Powstanie Warszawskie 2.0, czyli „kotwica” z hashtagiem
Patronat medialny SPECIAL OPS
Fot. BB
Czy było warto? – to pytanie w ostatnich latach rozliczania naszej historii pada bardzo często w kontekście Powstania Warszawskiego. Jednocześnie pojawiają coraz to nowe sposoby przedstawienia historii „63 dni chwały”: od tzw. odzieży patriotycznej i tatuaży, przez biegi pamięci, różne formy medialne (filmy, jak „Miasto 44”, komiksy, akcje w mediach społecznościowych) po interaktywne, oddziałujące na wyobraźnię prezentacje muzealne czy publikacje naukowe. Nietrudno wpaść w pułapkę patetyczności, banału, nietrudno również obrazić pamięć po poległych. Tym trudniejsze zadanie stało przez Kubą Pawełkiem, który podjął się przeniesienia Powstania z 1944 o 70 lat później, do 2014 roku. Wyszedł z tego zwycięsko, między wierszami zadając ważne pytania: choćby takie, czy w dzisiejszych czasach, współcześni nam 20-letni „Kolumbowie XXI wieku” uznaliby, że warto.
Zobacz także
Ireneusz Chloupek Latarki na broń Mactronic - T-FORCE PSL i LSR
Spółka Mactronic z Wrocławia to najbardziej rozpoznawalny, czołowy producent oświetlenia bateryjnego oraz akumulatorowego i dostawca takiego sprzętu dla służb mundurowych w naszym kraju, z ofertą około...
Spółka Mactronic z Wrocławia to najbardziej rozpoznawalny, czołowy producent oświetlenia bateryjnego oraz akumulatorowego i dostawca takiego sprzętu dla służb mundurowych w naszym kraju, z ofertą około 500 modeli: od kieszonkowych, po wysokiej jakości szperacze. Działa na rynku już ponad 30 lat, sprzedając sprzedając 250 tys. latarek rocznie w kraju i za granicą.
Kuba Wesołowski Split Skis - narta składana przeznaczona do zadań specjalnych
Już od wielu lat ludzie próbowali stworzyć narty składane. Pierwsze patenty pojawiły się w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 50. Jednak technologia nie była w stanie sprostać projektom. Polski...
Już od wielu lat ludzie próbowali stworzyć narty składane. Pierwsze patenty pojawiły się w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 50. Jednak technologia nie była w stanie sprostać projektom. Polski produkt SPLIT SKIS w ciągu zaledwie kilku lat rozwoju otrzymał dwie międzynarodowe nagrody innowacyjności. W Niemczech, na zimowych targach sprzętu sportowego ISPO w Monachium, oraz w USA – na targach OR SNOW SHOW w Salt Lake City, zdobywając Innovation Award 2023.
Radosław Tyślewicz Tożsamość komandosów Kompanii X
Okres II wojny światowej to czas formowania oddziałów komandosów, które dziś nazywamy wojskami specjalnymi. Za pionierów tych formacji przyjęło się uznawać Brytyjczyków. Powstaje jednak pytanie, czy osławione...
Okres II wojny światowej to czas formowania oddziałów komandosów, które dziś nazywamy wojskami specjalnymi. Za pionierów tych formacji przyjęło się uznawać Brytyjczyków. Powstaje jednak pytanie, czy osławione dziesiąte Commando składało się zatem z obywateli tego wyspiarskiego kraju? Dodatkowo lektura książki budzi kolejne pytania, w tym jedno chyba nieprzewidziane przez autorkę tej porywającej akcją oraz narracją lektury, a mianowicie, czy można X Kompanię przypisać jednej narodowości?
Powtórka z „rozrywki”
Jest roku 2014. Polska od pięciu lat znajduje się pod okupacją niemiecką, która na przeniesieniu o 70 lat nie straciła nic ze swojej bezwzględności i nieludzkiej brutalności. Podobnie, jak w 1939, w 2009 r. zaliczyliśmy cios w plecy od Rosji, a jednak – dokładnie, jak w 1944 r., 1 sierpnia, Powstanie Warszawskie wybucha, także z nadzieją na to, że "dawny wróg-nowy sojusznik", zbliżający się do Wisły, w którego szeregach służą także Polacy (Berlingowcy) pomoże wypędzić Niemców ze stolicy. Choć technologia diametralnie się rozwinęła, a bohaterowie (jak i antybohaterowie) dysponują dokładnie tymi samymi gadżetami i urządzeniami, z których my korzystamy popijając kawę w „Starbusiu”, wojna w swej istocie jest taka, jak 70 lat wcześniej.
Zobacz również: "Powstanie Warszawskie 1944. Taktyka walki w mieście" - Paweł Makowiec
„Każda wojna jest inna, każda jest taka sama” – mówił Anthony Swofford w filmie „Jarhead”. W rzeczy samej, choć zmieniają się wojenne narzędzia i sposoby unicestwiania, propagandy itd., sam rdzeń konfliktu – śmierć, zniszczenie, cierpienie, krew i flaki są te same. „Kolumbowie – rocznik 20” czy „Kolumbowie XXI wieku”, powstańcy i cywile, giną tak samo. W powieści Jakuba Pawełka jesteśmy świadkami analogicznych rzezi na Woli, brutalnych gwałtów dokonywanych przez rozjuszonych kryminalistów - wypuszczone z więzień mięso armatnie (tak, pojawiają się tu Dirlewangerowcy), ograniczonej polityką bezradności Zachodu i zimnej kalkulacji Rosjan, którzy z przyjemnością patrzą na obracającą się w gruzy i masowy grób Warszawę. Zrzuty nie trafiają tam, gdzie powinny, kończy się broń i amunicja. Berlingowcy, którzy przedostali się na zachodni brzeg Wisły nie są w stanie wiele zdziałać, kolejne barykady padają, podobnie jak samo Powstanie.
Cichociemni, jutuberzy, blogerzy i okupanci i ich następcy
W środku tej "apokalipsy spełnionej" natrafiamy na bohaterów Jakuba Pawełka, którzy - choć noszą imiona i nazwiska oraz są bardzo wyraźnie i obrazowo przedstawieni, reprezentują konkretne postawy warszawiaków wobec walki z okupantem, jak i samego Powstania. Jest chłopak, który pracuje w sklepie z elektroniką dla Niemców i który – choć jest świadomy okrucieństw wyrządzanych przez okupanta, stara się po prostu przeżyć. Jest kelnerka z klubu „nur für Deutsche”, która używając swoich wdzięków i łóżka na piętrze knajpy, by wyciągnąć z pijanych i zauroczonych „fryców” informacje przydatne dla Polskiego Podziemia, pragnie prawdziwej walki. Jest Cichociemny, doświadczony dowódca pododdziału, do którego trafia wspomniana dwójka, który musi poprowadzić swoich ludzi do boju, nawet jeśli jest to bój straceńczy. Jest blogerka modowa, „prowadzająca się” z wysokim rangą niemieckim oficerem, korzystająca z dobrodziejstw oferowanych przez okupanta, zapatrzona w ekran swojego tabletu i smartfona oraz statystyki wejść na Instagramowe konto, dostrzegająca w powstańczym szaleństwie szansę na odkupienie win i jednocześnie jeszcze większą popularność. Są wierzący w wybawienie miasta przez Armię Czerwoną oraz tacy, których historia powinna się wstydzić, którzy w Powstaniu dostrzegają szansę wyrównania rachunków i których bestialstwo równe okupacyjnemu wychodzi na jaw np. podczas przesłuchań rzekomych nieniemieckich szpiegów. Jest też epizodyczna masa „prawdziwych patriotów”, obwieszonych symboliką mającą być dowodem ich oddania ojczyźnie i paradujących na pokaz z wielkimi hasłami, podczas gdy obok toczy się walka. Ci ostatni to doskonałe odniesienie do znanych nam z marszy i pochodów osiłków wiadomych organizacji, którzy o Powstaniu niewiele potrafią powiedzieć, mimo iż mają na sobie mówiące o nim ciuchy. Ich wszystkich łączy jednak to, że są mieszkańcami wielkiej metropolii u progu apokalipsy – 70 lat różnicy nie ma znaczenia.
„#WAWSKIE14” to perspektywa przede wszystkim polska, ale nie brakuje również spojrzenia na Powstanie i walki od strony Niemców, dla których zryw jest szaleństwem, wyrokiem śmierci, okazją do zaspokojenia morderczych instynktów, wyrażenia pogardy dla podbitego narodu, który należy zmieść z powierzchni ziemi razem z całym miastem. Jest też i perspektywa rosyjska, nie pozostawiająca złudzeń co do losu żołnierzy Armii Krajowej i intencji wschodnioeuropejskiego mocarstwa. I znów 70 lat nie ma znaczenia.
Jeden lajk, jeden Niemiec
W powieści „#WAWSKIE14” wojna toczy się tylko fizycznie, ale i w sieci – o serca i umysły ludzi. Facebookowy fanpage Armii Krajowej, utworzone na fejsie wydarzenie Powstanie Warszawskie, hashtagowane relacje nagrywane telefonami, fotki robione z selfiesticków, powstańcze „stylówy” jak z wojennych żurnali modowych, działania hackerskiego kontrwywiadu, bany, lajki, udostępnienia i komentarze – wirtualny świat równoległy do tego, w którym otrzymanie kuli czy oberwanie szrapnelem nie kończy się powrotem do ostatniego save’a w grze, ale koniecznością wycofania na tyły, amputacją kończyn albo po prostu śmiercią. Są jutuberzy, blogerzy, hejterzy i trolle oraz zespoły zawodowych hakerów. I Facebook jako symbol wolności, do którego dostęp Niemcy odcięli Polakom w ramach represji okupacyjnych.
Media społecznościowe w książce to nie tylko narzędzie propagandowe, ale i informacyjne – tak dla samych powstańców, w kontrze wobec Niemców, ale i dla mocarstw zachodnich – Anglii czy USA. Wspomniana blogerka modowa po przejściu na stronę walczących warszawiaków działa w sieci, by poruszyć serca i sumienia światowych społeczności, a tym samym wymusić poprzez oburzenie opinii publicznej konkretne działania rządów i pomocy dla walczącej Warszawy. I tu właśnie pojawia się stawiane przez Jakuba Pawełka kolejne pytanie: ile warte są tego typu działania? Czy tego typu akcje to znak naszych czasów? Równie szczere i prawdziwie angażujące jak niedawna kampania pewnej marki odzieżowej z amerykańską laską poszukującą Wojtka? Czytając o powstańczych inicjatywach w social mediach przypominały mi się regularnie pojawiające się grafiki z amerykańskimi żołnierzami „Like & share if you support our troops”. „Support”, znaczy co? Czy przypadkiem nie działa to na zasadzie „Like & forget” (niczym pocisk Hellfire)? Dam lajka, poczuję się lepiej, a po chwili zapomnę o temacie?
Sprawdź szczegóły: Czy to już koniec przygód w alernatywnej rzeczywistości Polski? – recenzja „Kapitana Jamroza”
Warto podkreślić tu ważny element powieści Jakuba Pawełka. Autor przenosząc Powstanie Warszawskie do czasów nam współczesnych, nie skupił się tylko na mediach społecznościowych i smartfonach czy odzieży patriotycznej. Mamy tu też foodtrucki, hipsterską kawę, lemoniadę, język i odniesienia do pop-kultury. Pamiętacie ostatnie Mistrzostwa Europy w piłce nożnej i twitty Russela Crowe’a, w których kibicował on naszej reprezentacji? W „#WAWSKIE14” kibicuje on na Twitterze powstańcom, a bohaterowie wspominają jego filmy, m.in. „Gladiatora”. Urealnia to opowieść i powoduje, że jako czytelnicy „żyjący trzy lata po przegranym książkowym Powstaniu” możemy ja odnieść w jakiś sposób do naszych realiów.
Uwspółcześnieniu uległo, rzecz jasna, również uzbrojenie. Są transportery Puma, ale i „drugowojenne-współczesne” Tygrysy. Są traktowane z ogromną czcią „przedwojenne” Beryle oraz amerykańskie M4. Jest też tajemniczy oddział niemieckich „Czaszek”, elitarna formacja, której żołnierze pojawiają się, likwidują cele i znikają. Są drony i śmigłowce, kamizelki taktyczne i noktowizory. Jedyne, czego mi zabrakło, to konkretna informacja, w co uzbrojeni byli niemieccy piechurzy zamiast Mauserów, MG34 i MG42 czy MP40. G36? HK416/417? MP5?
Inne wczoraj kontra wczoraj, ale dziś
Alternatywne wersje historii Polski, szczególnie w nawiązaniu do II wojny światowej czy nawet samego tylko Powstania Warszawskiego to żadne novum. Powieści tego typy pisali już wcześniej autorzy Warbooka tacy, jak Marcin Ciszewski czy Piotr Langenfeld. Tomasz Bukowski pokusił się nawet o wplecenie w historię zrywu legendy o Bazyliszku („Obiekt R/W0036” – polecam!). Były to jednak historie, które ze znanego nam toru skręciły w inny stronę – po prostu historia potoczyła się inaczej, ale np. nadal Powstanie Warszawskie wybuchało w 1944 r., tylko okazało się ostatecznie wygrane (jak u Ciszewskiego) dzięki temu, że żyjący tamtych czasach AK-owcy dostali wsparcie nam współczesnego wojska (o czym jako dziecko poniekąd fantazjowałem, nim jeszcze ukazały się książki Pana Marcina - rozmyślałem, jakby to było, gdyby jakimś cudem grupa uzbrojonych po zęby myśliwców cofnęła się w czasie i mogła przywalić solidnie niemieckim kolumnom pancernym - ot, taka małą dygresja). Jakub Pawełek przeniósł tymczasem konkretne wydarzenie w zupełnie inne realia – zachował rdzeń oryginału, otaczając go powłoką nowoczesności. I choćby za to należy mu się solidna „piona”. „#WAWSKIE14” to Powstanie Warszawskie 2.0, dla którego odpowiedników wśród współczesnych konfliktów – choćby z uwagi na użycie mediów społecznościowych, daleko szukać nie musimy.
Siekiera motyka, piłka, szklanka, szeruj #WAWSKIE14, dawaj lajka
Czytając „#WAWSKIE14” nie nudziłem się ani przez chwilę, nie odczuwałem dłużyzn, zmiany tempa odbierając jako konieczne w przedstawieniu różnych aspektów powstańczego żywota i walki. Książka szczerze mnie wciągnęła, także emocjonalnie i choć mogłem się domyślać, jak skończy się historia, to czytałem z zainteresowaniem do ostatniej strony.
A skoro o końcu mowa, to czas na refleksje po lekturze... Czy byłoby warto ruszyć do Powstania, znajdując się na miejscu bohaterów książki Jakuba Pawełka? Oni - Damian, Julka, Tango - ruszyli, ale my – ludzie, których wojna nie dotyczy (na szczęście!), nie otrzymamy odpowiedzi dotyczącej konkretnie nas samych. Możemy sobie tylko ją wyobrazić, dzięki powieści może bardziej obrazowo. Ale tylko wyobrazić, a to dlatego, że tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono - na ile pozwoliłyby lub na ile zmusiłyby nas do tego realia.
Jedni nazywają Powstanie obłędem, wskazując na hekatombę ludności cywilnej wynikającą z nieodpowiedzialnej decyzji i naiwnych oczekiwań wobec Rosjan. Inni bronią stanowiska i decyzji dowódców. Ja mówię: nie żyliśmy wtedy, nie mieliśmy tych marzeń, nie byliśmy przesiąknięci tym strachem, wszechobecną śmiercią, nadzieją i pragnieniem wolności. Może żyjąc w tamtych czasach chwycilibyśmy za broń, stanęlibyśmy na barykadzie, po tylu latach terroru, choćby i po to, by zginąć, ale w walce o wolność, a nie w obozie czy pod murem podczas odwetowych egzekucji. A może stalibyśmy z boku, chcąc tylko przeżyć za wszelką cenę, najlepiej nie angażując się w nic. A może okazałoby się, że pod nową władzą osiągamy pewne profity? Może podobnie zachowalibyśmy się teraz, wobec Powstania Warszawskiego 2.0, czyli A.D. 2014? "#WAWSKIE14" trafnie portretuje różne postawy i motywacje z solidną akcją w tle. A zatem, póki co - hej, nie na barykady, a do czytania!
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera!