Antykomunistyczna Polska

Monachium, fot. elitadywersji.org
W skutek drugiej wojny światowej Polska – w zredukowanym o ok. połowę kształcie terytorialnym – została zagarnięta do strefy podporządkowanej ZSRR. Żołnierze konspiracji, Armii Krajowej, mieli kiepski wybór: albo ujawnić się i wstąpić do armii Berlinga, poddać się potulnie planom Moskwy, albo walczyć dalej w tzw. drugiej konspiracji, przeciwko nowym władzom przemocą sowietyzowanej Polski…
Tekst: Ryszard M. Zając
Zdjęcia: elitadywersji.org
Zobacz także
Krzysztof Mątecki XIII edycja Marszu „Śladami Generała Nila – Od Zmierzchu Do Świtu”

W dniach od 30 do 31 sierpnia 2024 roku na terenie Beskidu Wyspowego i Makowskiego odbyła się XIII edycja Marszu „Śladami Generała Nila – Od Zmierzchu Do Świtu”. W tegorocznej edycji wydarzenia wzięła...
W dniach od 30 do 31 sierpnia 2024 roku na terenie Beskidu Wyspowego i Makowskiego odbyła się XIII edycja Marszu „Śladami Generała Nila – Od Zmierzchu Do Świtu”. W tegorocznej edycji wydarzenia wzięła udział rekordowa liczba uczestników, która miała do pokonania 47 km górzystej trasy o łącznym przewyższeniu 2500 m.
J. West Z kroniki i wspomnień żołnierzy 1. Batalionu Szturmowego z Dziwnowa

1. batalion szturmowy JW 4101 Dziwnów – jednostka wojskowa, o której w okresie zimnej wojny, ale i później starano się mówić jak najmniej. Struktura, przeznaczenie i szkolenie jednostki były utajnione....
1. batalion szturmowy JW 4101 Dziwnów – jednostka wojskowa, o której w okresie zimnej wojny, ale i później starano się mówić jak najmniej. Struktura, przeznaczenie i szkolenie jednostki były utajnione. Na uliczkach Dziwnowa widywano żołnierzy w spadochroniarskich beretach, w polowych mundurach ues przeznaczonych dla wojsk powietrznodesantowych, z emblematami ze spadochronem, widywano ich podczas przemarszu na place ćwiczeń i poligony oraz powrotu z nich, widywano na przepustkach, w końcu widywano...
dr Anna Grabowska-Siwiec Operacja „MOST”

Przez jej uczestników i organizatorów zwana największą operacją polskich służb specjalnych. Była pierwszym poważnym zadaniem Urzędu Ochrony Państwa po jego utworzeniu w 1990 r. To również jedna z najbardziej...
Przez jej uczestników i organizatorów zwana największą operacją polskich służb specjalnych. Była pierwszym poważnym zadaniem Urzędu Ochrony Państwa po jego utworzeniu w 1990 r. To również jedna z najbardziej spektakularnych akcji tranzytowych, jakie miały miejsce na terenie naszego kraju. Wiedza o niej utknęła w meandrach historii III RP, choć przyniosła zarówno nowej służbie specjalnej, jak i młodej polskiej demokracji bardzo konkretne korzyści.
1 lipca 1945 r. Rada Jedności Narodowej, będąca wojenną namiastką polskiego parlamentu, przyjęła „Testament Polski Walczącej”. Otwierały go dwa główne postulaty: opuszczenie terytorium Polski przez wojska sowieckie oraz przez rosyjską policję polityczną, a także zaprzestanie prześladowań politycznych. Postulaty te pozostały wciąż niezrealizowane oraz aktualne przez długie powojenne lata…
Podczas tej wojny Niemcy wyrządzili Polakom najstraszliwsze zbrodnicze krzywdy i szkody. Pozbawili życia ok. 6 mln Polaków oraz Żydów, będących obywatelami Polski. Zagrabili lub zdewastowali aż 38 proc. naszego majątku narodowego, ok. 60 proc. przemysłu i ok. 50 proc. infrastruktury komunikacyjnej. Zrabowali nam ok. 43 proc. (1,5 mln) dóbr kultury o wartości ok. 12 mld USD.
Przeczytaj także: CICHOCIEMNI Łączność na „szóstkę” >>
Niemcy doszczętnie zniszczyli centra wielu miast, straciliśmy m.in. ok. 85 proc. substancji miejskiej Warszawy. Według współczesnych szacunków, straty stolicy to ok. 380 mld zł, straty Poznania i Łodzi ok. 51 mld zł. Całkiem zniszczono nasze „okno na świat” – port w Gdyni, który podczas wojny stał się bazą Kriegsmarine, bombardowaną przez aliantów.
Wskutek wojny straciliśmy zwłaszcza ok. 178 tys. km2 Kresów Wschodnich – prawie połowę ówczesnego terytorium RP. Przyznane nam przez aliantów „Ziemie Odzyskane” obejmowały obszar ok. 101 tys. km2; miały w ok. 70 proc. zdewastowaną infrastrukturę, także rozgrabioną przez Armię Czerwoną. Od stycznia 1945 grabieżą polskiego mienia dla ZSRR na całym terytorium Polski zajęło się ok. 108 tys. żołnierzy specjalnie utworzonych „oddziałów trofiejnych” (zdobycznych). Wywiozły one do ZSRR w ok. 283 tys. wagonów ok. 1,2 tys. przedsiębiorstw, tysiące kilometrów linii kolejowych, elektrycznych, telefonicznych, surowce, płody rolne, bydło i inne zagrabione Polsce mienie. Jego ówczesna wartość, według przedwojennych cen, to ok.
54 mld dolarów, obecna to grubo ponad dwa biliony złotych…
Zdrada mocarstw
Niemiecka agresja oraz ideologiczne rojenia o „rasie panów” cofnęły Polskę w rozwoju co najmniej o kilkanaście lat! Według przeprowadzonych zaraz po wojnie szacunków rządowego Biura Odszkodowań Wojennych, straty wynikające z okupacji niemieckiej sięgnęły około 258 mld przedwojennych złotych. To aż 13 razy więcej niż dochód narodowy Polski w 1938 roku! Wartość tych strat, według najnowszych ustaleń, to szacunkowo ok. sześć bilionów złotych! Choć jako pierwsi stawiliśmy opór Hitlerowi, a polska krew przelewana była nieomal na wszystkich frontach świata – nie otrzymaliśmy należnych nam reparacji jako rekompensaty za zauważalną choćby część naszych wojennych strat.
Powojenny, tragiczny los Polaków i naszego państwa rozstrzygnął się jednak znacznie wcześniej, niż się powszechnie sądzi. Wcale nie na konferencjach wielkich mocarstw. Już niecałe dwa tygodnie po agresji Niemiec na Polskę, 12 września 1939 r., w Abbeville, premierzy Wielkiej Brytanii – Neville Chamberlain oraz Francji – Edouard Daladier zdecydowali, że los Polski będzie zależał od wyniku wojny. Bierność i obojętność wobec kwestii dla nas kluczowej – utrzymania niepodległości Ojczyzny – były odtąd stałymi cechami postępowania zachodnich mocarstw: zwłaszcza Wielkiej Brytanii oraz USA.
19 czerwca 1940 r. nowy brytyjski premier Winston Spencer Churchill zakończył ugodową i kunktatorską politykę angielską wobec Hitlera. Ale rozpoczęła się – o czym Polacy przekonali się znacznie później – oszukańcza gra Wielkiej Brytanii wobec Polski. Tej cynicznej postawy nie zmieniła nawet zbrodnia katyńska. Brytyjczycy aktywnie działali w interesie Stalina, zaś brytyjskie Special Operations Executive (SOE, Kierownictwo Operacji Specjalnych) od drugiej połowy 1941 ściśle współpracowało z sowieckim NKWD. Po pierwszym skoku cichociemnych do Polski (15/16 lutego 1941 r.), SOE zorganizowało co najmniej trzy zrzuty dla sowieckich agentów. Później NKWD samodzielnie wysyłało do naszego kraju spadochroniarzy Stalina.
„Kroplówka zrzutowa” dla AK
Wymownym dowodem stałego oszukiwania Polaków była znikoma skala lotniczej pomocy dla Armii Krajowej podczas wojny. Byliśmy zależni od Brytyjczyków, użyczających nam swoich samolotów na potrzeby przerzutu lotniczego. Anglicy nie dotrzymywali własnych ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza – w sezonie operacyjnym 1941/42 zaplanowano 30 lotów do Polski, wykonano tylko 11; w 1942/43 – zaplanowano 100 lotów, wykonano ledwo 46; w 1943/44 miało być trzysta lotów ze zrzutami dla AK, było tylko 172.
To była zaledwie „kroplówka zrzutowa” dla Armii Krajowej. Według moich obliczeń pomoc zaopatrzeniowa SOE dla AK zmieściłaby się w jednym, niedużym pociągu towarowym. Do Polski zrzucono tylko 670 ton zaopatrzenia (4802 zasobniki, 2971 paczek, 58 bagażników), z czego odebrano 443 tony. W tym samym czasie SOE zdecydowało o zrzuceniu do Jugosławii ponad sto dziesięć razy więcej, tj. 76 117 ton zaopatrzenia; do Francji 10 485 ton, a do Grecji 5796 ton. W Londynie bardzo obawiano się, zwłaszcza pod koniec wojny, że AK użyje zrzutowej broni przeciwko Armii Czerwonej…
Do Polski przerzucono tylko 316 cichociemnych, choć Oddział VI (Specjalny) przeszkolił do zadań specjalnych 533 spadochroniarzy. Całe wsparcie finansowe Brytyjczyków dla Polski stanowiło zaledwie ok. 2/3 wydatków Wielkiej Brytanii na wojnę, poniesionych (statystycznie) JEDNEGO dnia. Po wojnie wystawili Polsce „fakturę”, m.in. zabierając część polskiego złota. Tak bardzo Brytyjczycy wspierali Polaków oraz pomagali Polsce…
Sami jesteście temu winni…
W finale wojny, zachodni alianci zmieniając siłą granice Polski, publicznie podeptali własne zasady, ustanowione w Karcie Atlantyckiej. Na konferencjach w Teheranie i Jałcie nie tylko „okroili” o połowę nasze państwo, ale także oddali całą Polskę pod „zwierzchnictwo” Stalina. Po wybuchu Powstania Warszawskiego, angielski premier Churchill już 2 sierpnia 1944 r. kłamliwie „bredził” w brytyjskim parlamencie: „Armie rosyjskie stoją obecnie u wrót Warszawy. Przynoszą one za sobą oswobodzenie Polski. Ofiarują Polakom wolność, suwerenność, niepodległość”.
Powstanie Warszawskie upadło wobec przeważających sił wroga, w konsekwencji relatywnie słabych sił powstańczych, przy słabym i zbyt późnym wsparciu zachodnich aliantów oraz celowej bierności Stalina. W mojej ocenie miało szansę na wygraną. Ale tylko wtedy, gdyby było dobrze przygotowane, świetnie zrealizowane, także w odpowiednich okolicznościach zewnętrznych. Ale właśnie tego wszystkiego zabrakło. Przede wszystkim zbyt długo zwlekano ze zrzutami broni dla powstańców.
Dzięki akcji „Burza” oraz powstaniu Stalin mógł skutecznie realizować swój plan niszczenia Armii Krajowej. Pomagali mu rozmaici „pożyteczni idioci”, także po polskiej stronie, w tym szczególnie zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza ds. krajowych – gen. Stanisław Tatar. Prof. Stanisław Salmonowicz podkreśla: „Najnowsze badania naukowe grzebią obraz generała Tatara jako realisty; w istocie był u boku Stanisława Mikołajczyka głównym protagonistą idei powstania, dla niej wstrzymał bezprawnie depeszę Naczelnego Wodza wzywającego do ostrożności, a po klęsce sprytnie tuszował swoją rolę inspiratora”.
Wkrótce dobiły nas ustalenia aliantów w Jałcie. W lutym 1945 r. gen. Władysław Anders z wyrzutem mówił Churchillowi: „Polska pierwsza krwawiła w tej wojnie i poniosła ogromne straty. Była sojuszniczką Wielkiej Brytanii od początku i w najcięższych dla niej chwilach. Na obczyźnie zdobyliśmy się na największy wysiłek, na jaki stać było żołnierza, w powietrzu, na morzu i lądzie. W Kraju zorganizowaliśmy największy ruch oporu przeciwko Niemcom. Żołnierz walczył o Polskę, walczył o wolność swojego Narodu. Co dzisiaj, my dowódcy, mamy powiedzieć żołnierzowi?”. Usłyszał arogancką i cyniczną odpowiedź brytyjskiego premiera: „Wy sami jesteście temu winni. (…) Mamy dzisiaj dosyć wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może Pan swoje dywizje zabrać. Obejdziemy się bez nich”.
Zachodni świat cynicznie zaakceptował w czerwcu 1945 także ewidentnie naruszające prawo międzynarodowe wyroki, zapadłe w procesie podstępnie aresztowanych i wywiezionych do Moskwy szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Jako jeden z nielicznych publicznie protestował George Orwell: „Polacy zostali oskarżeni o to, że usiłowali zachować niepodległość własnego państwa, jednocześnie przeciwstawiając się narzuconemu ich krajowi marionetkowemu rządowi, jak również o to, że pozostali wierni rządowi w Londynie, który był w tym czasie uznawany przez cały świat, wyjąwszy ZSRR”.
Takie były przerażająco smutne powojenne polskie realia. W kraju wielu Polaków, także cichociemnych, nie zwabiły miraże świetlanej przyszłości chłopów i robotników w „nowym wspaniałym państwie” według sowieckiego wzoru. Gremialnie nie akceptowali nowej władzy z sowieckiego nadania, nie chcieli Polski jako formalnej bądź nieformalnej 17. republiki ZSRR.
Prawie pół miliona Polaków zaangażowało się w powojenne powstanie antykomunistyczne. Nie mieli jednak szans na zmianę losu Polski – pozostawieni bez pomocy zostali pokonani wskutek zdrady mocarstw, nieporadności „polskiego Londynu” i sowieckiego terroru.
Powojenne losy cichociemnych
Cichociemni byli elitą Armii Krajowej, z 316 wojnę przeżyło 214, spośród nich kilkudziesięciu przebywało na zachodzie, ponadto wskutek represji aż 59 musiało uciekać z Polski. Prawie wszyscy spośród tych, którzy przeżyli, mieli już za sobą tragiczne doświadczenie „akcji Burza” oraz Powstania Warszawskiego, w wyniku których ogromne straty poniosła Armia Krajowa, systematycznie niszczona na rozkaz Stalina. Koniec wojny nie oznaczał zakończenia walki – w komunistycznych więzieniach w Polsce osadzono aż 81 cichociemnych, 19 skazano na śmierć, 22 na wieloletnie więzienie, 9 lub 10 zamordowano. Ogółem represjonowano aż 103, aż 83 zesłano do sowieckich łagrów. Ostatni cichociemny wyszedł z łagru dopiero w roku 1956…
Według moich ustaleń, po rozwiązaniu Armii Krajowej, formalnie w styczniu 1945 r., co najmniej 30 cichociemnych otrzymało przydział do kadrowej organizacji wojskowej „NIE”. Tworzono ją głównie na Kresach Wschodnich, dawnych ziemiach II RP zagarniętych przez ZSRR. Urodziło się tam 77 cichociemnych, 20 z nich poległo. Przypuszczam, że do „NIE” wstąpili wszyscy lub prawie wszyscy cichociemni z Kresów, znajdujący się pod koniec 1944 w Polsce, czyli 57 z ocalałych. To zagadnienie wciąż słabo zbadane przez historyków.
Komendantem „NIE” został cichociemny gen. bryg. Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek. Nowa organizacja polityczno-wojskowa miała działać w konspiracji aż do odzyskania przez Polskę niepodległości. Pierwsze instrukcje oraz pieniądze na działalność (ok. 2 mln USD) przywiózł do kraju cichociemny Roman Rudkowski, po raz drugi przerzucony do Polski w operacji lotniczej „Poldek 1” (16/17 października 1944). Zanim „NIE” rozwinęło skrzydła, rozpoczęta znacznie wcześniej „akcja Burza”, później również Powstanie Warszawskie, obiektywnie spowodowały ogromne straty Armii Krajowej oraz dekonspirację wobec Sowietów wojskowych struktur konspiracyjnych. Komendant „NIE”, gen. Okulicki, przyjął fałszywe sowieckie „zaproszenie na rozmowy”, został wywieziony do Moskwy, w „procesie szesnastu” skazany na dziesięć lat więzienia, a 24 grudnia 1946 r. zamordowany w celi sowieckiego więzienia NKWD na Łubiance.
Wbrew przyjętej przez rząd RP 26 października 1943 „Instrukcji dla Kraju” Armię Krajową obowiązywał osobliwy rozkaz, przyjęty jako fundament akcji „Burza” – „miejscowy dowódca polski winien zgłosić się wraz z mającym się ujawnić przedstawicielem cywilnej władzy administracyjnej u dowódcy oddziałów sowieckich i stosować się do jego życzeń”. Jego autorem był gen. Stanisław Tatar, najpierw autor tych planów w Komendzie Głównej AK, potem zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza do spraw krajowych w Londynie. Tatar był zawsze silnie prosowiecki, z tego właśnie powodu został przez dowództwo AK: gen. Bora-Komorowskiego oraz gen. Pełczyńskiego, pod koniec kwietnia 1944 r. „zesłany do Londynu”. Niestety, wskutek splotu różnych okoliczności został tam osobą faktycznie decydującą o losach Armii Krajowej w okupowanej Polsce.
Lis w kurniku
Emigracyjny historyk i pisarz Andrzej Pomian vel Bohdan Sałaciński podkreśla: „Tatar był człowiekiem brutalnym i prymitywnym. (…) Przez ponad pół roku codziennie razem jadaliśmy śniadanie. Wyłuszczał mi wtedy swoje poglądy. Uważał, że Związek Sowiecki stanie się niebawem na wszystkich ziemiach polskich decydującym czynnikiem siły. Tak samo i ja oceniałem, na tym jednak kończyły się podobieństwa. Tatar był bowiem zdania, że w tych warunkach Polska powinna wejść w układy z Moskwą, poczynić na jej rzecz ustępstwa i zmienić orientację z prozachodniej na prosowiecką”.
Już 18 kwietnia 1944, w dniu przylotu Tatara z okupowanej Polski do Londynu, mjr/ppłk. dypl. Jan Jaźwiński, odpowiedzialny za organizację lotniczego wsparcia dla Armii Krajowej, nie krył swoich obaw: „Rozumiem, że najłatwiej było pozbyć się jego z Kraju. (…) zjawienie się Tatara w Londynie może mieć bardzo poważne i nieobliczalne skutki. Tatar może działać w Londynie jako pełnomocnik dowódcy AK. Obawiam się, że Tatar może najłatwiej porozumieć się z Mikołajczykiem, który od dłuższego już czasu idzie po linii przypodobania się Sowietom, względnie prosowieckim grupom brytyjskim i amerykańskim, aby uzyskać uznanie rządów obu aliantów, a w szczególności Roosevelta. Mikołajczyk i Tatar są podobni, politycznie ciemni, żądni władzy”.
Po faktycznym rozpadzie „NIE” i aresztowaniu jej komendanta, w maju 1945 gen. Władysław Anders zdecydował o utworzeniu Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Zaangażowało się w jej działania co najmniej 43 cichociemnych. Delegatura miała organizować w Polsce „opór przed sowietyzacją”. Jej struktury z konieczności tworzono w oparciu o zdekonspirowaną już w większości kadrę dowódczą Armii Krajowej. W czerwcu 1945 bezpieka rozpoczęła pierwsze aresztowania, w tym samym miesiącu powstał w Polsce komunistyczny rząd. Po uznaniu go przez państwa koalicji antyhitlerowskiej, Naczelny Wódz nakazał w lipcu rozwiązanie Delegatury, bo „wojskowa działalność konspiracyjna stoi w sprzeczności z podjętą obecnie w kraju jawną akcją polityczną”.
„Polski Londyn” był podzielony, konspiracja niepodległościowa na emigracji – podobnie jak władze państw zachodnich – nie miała klarownej koncepcji walki o wolną Polskę. Gdy w kraju Żołnierze Wyklęci wykrwawiali się w walce o niepodległą Ojczyznę, Tatar – generał zdrajca – realizował swoją prywatną politykę z chęci zrobienia kariery w „nowej Polsce”. Cichociemny płk Bruno Nadolczak mówił o niej otwarcie: „Z końcem grudnia 1944 Brytyjczycy zawiesili operacje do Polski z powietrza. Kurierzy dochodzili drogą naziemną i z reguły wpadali w ręce UB na melinach kontaktowych (…). W Londynie przekonałem się bez większych trudności, że wyjście każdego kuriera do kraju oraz adresy kontaktowe w Polsce były przekazywane urzędującej w stolicy Wielkiej Brytanii misji warszawskiej [przedstawicielom władz „Polski Ludowej” – przyp. RMZ]. (…) Londyn sypał własne podziemie w kraju...”.
Naczelna zasada – brak zasad
Sowieckie służby specjalne od początku swego istnienia działały nieszablonowo i globalnie. Jak zauważają znawcy, „Bolszewicy ze swoim kryminalno-konspiracyjnym doświadczeniem (…) byli jak gangsterzy dopuszczeni do tajnych materiałów szkoleniowych policji. Wiedzieli, jak użyć nowej wiedzy, gdzie są jej słabe punkty i co zrobić, by je usunąć” (Marek Świerczek, „Fenomen sowieckich służb specjalnych”). Ich główną zasadą był brak zasad w dążeniu do skuteczności. Potęga zachodnich służb specjalnych (zwłaszcza CIA) miała zaistnieć długo po zakończeniu II wojny światowej. Do tego czasu wciąż tkwiły one w stanie mocnej naiwności, były we wczesnej fazie „dojrzewania”. To kluczowa przyczyna przegranej w konfrontacji z sowieckim imperializmem.
Przez całą wojnę zachodni alianci byli silnie infiltrowani przez sowieckich szpiegów i agentów wpływu. Amerykańska administracja była wręcz „naszpikowana” sowiecką agenturą. Nawet w bezpośrednim otoczeniu prezydenta USA Roosevelta działali sowieccy szpiedzy. Byli wśród nich m.in.: jego najbardziej zaufany doradca Harry Hopkins, agent KGB czy doradca podczas konferencji jałtańskiej Alger Hiss, cwany agent sowieckiego wywiadu wojskowego GRU oraz sekretarz generalny ONZ. Podczas II wojny światowej amerykańskie OSS (późniejsze CIA) ściśle współpracowało z sowieckim KGB. Wskutek sowieckich działań USA m.in. milczało w sprawie Katynia, zgodziło się na pozbawienie Polski Kresów Wschodnich oraz zaakceptowało po wojnie marionetkowy rząd Stalina w Polsce.
Nie lepiej było w Wielkiej Brytanii. To wydaje się być niewiarygodne, ale angielskie MSZ (Foreign Office) nie miało ani jednego dyplomaty znającego choćby język rosyjski, a dla decydentów źródłem wiedzy o ZSRR był ministerialny Dział Badań (Research Department) w którym pracowali kryptokomuniści. Było jeszcze gorzej, niż można byłoby przypuszczać – przez długie lata, od początku wojny aż do lat pięćdziesiątych, funkcjonowała w strukturach najwyższych brytyjskich władz nadzwyczaj groźna sowiecka siatka szpiegowska, tzw. piątka z Cambridge. W jej składzie był osławiony Kim Philby z brytyjskiej MI6/SOE, który w tajnym ośrodku w Bealieu (STS 34) szkolił m.in. kandydatów na cichociemnych. Także brytyjski oficer wywiadu Anthony Blunt z MI5, nadzorujący zagraniczne placówki dyplomatyczne w Londynie – okazał się dla NKWD bardzo cennym źródłem informacji na temat działań emigracyjnego polskiego rządu.
Historyk Zbigniew S. Siemaszko, w kontekście Philby’ego oraz Tatara zauważa, że „padli ofiarą brytyjskich czy też polskich donosów” m.in. rtm. Witold Pilecki, a także cichociemni: kpt. Adam Boryczka, mjr Bolesław Kontrym, rtm. Andrzej Czaykowski.
We wrześniu 1945 r. z „polskiego Londynu”, po rozwiązaniu „NIE” i Delegatury Sił Zbrojnych, wysłano antykomunistycznej partyzantce w Polsce zalecenie wyjścia z wojskowej konspiracji. Utworzono organizację konspiracyjną Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, właściwie pod nazwą „Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawisłość”. Zaangażowało się w jej działalność co najmniej 32 cichociemnych, w tym kilku na emigracji, m.in. płk cc Adam Boryczka, który był kurierem Delegatury Zagranicznej WiN. Na początku 1946, z inicjatywy Zrzeszenia WiN, zorganizowano też Komitet Porozumiewawczy Organizacji Polski Podziemnej. Efektem jego działań był m.in. Memoriał do Rady Bezpieczeństwa ONZ, alarmujący o zbrodni wobec Polski – trwającym „procesie stopniowego wchłaniania jej przez obcy organizm sowiecki”…
Zdrada generała Tatara
„Swoją” organizację w „polskim Londynie” miał także gen. Stanisław Tatar – zdrajca sprawy polskiej. Pod koniec wojny, w wyniku likwidacji podlegającego mu wówczas Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, dysponował znacznymi aktywami: częścią zagranicznych placówek, łącznością, złotem Funduszu Obrony Narodowej. Przede wszystkim przejął ok. 6,5 mln dolarów przeznaczonych do przerzucenia przez cichociemnych do Polski. Znaczna część tego majątku została ukryta przed emigracyjnym rządem RP i Naczelnym Wodzem. Wraz z dwoma podobnymi do siebie renegatami: ppłk. Marianem Utnikiem i ppłk. Stanisławem Nowickim, utworzył tajną „centralę konspiracyjną Hel” oraz formalnie jawną, ale przykrywkową Fundację „Drawa”. Tatarowska „centrala Hel” utrzymywała łączność z funkcjonującymi w Polsce resztkami struktur AK, organizacji „NIE” oraz Zrzeszenia „WiN”.
Historyk Zbigniew S. Siemaszko podkreśla: „Tajna organizacja montowana przez Tatara i jego głównych pomocników, Nowickiego i Utnika, była oparta na fałszerstwie. Polegało ono na tym, iż na zewnątrz występowali oni jako niepodległościowcy, działający zgodnie z legalnymi władzami znajdującymi się na emigracji, natomiast w rzeczywistości byli zdecydowanymi zwolennikami uległości, którą wprowadzał Mikołajczyk”. Jest prawie pewne, że ta parszywa trójka zadenuncjowała bezpiece wielu patriotów. Tylko wskutek przekazania komunistom przez Tatara archiwum Oddziału VI (Specjalnego) bezpieka zidentyfikowała w Polsce ponad 12,5 tys. osób, uznanych za wrogów nowego ustroju. Zachowały się również listy Utnika do szefa komunistycznego wywiadu wojskowego gen. Wacława Komara (właśc. Mendel Kossoj), w których wspólnik Tatara potwierdza ustalenia w sprawie tworzenia w Wielkiej Brytanii trzech siatek wywiadowczych, pracujących na rzecz bezpieki.
Do sierpnia 1945 Tatar pozorował wspieranie działań niepodległościowych, potem na krótko przytulił Mikołajczyka i „jałtańczyków”, by ostatecznie z premedytacją dopuścić się zdrady. Współczesne badania historyczne niezbicie tego dowodzą. W najnowszej publikacji (z 2021), historyk Daniel Koreś podkreśla jednoznacznie: „W końcu maja 1947 r. gen. bryg. Stanisław Tatar i jego wspólnicy – płk dypl. Stanisław Nowicki oraz ppłk dypl. Marian Utnik – zdecydowali się jawnie na współpracę z komunistycznym wywiadem wojskowym. Pod płaszczykiem szczytnych celów, za zdefraudowane pieniądze z funduszu „Drawa” oraz złoto Funduszu Obrony Narodowej, należące do polskiego rządu na emigracji, kupowali sobie faktycznie lepszą przyszłość w Polsce Ludowej. Tak przynajmniej sądzili (…)”.
W takim kontekście nie może dziwić, że ogromny majątek państwowy II RP – faktycznie „sprywatyzowany” przez Tatara – nie posłużył nigdy do wsparcia emigracyjnych środowisk niepodległościowych. Wobec braku środków na działalność, musiały korzystać z pomocy zachodnich służb specjalnych, które przekazały im łącznie ok. milion dolarów – znacznie mniej niż jedną szóstą tego, czym wtedy dysponował gen. Tatar.
Operacja „Cezary”
Rozbicie Zrzeszenia WiN stało się głównym celem komunistycznej bezpieki. Zrzeszenie utworzono – niestety – w oparciu o znane wcześniej bezpiece struktury AK-NIE-DSZ, było więc dość słabo zakonspirowane. Po masowych aresztowaniach i represjach jego liczebność spadła z ok. 30 tys. do ledwo kilkuset osób. Znaczny wpływ na to miały pokazowe procesy polityczne przeciwko czterem kolejnym Zarządom Głównym WiN, w których „władza ludowa” – realizując scenariusz NKWD – łącznie skazała 43 osoby, w tym 23 na śmierć. W wyniku terroru, w toku prowadzonych śledztw przeciwko WiN, komunistyczna bezpieka rozpracowała jego struktury, nawet przejęła archiwum Zrzeszenia. Wtedy zdecydowano o wprowadzeniu do polskiej konspiracji patriotycznej komunistycznego „konia trojańskiego”.
Na przełomie kwietnia i maja 1948 rozpoczęła się – oczywiście pod sowieckim nadzorem – prowokacyjna gra operacyjna pod kryptonimem „Cezary”. Zdrajca Stefan Sieńko, niegdyś szef Biura Studiów Wydziału Informacji IV Zarządu Głównego WiN, uwiarygodnił fałszywą, tzw.
V Komendę WiN oraz wprowadził do konspiracji funkcjonariusza bezpieki Henryka Wendrowskiego. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego utworzyło specjalny Wydział III „A” w Departamencie III, pozorujący konspiracyjną działalność antykomunistyczną w Polsce. Dzięki kilkudziesięciu agentom – fałszywym działaczom „WiN”, skutecznie zinfiltrowano autentycznie konspiracyjne struktury niepodległościowe, likwidowano antykomunistyczne oddziały partyzanckie.
Celem gry bezpieki było sparaliżowanie działań patriotów w Polsce, także rozpracowanie i rozbicie niepodległościowych środowisk polonijnych na Zachodzie. W propolskie działania na emigracji aktywnie włączyli się również cichociemni. Dyrektorem Radia Wolna Europa został kpt. cc Jan Nowak-Jeziorański z Polskiego Ruchu Wolnościowego Niepodległość i Demokracja (NiD). Działał w nim także płk cc Adam Boryczka, w latach 1945–1954 kurier Delegatury Zagranicznej „WiN”, który pięciokrotnie przyjeżdżał do Kraju. W Delegaturze o wolną Polskę walczyli również inni cichociemni – mjr cc Bohdan Kwiatkowski, mjr cc Zdzisław Sroczyński (skoczył do Polski w 1946), mjr cc Benon Łastowski (skoczył do Kraju w 1952); na terenie RFN kpt. cc Stanisław Kolasiński oraz kpt. cc Franciszek Rybka, jako szef placówki łączności w Mannheim. Cichociemny ppłk pil. dypl. Roman Rudkowski werbował polskich pilotów do lotów w tajnych operacjach CIA w Europie, realizujących doktrynę sekretarza stanu J.F. Dullesa – wypierania komunizmu (Roll back). Do dzisiaj nie wszystko ujawniono, według moich ustaleń w operacjach specjalnych uczestniczyło ok. dziewięciu cichociemnych.
Sowieci mieli jednak spore doświadczenie. Operacja „Cezary” była pod względem metod kontynuacją wcześniejszych sowieckich operacji CzeKa, GPU, OGPU, NKWD, NKGB i MGB, w tym zwłaszcza „Trust” oraz „Syndykat”. Jeszcze w pierwszej połowie lat dwudziestych wykreowano w Rosji Sowieckiej fikcyjną antybolszewicką konspirację współpracującą z ośrodkiem białych emigrantów na zachodzie. Operację „Syndykat” wymierzono w działający w Warszawie w 1920 Rosyjski Komitet Polityczny Borysa Sawinkowa. Metodę tworzenia fikcyjnych struktur antysowieckich KGB (działające pod okresowo zmieniającymi się nazwami) stosowało odtąd wielokrotnie: m.in. przeciwko strukturom ZWZ we Lwowie, Litewskiej Armii Wolności czy niepodległościowemu ruchowi na Łotwie.
Wskutek „operacji Cezary”, prowadzonej w powojennej Polsce, bezpieka zdobyła kluczowe informacje, m.in. „Plan Wulkan” (wskazujący cele do zniszczenia na wypadek wybuchu III wojny św.) oraz 17 radiostacji i ponad milion dolarów, przekazanych na działalność faktycznie fikcyjnych struktur WiN w Polsce. 27 grudnia 1952 prowokacyjna „V Komenda WiN” rzekomo „ujawniła się”, bezpieka wkrótce aresztowała ok. 230 autentycznych konspiratorów, 15 z nich skazano na śmierć, 55 na długoletnie więzienie. Według obecnej wiedzy, zakończenie w taki sposób infiltracji krajowych i zachodnich struktur WiN wynikało z decyzji podjętych w Moskwie. KGB miało bowiem świadomość, że zachodnie służby specjalne zorientowały się już w komunistycznej prowokacji, dlatego trzeba było zakończyć grę.
Rozdmuchana „afera Bergu”
Zanim to nastąpiło, dzięki wsparciu finansowemu brytyjskich (SIS) i amerykańskich (CIA) służb, działacze emigracyjnej Rady Politycznej, głównie ze Stronnictwa Narodowego, zorganizowali w Niemczech dwie tajne placówki: „Północ” w Oerlinghausen (później w Mülhein) oraz „Południe” w Rottach k. Tegernsee (potem w Monachium, następnie w Bergu). Miały one pozyskiwać informacje, szkolić i przerzucać wywiadowców. Wysyłano do Polski konspiracyjne materiały w „paczkach specjalnych” z puszkami o podwójnych ściankach, zorganizowano ok. 47 wypraw kurierskich, kilkadziesiąt tzw. punktów informacyjnych.
Wkrótce rozpoczęto szkolenie konspiratorów do pracy w komunistycznej Polsce. W nocy 4/5 listopada 1952 dwaj przeszkoleni kursanci: Dionizy Sosnowski oraz Stefan Skrzyszowski, po starcie samolotu z lotniska USAF w Wiesbaden (RFN) skoczyli ze spadochronem w rejonie Koszalina. Wskutek infiltracji krajowych i zachodnich struktur WiN przez bezpiekę, 6 grudnia zostali aresztowani, 16 lutego skazani na śmierć, 15 maja 1953 wyrok wykonano. Ich szczątki odnaleziono w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach dopiero w maju 2013.
23 grudnia 1952 pracownicy ośrodka „Południe” w Bergu: Jan Ostaszewski (Paweł Choma) i Wanda Macińska (Wanda Weber) – faktycznie agenci komunistycznej bezpieki – zgłosili się do konsulatu PRL w Berlinie Wschodnim, rzekomo przekazując wtedy informacje o kurierach i finansowaniu obu ośrodków przez zachodnie służby. Dzień wcześniej Ostaszewski wraz z dwoma innymi agentami UB w toalecie restauracji w Berlinie Zachodnim zamordował kolegę z berlińskiej ekspozytury ośrodka w Bergu. Nad ranem znaleziono ciało powieszone na rurze wodociągowej; sekcja zwłok wykryła w żołądku silny środek usypiający.
Aresztowania, procesy, wyroki, wykorzystywane przez komunistyczną propagandę, wywołały kontrowersje w środowiskach Polonii. Były kierownik ośrodka „Północ” Kazimierz Tychota m.in. oskarżył ośmiu polityków o „działanie na szkodę interesu narodowego”. Prezydent RP August Zaleski publicznie zarzucił (opozycyjnej wobec niego) Radzie Politycznej prowadzenie działalności agenturalnej. Emigracyjny premier RP Stanisław Mackiewicz opublikował broszury pt. „O handel śmiercią” (życiem kurierów i konspiratorów) oraz „O sąd obywatelski nad handlarzami śmiercią”. 23 sierpnia 1953 Jan Matłachowski, były członek władz Stronnictwa Narodowego – jak ustalono później, współpracownik bezpieki – zorganizował w tej sprawie konferencję prasową w Londynie.
W celu wyjaśnienia „afery Bergu” we wrześniu 1954 Tymczasowa Rada Jedności Narodowej powołała specjalną komisję, która w styczniu 1956 opublikowała swoje sprawozdanie. Komisja uznała, że łączność z Krajem, choć organizowana „za pieniądze sojusznicze”, była w polskim interesie i nie miała charakteru agenturalnego. Komisja ustaliła także, że wówczas Tatar i Utnik dysponowali ok. 5 mln dolarów, przy czym „po zakończeniu działań wojennych wydało się, że gen. Tatar zataił ponad dwa miliony dolarów i ukrył je we Francji. (…) W wyniku dochodzeń gen. Tatar został zwolniony ze stanowiska”.
Pomimo konkluzji zawartych w sprawozdaniu Komisji, „afera Bergu” na wiele lat utrudniła zjednoczenie emigracyjnych środowisk niepodległościowych. Komunistyczna propaganda sprawiła, że środowiska polonijne dość obłudnie uznały powojenną współpracę działaczy organizacji niepodległościowych z zachodnimi wywiadami za moralnie naganną. Zupełnie niesłusznie, bo nie miała przecież charakteru agenturalnego, prowadzona była w polskim interesie, nawet dość podobnie jak podczas wojny. Podobnego moralnego oburzenia nie doczekaliśmy się do dzisiaj, w reakcji na haniebne poczynania gen. Stanisława Tatara – defraudanta państwowych pieniędzy oraz zdrajcy polskiej racji stanu…