Team wendy exfil
„Widziałem, że kule - nawet z pistoletu- z łatwością przebijały hełmy, więc niezbyt mnie to zachęcało do noszenia takiego balastu. Wyjątek od tej reguły robiłem podczas akcji nocnych. Wtedy nosiłem hełm, żeby mieć do czego przyczepić noktowizor.” - „Cel snajpera” Chris Kyle
Zobacz także
Kuba Wesołowski Split Skis - narta składana przeznaczona do zadań specjalnych
Już od wielu lat ludzie próbowali stworzyć narty składane. Pierwsze patenty pojawiły się w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 50. Jednak technologia nie była w stanie sprostać projektom. Polski...
Już od wielu lat ludzie próbowali stworzyć narty składane. Pierwsze patenty pojawiły się w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 50. Jednak technologia nie była w stanie sprostać projektom. Polski produkt SPLIT SKIS w ciągu zaledwie kilku lat rozwoju otrzymał dwie międzynarodowe nagrody innowacyjności. W Niemczech, na zimowych targach sprzętu sportowego ISPO w Monachium, oraz w USA – na targach OR SNOW SHOW w Salt Lake City, zdobywając Innovation Award 2023.
Radosław Tyślewicz Buty HAIX CONNEXIS GO GTX LTR LOW
Niemiecki producent obuwia taktycznego wprowadził na rynek nowy model butów o niskim profilu Haix CONNEXIS Go GTX LTR Low. Wpisuje się on w potrzeby codziennej aktywności funkcjonariuszy realizujących...
Niemiecki producent obuwia taktycznego wprowadził na rynek nowy model butów o niskim profilu Haix CONNEXIS Go GTX LTR Low. Wpisuje się on w potrzeby codziennej aktywności funkcjonariuszy realizujących działania w ramach tzw. low profile – czyli w ukryciu. Na ile ten sportowy z wyglądu model spełnia taktyczne wymagania operacji w terenie zurbanizowanym, sprawdziliśmy w naszym teście.
Mariusz H. BATES Rush Shield Mid E01044 i E01045 DRYGuard
Solidne, wykonane z wysokiej jakości materiałów obuwie to niezaprzeczalnie bardzo ważny element ubioru. Dzięki unikalnej konstrukcji kostno-stawowo-więzadłowo-mięśniowej, stopa to pierwszy amortyzator...
Solidne, wykonane z wysokiej jakości materiałów obuwie to niezaprzeczalnie bardzo ważny element ubioru. Dzięki unikalnej konstrukcji kostno-stawowo-więzadłowo-mięśniowej, stopa to pierwszy amortyzator w układzie ruchu człowieka, Odpowiednie wyprofilowanie podeszwy oraz wkładki stanowi podstawę wzmacniającą utrzymanie sklepienia stopy i ochronę przed urazami.
Powyższe zdanie, wypowiedziane przez najlepszego amerykańskiego snajpera, który zmarł w tragicznych okolicznościach w 2013 roku, świetnie oddaje opinię żołnierza o zadaniach hełmu na współczesnym polu walki. Przez lata głównym nakryciem głowy w wojsku był hełm zdolny zatrzymać odłamek i gwarantujący zabezpieczenie głowy przy poruszaniu się w śmigłowcu, samolocie czy jednostce pływającej. Hełm jest jednak ciężki. Jeżeli ma działać, musi taki być. W końcu chroni niezwykle ważną część ciała, do której każdy z nas jest „przywiązany”.
Żołnierze poza zabezpieczeniem głowy przed urazami potrzebowali jednak platformy pozwalającej na przenoszenie i wykorzystywanie coraz mniejszych i lżejszych noktowizorów, które na dobre weszły na wyposażenie żołnierza. I właśnie tę lukę w asortymencie wypełnił współczesny kask. Lekki, wygodny, nieograniczający ruchów i pozwalający na zamontowanie noktowizora, latarki i wszelkiego innego wyposażenia.
Wraz z rozwojem uzbrojenia i zmianą sposobu prowadzenia wojen, możliwości ochronne hełmu w porównaniu z jego wagą i komfortem noszenia okazały się dla żołnierzy dyskusyjne. Świadomość noszenia ciężkiego balistycznego hełmu, który daje nikłe szanse na uratowanie życia, versus obciążenie dla mięśni przy np. długotrwałej pracy z lunetą w pozycji leżącej, sprawiły, że żołnierze sami zaczęli adaptować i tworzyć alternatywy dla wyposażenia dostarczanego przez armię.
Pierwsze kaski to przerabiane samodzielnie modele raftingowe i do bmx, z najprostszymi systemami zapięć, które nie pozwalały na idealne dopasowanie i były niezdolne do komfortowego przenoszenia wyposażenia. Później pojawiły się kaski Pro-Tec, które mieliśmy nieraz okazję oglądać na archiwalnych zdjęciach i filmach, a skończyło się na rozwinięciu całego przemysłu związanego z produkcją kasków, zarówno z carbonu, jak i najlżejszych, ale i zarazem najdelikatniejszych polimerowych „bumpów”.
Można śmiało powiedzieć, że współczesny hełm carbonowy czy też polimerowy, podobnie jak najnowsze plate carriery, ewoluował na skutek samodzielnych przeróbek i adaptacji dokonywanych przez żołnierzy, którzy w walce określili swoje oczekiwania i potrzeby, inne niż założenia ludzi zza biurek.
Żeby podkreślić, do czego obecnie służy kask, wystarczy, że zapoznamy się z przetargami prowadzonymi na ten element wyposażenia.
Okazuje się, że według opisu jego głównym zadaniem jest możliwość przenoszenia i pracy na noktowizorze. Kask z założenia jest więc dodatkowo dociążany wyposażeniem i właśnie w rozbudowanej konfiguracji okazuje się, co tak naprawdę jest wart. Wszędzie tam, gdzie mamy podwyższone ryzyko urazu głowy – czy w ciasnej kabinie samolotu, czy przy skokach spadochronowych, czy wreszcie na pokładzie jednostek pływających – tam kask również znajdzie zastosowanie. Jest lżejszy niż gruba skorupa hełmu, przez co przebywanie w nim przez dłuższy czas jest zdecydowanie bardziej komfortowe. Nie można też zapominać, że jest wiele jednostek, w których żołnierze mają większe szanse na uderzenie się o sufit pojazdu, niż na udział w wymianie ognia i w ich przypadku kask jako zabezpieczenie głowy spełni wszystkie oczekiwania.
I w tym miejscu w świecie producentów wyposażenia dla żołnierza pojawia się firma Team
Wendy, której historia zaczyna się w 1997 roku, w dosyć smutnych okolicznościach. W wypadku na stoku narciarskim ginie moda dziewczyna. Jej ojciec, Dan Moore, zakładając firmę, nazywa ją na cześć córki jej imieniem – Wendy. Team angażuje się w produkcję sprzętu i akcesoriów podnoszących komfort i poziom zabezpieczenia osobistego oraz organizuje cykl szkoleń zwiększających świadomość ryzyka związanego z urazami głowy wśród dzieci i młodzieży. Firma umacnia swoją pozycję na rynku wojskowym produkując popularne ZAP ZORBIUM, czyli miękkie wkładki absorbujące do kasków i hełmów.
Na rynku radzi sobie dobrze, realizując duże kontrakty, stopniowo rozwija działalność naukową i projektową. Jednym z owoców tego rozwoju staje się powstały w 2012 roku kask EXFIL Carbon. Kask ten jest ewidentnym mariażem świata cywilnego z wojskowym. Dlaczego? Wróćmy na chwilę do przeszłości...
Przez wiele lat było tak, że prawie wszystko, co fajne na rynku cywilnym, miało swój debiut wcześniej – w wojskowości. Armia zgłaszała zapotrzebowanie i brała produkt na wyłączność. Czy to chodzi o spadochrony, GPS-y, żywność liofilizowaną, latarki, systemy komunikacji, czy też sprzęt turystyczny – wszystko to pomysły rozwinięte na potrzeby armii. Wojsko zawsze miało odpowiednie środki finansowe, zaplecze badawcze i poligon testowy. Po kilku latach firmy „cywilne” rozwijały produkty, estetycznie je opakowywały i sprzedawały ludziom, którzy nigdy nie mieli na sobie munduru. Zwykle pierwszą zmianą było wypuszczenie wersji produktu w bardziej „designerskim” kolorze lub kształcie.
Zarówno EXFIL Carbon, jak i modele LTP i Ballistic (ten ostatni jeszcze nie jest w sprzedaży), wpisują się w ten nurt. Mamy więc produkt, który spełnił wojskowe założenia, a następnie został przekazany w ręce projektantów. Innymi słowy – ten kask jest estetyczny. Gdybyśmy dla porównania chcieli znaleźć konkurenta dla modelu EXFIL Carbon, to bez wątpienia byłby to Ops-Core Fast Carbon.
Ops-Core waży około 680 gramów, kosztuje nieco ponad 600 dolarów i jest najpopularniejszym nakryciem głowy w tej branży. Do bólu prosty i ascetyczny. Sprawdzony w boju i uwielbiany zarówno przez wojsko, jak i cywili. A przy tym – pod względem kształtów – bardzo nudny i klasyczny. Exfil z kolei jest o 200 dolarów tańszy i odrobinę lżejszy, mimo wszystko oferuje bardziej estetyczne linie i rozbudowane wnętrze.
Czy kaski te mogą ze sobą konkurować?
Moim zdaniem mogą. Obydwa są wykonane z włókna węglowego, obydwa nie stanowią mocnej ochrony balistycznej i obydwa mają podobne zastosowanie: służą do przenoszenia sprzętu i ochrony przed podstawowymi urazami głowy. Wraz z rozwojem technologii i konkurencji na rynku kask ewoluował pod każdym względem. I owocem tej ewolucji jest właśnie Exfil.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyjątkowy kształt. Lekko kanciasty po bokach, z ciekawie opadającym i przechodzącym w lekki daszek przodem. Coś jak Lamborghini. Niby opływowy i wizualnie lekki, a z drugiej strony agresywny. Ten kask jest po prostu zaprojektowany tak, by cieszył oczy. Jest to świadomy zabieg Teamu Wendy i zarazem jest to pierwszy znak, że wygląd jest przemyślany i estetyka miała w tym projekcie niebagatelne znaczenie. Wizualnie spójne są również wloty powietrza, które mają za zadanie dbać o odpowiednią wentylację głowy schowanej pod kaskiem. Ostre trójkątne kształty umieszczone są symetrycznie i pod lekkim kątem sprawiając, że kask wygląda jeszcze bardziej zadziornie. Założę się, że model ten powstał dopiero po prezentacji wielu rysunków koncepcyjnych i próbnych modeli, które chętnie bym obejrzał. Wygląd kasku Exfil z pewnością został przemyślany z zachowaniem aktualnej mody i trendów w projektowaniu.
Wnętrze kasku wygląda jeszcze ciekawiej. Estetyczne taśmy z klamrami pozwalają na regulację właściwie na każdym odcinku. Ciekawie i zupełnie inaczej niż u konkurencji rozwiązany system Boa został poprowadzony wokół głowy za pomocą dwóch cienkich żyłek. No i to, co najbardziej rzuca się w oczy, czyli 20 niezależnych od siebie absorberów, przypominających małe poduszki powietrzne w kształcie tubusu, które zastąpiły najpopularniejsze i znane z kasków i hełmów comfort pady.
Przyznam, że pierwsze wrażenie jest świetne. Konstrukcja jest rozbudowana, ale zarazem każdy element da się rozłożyć na części pierwsze. Projekt wydaje się przemyślany i przeanalizowany pod każdym kątem. Uwierzcie mi, że patrząc do środka kasku ma się wrażenie, że producenci weszli na nowy poziom tworzenia zabezpieczeń i podnoszenia komfortu noszenia.
Po wzięciu kasku do ręki, pierwsze, co rzuca się w oczy, to brak precyzji w klejeniach rzepu. W egzemplarzu, który testujemy, nie ma już problemu typowego dla starszych konstrukcji, gdzie każdy rzep „żył własnym życiem” i był naklejony w zupełnie przypadkowych miejscach. Teraz wszystko jest w symetrycznym porządku, ale rzep można bez problemu podważyć i oderwać. A mówimy o zupełnie nowym kasku.
Rzep nie służy tylko jako przestrzeń do wczepiania nowych naszywek promujących wieprzowinę. Ma on też jasno określone, praktyczne zadania. W tylnej części kasku mocujemy przecież baterie lub przeciwwagę dla noktowizora, markery strobo, czy też naszywki IR. Niestety, klej użyty na tych rzepach sprawia, że wszystko ma szansę odpaść jeszcze na terenie bazy. Nie jest więc to tylko zarzut na poziomie estetyki, ale również i wytrzymałości oraz praktyczności w użyciu.
Kolejna rzucająca się w oczy cecha to ostre linie konstrukcji i cieszące oko wloty powietrza. Wentylacja jest dobrze pomyślana. Otwory są mniejsze niż te w Carbonie, ale „mądrze” ułożone. Wygląda to jak inspiracja ze świata bmx, gdzie kaski mają często na płacie czołowym wloty powietrza, co zapewnia dobrą wentylację w trakcie przemieszczenia się. Niestety, jakość wykonania otworów pozostawia trochę do życzenia. Widać niepowtarzalność w pracy urządzeń skrawających i niedokładne wykończenie wycięć.
Daszek na płacie czołowym wychodzi przed konstrukcję na jakieś 4 mm. Wygląda to świetnie, ale niestety, moim zdaniem im więcej masz nad oczami, tym mniej widzisz, kiedy chcesz dojrzeć coś nad swoją głową. Daszek ten to zdecydowanie zabieg estetyczny. Dodatkowo przy upadku kasku na ziemię element ten zwiększa szanse na strzępienie się krawędzi, która przyjmuje na siebie cały impet uderzenia. Czyli zupełnie inaczej niż w kaskach, w których przód i dolna krawędź mają mniej agresywne linie i uderzenie rozkłada się na większej powierzchni.
Kolejny ważny punkt programu to szyny montażowe autorskiej produkcji. Co pod tym względem oferuje konkurencyjny Crye Precision?
Crye stworzyło helm Air Frame, czyli nowatorską konstrukcję, która zyskała przychylność kilku amerykańskich doborowych jednostek. Mimo to w kwestii szyn montażowych jej projektanci zdali się na doświadczenie firmy Ops-Core i wylicencjonowali stworzone dla nich szyny boczne hełmu.
Czemu Team Wendy zdecydował się na stworzenie własnego systemu? Z pewnością nie z powodu słabości dostępnych na rynku produktów, do których znajdziemy wiele akcesoriów i dodatków. Jest to raczej kolejne rozwiązanie podyktowane przez dział marketingu. Decydując się na tworzenie własnego systemu mocowania, firma zapewniła sobie możliwość produkcji wszelkiego rodzaju dodatków i przejściówek do mocowania wyposażenia.
Samo mocowanie szyn do kasku również zasługuje na uwagę. W modelach Carbon czy Air Frame mamy po prostu cztery śruby, dobrze znane z wcześniejszych amerykańskich hełmów, które w najgorszym wypadku dokręcimy lokalną monetą kraju, który podbijamy, lub toolem. Team Wendy i tu postawił na innowacyjność. System mocowany jest do kasku za pomocą czterech śrub. Dwie duże, dwie małe. Wszystkie ampulowe i wpuszczone tak głęboko, że bez rzeczonego ampula nie ma szans się do niego dostać.
Przy tak mocnej konkurencji na rynku i coraz większej świadomości klientów, taki zabieg należy uznać za nieprzemyślany. Najwyraźniej projektanci tego elementu zapomnieli o najważniejszej zasadzie: „Keep it simple, stupid”. W skrócie KISS.
Żeby było ciekawiej lub inaczej, bardziej kontrowersyjnie, obecnie firma umożliwia bezpłatną wymianę szyn dla wszystkich, którzy kupili kask przed 30 września 2013 r. Nowe szyny (w cenie przesyłki) zapewniają również lepsze mocowanie/spasowanie z kaskiem oraz akcesoriami. Poprawiono także system mocowania elementów RIS systemu MAGPUL MOE, który współpracuje z Exfilem. Mocnym punktem kasku jest NVG Shroud firmy Wilcox, służący za punkt mocowania noktowizji lub innych urządzeń optycznych. Panel, który znajduje się na płacie czołowym, umocowany jest klasycznie: czterema śrubami wpuszczonymi od środka – solidnie, tutaj nie można nic zarzucić. Polimery i aluminium lotnicze znacząco obniżają wagę konstrukcji, ale nie wpływają ujemnie na jej wytrzymałość.
Żeby znowu podkreślić wyjątkowość konstrukcji, którą mamy w rękach, warto zauważyć, że nietypowa linia kasku wymusiła na Wilcoxie wyprodukowanie specjalnej linii shroudów! Jak widać dobry wygląd nie znosi kompromisów.
Warto również zwrócić uwagę na elastyczne taśmy (shock cord) o okrągłym przekroju, zabezpieczone oplotem. Służą one do stabilizacji ramienia noktowizora, kiedy jest ono w pozycji dolnej. Minimalizuje to również drgania przy poruszaniu się oraz zapewnia dodatkowy punkt zaczepienia noktowizji do kasku. Patent wpuszczania shock cordu w szynę jest do bólu prosty i bardzo mi się podoba. Prościej się nie da. Shock cord można łatwo skrócić lub zdjąć – oczywiście, o ile wcześniej nic innego nie zamontowaliśmy na szynie. Niestety same haczyki tasiemek, które wpinamy w ramię, to przerost formy nad treścią. Są grube i plastikowe. Do tego nie są stałym elementem elastycznej taśmy, a jedynie są w nią przelotowo włożone, niezwykle łatwo je zgubić. Dodatkowo wybór grubego plastiku w tak małej konstrukcji sprawia, że bardzo ciężko o dostęp do zapięcia w rękawicach. Mając kask na głowie dużą sztuką jest również zaczepienie o siebie obydwu shock cordów. Prosta gumka, która ma służyć do stabilizacji, nie nadaje się do obsługi jedną ręką, jeżeli kask jest na głowie. Na szczęście jest to element, który można bez problemu zmienić, więc nie powinno to wpływać ujemnie na ogólną ocenę konstrukcji.
Nie można niestety jednak przemilczeć jakości ogólnego wykończenia, które jest po prostu nieprecyzyjne. Materiał jest kruchy i każde uderzenie przekłada się na odprysk. Farba niestety również łatwo się ściera, przeciągnięcie kaskiem po metalowych elementach wyposażenia kończy się więc jego porysowaniem.
Wnętrze EXFILA
Poszczególne elementy, z których wykonany jest system pasków, robią dobre wrażenie. Zestaw jest rozbudowany i daje wiele możliwości konfiguracji. Niestety, po przyjrzeniu się wszystkim elementom pojedynczo oprzyrządowanie kuleje. Do tego stopnia, że ma się wrażenie, że zostało złożone z tego, co akurat „rzucono” w fabryce.
Rozmiar plastikowych przelotek jest niewspółmierny do szerokości taśm, co sprawia, że przelotki mają tendencję do przekręcania się, co znacząco wpływa na komfort użytkowania. Odrobina potu czy wody sprawia, że cały system zaczyna „jeździć” po głowie. Szkoda. Pokładałem duże nadzieje w tym systemie, a pierwsze, co bym zrobił, gdyby kask miał zostać u mnie na dłużej, to wymiana punktów mocowań taśm do kasku. Żeby było ciekawiej, w trakcie pisania tekstu trafiłem na tanią, podrabianą wersję Exfila do asg i właśnie ten element, czyli wspominaną przelotkę, zamieniono
w nim na mniejszą, bardziej pasującą do rozmiaru taśm. Jednym słowem: punkt dla Chin.
Dalej natrafiamy na widoczne na zdjęciach zaciski regulacji pasków, które schodzą w dół, wzdłuż policzka. Ruchome elementy, które działają zaciskowo, a nie przelotowo, wydają się podatne na uszkodzenia. Dość łatwo jest o nie zahaczyć zawieszeniem broni, przy przekładaniu przez głowę. Pomysł, by móc łatwo regulować długość pasków, jest ciekawy, ale ten uważam za zbyt podatny na wyczepienie, no i zapewniam, że nadal nie da się regulować długości za pomocą jednej ręki. Oczywiście automatycznie nasuwa się pytanie: kiedy regulujemy paski w kasku?
W teorii – raz. Przy odbiorze nowego kasku. W praktyce, np. kiedy musimy włożyć pod kask maskę przeciwgazową, albo kiedy po całym dniu, chcemy, by wciąż był na głowie, ale nie opinał nam twarzy. Pomysł wydaje się jak najbardziej na miejscu, można by go jednak uprościć.
Firma Ops-Core poradziła sobie z nim zdecydowanie lepiej. Tam regulacja jest prostsza, ale za to niezawodna. Dużą część pracy systemu nośnego w Exfilu bierze na siebie system Boa regulujący dopasowanie żyłek, które opasają głowę. Pozwala to na stabilne trzymanie się kasku nawet bez zapiętych pasków. Boa Closure System ma dwa ciekawe rozwiązania – niestety, również kontrowersyjne.
Pierwsze to żyłki, które nawijają się lub rozwijają na bęben ukryty w tubusie. Drugie – system ich luzowania. Kiedy bierzesz do ręki ten kask i chcesz go założyć na głowę, musisz jak w każdym kasku rozsunąć na prawo i lewo taśmy zapinane pod brodą, które umieszczone są po bokach. W Team Wendy dodatkowo musisz ułożyć żyłki powleczone miękkim materiałem, który ma również tendencję do zawijania się. Inaczej splączą się i kask nie uciśnie odpowiednio głowy. Grubość żyłki jest kontrowersyjna. Wydaje się zbyt cienka i delikatna, by nie bać się o łatwość jej rozerwania, jeżeli w kask wrzucimy np. rękawice lub gogle. Obawiam się, że przy dłuższym użytkowaniu system opatulający żyłki będzie się mechacił, rolował i zmniejszał komfort użytkowania. Sam system luzowania żyłek jest również rozbudowany. Zamiast klasycznego układu, w którym skręcając pokrętło w prawo ściskamy, a w lewo luzujemy, w Exfil mamy sytuację, w której żyłki luzują się totalnie po odciągnięciu „kapsla” do siebie. Jest więc to kolejna ruchoma część, poruszająca się w kolejnej osi. Piach, kurz i pył znacząco osłabiają działanie tej konstrukcji. Jest to po prostu jeszcze jedna rzecz, która może zawieść.
Samo osadzanie kasku na głowie przypomina system znany z kasków alpinistycznych. Szeroki płat układający się na głowie jest najprostszym rozwiązaniem. Przyznam, że na tle tubusów i żyłek prezentuje się dość klasycznie. Jest to jednak rozwiązanie sprawdzone i łatwe do utrzymania w czystości. Jeżeli chodzi o akcesoria dodatkowe, to szyna wymusza zakup dedykowanych akcesoriów. To co najważniejsze, czyli słuchawki, da się oczywiście włożyć pod kask, ale Team Wendy promuje peltorowski zewnętrzny system mocowania, wymagający jednak specjalnej przejściówki, którą można bez problemu zamówić.
