Od jakiegoś czasu zauważam, że mimo usilnych prób redukcji sprzętu, a w szczególności wszelkiej maści gadżetów co to niby mają ułatwiać życie, wcale mi się to nie udaje. Wprost przeciwnie, co chwila pojawia się coś nowego.
Problem jest jednak wtedy, gdy trzeba to wszystko jakoś zapakować. Nóż można schować w kieszeni, multitoola czy latarkę można zamocować w pouch na pasie. Ale co z resztą? Gdzie schować te wszystkie krzesiwa, kompasy, linki, sznurki, trytytki, ostrzałki, apteczki, sporki, telefony, GPS-y, klipsy, klucze, prezerwatywy, szczoteczki do zębów i inne „niezbędne” narzędzia?
Wszystko to ma nas przecież uchronić przed przeziębieniem, katarem, ocalić życie, uratować świat przed inwazją obcych, a co najważniejsze, otworzyć piwo na ławce. Luzem tego człowiek do plecaka nie wrzuci, bo albo się zepsuje, albo uszkodzi resztę sprzętu, albo się zgubi.
Owszem, można to wszystko wrzucić do jakiegoś mniejszego woreczka i tak to zapakować do plecaka. Szybko jednak tego nie dobędziemy, a jak włożymy rękę do takiego woreczka, to jeszcze tylko się na coś nadziejemy kalecząc przy tym palce. Problem dodatkowo pogłębia fakt, iż preferuję plecaki jednokomorowe, a najlepiej takie bez klapy. Żadnych palsow/molle i innych dodatków. Minimalizm maksymalny, dzięki temu nic się nie zgubi, nic nie odstaje, a i plecak mniej waży.
Co w tej sytuacji?
Ktoś kiedyś wpadł jednak na genialny pomysł, żeby te wszystkie drobiazgi upakować w zewnętrzną kieszeń, zamocować to na pasie, a że zazwyczaj kieszeń ta umiejscawiana była na wysokości nerek, to została potocznie nazwana „nerką”.
Przez wiele lat nerki kojarzone były raczej stereotypowo z handlarzami na lokalnych targowiskach, parkingowymi pobierającymi opłaty za parkowanie, a ostatnio bardziej z pewną subkulturą osiedlową, i zwane przez to są „kołczanami prawilności”. Szczęśliwie jednak „nerki” doczekały się bardziej taktycznych wersji i to nie tylko dzięki wizualnemu dostosowaniu, przede wszystkim została poprawiona ich funkcjonalność i jakość.
Oczywiście, kiedy mamy na sobie duży plecak z pasem biodrowym nerkę nosić będzie się mało komfortowo. Taktyczne nerki mają jednak tę zaletę, że można je troczyć na milion sposobów. Klasycznie na pasie, jako chest rig – dobre rozwiązanie dla biegaczy i właśnie w sytuacji, gdy mamy plecak z pasem biodrowym albo jak mikroplecak ucieczkowy lub torba na ramię. Jeśli ktoś lubi, to może taką nerkę troczyć też do kamizelki taktycznej lub plecaka. Natomiast nosząc nerkę klasycznie, na pasie, doskonale uzupełni ona plecak o pojemności 30–35 litrów. Duże graty wrzucamy do plecaka, a drobiazgi w nerkę i możemy swobodnie napierać.
W tym artykule chciałbym przedstawić nerki rodzimych producentów, to jest firmy Stronghold Group, Baribal i Survivaltech.
Wszystkie nerki przeznaczone są dla użytkowników z różnego rodzaju służb, jednak cywile również znajdą coś dla siebie.
Z uwagi na fakt, że prezentowane nerki są konstrukcyjnie dość zbliżone do siebie, to nie będę zanudzał szczegółowymi opisami „o dwubiegowych zamkach spiralnych z fragmentami elastycznej gumy”. Postaram się bardziej wskazać różnice i specyficzne funkcjonalności. Choć oczywiście podstawowych danych technicznych nie zabraknie.
Dlaczego właściwe nerki tych trzech firm?
Otóż wydały mi się najbardziej ciekawe pod względem koncepcji projektów i jakości użytych materiałów.
Czytaj też: Moskito TI – małe urządzenia z wieloma funkcjami >>>
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |