szanse na wsparcie sponsorów, choć wprowadza pewne ograniczenia i utrudnienia dla nas. Od początku Selekcja była atrakcyjnym obszarem dla mediów. Telewizja Polska emitując na TVP 2 relację z Selekcji w formie 6–10 odcinków przyciągała w sobotnie poranki prawie 1,5-milionową widownię. Utarł się w związku z tym pogląd, że Selekcja to program telewizyjny, ale to tylko pozory. Kamery starają się zapisać to, co dzieje się na imprezie. Operatorzy ganiają z kamerami próbując archiwizować co się uda, a potem montażysta robi z tego coś „strawnego’’ dla widza. Nie ma żadnych dubli, pozowanych ujęć czy reżyserii... Trochę taki szalony reportaż.
BB: Każda Selekcja ma jakiegoś bohatera czy zdarzenie, które kojarzy się z daną edycją... czy pamiętasz coś szczególnego?
AK: - Co roku przewijają się różni ciekawi ludzie, rozgrywają się dramaty i radości. Pamiętam bezdomnego faceta, który wystartował w butach typu „traktor”, z harcerskim plecakiem i w wełnianym swetrze... Szedł i szedł, zaciskając zęby. Ludzie odpadali, a odchodząc, zostawiali mu śpiwór, pelerynę. Powoli obrastał w lepszy sprzęt. Doszedł do końca, a jak na koniec zdjął ze stóp te nieszczęsne relikty PRL-u, to miał podeszwy nóg jak wieprzowa wątroba w sklepie mięsnym. Na koniec złożyliśmy się na jakieś ciuchy, ponieważ facet miał naprawdę ikrę w sobie. Potem po relacjach telewizyjnych ktoś go dostrzegł w jego mieście, zatrudnił. Po pewnym czasie zrobił kurs i został ochroniarzem. Zmieniło mu się życie na lepsze.
Pamiętam dziewczyny, które przeszły przez Selekcję jak burza. Szybko zauważono je i po egzaminach znalazły zatrudnienie w Straży Granicznej, gdzie szukano właśnie takich kandydatek.
Nietuzinkowych ludzi przewinęło się przez Selekcję multum, bo jest to impreza dla wybrańców. Był młody człowiek, który przeszedł ją w sfatygowanych trampkach i na starcie nikt na niego nie stawiał. Skończył i dostał się do wojska. Pojawił się po 10 latach ponownie, jako oficer z elitarnej jednostki, by potwierdzić dla samego siebie swą wartość. Jaki jest obszar tych „ciekawych”, ludzi wystarczy opowiedzieć historię dziewczyny i chłopaka, którzy wystartowali w jednej z edycji. Oboje ukończyli, stali się parą... Dziś są małżeństwem z dwójką dzieci i oboje pracują w elitarnych formacjach. Najstarszy uczestnik Selekcji miał 62 lata, a finalista 50 lat i załamywał młodych 20-latków swoją kondycją. To przykłady, które pokazują, kto pojawiał się na tej imprezie.
BB: Czy historia imprezy, ludzi i wydarzeń nie powinna zostać jakoś utrwalona? Czy nie czas na książkę o Selekcji?
AK: Jest w planie, choć na początku podchodziłem do propozycji wydania książki o Selekcji z dużym dystansem. Wielu ludzi po Selekcji znalazło swoje miejsce w strukturach formacji specjalnych i pisanie o nich mogłoby tylko pogmatwać niektórym życie. Z drugiej strony, warto przypomnieć i utrwalić wysiłek tych wszystkich, którzy zbudowali legendę tej imprezy. To przecież 20 lat, blisko 6 tysięcy ludzi, którzy przez nią się przewinęli. To pewnego rodzaju fenomen. Jak przygotowywali się do imprezy? Ich treningi i sama walka ze słabościami na poligonie drawskim. Relacje z instruktorami, przebieg zmagań...
Mamy ponad 20 relacji i wspomnień oraz sporo materiału z wielu lat. Po przeczytaniu kilku kartek czuję, że może z tego wyjść mocna rzecz. Książka powinna wyjść jeszcze w tym roku.