Wiedząc, że trafi do mnie Exfil Carbon, nie spodziewałem się czegoś niezwykłego, ponieważ zakładałem, że jest to jeszcze jeden kask. Motocyklowy, wspinaczkowy, spadochronowy, czy jeździecki – kask to kask. Kiedy jednak wziąłem go do ręki i spojrzałem do środka, miałem wrażenie, że to jednak coś dużo więcej niż „po prostu kask”. Niestety, dalszy kontakt z tym sprzętem ściągnął mnie z powrotem na ziemię. Czy można to nazwać zawodem? Myślę, że można. I ten zawód poparty jest kilkoma merytorycznymi zarzutami, które przedstawiłem. Trzeba jednak podkreślić, że Carbon, jak na taktyczny światek, jest bardzo innowacyjny. Trzeba mieć bowiem nie lada odwagę, by od tworzenia prostych poduszek do hełmów, dojść do projektowania złożonych systemów, które tak naprawdę nadal służą do tego, do czego służyły wspomniane poduszki.
W bryle, systemie nośnym i absorberach bez trudu dostrzegam chęć tworzenia czegoś innego niż ma w swojej ofercie konkurencja. To świetny znak i odważne podejście do projektowania urządzenia, które nie powstało, by cieszyć oko, ale by pomagać w pracy i chronić zdrowie użytkownika. Niestety, innowacja dla wojska powinna iść w parze z prostotą, a w przypadku Exfila wszystko jest rozbudowane. Na ile wynika to z odwagi konstruktorów, na ile zabrakło testów w terenie, a na ile należy ten kask traktować jako etap przejściowy w drodze do kasku doskonałego – tego nie wiem. Mam jednak nadzieję, że Team Wendy stanie na głowie i da z siebie wszystko, by wyciągnąć z tego modelu wszystko co najlepsze i uczciwie wymieni lub znajdzie inne rozwiązania technologiczne lub koncepcyjne na udogodnienia, które chce nam zaoferować. Jeśli natomiast patrzeć na ten kask przez pryzmat sprzedaży, to wydaje się, że z biznesowego punktu widzenia przemysł wojskowy ma właściwie tylko jeden problem. Jest przemysłem wojskowym. Czyli pomija klienta, jakim jest cywili. Pewnych rzeczy nie da się sprzedać. Niektórych nie można, a niektóre są po prostu zbyt drogie i duże. I w tym momencie na nasycony rynek pełny plate carrierów, gogli, rękawic, odzieży i butów, wchodzi kask.
Kaski są praktyczne. Czy zajmujesz się asg, rekonstrukcją, wspinaczką, czy też skaczesz na spadochronie – musisz posiadać ochronę głowy. Dobrze zaprojektowany kask to produkt, który sprzeda się zarówno w armii, jak i w cywilnym świecie. Produkt ten na rynku cywilnym adresowany jest do osób, które spędzają czas aktywnie i tym samym są w grupie ryzyka urazu głowy. Zwykle to świadomi swoich oczekiwań i upodobań klienci. Trudno nazwać ich fanboyami. Dla takich przygotowuje się tańsze repliki oryginalnych hełmów i kasków, które nie chronią głowy w takim stopniu jak produkt z carbonu. Mamy więc w idealnym świecie produkt, który istnieje w trzech wersjach. Jako hełm, jako kask i jako replika. Wszystko z pozoru wygląda tak samo, ale różnice technologiczne są znaczne.
Czemu o tym piszę? Ponieważ biorąc do ręki kask EXFIL Carbon, który z powodzeniem może być też używany w świecie cywilnym, wyraźnie czuć, że biznesowy światy wojska i cywili przeplatają się od samego początku w wizji sprzedażowej zespołu Team Wendy. Podoba mi się to. Trzymam kciuki za dalszy rozwój tej marki i z dużym zainteresowaniem czekam na możliwość wzięcia do ręki modelu EXFIL Ballistic.
Keep it simple, Wendy!