Sytuacja w Iraku jest może obecnie zostać, dość eufemistycznie, określona mianem bardzo niepokojącej. Siły rebeliantów zdobyły bowiem nie tylko duże miasto. Według doniesień mediów, oddziale centralnego banku Iraku w Mosulu znajdowało się złoto i pieniądze o wartości 400 milionów dolarów, co dla każdego grupy terrorystycznej jest ogromną sumą.
Mosul to także ważny ośrodek wydobycia i przetwarzania ropy naftowej, co ma szereg konsekwencji ekonomicznych dla obu stron konfliktu. Wreszcie, obszar uważany kontrolowany obecnie przez Islamskie Państwo Iraku i Lewantu rozciąga się w tej chwili od północnej Syrii poprzez iracką prowincję Anbar po przedpola Bagdadu i Kirkuku.
Pod względem militarnym, sytuacja władz w Bagdadzie jest zła. Iracka armia i formacje policyjne w Mosulu najwyraźniej uległy dezintegracji. W ręce rebeliantów wpadły przypuszczalnie spore ilości wyposażenia i uzbrojenia, być może nawet część żołnierzy i policjantów zmieniła front. Według relacji jednego ze świadków, cytowanej przez „New York Times”, rebelianci nie dokonują egzekucji poddających się żołnierzy i funkcjonariuszy , jedynie odbierają im broń, mundury i dokumenty, po czym pozwalają im wrócić do domów.
Te czynniki świadczą o tym że fundamentaliści nie tylko dysponują siłą militarną zdolną przeciwstawić się rządowym formacjom. Świadczą o tym, że wygrywają oni walkę o „serca i umysły” lokalnej ludności, ale także szeregowych policjantów i żołnierzy.
To prowadzi do
pytania o zdolność władz w Bagdadzie do wyprowadzenia
kontrofensywy. Dwa podstawowe problemy jakie są tu widoczne to
czynnik militarny i społeczny. Przeprowadzenie zakrojonej na szeroką
skalę operacji militarnej jest kosztowne. Wymaga odpowiednio
wyszkolonych, wyposażonych i dobrze zaopatrywanych sił, zarówno
wojska jak i policji. Potrzebne są także odpowiednie struktury
rozpoznania, walki psychologicznej i wiele innych.
Zasadniczą
wątpliwością w tym punkcie jest to, czy iracka armia dysponuje
takimi faktycznie zdolnymi do użycia siłami, zwłaszcza w
kontekście ostatnich klęsk. Trzeba przy tym pamiętać, że
Amerykanom, którzy dysponowali olbrzymimi – w porównaniu z armią
i policją iracką – zasobami, spacyfikowanie sunnickiego powstania
w prowincji Anbar zajęło prawie cztery lata.
Amerykanom udało się tego dokonać poprzez równoległe zastosowanie środków kinetycznych jak również niekinetycznych. Prowadząc zakrojone na szeroką skalę działania – zwłaszcza sił specjalnych - wymierzone w działające wówczas w Iraku siatki Al-Kaidy, klasyczne operacje przeciwpartyzanckie prowadzone przez siły konwencjonalne, działania psychologiczne i informacyjne, udało się im doprowadzić do odwrócenia sojuszy.
Siatki irackiej
Al-Kaidy zostały przetrzebione przez siły specjalne, a jej
przywódca, Abu Musab al-Zarkawi, zabity. Wykorzystując różnice w
interpretacji zasad religii pomiędzy fundamentalistami islamskimi a
przywódcami plemion w prowincji Anbar, konflikty między
poszczególnymi plemionami i fakt istnienia lokalnych grup samoobrony
, doprowadzono do tego, że sunnickie milicje stały się
sojusznikiem Amerykanów. Część ich członków wcześniej walczyła
przeciwko siłom amerykańskim.
Tak zwane „Sunnickie
Przebudzenie” (używane były też inne nazwy jak „Synowie
Iraku”) nie było częścią irackich, państwowych sił zbrojnych.
Przez długi czas zresztą, członkowie milicji otrzymywali żołd od
Amerykanów. Wykorzystano w ten sposób naturalne zjawisko w
społeczeństwie, gdzie legitymizacja formalnych władz jest słaba –
a więc tworzenie się alternatywnych ośrodków władzy, które
przejmują funkcje władzy państwowej – zwłaszcza te dotyczące
stosowania siły.
Problemem w tym
przypadku było to, że Irak po upadku Saddama stał się państwem,
gdzie władze centralne zostały zdominowane przez szyitów. Konflikt
sunnicko – szyicki był i jest zasadniczym konfliktem w tym
państwie. Co gorsza, Irak jako organizm państwowy jest w dużej
mierze organizmem sztucznym, pozostałością po epoce kolonialnych
podziałów dokonywanych przez europejskie mocarstwa. W przypadku
Bliskiego Wschodu liczyło się wszak nie to jaka ludność
zamieszkiwała ten obszar, ale jak łatwo będzie z niego można
wydobywać ropę.
To w sposób oczywisty ogranicza, a być może
wręcz uniemożliwia rządowi w Bagdadzie przeprowadzenie skutecznej
operacji przeciwko rebelii. Bardzo możliwe jest bowiem, że jedynymi
formacjami które zachować mogą spójność , są te zdominowane
przez szyitów, co miałoby oczywiste konsekwencje. Siły zdominowane
przez szyitów, byłyby postrzegane w najlepszym razie jako okupanci,
w najgorszym, jako szwadrony śmierci. To tylko scementowałoby opór
sunnicki.
Najgorszy scenariusz, jakim jest długoterminowa niezdolność wiernych rządowi w Bagdadzie sił bezpieczeństwa do uporania się z aktualna rebelią może mieć dwa zakończenia. Jednym jest faktyczny, trwały podział Iraku, na część szyicką i sunnicką, rozciągającą się także na terytorium syryjskie. Należy zauważyć, że podobnie jak np. rząd talibów w Afganistanie, mało prawdopodobne jest aby ów „Sunnistan” został uznany przez społeczność międzynarodową. Biorąc pod uwagę trwający konflikt w Syrii oraz powiązania pomiędzy ugrupowaniami i siatkami sunnickiego dżihadu oznaczać by to mogło, że owo terytorium stało by się dalszym rozsadnikiem niestabilności i zapleczem dla działalności terrorystycznej w innych regionach.
Ten scenariusz z kolei oznacza możliwość powtórnej interwencji amerykańskiej. Jeśli spełni się scenariusz skrajnie pesymistyczny, taka interwencja może mieć miejsce. Jednak niezwykle mało prawdopodobne jest, by znów na terenie Iraku pojawiły się dziesiątki tysięcy Amerykanów – choćby z racji kosztów takiej operacji.
Można natomiast spodziewać się że amerykańskie operacje przeciwko Islamskiemu Państwu Iraku i Lewantu, jeśli zostaną podjęte, będą miały charakter podobny do już podejmowanych choćby w Jemenie. Oznacza to wsparcie materialne i szkoleniowe dla lokalnych sił bezpieczeństwa, uderzenia lotnicze oraz okazjonalne akcje bezpośrednie sił specjalnych.