25 lat temu…
W artykule przedstawiamy kulisy powstania Kompanii Specjalnych 56. i 62. Zdjęcie: archiwum 56. KS, Anna Kaczmarz, Robert Rosa
Na odprawę zarządzoną przez Szefa Zarządu II d/s Rozpoznania Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w JW 4101 przyjechaliśmy jesienią 1993 r. z oczekiwaniem, że długo konsultowana i poprawiana koncepcja rozwijania jednostek specjalnych w końcu zostanie dopięta. W nowej strukturze wzorującej się na 1. batalionie szturmowym, który został w roku 1985 przeniesiony z Dziwnowa do Lublińca, miały powstać, na bazie 56. KS i 62. KS, dwa bliźniacze samodzielne bataliony – w Szczecinie i Bolesławcu.
Zobacz także
Ryszard M. Zając Antykomunistyczna Polska
W skutek drugiej wojny światowej Polska – w zredukowanym o ok. połowę kształcie terytorialnym – została zagarnięta do strefy podporządkowanej ZSRR. Żołnierze konspiracji, Armii Krajowej, mieli kiepski...
W skutek drugiej wojny światowej Polska – w zredukowanym o ok. połowę kształcie terytorialnym – została zagarnięta do strefy podporządkowanej ZSRR. Żołnierze konspiracji, Armii Krajowej, mieli kiepski wybór: albo ujawnić się i wstąpić do armii Berlinga, poddać się potulnie planom Moskwy, albo walczyć dalej w tzw. drugiej konspiracji, przeciwko nowym władzom przemocą sowietyzowanej Polski… Tekst: Ryszard M. Zając Zdjęcia: elitadywersji.org
Ryszard M. Zając Prymusi „szkoły szpiegów”
Polski wywiad przed wybuchem II wojny światowej oraz w jej trakcie niewątpliwie był najlepszy ze wszystkich. Niedowiarkom wystarczy przypomnieć złamanie „Enigmy” oraz wytropienie tajnej broni Hitlera –...
Polski wywiad przed wybuchem II wojny światowej oraz w jej trakcie niewątpliwie był najlepszy ze wszystkich. Niedowiarkom wystarczy przypomnieć złamanie „Enigmy” oraz wytropienie tajnej broni Hitlera – V-1 i V-2. Cichociemni w wywiadzie także mieli znaczący udział w wywiadowczej robocie oraz spore sukcesy…
Radosław Tyślewicz Historia powstania standardu TC3 w wojsku i służbach mundurowych
Zarówno staza, jak i tamowanie krwotoków będących efektem oddziaływania środków walki na siłę żywą, nie są niczym nowym w kontekście prowadzenia działań militarnych. Dlaczego więc tyle uwagi przykłada...
Zarówno staza, jak i tamowanie krwotoków będących efektem oddziaływania środków walki na siłę żywą, nie są niczym nowym w kontekście prowadzenia działań militarnych. Dlaczego więc tyle uwagi przykłada się obecnie m.in. w armiach NATO do TCCC? Co leży u źródeł zmiany filozofii zapewnienia pomocy medycznej i zwiększenia przeżywalności żołnierzy i funkcjonariuszy podczas operacji bojowych oraz na czym polegają główne założenia tego standardu, przedstawiamy w treści niniejszego artykułu.
Zdjęcia: archiwum 56. KS, Anna Kaczmarz, Robert Rosa
Nad planowaną strukturą nowych jednostek pracowano już od ponad roku. Po wielu zmianach i propozycjach z naszej strony, wydawało się, że w każdym z okręgów (w Pomorskim Okręgu Wojskowym na bazie 56. KS, w Śląskim na bazie 62. KS) powstaną większe samodzielne jednostki specjalne. Oczekiwania były uzasadnione, a wynikały z doświadczeń konfliktów lokalnych wskazujących na wzrost znaczenia pododdziałów specjalnych.
Pierwszym krokiem reorganizacyjnym miała być zmiana struktury 56. i 62 KS. na początku lat 90. W jednostkach powstały Zespoły Kadrowych Grup Specjalnych i nastąpiły małe zmiany strukturalne, mające na celu stopniowe uzawodowienie jednostek specjalnych. Wcześniej jednostki organizacyjnie były zbliżone do samodzielnych kompanii specnazu wojsk lądowych ZSRR.
Oczekiwana reforma strukturalna miała dać każdemu z Okręgów Wojskowych (OW) dużo większą jednostkę do prowadzenia działań rozpoznawczych i specjalnych. Pomorski i Śląski Okręg Wojskowy, jako struktury pierwszorzutowe (tworzące na swoich kierunkach operacyjnych Armie), miały wykorzystywać Grupy Specjalne działające do głębokości ponad 300 km poza liniami styczności wojsk.
Mjr rez. Arkadiusz Kups – absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu i studiów cywilnych na Akademii Obrony Narodowej. Karierę oficerską rozpoczął w 1. Batalionie Szturmowym w Dziwnowie, a zakończył jako szkoleniowiec w jednym z pułków 25. Brygady Kawalerii Powietrznej. Gros lat służby spędził w 56. Kompanii Specjalnej, na stanowiskach od dowódcy plutonu specjalnego płetwonurków po szefa szkolenia tej elitarnej jednostki. |
Rozwój jednostek specjalnych okręgowych wynikał też ze zmian koncepcji ich użycia. Przyjmowano wariant, że Wojsko Polskie w pierwszej fazie konfliktu zbrojnego cofnie się na rubież Wisły, a struktury specjalne – pozostawione w terenie operujące we wcześniej wykonanych bazach stałych, wykorzystujące schowki materiałowe – uaktywnią się na zapleczu przeciwnika organizując ruch partyzancki. Zakres działania obejmował głównie duże obszary zurbanizowane, stąd też wynikał silny akcent na szkolenia o charakterze agenturalnym, prowadzenie działań dywersyjnych, propagandowych i z użyciem materiałów wybuchowych, łącznie z konstrukcją min niespodzianek i ładunków improwizowanych.
Z powyższych zadań wynikało, iż Grupy Specjalne musiały być „mocno umocowane” w terenie. Znajomość lokalnych warunków, kontakty z miejscową ludnością, wsparcie w obszarze zbierania informacji na terenach zurbanizowanych i konieczność rozwijania siatek i struktur współpracowników wymagały, by komandosi działali na znanym sobie terenie.
Koncepcja wykorzystania GS przerzucanych z innych rejonów była z góry skazana na niepowodzenie lub obdarzona wysokim ryzykiem. Było ono znaczne nie tylko w czasie przerzutu, ale i w okresie późniejszego działania, ze względu na brak realnego oparcia w ludności miejscowej czy kontaktów osobowych. Stąd też pomysł, by każdy Okręg Wojskowy miał wystarczającą liczbę sił specjalnych do prowadzenia działań w swoim pasie działania operacyjnego. Jadąc na jesienną odprawę, byliśmy więc przekonani, że dowiemy się o realnej dacie rozwinięcia struktur swoich jednostek...
Kompania Specjalne – 56. i 62. powstały przez wydzielenie zalążków z 1. Batalionu Szturmowego z Dziwnowa. Rozkazem nr 308/67 z 5. kompanii rozpoznawczej 1. BS utworzono w Bydgoszczy, przy Sztabie Pomorskiego OW, jednostkę specjalną, która w 1968 roku otrzymała nazwę 56. Kompania Specjalna (formalnie w lutym 1969 r.). Nazwa ta nie była nigdy formalnie używana, a jednostka nosiła numer 1379. W celach kamuflażowych nazywano ją potocznie jednym z pododdziałów 6. Dywizji Powietrzno-Desantowej (obecnie brygady), a jej rzekomym zadaniem był udział w ochronie Sztabu POW.
Etat pokojowy jednostki przewidywał 107 żołnierzy, na wypadek wojny – 252. Wartość bojowa to dwanaście Grup Rozpoznawczych i trzy Grupy Bojowe Płetwonurków.
W założeniach początkowo głębokość działania GR wynosiła od 15 do 150 km. Taki zasięg wynikał z planowania realizacji zadań na rzecz dywizji i innych związków taktycznych. Późniejsze utworzenie kolejnych Kompanii Specjalnych w ramach dywizyjnych Batalionów Rozpoznawczych spowodowało, iż takie zadania pozostawiono im, głębokość działania okręgowych KS wzrosła natomiast do ponad 300 km, a Grupom Rozpoznawczym z ich składu zmieniono nazwy na Grupy Specjalne.
Struktury 56. i 62. KS były identyczne. Na obszarze Warszawskiego Okręgu Wojskowego powołano zaś w Krakowie 48. KS, która jednak w czasie pokoju miała wielkość jedynie plutonu, rozwijanego do kompanii dopiero w „czasie W”. WOW traktowano bowiem jako okręg drugorzutowy.
