Nie da się ukryć, że dla Polaków, mimo polskiego wkładu w tą operację – zarówno marynarzy z okrętów wspierających desant, lotników go osłaniających czy walczących później w Normandii pancerniaków gen. Maczka – są to wydarzenia mniej symboliczne niż dla Europy Zachodniej. Wybrzeże Atlantyku było dalekie od Polski i to nie alianci zachodni wyzwalali Polskę. Zachodowi bardziej pamiętamy porozumienia teherańskie i jałtańskie, gdy to bez naszego udziału zdecydowano o miejscu Polski w powojennym świecie.
Symboliczne znaczenie Dnia D jest widoczne także gdy zestawi się wysiłek tej operacji z innymi epizodami Drugiej Wojny Światowej. Była to operacja prowadzona na dużą skalę – ale takie były przecież też inne operacje, czy to lądowanie we Włoszech, czy walki frontu wschodniego, choćby operacja „Bagration”. Nie da się uciec od wskazania, że w przeciwieństwie do innych frontów, to właśnie w Normandii rozpoczęto wyzwalanie okupowanych ziem Europy Zachodniej – nie kolonii jak w Afryce, nie zdobywano terenów państwa Osi (jak we Włoszech) nie był to odległy kulturowo i geograficznie wschodni front.
Na symboliczne znaczenie tego wydarzenia, prócz widocznej obecności w popkulturze składa się jednak fakt, że była to przede wszystkim zwycięska operacja, typowa dla zachodniego sposobu prowadzenia wojny. To nie było tylko rzucenie na wroga setek tysięcy żołnierzy i wystrzelenie milionów pocisków.
Aby ją przeprowadzić, przez lata przygotowano wszystkie istotne elementy. Istotny udział w tym miały siły specjalne. Komandoskie rajdy na Norwegię i liczne inne miejsca na europejskich brzegach, utrzymywały Niemców w niepewności co do miejsca inwazji. Bombardowania strategiczne uformowały pole walki, dezorganizując transport, zakłócając pracę niemieckiego przemysłu, ale co ważne, sprawiły ze Niemcy skoncentrowali swoje siły lotnicze w obronie miast a nie na froncie.
Gigantyczna operacja dezinformacyjna, z udziałem fikcyjnej grupy armii, nie bez powodu „dowodzonej” przez medialnego i kontrowersyjnego gen Pattona i szeregu innych działań wojskowych wywiadowczych, kontrwywiadowczych i politycznych doprowadziła do zmylenia Niemców na tyle, że nie byli oni w stanie wykryć faktycznego zamiaru Aliantów – siły które mogły by zmienić bieg wydarzeń, zwłaszcza dywizje pancerne nie zostały użyte we właściwym czasie. Dodając do tego efektywne użycie samych sił morskich lądowych i powietrznych. Nie chodziło tylko o samą zdolność niszczenia przeciwnika. Alianci wygrywali przede wszystkim dzięki imponującej logistyce i planowaniu.
Niemcy nie byli w stanie powstrzymać napływu wojsk i
materiałów wojennych do Wielkiej Brytanii, gdyż ich siły podwodne zostały przez
Aliantów na długo przed inwazją zneutralizowane. Niemcy nie byli w stanie także
poradzić sobie z działaniami połączonymi, co boleśnie odczuły pozbawione
efektywnego wsparcia lotniczego siły morskie – Alianci z kolei działali
wykorzystując mniej lub bardziej harmonijnie wszystkie elementy swojego arsenału,
unikając rozproszenia zasobów czy dublowania zasobów. To okazało się kluczowe.
Gdy
teraz z okazji tej rocznicy, grupa wciąż latających samolotów C-47 wykonała
przelot przez Atlantyk by następnie pojawić się nad polem historycznej bitwy w
akcie hołdu, był to zaledwie ułamek sił lotnictwa transportowego zgromadzonych
w 1944 roku. Zwycięstwo wynikało bowiem
z racjonalnego planowania, gospodarowania ludźmi, sprzętem, czasem, organizacji
– a to wszystko pozwoliło żołnierzom walczyć i zwyciężać. Jest to niestety
skrajnie odmienne od często spotykanego w Polsce, emocjonalnego sposobu
interpretacji rzeczywistości, w tym także tych jej aspektów jakie wiążą się z
wojskiem i wojną. Łatwiej jest nam uciekać w opowieści o klęskach które
nazywamy po fakcie zwycięstwami moralnymi, zamiast przyznać się do wadliwych
decyzji, braku organizacji i planowania. Symboliczne jest także to że
powodzenie potrafimy przypisywać wpływowi czynników nadprzyrodzonych niż
własnej skuteczności.
Te właśnie czynniki niestety dają o sobie znać cały czas, nawet wiele dekad po ostatniej wojnie światowej. Symboliczne jest to, że w tej chwili na Morzu Północnym i Bałtyku, Królewska Marynarka Wojenna wraz z siłami sojuszniczymi prowadzi zakrojone na ogromną skalę ćwiczenie Baltic Protector podczas którego połączone siły ekspedycyjne zademonstrują zdolność do udzielenia pomocy państwom sojuszniczym w obszarze Bałtyku w sytuacji kryzysu i konfliktu.
Ani Brytyjczycy, ani ich sojusznicy jak widać nie przejęli się głosami padającymi w polskich, sporach o kształt polityki obronnej i sił zbrojnych, często marginalizującymi znaczenie sił morskich, przedkładając racjonalną analizę ponad emocje i długofalową politykę ponad partykularne interesy. Podobnie deficytowy w racjonalną, chłodną analizę jest szereg innych aspektów polskiej debaty. Nie jest celem tego tekstu ich dokładna analiza, podczas której zwraca się uwagę na wszystkie czynniki decydujące o wyniku działań zbrojnych, takie jak rozpoznanie i wywiad, osłona kontrwywiadowcza, logistyka i dowodzenie.
Jak pokazuje operacja Overlord, to właśnie te aspekty są najważniejsze. Bez nich, Alianci mogliby uderzyć na plaże normandzkie siłami wielokrotnie większymi i być może za cenę powiedzmy dziesięć razy większych strat odnieśliby w końcu sukces – jak działo się to na froncie wschodnim. Rzeczą oczywistą jest to, jakie są właściwe wzorce do naśladowania.