Jak zostałeś ratownikiem na misji?
Pracę jako ratownik w pogotowiu ratunkowym zacząłem po skończeniu studiów na Akademii Medycznej we Wrocławiu w 2005 r. Później pracowałem na oddziale ratunkowym w Szpitalu Wojskowym we Wrocławiu i tam w 2006 roku do naszego kierownika oddziału przyszedł faks z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych z informacją, że są poszukiwani ratownicy medyczni na misje zagraniczne. Wtedy jeszcze misje odbywały się w Iraku, wówczas w Syrii i Libanie. Misji w Afganistanie jeszcze nie było.
Doszedłem do wniosku, że ponieważ jestem młody, żony i dzieci jeszcze nie mam, w Polsce pracuję za śmieszne pieniądze, to może spróbuję swoich sił za granicą w jakimś kontyngencie wojskowym. Skontaktowałem się z Dowództwem Operacyjnym, gdzie wyjaśniono mi, jak taka praca wygląda, jakie są możliwości i jaka jest ścieżka rozwoju. Wysłałem swoje dokumenty na rekrutację.
Od wiosny 2006 roku do lata 2007 r. w temacie nie zadziało się nic. W sierpniu 2007 r. jadąc w karetce, dostałem z Dowództwa Operacyjnego telefon z pytaniem, czy chcę lecieć na misję do Afganistanu. Byłem zdziwiony, bo dokumenty wysłałem kilkanaście miesięcy wcześniej i myślałem, że to już nieaktualny temat. Zapytałem, do kiedy mam się zdecydować. W odpowiedzi usłyszałem, że do końca tygodnia, bo akurat jest kompletowany kontyngent na drugą zmianę misji w Afganistanie i brakuje ratowników medycznych. Wróciłem do domu po dyżurze, zaparzyłem sobie kubek kawy, chwilę pomyślałem i tak trafiłem pierwszy raz do Afganistanu.
Która to obecnie Twoja misja? Czy zmieniło się coś istotnego w stosunku do pierwszej?
Obecnie jestem już siódmy rok na misji w Afganistanie, ale nie pracuję już dla polskiego wojska. Poprzez firmę australijską pracuję jako kontraktor dla amerykańskiego wojska. Wcześniej byłem pracownikiem cywilnym Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych RP.
Z polskim kontyngentem spędziłem prawie osiem zmian w Afganistanie. Później miałem pięcioletnią przerwę, bo misja się zakończyła. Rozpoczęła się nowa, Resolution Support, ale w tych nowych warunkach wojsko nie zatrudniało już ratowników cywilnych, jedynie wojskowych.
Chcąc wrócić do kraju, do którego teoretycznie nie można tak po prostu pojechać, znalazłem sobie firmę prywatną, która mnie zatrudniła i pracuję obecnie w Kandaharze na południu Afganistanu w bazie wojsk NATO.
Jakie trzeba mieć przygotowanie zawodowe, żeby zostać ratownikiem medycznym na misji?
Jeżeli chodzi o polski kontyngent, to nie było specjalnych wymagań. Trzeba było mieć dyplom ukończenia dwuletniej szkoły bądź studiów wyższych w kierunku ratownictwa medycznego oraz posiadać dwuletnie doświadczenie w zawodzie na stanowisku ratownika medycznego. Nie było żadnych innych wymagań taktycznych.
Przyznam szczerze, że jako Polacy to na początku musieliśmy się uczyć od podstaw procedur w zakresie czerwonej taktyki, jak i TC3, a pierwsze doświadczenia jako medycy na polu walki zaczęliśmy zdobywać w Iraku, później w Afganistanie. Dla mnie było to całkowicie coś obcego.
Czytaj też: Maski od Riggerów >>>
Zgłosiłem się na misję i wiedziałem, że jest tam wojna i dużo się dzieje, ale nie miałem tak do końca świadomości, jak to będzie wyglądało. Doszedłem jednak do wniosku, że skoro radzę sobie w ambulansie w Polsce, to poradzę też sobie na misji. Wiedziałem, że praca ratownika może się wiązać z wyjazdami w konwojach i na patrole. Przed wylotem wszystko mi dokładnie wyjaśniono i omówiono, ale przygotowania scricte taktycznego nie miałem i nie było takiego wymogu.
W Kielcach jest tzw. Centrum Misyjne, które przygotowywało nas do tego wyjazdu. Sprawdzano głównie stan zdrowia, kondycję, uzębienie. Trzeba było być w 100% zdrowym, aby wylecieć na taką misję. Później, od czwartej zmiany, pracowników cywilnych udających się na misję zaczęto bardziej przygotowywać także pod względem taktycznym.
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |