Stazy taktyczne, a raczej dedykowane opaski zaciskowe produkowane na potrzeby armii i służb mundurowych, w ostatnich latach doczekały się wielu ciekawych rozwiązań. Różnią się zarówno wyglądem, wagą, jak i sposobami zaciskania i zabezpieczenia przed przypadkowym zwolnieniem.
Warunkiem wykorzystania stazy jako elementu indywidualnego wyposażenia jest przede wszystkim możliwość użycia jej do zabezpieczenia obrażeń kończyn przez rannego operatora i stąd wybór jak najprostszej i zarazem najskuteczniejszej opcji.
Biorąc pod uwagę wykorzystanie staz taktycznych w wielu konfliktach zbrojnych i ich skuteczność bez wątpienia widać potrzebę rozwoju tej ścieżki ratownictwa. Znamy przypadki, gdzie poszkodowani opowiadali o swoich obrażeniach, działaniach ratowniczych (samoratowaniu), mając jednocześnie wiedzę, że gdyby nie staza – raczej nie byłoby szans na opowiadanie o czymkolwiek.
W 1996 roku, po trzech latach prac nad opracowaniem nowoczesnego modelu działań ratowniczych w środowisku taktycznym (operacji specjalnych), zgodnie z zamówieniem wojsk specjalnych amerykańskie firmy stanęły na wysokości zadania i opracowały opaskę zaciskową, która nie tylko jest skuteczna po założeniu, ale również, a może i przede wszystkim, jest możliwa do założenia przez samego żołnierza na samym sobie (Uzupełnij brakujący ekwipunek). Zdecydowanie poprawiło to przeżywalność na polu walki i jednocześnie zmieniło pogląd na realizację działań ratowniczych na tymże polu.
Zgodnie z wytycznymi, które po raz pierwszy pojawiły się właśnie w 1996 roku, Tactical Medicine in Special Operations (Military Medicine) – Medycyna Taktyczna w Operacjach Specjalnych (Medycyna Wojskowa) – tamowanie krwotoków z kończyn wskazane zostało jako priorytet i odpowiedzialność samego rannego.
Posiadanie wyposażenia, które było dostępne „pod ręką” i umiejętne jego wykorzystanie, znacznie zmniejszyło liczbę zgonów na polu walki. Pojawienie się coraz bardziej dostępnych autonomicznych środków opatrunkowych również zmieniło taktykę działań.
Do tej pory medyk był odpowiedzialny za udzielanie pomocy każdemu rannemu żołnierzowi, dlatego bez względu na zagrożenie i sytuację taktyczną ruszał pomagać potrzebującym… często z tragicznym dla niego skutkiem.
Taktyka pola walki w tym zakresie przerzuciła odpowiedzialność na każdego operatora, by ten samodzielnie starał się zabezpieczyć obrażenia stanowiące bezpośrednie zagrożenie życia, a następnie dopiero w najbliższym – bezpiecznym momencie medyk docierał i kontynuował działania ratownicze.
Bardzo często o przeżyciu decydują sekundy… nie bez przyczyny wśród ratowników rozpowszechniane jest hasło „ratuj każdą krwinkę”. Utrata krwi przekraczająca ok. 40% i ponad jej pojemności całkowitej jest już stanem zagrożenia życia, którego nie możemy w warunkach przedszpitalnych uratować.
Osobom niezwiązanym z ratownictwem medycznym warto zaznaczyć, że „wpompowanie” w takiego poszkodowanego płynów dostępnych w ambulansach jest wyłącznie próbą „chwytania się brzytwy przez tonącego”. Płyny (krystaloidy i koloidy) nie przenoszą tlenu, składników odżywczych – w związku z czym mają ograniczone właściwości znacznie różniące się od preparatów krwi czy krwi pełnej.
Stąd istniejąca potrzeba natychmiastowego „zakręcenia kurka” u takiego poszkodowanego w celu zachowania jak największej ilości krwi własnej.
Biorąc pod uwagę zapytania wielu osób rozpoczynających pracę ze stazami, należy wspomnieć, że w zależności od rodzaju i upodobań będziemy musieli przygotować się na jej przenoszenie i samodzielne użycie. Z uwagi na to, że osobiście „wychowałem się” na dwóch modelach i je na dodatek mam i używam – skupię się wyłącznie na nich. Postaram się też przybliżyć stazę, która ostatnio przykuła moją uwagę ze względu na prostotę użycia i przede wszystkim wagę.
Czytaj też: Medycyna zza barykady >>>
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |