Na wstępie warto przypomnieć podstawowe kwestie techniczne, z których wynikają przewagi określonych celowników i ich nazewnictwo.
Celowniki kolimatorowe to dość proste urządzenia, które w ciągu ostatniego półwiecza uległy tylko niewielkim udoskonaleniom. Promień emitowany przez niewielką diodę LED o małej mocy (rzadziej laserową) pada bezpośrednio na soczewkę z powłoką refleksyjną, która odbija jej światło w kierunku oka – stąd najlepiej oddająca zasadę działania, angielskojęzyczna nazwa reflex sight.
Sferyczność soczewki zapewnia kolimację wiązki światła, tj. przetwarzanie rozbieżnych/rozchodzących się promieni na wiązkę biegnących możliwie równolegle (uzyskanie światła skolimowanego), a w efekcie wrażenie widzenia wyraźnego punktu na soczewce celownika i dalej. Ten punkt celowniczy, najczęściej w formie kropki o wielkości 2 MOA lub większej, w kolorze czerwonym (stąd nazwa „red dot”, choć oferowane są również zielone lub bursztynowe/żółte, a w nowszych modelach celowników również inne formy znaku celowniczego), zapewnia wycelowanie broni nawet przy patrzeniu przez celownik pod pewnym kątem, gdy nie jest widoczny po środku soczewki, lecz gdziekolwiek indziej w jej obszarze, byle naprowadzony na cel. Jednym okiem lub obuocznie, bez konieczności precyzyjnego zgrywania dwuelementowych przyrządów celowniczych, jak w przypadku mechanicznych.
Celowniki holograficzne wykorzystują do emisji wiązki świetlnej silniejsze diody laserowe i chociaż na pewnych odcinkach ich układu optycznego wiązka światła ulega kolimacji, to jednak nie w celu skupienia w formę możliwie małego znaku celowniczego o stałej wielkości, lecz dla równomiernego oświetlenia szeroko holograficznej folii na całym „ekranie” celownika – sam znak jest zaś generowany zupełnie inaczej, bo w formie hologramu, czyli pozornego obrazu powstającego w przestrzeni trójwymiarowej w wyniku przetworzenia transmisji światła laserowego.
Ogólna zasada działania obu jest podobna tylko do tego etapu, przy czym w celowniku holograficznym światło laserowe nie pada bezpośrednio na soczewkę w celu odbicia w stronę oka, lecz jest rozszerzane i dopiero następnie kolimowane za pomocą bardziej skomplikowanego układu optycznego – rozszczepiona wiązka lasera odbijana jest częściowo przez lustro – wewnętrzną soczewkę kolimującą, a częściowo przechodzi przez wzornik znaku celowniczego i soczewkę projekcyjną, zbiegając się na wysokości ekranu.
Holograficzne celowniki są droższe oraz trudniejsze w produkcji, a także z reguły większe i cięższe, silna dioda laserowa wymaga zaś mocniejszego zasilania, przez co żywotność baterii w ich przypadku jest o wiele krótsza niż w mało energochłonnych refleksyjnych celownikach kolimatorowych.
Tą drogą osiągnięto jednak wiele zalet. Ekran holograficzny jest w zasadzie płaski, a nie sferyczny, jak soczewki klasycznych kolimatorów, dzięki czemu nie zniekształca optycznie znaku na obrzeżach lub przy patrzeniu przez celownik pod kątem, minimalizuje prawie całkowicie błąd paralaksy, jest też odporniejszy mechanicznie.
Brak powłoki refleksyjnej oznacza lepszą jasność optyczną i stworzenie wyraźniejszego znaku lub siatki celowniczej (także odporniejszych na oświetlenie zewnętrzne z tyłu) na większej powierzchni, co oznacza również większe pole widzenia. A co najważniejsze, nawet rozległe zanieczyszczenie lub zniszczenie ekranu nie wyklucza dalszego wyświetlania hologramu wewnątrz celownika, między okiem a celem – podczas gdy klasyczny kolimator staje się bezużyteczny nawet przy lekkim przesunięciu szkła.
Użyta technologia pozwala oprócz tego stosować bardziej wyspecjalizowane siatki, a w przypadku stosowania przystawek powiększających nie mamy do czynienia z powiększaniem samego znaku czy siatki, jak ma to miejsce w celownikach refleksyjnych.
W przeciętnych warunkach różnice między oboma rodzajami celowników mogą wydawać się nieistotne, a nawet na plus dla „refleksów”, które są prostsze, zazwyczaj lżejsze, łatwiej je miniaturyzować, a do zasilania potrzebują niewiele energii.
W warunkach bojowych oraz zastosowaniach profesjonalnych celownik holograficzny ujawnia jednak swe przewagi, a niewielkie zwiększenie masy i wielkości są znośnym tego kosztem. To właśnie przyczyna zdominowania w ostatnich latach rynku przez flagowe celowniki EOTech, których pozycja została zachwiana dopiero problemami z nadmiernym dryftem termalnym, czyli nieakceptowalnym przesuwaniem znaku celowniczego pod wpływem dużych zmian temperatur.
Dostrzegając brak kontrpropozycji w tej klasie celowników amerykańska firma Vortex Optics z Barneveld, w stanie Wisconsin zaprezentowała na SHOT Show w 2017 r. własny celownik holograficzny nie tylko nieustępujący pod wieloma względami EOTechom, ale nawet je przewyższający – i to znacznie tańszy.
Vortex Optics to przedsiębiorstwo założone w 2002 r. przez Dana i Margie Hamilton, liczące już ponad 200 pracowników w zespole amerykańskim i oddziałami sprzedaży na całym świecie. Oferuje duży wybór celowników optycznych do różnej broni, lornetek, lunet obserwacyjnych i dalmierzy, w kilku klasach jakościowych: od tanich, opartych na azjatyckich podzespołach i wykonaniu, po profesjonalne, nowoczesne modele projektowane oraz produkowane na terenie USA przez wydział Advanced Manufacturing Group (AMG), wyróżniające się doskonałym stosunkiem jakości i ceny oraz dożywotnią gwarancją. Do tych ostatnich należy zapoczątkowana w 2012 r. seria celowników Razor HD (tytułowa „brzytwa” High Definition) oraz najnowsze i najdroższe UHD (Ultra High Definition).
Czytaj też: Wszechstronna seria termowizorów GSCI TI-GEAR >>>
W 2016 r. Vortex zadebiutował kolimatorowym SPARC AR, podobnym do Aimpointa Micro T1, ale znacznie cięższym i o krótszej pracy na jednej baterii. Rok później zaskoczył natomiast wszystkich holograficznym Razor AMG UH-1, który od razu dorównał, a nawet przebił konkurencję. Nie udało mi się ustalić, co oznacza skrót UH w jego nazwie – czy pochodzi od serii UHD, czy też stanowi połączenie U (Utility, Universal?) z Holographic, ale na pewno jest on też nieprzypadkowym chwytem marketingowym, wykorzystującym podobieństwo do nazwy śmigłowca Bell UH-1 Iroquois, tak popularnego „konia roboczego” od czasów wojny w Wietnamie. Podobnie jak on jest więc potocznie zwany „Huey” (nazwa ta była fonetycznym zapisem pierwotnego skrótu Helicopter Uttility: HU-1).
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |