Dywizja BRANDENBURG cz.4 – działania na zachodzie
Żołnierze Fallschirmjäger-Bataillon "Brandenburg" Fot. http://panzerlehr.mojeforum.net/temat-vt506-105.html
10 maja 1940 roku Belgia, Holandia, Luksemburg, Francja i ostatecznie także Wielka Brytania zostały wciągnięte w wir II wojny światowej. Pancerne zagony Wehrmachtu bez większych problemów dotarły do brzegów Morza Północnego, Kanału La Manche, Morza Celtyckiego i Zatoki Biskajskiej. Błyskawiczne działania były między innymi zasługą Brandenburczyków, którzy przyczynili się także do zdobycia i zabezpieczenia wielu cennych materiałów wywiadowczych oraz uchwycenia strategicznych obiektów i instalacji. Jednak, pomimo doskonałego przygotowania, brawury, odwagi i determinacji nie wszystkie akcje w tej kampanii zakończyły się powodzeniem, a część żołnierzy nie wróciło do swych jednostek macierzystych.
Zobacz także
trzypiora.pl Czym powinna cechować się kamizelka taktyczna dla ratownika medycznego?
Jeśli zastanawiasz się nad optymalnym rozwiązaniem w kontekście swojego wyposażenia jako ratownika medycznego podczas akcji, z pewnością na myśl przychodzi Ci kamizelka taktyczna. Czego powinieneś od niej...
Jeśli zastanawiasz się nad optymalnym rozwiązaniem w kontekście swojego wyposażenia jako ratownika medycznego podczas akcji, z pewnością na myśl przychodzi Ci kamizelka taktyczna. Czego powinieneś od niej wymagać? Co najbardziej się przyda? Co jest koniecznością? Jaka kamizelka taktyczna spełni wszystkie stawiane jej wymagania?
Militaria.pl Linie oporządzenia - jak efektywnie zarządzać ekwipunkiem?
Rozsądne rozłożenie ekwipunku może nie być łatwą sprawą, szczególnie kiedy bagażu jest sporo. Jednym z najlepszych sposobów na rozplanowanie umiejscowienia przedmiotów jest stosowanie się do zasad linii...
Rozsądne rozłożenie ekwipunku może nie być łatwą sprawą, szczególnie kiedy bagażu jest sporo. Jednym z najlepszych sposobów na rozplanowanie umiejscowienia przedmiotów jest stosowanie się do zasad linii oporządzenia.
Transactor Security Sp. z o.o. Zastosowanie bezzałogowych statków powietrznych kategorii VTOL w ochronie granic państwowych
Ochrona granic stanowi jedną z podstawowych funkcji państwa. Ich nienaruszalność jest ważnym czynnikiem zapewnienia bytu narodowego i suwerenności kraju. Każde państwo dysponuje określoną organizacją do...
Ochrona granic stanowi jedną z podstawowych funkcji państwa. Ich nienaruszalność jest ważnym czynnikiem zapewnienia bytu narodowego i suwerenności kraju. Każde państwo dysponuje określoną organizacją do ochrony swoich granic, albowiem jest to jeden z najważniejszych czynników, które mają duży wpływ na bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne.
Pora przyjrzeć się bliżej dokonaniom Brandenburczyków w Belgii, Holandii i Francji. Ze względu na schematyczność działań w niniejszym wpisie skupię się przede wszystkim na działaniach najbardziej spektakularnych oraz zakończonych niepowodzeniem. Będzie to moim zdaniem doskonały przykład „stylu” walki żołnierzy Baulehr Bataillon z.b.V. 800, który nota bene dał im miano elity. Kampanię zachodnią poprzedziły, o czym była mowa we wcześniejszych wpisach, drobiazgowe przygotowania. Udało się dzięki temu uniknąć części błędów popełnionych podczas walk w Norwegii i Danii oraz niepowodzeń, których doświadczyły oddziały specjalne podczas kampanii wrześniowej z 1939 roku.
Oficjalny moment rozpoczęcia realizacji planu Fall Gelb, wyznaczony przez niemieckie dowództwo to jak wiadomo data 10 maja 1940 r., kiedy to we wczesnych godzinach porannych żołnierze Wehrmachtu zaatakowali kraje zachodzenie. Jednak wcześniej, kiedy to oddziały liniowe znajdowały się jeszcze na swoich pozycjach wyjściowych czekając na sygnał ataku, walkę podjęli Brandenburczycy, przygotowując grunt pod działania Wehrmachtu. Już 9 maja w godzinach popołudniowych pierwsze grupy szturmowe ruszyły w kierunku wyznaczonych celów. W przyjętych planach ważną rolę odgrywała synchronizacja działań. Warunkiem powodzenia misji Brandenburczyków było szybkie połączenie się z oddziałami liniowymi. Grupy szturmowe z racji niskich stanów osobowych nie miały szans w starciu z oddziałami liniowymi i posiłkami wroga. W przypadku przedłużenia się walk w rejonie zajętych punktów strategicznych niemal pewne było, że grupy szturmowe nie utrzymają swoich pozycji. W związku z tym przyjęto, że czas pomiędzy opanowaniem wyznaczonych obiektów przez Brandenburczyków, a przybyciem posiłków nie może wynosić więcej niż 4 godziny. Od późnych godzin popołudniowych 9 maja do wczesnego poranka dnia następnego do walki wyruszyły między innymi następujące grupy szturmowe:
- Hauptman Fleck z podkomendnymi z 100 Batalionu Sonderverband z zadaniem opanowania mostów w Nijmegen i Westerpoort.
- Leutnant Kürschner z oddziałem w sile plutonu z zadaniem opanowania mostów na kanale Julianny w miejscowościach Stein, Urmond, Berg, Obbicht i Born.
- Special-Einheit Hocke, w skład której wchodziło 40 żołnierzy z batalionów 100. i 800. Grupa ta miała opanować mosty na Mozie (w pobliży miejscowości Maaseyck, dotarcie do tej lokalizacji wymagało jednak uprzedniego zdobycia mostu w miejscowości Oud Roostern).
- Oddział Leutnanta Grabera w sile 15 ludzi miał za zadanie opanowanie mostu w miejscowości Roermund
- Oddział Unteroffizier Hilmer – opanowanie mostu w pobliżu miejscowości Buggenum.
- 4. Kompania 800. Batalionu pod dowództwem Ltn. Walthera – opanowanie mostu kolejowego w miejscowości Gennep.
- Odział Ltn. Witzela – opanowanie mostu w Heumen.
- Mosty w Molden oraz Hatert – zadanie opanowania tych mostów otrzymały również oddziały Brandenburczyków, brak jest jednak szerszych w informacji, kto dowodził tymi akcjami i jakie siły przeznaczono do ich wykonania.
Wymienione oddziały, stanowiące tylko część listy wszystkich celów i grup szturmowanych wyznaczonych do ich opanowania, jednak ze względu na sam ważkość przydzielonych im zadań są najczęściej opisywane w literaturze źródłowej. To od powodzenia ich misji zależało tempo natarcia a tym samym realizację wyznaczonych Wehrmachtowi zadań. Scenariusz działania w zakresie opanowania przepraw mostowych przebiegał w większości przypadków podobnie. Brandenburczycy postawili przede wszystkim na zaskoczenie i jak się okazało w trakcie działań była to decyzja słuszna. Oddziały pilnujące mostów zostały dzięki odpowiedniemu przygotowaniu zmylone, co umożliwiło żołnierzom z oddziałów szturmowych ich obezwładnienie i rozbrojenie, często bez oddania nawet jednego strzału. Następnie, co było najważniejszą częścią misji unieszkodliwiano materiały wybuchowe poprzez zniszczenie detonatora lub przecięcie kabli biegnących od niego do rozmieszczonych ładunków. W większości akcji fiaskiem kończyły się natomiast próby uchwycenia drugiego końca mostu, zwykle zadanie to było realizowane dopiero wraz z nadejściem oddziałów liniowych oraz ciężkiego uzbrojenia.
Zdobycie mostów przyporządkowanych grupie Ltn. Kürschnera przebiegło zgodnie z planem tylko w przypadku przepraw w Stein i Urmond. Dowodzony osobiście przez Ltn. Kürschnera oddział szturmowy wprawdzie zaskoczył znajdujących się na jednym końcu mostu wartowników, jednak w trakcie ich rozbrajania doszło do krótkiej wymiany ognia, po która natychmiast odezwały się rozlokowane na drugim brzegu rzeki karabiny maszynowe. Celny ogień maszynowy przydusił oddział Ltn, Kürschnera do ziemi. Z każdą chwilą rosło jednak ryzyko wysadzenia mostu, a detonator znajdował się w budce zlokalizowanej w połowie jego długości. Ryzykując postrzał lub śmierć do wykonania najgorszej części zadania – unieszkodliwienia ładunków ruszył sam dowódca. Docierając do celu został ranny w obie nogi, jednak mimo tego wykonał zadanie i zapobiegł wysadzeniu. Rannego Ltn. Kürschnera wyniósł z pola walki jego zastępca nakazując równocześnie zajęcie pozycji obronnych i utrzymanie opanowanego końca mostu. Opanowanie całej przeprawy nastąpiło dopiero wraz z pojawieniem się na polu potyczki oddziałów Wehrmachtu, które ogniem bezpośrednim dział przeciwpancernych unieszkodliwiły aktywne gniazda oporu.
Podobnie problem opanowania całego mostu został rozwiązany w przypadku przeprawy w Obbicht, gdzie około 19:00 dotarła szpica 7 Dywizji Piechoty i zniszczyła broniące się jeszcze bunkry. Jednakże najtrudniejsze zadanie w tym rejonie przypadło grupie wyznaczonej do opanowania mostu w Born, który był o wiele silniej obsadzony niż miało to miejsce w przypadku pozostałych mostów. Obok plutonu piechoty pod komendą porucznika Bekkeringa obrońcy dysponowali dwoma działami ppanc 47 mm oraz 3 ciężkimi i 3 lekkimi karabinami maszynowymi zlokalizowanymi na obu brzegach rzeki. Rozpoczęty około godziny 16 atak Brandenburczyków od początku nie przebiegał zgodnie z planem. Zaalarmowana odgłosami wcześniejszych walk załoga mostu była gotowa na wszystko i już podczas zbliżania się do celu ataku niemieccy żołnierze zalegli pod ogniem broni maszynowej, sytuację rozwiązały dopiero oddziały liniowe, które jednak nie wyeliminowały z walki umocnień na drugim brzegu rzeki z powodu braku artylerii. Dodatkowo Holendrom udało się skutecznie zablokować most podnosząc specjalnie do tego przygotowaną zaporę drogową. Pomimo otwartego ataku Niemców oraz jasnych wytycznych udzielonych oficerowi dowodzącemu obroną mostu nie doszło do jego wysadzenia. Być może w ogniu walki części żołnierzy oddziałów szturmowych udało się unieszkodliwić przewody prowadzące do materiałów wybuchowych. W każdym razie wraz z podciągnięciem przez Niemców artylerii, Holendrzy nie widząc możliwości dalszej obrony skapitulowali.
Nieskuteczne natomiast okazały się działania pozostałych wymienionych wcześniej grup szturmowych. Oddział Hocke opanował wprawdzie pierwszy wyznaczony im most, jednak w trakcie trwających przy nim walk obrońcy wysadzili drugi most, co niweczyło całkowicie plan działania. Podobnie fiaskiem zakończyła się próba opanowania mostu w Roermund przez oddział Ltn. Graberta. O niepowodzeniu misji zadecydował tu przypadek. Ltn. Grabert w drodze do celu musiał przejść przez samą miejscowość i pewnie wszystko przebiegłoby bez przeszkód gdyby nie dociekliwość jednego z mieszkańców, którego zaniepokoiło coś w zachowaniu lub ubiorze Niemców, o czym poinformował patrol żandarmerii. Podczas zatrzymania i próby wylegitymowania doszło do strzelaniny, która zaalarmowała wartowników przy moście. Niemcy zlikwidowali wprawdzie niebezpieczeństwo i ruszyli biegiem do celu, jednak Holendrzy uprzedzili ich. Tuż przed dotarciem do mostu Ltn. Graberta i jego ludzi nastąpiła eksplozja a wysadzone resztki mostu runęły do wody.
Bez powodzenia zakończyły się również działania grupy Hilmera. W tym przypadku o niepowodzeniu przesądziła czujność policji z pobliskiego miasteczka Roermond, których podejrzliwość wzbudziła grupa poruszających się nasypem kolejowym w kierunku mostu ludzi. Informacja przekazana dowódcy oddziała wartowniczego pociągnęła za sobą postawienie w stan gotowości wszystkich ludzi i zabezpieczenie podejść do mostu przed wtargnięciem ludzi z zewnątrz. W chwili dotarcia grupy Hilmera do mostu została ona natychmiast, pod groźbą użycia broni zatrzymana. Dowódca warty na wschodnim brzegu połączył się ze swoim bezpośrednim przełożonym w celu uzyskania wytycznych, co ma dalej robić z zatrzymanymi. W tym momencie Brandenburczycy wydobyli ukrytą broń i otworzyli ogień do holendrów zabijając jednego i raniąc drugiego. Pozostali rzucili się do ucieczki na drugi brzeg mając na plecach Niemców jedynie przez krótką chwilę. Zaraz po pierwszych strzałach otworzyły ogień karabiny maszynowe ulokowane w bunkrach na zachodnim brzegu rzeki. Pomimo śmierci dwóch towarzyszy pozostali Brandenburczycy kontynuowali atak, docierając do połowy mostu. W tym momencie obrońcy zdetonowali materiały wybuchowe, niszcząc most i zabijając znajdujących się na nim Niemców. Moment później od wschodu nadjechał niemiecki pociąg pancerny, który miał wspierać działania Brandenburczyków, jednak wobec fiaska działania grupy dywersyjnej oraz celnego ognia holenderskich działek plot, wobec ryzyka uszkodzenia lokomotywy skład został wycofany z pola utarczki. Grupa Hilmera nie wykonała zadania.
Na poświęcenie chwili uwagi zasługują jeszcze dwie niemieckie „akcje mostowe”, które zakończyły się wprawdzie sukcesem, jednak opanowanie ich nie przebiegało zgodnie ze szczegółowo dopracowanym scenariuszem. O dużym szczęściu, a raczej zimnej krwi dowódcy mogła powiedzieć po zakończeniu akcji grupa dowodzona przez Ltn. Walthera, której przypadło opanowanie mostu w Gennep. Z tuzina ludzi, których przydzielono Ltn. Waltherowi jeszcze w trakcie marszu ubyło dwóch. Jeden z przydzielonych do oddziału szturmowego holenderskich nacjonalistów „rozmyślił się” i został pozostawiony wraz z pilnującym go Niemcem na poboczu drogi. Kilkaset metrów przed celem podobną decyzje podjęli pozostali Holendrzy redukując tym samym oddział Ltn. Walthera do siły 7 ludzi. Pierwsza faza ataku powiodła się jednak bez problemu, Niemcy sterroryzowali wartowników na jednym końcu mostu i unieszkodliwili ładunki wybuchowe .Następnie dowódca wraz z dwoma podkomendnymi ruszył następnie na drugi koniec mostu, unieszkodliwiając po drodze kolejnego wartownika i ładunki wybuchowe. Wszystko wydawało się zmierzać do pomyślnego dla Niemców zakończenia, jednak w chwili dotarcia na drugi koniec mostu zatrzymał ich kolejny oddział Holendrów z przygotowaną na ich przyjęcie bronią. Wydawać się mogło, że to już koniec, a tym samym fiasko akcji. Ltn. Walther krzyknął jednak „ Samolot, kryj się” i odskoczył od Holendrów wraz ze swoimi ludźmi i wyszarpniętą wartownikom bronią. Odzyskawszy kontrolę nad sytuacją Niemcy bezzwłocznie rakietą sygnalizacyjną wezwali znajdujący się w pobliżu pociąg pancerny, który rozprawił się z ostatnimi gniazdami oporu.
O wiele mniej szczęścia mieli natomiast żołnierze szturmujący przeprawę w Heumen na kanale Juliany. Już od początku było wiadomo, że bez pełnego zaskoczenia walka z Holendrami będzie ciężka. Obrona, którą dowodził kpt. Postman opierała się na kilku bunkrach wyposażonych w karabiny maszynowe, działo ppanc i działo kal. 80 mm. Dodatkowo obrońcy mieli wsparcie w postaci plutonu moździerzy. Atak oddziału Ltn. Witzela składającego się z 34 ludzi początkowo przebiegał zgodnie z opracowanym scenariuszem. Eskorta wraz z niemieckimi dezerterami bez przeszkód dostała się na most i rozpoczęła atak zdobywając z marszu bunkry broniące jednego końca mostu. Jednak działania Niemców zostały zauważone przez Holendrów na drugim brzegu kanału, co pociągnęło za sobą natychmiastowe otwarcie ognia. W tym czasie obrońcom udało się również podnieść skrzydła mostu uniemożliwiając tym samym przedostanie się napastników na drugi brzeg. Padł również rozkaz wysadzenia mostu, który został jednak zniweczony celnym, niemieckim ogniem. Most wprawdzie ocalał, jednak powstała patowa sytuacja. Niemcy nie tylko nie mogli się przedostać przez podniesiony most, byli również ostrzeliwani ogniem z flanki prowadzonym z bunkra zlokalizowanego na położonej niedaleko śluzie. W tym czasie do mostu dotarły pierwsze oddziały wsparcia w postaci 4. Batalionu rozpoznawczego. Wzmocnione siły niemieckie nie mogły jednak zneutralizować holenderskiej obrony, nie dysponowały artylerią. Wsparcie okazało się jednak bardzo pomocne w trakcie kontrataku Holendrów przeprowadzonego w celu wysadzenia mostu. Walki pozycyjne zostały zakończone dopiero wraz z podciągnięciem przez Niemców artylerii, która skutecznie zmusiła obrońców do kapitulacji.
Ostatnie dwa mosty, które zajmowali Brandenburczycy – Molden i Harter zostały opanowane sprawnie i bez strat. Tym samym w większości zrealizowane przyjęty przed walką plan. Oddziały Wermachtu zyskały możliwość szybkiego przekroczenia przeszkód wodnych oraz kontynuowania natarcia. Holendrzy natomiast utracili bezpowrotnie możliwość skutecznego oporu wobec przełamania ich najważniejszych linii obrony – most i kanałów. Działania powyższe wraz ze skutecznym atakiem na Eben Emael umożliwiły Niemcom szybkie przebicie się do właściwego celu ataku – Francji. Być może gdyby obrońcy mostów wykazali się większą determinacją, postęp oddziałów niemieckich nie miałby takiej szybkości i siły. Jednak takie rozważanie jest już tylko akademickim rozważaniem.