Niewątpliwie, nad kolejnymi działaniami w Iraku wisi cień dwóch bolesnych dla Stanów Zjednoczonych Ameryki wojen. Jeden to cień wojny wietnamskiej, która również rozpoczęła się od wysłania doradców i udzielania pomocy militarnej, a po kilku latach w działania zaangażowane było około pół miliona żołnierzy a polityczny rezultat konfliktu był wręcz upokarzający dla supermocarstwa. Drugi, znacznie bardziej widoczny to doświadczenie operacji Iracka Wolność.
W wyniku operacji, trwającej od roku 2003 do 2011 a także późniejszej, doradczo – szkoleniowej operacji Nowy Świt mimo użycia znacznych sił (same siły amerykańskie w momencie inwazji liczyły około sto czterdzieści osiem tysięcy żołnierzy, później liczebność sił stabilizacyjnych w szczytowym okresie przekroczyła sto sześćdziesiąt tysięcy) oraz znacznych strat ( około cztery i pół tysiąca zabitych żołnierzy amerykańskich, polskich żołnierzy w Iraku zginęło dwudziestu dwóch ) udało się osiągnąć efekt tymczasowy, podobnie jak w przypadku Wietnamu, pomimo licznych militarnych sukcesów.
Łatwo jest odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule gdy chodzi właśnie o ten ściśle militarny wymiar konfliktu. Nawet ograniczona obecność doradców wojskowych – zwłaszcza z sił specjalnych – wsparta ewentualnymi uderzeniami lotniczymi może zadać poważne straty walczącym już otwarcie siłom Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu.
Dysponując tym potencjałem wywiadowczym i rozpoznawczym jaki posiadają Stany Zjednoczone można uderzyć w zaplecze terrorystów, w ich przywódców, przynajmniej niektórych. Jest to oczywiście zadanie wymagające czasu, odpowiednich nakładów i cierpliwości ze strony politycznych ośrodków decyzyjnych, ale wykonalne, o czym zdążył się przekonać w roku 2006 lider Al-Kaidy w Iraku, Abu Musab al-Zarkawi.
Jednak to wszystko to wciąż jedynie militarne i jedynie taktyczne, potencjalne sukcesy. Sytuację komplikuje choćby to że Islamskie Państwo Iraku i Lewantu działa nie tylko w Iraku ale także w Syrii, co daje im pewną głębię operacyjną Ewentualne operacje wojskowe wykraczające poza Irak oznaczałyby uwikłanie się Stanów Zjednoczonych w syryjską wojnę domową i to mimowolnie opowiadając się (zgodnie z zasadą wróg mojego wroga jest moim przyjacielem) po stronie reżimu Assada, który jeszcze niedawno był traktowany jako potencjalny przeciwnik. Zarazem, po stronie rządu w Bagdadzie opowiada się inny, niechętny Amerykanom aktor, czyli Iran.
Ostatnim problemem jest trwałość tych potencjalnych efektów. Zduszenie powstania czy wypchnięcie głównych sił rebeliantów poza granice irackie oznacza tylko odsunięcie w czasie kolejnego konfliktu. Kluczem jest jest bowiem osiągniecie rozwiązania politycznego, a na to w ogarniętym religijnymi waśniami państwie się nie zanosi.
Oczywiście można wskazać przypadki, gdzie pośrednie działania, jedynie wspierające miejscowe siły okazywały się skuteczne. W Kolumbii poprzez wsparcie szkoleniowe i sprzętowe poważnie wzmocniono siły rządowe (w tym jednostki specjalne policji) udało się poważnie ograniczyć możliwości działania karteli narkotykowych oraz lewicowej partyzantki FARC, zmuszając ją do podjęcia rozmów pokojowych. Prawicowe grupy paramilitarne zostały rozbrojone. Jednak sukcesy są tylko częściowe, ich osiągnięcie zajęło wiele lat a co ważniejsze, konflikt w Kolumbii nie ma podłoża religijnego ani etnicznego. Ponadto, mimo trapiących kolumbijskie wojsko i policję problemów z korupcją, nie zauważono tam przypadków ich dezintegracji na taką skalę , jak to miało miejsce niedawno w przypadku Iraku.
Należy przy tym zauważyć, że próba wywołania zmiany długoterminowej, połączonej z daleko idącą restrukturyzacją irackich sił bezpieczeństwa i być może budową sojuszniczych formacji sunnickich jak to miało miejsce w przeszłości, jest bardzo mało prawdopodobna. Obecność nawet kilku tysięcy amerykańskich żołnierzy, oznaczająca nieuchronne straty w ludziach (a z wielu powodów Amerykanie byli by zapewne celem częstych ataków) była by dla amerykańskiej opinii publicznej trudna do zaakceptowania a ponadto nie rozwiązuje to problemów politycznych.
Ponieważ
szybkie osiągnięcie rozwiązania politycznego jest mało
prawdopodobne, można spodziewać się, że
przyszłe działania
amerykańskie (lub prowadzone w ramach szerszej koalicji) będą
miały na celu osiągnięcie
jedynie krótkoterminowych
celów. Można więc uznać
za niemal pewne kolejne działania mające na celu dalsze szkolenie
irackiego wojska i policji, połączone zapewne z dostawami
wyposażenia i uzbrojenia. To oznacza także zaangażowanie w Iraku w
roli doradców i instruktorów żołnierzy sił specjalnych. Nie jest
także wykluczone że doradcy będą także wspomagać irackich
dowódców, zwłaszcza pod
względem informacyjnym.
Można także uznać za możliwe w razie dalszego pogorszenia
się sytuacji, podjęcie uderzeń lotniczych bądź rakietowych
przeciwko rebeliantom, zapewne także przy udziale sił specjalnych
oraz użycie ich do wsparcia ochrony ważnej infrastruktury.
Możliwe jest wreszcie także, że jeśli obszary kontrolowane przez Islamskie Państwo Iraku i Lewantu staną się zapleczem zamachów terrorystycznych wymierzonych w inne państwa regionu, lub w cele amerykańskie lub europejskie, przed czym niedawno przestrzegał premier Wielkiej Brytanii i co odpowiadało by sytuacji Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego lub Afganistanu rządzonego przez talibów, dojdzie do ofensywnych operacji sił specjalnych mających na celu neutralizację takiego zagrożenia.