Ot, kolejna pozycja o perypetiach wojaków. Koszarowy żargon, kolejne szczeble dowodzenia, bezsensowne rozkazy i gnębienie poborowych. Jednym słowem wojsko z okresu obowiązkowej służby. Jednak po przeczytaniu pierwszych trzydziestu stron wszystko się zmieniło. Na scenę wkroczył główny bohater - jeden z dwóch Piotrów Leńczyków i wszystko potoczyło się w sposób bynajmniej nieoczekiwany.
Przeczytaj także recenzję książki Trzynaście moich lat w JW GROM
Kolejne karty książki przynoszą historię niewiarygodną, śmieszną, rzeczową i momentami groteskową. Podtytuł „Polski Szwejk na misji w Iraku”, będący odwołaniem zapewne do „Przygód dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej” autorstwa Jaroslava Haška osobiście zamieniłbym na coś naszego, rodzimego. Postać Piotra Leńczyka podobna jest momentami do Franka Dolasa, znanego między innymi z trylogii filmowej „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” reżyserii Tadeusza Chmielewskiego. Abstrahując jednak od skojarzeń, jakie u czytelnika wywołać może postać szeregowego Leńczyka, „Misjonarze z Dywanowa” warci są każdej minuty poświęconej lekturze.
Przeczytaj także recenzję książki Cel Snajpera
Kolejne strony ukazują barwny świat armii polskiej. Mocno zarysowane, charakterystyczne postacie przykuwają uwagę, wydarzenia, które przewijają się jak w kalejdoskopie stonowane są pełnowymiarowymi dygresjami, które można powiedzieć żyją własnym życiem. W środku wszystkich wydarzeń znajduje się zaś niczym Jonasz - momentami nieporadny, jednak wygadany i obrotny bohater, który mimo najlepszych intencji zawsze się w coś wpakuje i podpadnie oficerskim szarżom. Honorowy szeregowy, mimo swoich przygód jakoś zawsze ląduje na przysłowiowe cztery łapy i stara się przetrwać do końca „pokojowej misji”.
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |
Sięgając po „Misjonarzy z Dywanowa” trzeba podejść do zgrabnie opowiedzianej historii z lekkim przymrużeniem oka. Działania zbrojne, w których uczestniczyła również polska armia pociągnęły za sobą 26 ofiar śmiertelnych. Jednak autor nie podważa i przekreśla tej ofiary. Opis wydarzeń w książce Władysława Zdanowicza pokazuje świat wojska i działania zbrojne przede wszystkim z poziomu zwykłego szeregowego, który musi robić to, co mu rozkazano. Nic nie znaczy również jego sprzeciw. Rozkaz to rozkaz. Kończąc lekturę pierwszego tomu, dochodzi się do wniosku, że nawet pomimo lekkiego charakteru książki, sytuacji walki, konwojów, przygotowania się do akcji i powrót z nich oddają to, co czuli wówczas szeregowi żołnierze.
Przeczytaj także recenzję książki Najdłuższy Tydzień
Tak, jak w wielu innych książkach traktujących o tematyce wojennej po służbie najważniejszy jest odpoczynek, relaks i chwila wytchnienia od całego piekła poza bramą obozu. Każdy inaczej reaguje na stres w warunkach bojowych, jednak każdy potrzebuje momentu, kiedy może o tym wszystkim zapomnieć, nawet jeśli będzie to robił przy pomocy „Czarnej Wdowy”. Nasi „Misjonarze” przeszli przez piekło Iraku, jedni narażali życie podczas konwojów i patroli, inni pędzili bezpieczną i dostatnią służbę w bazie. Przebywali w Iraku na własne życzenie lub ze względu na rozkazy, chcieli dochrapać się awansu, odznaczenia, „nabić” świadczenia emerytalne, czy też po prostu taki był ich sposób na życie. Wszystkie te kategorie ludzi przemawiają do nas podczas lektury „Misjonarzy z Dywanowa”. Piotr Leńczyk obdarzony wdzięczną ksywką Rover, pomysłodawca i twórca totemu swego oddziału za który trafił przed sąd polowy, samotny jeździec przemierzający bezdroża Iraku. Jak do tego doszło i co z tego wynikło znajdziecie Państwo w tomie pierwszym „Misjonarzy z Dywanowa. Polecam.