Po pierwsze, nie ma może na SOFIC tłoku wśród wystawców i nawet sam Heckler & Koch miał stanowisko wielkości 3 x 3 metry, ale nie ma też mnóstwa myśliwskich mebli i replik ASG znanych choćby z IWA.
Nie ma tłumu brzuchatych Amerykanów poszukujących pięćdziesiątego karabinu na jelenia, czy młodych chłopaków chcących zobaczyć, jak taki karabin w ogóle wygląda.
Po drugie, lokalizacja jest idealna. Każdy, kto był w bazie MacDill Air Force Base i widział szary budynek kwatery głównej SOCOM (Special Operations Command), wie, o co chodzi. Byłem w pracy w Paryżu, Londynie, Vegas i kilku innych przyjemnych miejscach, ale nic nie może się równać plażom, palmom i atmosferze Florydy. Oprócz jedzenia i cen – rewelacyjne miejsce, a imprezy towarzyszące SOFIC są naprawdę klimatyczne.
Część wystawców pokazuje swój sprzęt jedynie na łodziach zacumowanych naprzeciwko targów. Zwyczaj ten zapoczątkowała firma Mystery Ranch kilka lat temu, a w tym roku było już 5 łodzi – między innymi Beyond, Oakley i Tactical Tailor. Przy nabrzeżu tym odbywają się również wieczorem imprezy integracyjne. Całość ma amerykański rozmach i naprawdę robi wrażenie.
Pokaz
Tak się złożyło, że International SOF Capabilities Demonstration oglądaliśmy z kolegą, byłym operatorem GROM-u, stojąc obok jednego z oficerów USSOCOM. Osłupieni wpatrywaliśmy się w akcję odbicia ok. 10 zakładników przez dwóch nurków wchodzących po ustawionych wcześniej drabinkach przy 6–8 „terrorystach”, a nad nami latały Blackhawki i Little Birdy ze 160 SOAR zużywające koszmarne ilości ślepej amunicji strzelając ze swoich Minigunów – spadające łuski tworzyły długie ślady w wodzie.
W pewnym momencie nie wytrzymałem i zapytałem stojącego obok mnie Amerykanina „o co tu w ogóle chodzi?!”. Otrzymaliśmy wyjaśnienie, żeby się nie przejmować, bo to tylko taki show dla cywilów. Pokaz nie miał mieć nic wspólnego z prowadzeniem jakiejkolwiek prawdziwej operacji, może i słusznie.
Zaczęło się od naprawdę dynamicznego przelotu Little Birdów, które rozstawiły snajperów na dachach. Śmigłowiec lądujący na dachu hali targów przelatywał rozpędzony nad kanałem i hamował z hukiem zaraz przed ścianą. Widok niesamowity i pełen szacunek dla pilota. Po wejściu dwóch samotnych wilków na górny pokład statku, większe „śmigła” przeprowadziły desant metodą szybkiej liny. Powoli i spokojnie raczej.
Następnie przeprowadzono desant morski na RIB-ach ze wsparciem (raczej jedynie wizualnym) śmigłowców.
W zaciętej „walce” na ślepaki, jaka rozegrała się następnie na lądzie, uczestniczył też element lądowy na pojazdach. Odbity został między innymi burmistrz miasta Tampa, który co roku zgłasza się na ochotnika do roli zakładnika. Po pokazie pływał na jednym z RIB-ów i strzelał do tłumu gapiów na nabrzeżu z dziobowego M2.
Wyczynem było to, że nic się nikomu nie stało – choć Blackhawk dynamicznie schodzący nad wodę, żeby zrzucić desant, praktycznie zanurzył w niej tylne koło.
Desant spadochronowy na wodę był już właściwie tylko pro forma, ale zrobiono go, bo można. Wyglądało to widowiskowo.
Po wszystkim przez chwilę można było sobie zrobić „zdjęcie z komandosem”. My dowiedzieliśmy się wreszcie, czym różnią się amerykańskie siły specjalne od pozostałych biorących udział w pokazie. Rozmiarem.
Czytaj też: MSPO 2016 na gorąco >>>
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |