Nie widzę problemu
Fot.: arch. Sebastiana Grzywacza
Rozmowa z Sebastianem Grzywaczem – ociemniałym mówcą motywacyjnym, fanem boksu, skoków spadochronowych i strzelectwa, prowadzącym szkolenia dla służb mundurowych i jednostek specjalnych.
Rozmawiał: Tomasz Łukaszewski
Zdjęcia: arch. Sebastiana Grzywacza
Zobacz także
Tomasz Łukaszewski Bezpieczeństwo nie jest drogie – jego brak kosztuje
Rozmowa z prof. dr. hab. Kubą Jałoszyńskim – ekspertem zajmującym się problematyką związaną z walką z zagrożeniami terrorystycznymi, organizacją i funkcjonowaniem jednostek kontrterrorystycznych. Byłym...
Rozmowa z prof. dr. hab. Kubą Jałoszyńskim – ekspertem zajmującym się problematyką związaną z walką z zagrożeniami terrorystycznymi, organizacją i funkcjonowaniem jednostek kontrterrorystycznych. Byłym funkcjonariuszem policji z 23-letnim stażem pracy w jednostce KT, dowódcą warszawskiego pododdziału KT, twórcą centralnego pododdziału kontrterrorystycznego - obecnie to CPKP „BOA”, nauczycielem akademickim w Akademii Policji w Szczytnie, członkiem Rady Naukowej Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium...
Krzysztof Mątecki Nic nie zastąpi przeżyć, jakie wyniosłem ze służby w JW GROM
Wywiad ze Zbigniewem Radeckim, weteranem Jednostki Wojskowej GROM z blisko dziesięcioletnim doświadczeniem bojowym w strefach działań wojennych, w tym w misjach w Afganistanie i Iraku. Rozmawiał: Krzysztof...
Wywiad ze Zbigniewem Radeckim, weteranem Jednostki Wojskowej GROM z blisko dziesięcioletnim doświadczeniem bojowym w strefach działań wojennych, w tym w misjach w Afganistanie i Iraku. Rozmawiał: Krzysztof Mątecki Zdjęcia: archiwum Zbigniewa Radeckiego
Tomasz Łukaszewski Wciąż mam w sobie radość służby
Rozmowa z płk. Tomaszem Białasem – byłym żołnierzem wojsk specjalnych i Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, byłym dowódcą 13. Śląskiej Brygady Obrony Terytorialnej, uczestnikiem misji zagranicznej...
Rozmowa z płk. Tomaszem Białasem – byłym żołnierzem wojsk specjalnych i Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu, byłym dowódcą 13. Śląskiej Brygady Obrony Terytorialnej, uczestnikiem misji zagranicznej w Iraku i Afganistanie – a obecnie od 11 września 2023 r. dowódcą 25. Brygady Kawalerii Powietrznej. Rozmawiał: Tomasz Łukaszewski Zdjęcia: 25 BKPow., arch. Płk. Tomasza Białasa
Jesteś osobą niewidomą, która straciła wzrok, będąc już dorosłą osobą. W jakich okolicznościach do tego doszło?
Na początku trzeba wyjaśnić coś bardzo ważnego. Według nomenklatury medycznej osobą niewidomą jest osoba, która urodziła się taka lub straciła wzrok przed 5. rokiem życia. Wówczas nie ma jeszcze wytworzonej pamięci wzrokowej. Osoba powyżej 5. roku życia czy osoba dorosła jest to osoba ociemniała. Jest też różnica pomiędzy osobami słabo widzącymi a niedowidzącymi. Jak sama nazwa wskazuje: niedowidzący nie dowidzi – może mieć dobry wzrok, ale niedowidzi jakieś części przestrzeni. Osoba słabo widząca może widzieć całą przestrzeń, ale widzi ją słabo. Do tego wyróżniamy jeszcze widzenie lunetowe, czyli widzimy jak przez dziurkę od klucza, czy widzenie boczne – widzimy peryferyjnie, a nie widzimy środkiem oka. Takich schorzeń jest bardzo dużo.
Przeczytaj także: "Strzelectwo bojowe" - Mad Leaf >>
Straciłem wzrok 16 lat temu. Miałem wypadek komunikacyjny. Ktoś we mnie uderzył samochodem i odkleiły mi się siatkówki. Mimo że medycznie od bardzo dawna istnieje już możliwość przyklejenia siatkówek, to u mnie pojawił się pewien problem. Przed przyklejeniem siatkówki najpierw trzeba ją oderwać. Ja zawsze miałem bardzo dobry wzrok, ale ponieważ dużo ćwiczyłem na siłowni to na siatkówce zrobiły mi się mikropęknięcia, które się zabliźniły. Nie wiedziałem o tym wcześniej. Z tego powodu w moim przypadku przy próbie oderwania siatkówki mogłaby nastąpić jej totalna degradacja i mógłbym nieodwracalnie stracić nawet poczucie światła, które ciągle mam i co jest dla mnie bardzo ważne.
Jak wspomniałeś, przed wypadkiem byłeś osobą aktywną. Ćwiczyłeś i uprawiałeś sporty. Utrata wzroku stworzyła dla Ciebie zupełnie nową rzeczywistość. Ile czasu zajęło Ci zaakceptowanie i odnalezienie się w tej sytuacji?
Na początku nie przejmowałem się tym. Zakładałem, że z czasem będę widział, że coś się z moimi oczami uda zrobić, jak nie w Polsce, to za granicą. Słyszałem od ludzi różne historie. Ktoś mi mówił, że są jakieś okulary połączone z mózgiem i że dzięki temu można widzieć, że komórki macierzyste odbudowują cały układ nerwowy i narządy. Było to zwyczajne wyłudzanie pieniędzy i żerowanie na cudzej chorobie. Jednak gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że odzyskam wzrok, jak będę pił czosnek, wezmę kredyt we frankach i za taką terapię zapłacę 20 milionów, to bym pewnie tak zrobił. Liczyłem, że coś się uda i może będę jeszcze widzieć.
To przekonanie wynikało z mojego pozytywnego nastawienia do życia. Zawsze musiałem szukać rozwiązań. Wychowałem się w patologicznej rodzinie, co nauczyło mnie dbać o siebie. Nikt mnie nie rozpieszczał, nikt mi nic nie dawał. W swoim życiu musiałem o wszystko zawsze samodzielnie walczyć. Sport i sztuki walki, które uprawiałem, dodatkowo mnie zahartowały. Nauczyły mnie szanować ludzi i nie dzielić ich na lepszych i gorszych. Bardzo mi to pomagało w nawiązywaniu relacji. Na początku nie bałem się tego, że nie widzę, tylko wstydziłem się tego, że jako młody człowiek będę teraz chodził z białą laską. Wcześniej, kiedy widziałem osobę niewidomą, myślałem sobie, że gdyby mnie to spotkało, to pewnie popełniłbym samobójstwo. Kiedy straciłem wzrok, to sobie myślę: „Jakie to przerąbane być niewidomym, nawet samobójstwa nie można popełnić, bo nikt mi broni nie przyniesie, nie wiem, na czym miałbym się powiesi, przez okno też nie wyskoczę, bo nawet nie wiem, na którym piętrze jestem”. Oczywiście mówię to w formie anegdoty. Pewnie bym tego nigdy nie zrobił. Trzeba było się zmobilizować i wyjść na miasto. Największym problemem była ta bariera psychologiczna. Mam taki charakter, że wiedziałem, że nigdy nie będę samotny, ktoś zawsze będzie obok mnie. Nigdy nie miałem problemu z nawiązywaniem relacji, czy widziałem, czy nie widzę. Okazało się, że ludzie nie patrzą na mnie przez pryzmat mojej niepełnosprawności, chociaż bardzo się tego bałem. Po wypadku poznałem swoją żonę i nie nawet nie wiem, jak wizualnie wygląda. Później urodził się mój syn i trzeba było nauczyć się dodatkowych czynności. Po jakimś czasie rozstałem się z żoną, która wyjechała za granicę. Wziąłem syna do siebie i przez 3 lata toczyłem walkę o pełną władzę rodzicielską. Nie zastanawiałem się wtedy, co mam robić ze swoim życiem, tylko jak zapewnić godne życie sobie i synowi. Na początku było bardzo ciężko. Czasami nie było mnie stać na jedzenie. Stwierdziłem że muszę się rozwijać i doszedłem do miejsca, którym teraz jestem. Na swojej drodze spotkałem dużo ludzi, którzy mnie wspierali i motywowali. Nie dawali mi gotowych rozwiązań. To mnie dużo nauczyło. Życie jest brutalne i ludzie też potrafią być brutalni. Będą próbowali nas wykorzystać i oszukać. Dlatego trzeba mieć silny charakter, aby sobie z tym radzić.
Po utracie wzroku nie zrezygnowałeś z aktywności, ani zawodowej, ani fizyczne. Uprawiasz sport, skaczesz ze spadochronem, a nawet strzelasz z broni palnej. Jak to możliwe w przypadku osoby ociemniałej? Jak można się tego nauczyć na nowo?
Nie ma złotej rady, ale tak jak wcześniej powiedziałem, ważny jest charakter i osobowość. Dla jednego tragedią będzie utrata wzroku, a dla innego utrata jednego ucha, z czym będzie czuł się niekomfortowo. W życiu mamy dwa wyjścia albo się poddać, albo walczyć. Ja odbieram bardzo dużo bodźców, przez co potrzebuję dużo adrenaliny. Musiałem szukać jakichś rozwiązań. Sam nie mogę skakać ze spadochronem, ale mogę skakać w tandemie. Jeżeli instruktor mnie ukierunkuje, to mogę sam lądować. Niestety, u nas spadochron traktowany jest jak statek powietrzny, przez co osoba ociemniała nie może sama skakać. Taka możliwość jest np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie tego typu skoki wykonywane są nad pustyniami. Skoczek ma udźwiękowiony wysokościomierz i radio w uchu, dzięki temu wie gdzie leci. Gdybym miał taką możliwość, też bym tak skoczył i wiem, że by mi się to udało. Jak nie ma sezonu, to skaczę także na bungee.
Jeżeli chodzi o strzelectwo, to mój przyjaciel ma strzelnicę. To były wojskowy, który ma cały arsenał różnego rodzaju broni, od historycznej po współczesną. Ze wszystkiego mogę korzystać. Biorąc broń do ręki, czuję tę moc sprawczą. Kiedy słyszę huk wystrzału, czuję odrzut i zapach prochu – to jest coś niesamowitego.
Ja lubię adrenalinę, dlatego też uprawiam boks. To piękny sport, podobny do tańca. Pobudza motorykę. Pojedynki odbywają się w formie sparingowej z trenerem lub z przeciwnikiem, który ma zawiązane oczy. Wtedy pojedynek ma formę bardziej statyczną, bo chodzimy w kółko wokół ringu. Przypomina to trochę sumo. Kiedy sparingowałem się z dobrymi bokserami, którzy mieli zasłonięte oczy, to obrywali ode mnie. Oczywiście trzeba się dobrze zabezpieczyć, aby nie zrobić sobie krzywdy. Kiedyś niechcący znokautowała mnie Agnieszka Rylik. Próbowałem się też w boksie tajskim z Grzegorzem Ryszką. Kosztowało mnie to trochę siniaków, byłem poobijany, ale dało mi to ogromną adrenalinę. Nie chodzi o to, aby wygrać, a o to, aby spróbować i pokonać samego siebie. Zawsze należy szukać rozwiązań, zdrowych relacji, poznawać znajomych, którzy będą od nas wymagać. Nie jest problemem zniszczyć sobie życie poprzez lenistwo. Nie śmierć jest najgorsza, ale strach przed zmarnowanym życiem. Ludzie potrafią zmarnować całe życie, a ja tylko nie widzę.
Wróćmy jeszcze na chwilę do strzelania. Jak osoba ociemniała może oddać celny strzał?
Tak naprawdę to nie jest trudne. To pamięć mięśniowa. Są zawody strzeleckie dla osób niewidomych, gdzie strzela się z broni sportowej małokalibrowej. Wtedy ma się słuchawki na uszach i laserowy celownik, którym mierzy się do tarczy. Jak się cel namierza, to w słuchawkach schodzi się dźwięk i wtedy wiesz, że jesteś w tarczy i możesz strzelać. To nie jest duża broń, ma słaby odrzut i nie jest to „zabawa” dla mnie. Ja lubię duży kaliber. Jak strzelam? Za mną jest prowadzący, który mówi mi, czy mam przesuwać się w prawo czy w lewo i sam już koryguję to w swojej pamięci mięśniowej. W ten sposób wstrzelam się w tarczę i nawet udaje mi się dyszki trafiać. To prawie jak ćwiczenie snajperów, tylko na krótszą odległość. Łatwiej strzela mi się z karabinów i ze strzelb, bo po strzale łatwiej mi je poziomować. Z pistoletem jest trudniej, bo mi od razu ucieka. Wszystko zależy od rodzaju broni i od odrzutu po wystrzale. Dlatego wolę karabinki, które mogę przyłożyć do ramienia, trzymać na sztywno.
Czy uważasz, że takie szkolenie oddawania strzału bez wykorzystania wzroku przez operatorów sił specjalnych rozwijałoby dodatkowo ich umiejętności strzeleckie, czy byłaby to zbędna fanaberia?
To, co może nam się przydać i uratować życie, nie jest zbędną fanaberią. Kiedy jesteśmy operatorami, to podczas akcji mamy różne warunki i w różnych sytuacjach musimy oddać strzał. Dlatego warto nauczyć się także strzelać na słuch. Dobrze jest trening na strzelnicy zacząć od wejścia od razu z zasłoniętymi oczami. W przeciwnym razie nasz mózg będzie miał punkt odniesienia co do kierunku strzału. Druga kwestia to trening w strzelaniu do tarcz dźwiękowych, które się przesuwają, aby nauczyć się, skąd wydobywa się dźwięk. Trzeba pamiętać, żeby głowę ustawiać centralnie, bo jak patrzę w bok, to mogę się oszukać. Jak słyszę cel na wprost, to mogę go zlokalizować perfekcyjnie co do centymetra. Wtedy też strzela się precyzyjnie. Im więcej treningu, tym większa skuteczność w strzelaniu na słuch.
Miałeś okazję współpracować z operatorami wojsk specjalnych podczas specjalnego szkolenia, które dla nich przygotowałeś. Miało to miejsce na „Niewidzialnej wystawie” w Warszawie. Co to było za szkolenie i jakie przyniosło efekty dla operatorów?
Było to szkolenie realizowane w ciemności bez użycia wzroku. Ukierunkowane było na uruchomienie wszystkich pozostałych zmysłów, wykorzystanie perfekcyjnej współpracy i komunikacji werbalnej. Szkolenie realizowane było w kilku turach. Uczestnikami byli operatorzy jednej jednostki specjalnej, którzy musieli w ciemności zrealizować różne zadania. Odczucia wzmacniały dźwięki wojenne, odgłosy wystrzałów, nadlatujących helikopterów. Na „Niewidzialnej wystawie” jest sześć pomieszczeń, w każdym do wykonania było inne zadanie. Jednym z nich było odnaleźć i przetransportować rannego, oczywiście bez posługiwania się wzrokiem.
Nigdy nie wiadomo, czy na misji coś takiego się nie wydarzy. Po to też poznaje się różne metody poruszania się w ciemności, korzystania ze wzroku peryferyjnego, aby kątem oka więcej dostrzec. Jeżeli jest ciemno, to należy poruszać się przy ścianie, ręką sprawdzać przestrzeń, aby coś nas nie zabiło. Jak coś spadnie, należy wiedzieć, jak to podnieść. Wiedzieć, jak stąpać i się przesuwać, jak poznawać przestrzeń, która jest przed nami nie wzrokiem, ale innymi zmysłami.
Po to właśnie są takie szkolenia, które mogą uratować komuś życie. Nigdy nie wiemy, czy podczas akcji nie stracimy wzroku albo czy nie zostaniemy uprowadzeni. Gdybym teraz założył Tobie na głowę worek i przetransportował Cię przez całe miasto, to pewnie nic nie będziesz pamiętał z tego, gdzie się przemieszczałeś. Dla mnie jest to naturalne środowisko i wszystko bym pamiętał. Wróciłbym na miejsce bez problemu. Też tak potrafisz, tylko trzeba uważnie słuchać i korzystać z innych zmysłów: mamy dotyk, węch. Wszystko jesteśmy w stanie usłyszeć, nawet budynki, czy jest to stara kamienica, czy nowoczesny biurowiec. Wszyscy to słyszymy, tylko nie skupiamy się na tym, skupiamy się przede wszystkim na wzroku.
Na co szczególnie zwracać uwagę w sytuacji uprowadzenia? Jak zidentyfikować i zapamiętać przestrzeń, w której się znajdujemy i przemieszczamy?
Przede wszystkim trzeba się uspokoić i nie panikować. Emocje odcinają nam racjonalne myślenie. Jest wiele bodźców, które odbieramy. Wszyscy czujemy pod stopami, po czym idziemy, czy po kostce, piachu, czy trawie. Słychać przestrzeń, zwierzęta, samoloty, które latają i w którym kierunku startują. Dzięki temu łatwo zorientować się, gdzie jest dany punkt, bo samoloty zawsze startują pod wiatr. Wokół nas jest zawsze dużo odgłosów. Słychać komunikację miejską, słychać ludzi. Miliony dźwięków, które nas otaczają, to dla nas mnóstwo informacji, które możemy później wykorzysta
i dzięki temu się zlokalizować. Czuć zapach jedzenia z mijanych restauracji. To nie są filmowe wymysły, jest to jak najbardziej realne i można po tym się świetnie odnaleźć.
Czy poza szkoleniami dla operatorów sił specjalnych robisz jeszcze jakieś inne szkolenia dla funkcjonariuszy służb mundurowych?
Robię warsztaty dla policji z dostępności obsługi osoby ze szczególnymi potrzebami. To jest bardzo ważne, bo pamiętajmy, że w Polsce jest 5 mln osób z niepełnosprawnością, co stanowi bardzo dużo liczbę. Co ósmy z nas jest niepełnosprawny w ten czy inny sposób. Kiedy taka osoba przyjdzie na policję z prośbą o pomoc lub kiedy podczas interwencji funkcjonariusz będzie miał do czynienia z osobą ze szczególnymi potrzebami, to powinien wiedzieć, jak postępować, żeby nie zrobić jej krzywdy i nie wyrządzić dodatkowej szkody.
Prowadzę też spotkania motywacyjne, aby pokazać, że życiu można dużo osiągnąć, ale trzeba poznać swoje ograniczenia, a żeby poznać swoje ograniczenia, to trzeba podjąć próbę działania.
Czy takie spotkania motywacyjne mogą przydać się także funkcjonariuszom służb mundurowych lub operatorom sił specjalnych?
Taka motywacja buduje każde osoby, nie tylko funkcjonariuszy czy operatorów. Nie chodzi tylko o ludzi, którzy przeżyli jakąś traumę, ale także o osoby, które widziały różne sytuacje podczas akcji, co mogło zostawić pewne rysy na ich psychice. Takie spotkania motywacyjne pobudzają „człowieczeństwo”, bo przez negatywne przeżycia można się jego pozbyć i to też może być niebezpieczne.
Jako osoba ociemniała korzystasz na co dzień z pomocy psa przewodnika. Jak wygląda taka współpraca człowieka z psem? Czy czujesz się uzależniony od swojego towarzysza? Czy on ma poczucie odpowiedzialności za ciebie?
Mamy tendencję do humanizacji zwierząt, a to jest pies i chce być traktowany jak pies. Jeżeli zaspokoimy jego potrzeby, czyli spacer, aportowanie, posłuszeństwo: zostań, waruj – to jest tak jak w drużynie, gdzie współpraca czyni mistrza. Tak samo w tym przypadku, stanowimy drużynę i jesteśmy za siebie odpowiedzialni. Pies nie ma myślenia abstrakcyjnego. Ma mnie prowadzić, to mnie prowadzi.
Nie byłbym tym, kim jestem teraz, gdyby nie mój starszy pies. Dzięki niemu bardzo dużo osiągnąłem, bo poruszając się z psem przewodnikiem jest inny odbiór społeczny. To jak jazda trabantem albo mercedesem i tym, i tym dojedziesz, ale komfort poruszania i odbiór społeczny jest inny. My z moim psem mamy świetne relacje i się nawzajem uzupełniamy. Można powiedzieć, że w pewien sposób jestem od niego uzależniony. Kiedy wiedziałem, że mój pierwszy pies jest już stary i jego czas się kończy, to już wtedy kupiłem sobie szczeniaka ze specjalnej hodowli w Czechach, z której psy od lat pracują z ludźmi i dzięki temu mają świetne geny. Całe rodzeństwo mojego przewodnika poszło służyć jako psy poszukiwawcze czy do wykrywania narkotyków do służb mundurowych: policji, straży granicznej czy straży pożarnej.
Jak się szkoli psa przewodnika?
Szkoli się podobnie, tak jak każde psy. Jest trener, który się tym zajmuje. Pamiętajmy o tym, że w zasadzie nie szkolimy psa, a jego właściciela, jak ma postępować z psem. Jeżeli nie będziemy umieli postępować z przeszkolonym psem, to zepsujemy go w ciągu jednego dnia. Pies od razu wyczuje nasz charakter i będzie wiedział, czy będziemy od niego wymagać. Wyczuje, czy jesteśmy konsekwentni i czy umiemy z nim współpracować. Jeżeli nie, to pies przestanie się nas słuchać. Dlatego ważne jest, aby przede wszystkim szkolić człowieka, a nie psa. Trzeba być surowym, ale sprawiedliwym. Ja lubię psy z charakterem i z innym psem bym się zamęczył. Ważne jest, aby nie pozwolić psu przejąć nad sobą kontroli, bo pies cały czas sprawdza, czy może to zrobić. W tym celu głównie pracuje się na nagrodach, tak się tworzy szacunek i współpracę.
Dziękuję za rozmowę!