Jednostki specjalne szczebla armijnego były przeznaczone głównie do prowadzenia rozpoznania kierunków przyszłego działania oraz namierzania środków przenoszenia głowic jądrowych, rejonów ześrodkowania wojsk, rozmieszczenia stanowisk dowodzenia sił przeciwnika oraz miejsc składowania i rozmieszczenia jego broni o charakterze masowego rażenia. Specyfika użycia broni atomowej przez NATO zakładała m.in. użycie jej jako min jądrowych na kierunku natarcia Wojsk Układu Warszawskiego. Spowodowało to, iż głównym zadaniem GS było wczesne wykrycie i ewentualna eliminacja struktur odpowiedzialnych za odpalenie ładunków.Cele postawione przed jednostkami wymagały doskonałego opanowania rzemiosła zwiadowczego.
Jednostki nie były zbyt często widziane w swoich garnizonach, a ich prawdziwym domem były poligony. Od początku szkolono w różnorodnym sposobie przerzutu – desantowaniu ze spadochronem, przez przyziemienie ze śmigłowców, przenikanie, przez zbiorniki wodne, a GSP (Grupy Specjalne Płetwonurków) wchodziły do działania z obszaru Morza Bałtyckiego z kutrów rakietowych, luków torpedowych okrętów podwodnych oraz za pomocą łodzi pneumatycznych. Łączność zabezpieczano za pomocą radiostacji R 350 M (wzorowanej na brytyjskiej radiostacji SAS z okresu II wojny światowej z wymiennymi kwarcami), która była pierwszą radiostacją tzw. szybkiej telegrafii.
Szczególny nacisk kładziono na szkolenie minersko-saperskie i pracę z materiałami wybuchowymi. Bardzo szybko do szkolenia dołączono wspinaczkę wysokogórską i szkolenie narciarskie. Żołnierzy uczono intensywnie walki wręcz, w tym technik eliminacji, walki nożem, posługiwania się garotą i łopatką saperską. Dużo zajęć poświęcano wiadomościom o armiach NATO. Uczono identyfikacji sprzętu, numeracji jednostek, organizacji i lokalizacji związków taktycznych oraz uzbrojenia i sposobów niszczenia sprzętu.
Struktura Grupy Specjalnej od początku była taka sama. Dowodził chorąży, a w szczególnych przypadkach oficer, ale standardem było, że prosto po szkole oficerskiej przez pierwszy rok pełnił taką funkcję w celu nabrania doświadczenia. Grupa składała się z sześciu żołnierzy, ale do niektórych zadań skład mógł być wzmacniany. Normą było, w przypadku zadań złożonych, łączenie grup w tzw. Zespół Grup Specjalnych.
W 1980 roku 56. Kompania Specjalna została dość nieoczekiwanie przeniesiona do Szczecina. Spowodowało to duże tąpnięcie kadrowe, zwłaszcza wśród instruktorów spadochronowych, którzy w większości, będąc na etatach w jednostce, reprezentowali jednocześnie bydgoski WKS Zawisza. Ta praktyka, stosowana na wzór radzieckiego GRU, pozwalała kadrze uczestniczyć w wyjazdach zagranicznych w ramach zawodów spadochronowych. Było to normą w wielu klubach wojskowych, podobnie jak wypady ropoznawcze kadry „Formozy” z Marynarki Wojennej PŻB do portów państw zachodnich w ramach rejsów na statkach cywilnych. Przeniesienie każdej jednostki powoduje straty kadrowe, a co za tym też idzie – szkoleniowe. Tak było już wcześniej, gdy przeniesiono Batalion Szturmowy z Dziwnowa do Lublińca w 1985 roku – urządzanie bazy szkoleniowej praktycznie od zera spowodowało, że wysoki poziom jednostki na kilka lat uległ obniżeniu.
56. KS jako jednostka samodzielna pozostawała uprzednio na zaopatrzeniu Pułku Zabezpieczenia w Bydgoszczy. W Szczecinie funkcj tę pełnił Batalion Zabezpieczenia 12 Dywizji Zmechanizowanej. Kompania została rozlokowana w obiekcie przy ulicy Narutowicza, mając na miejscu do dyspozycji strzelnicę tunelową do broni krótkiej, spadochroniarnię, siłownię, boisko i tuż obok jednostki stadion sportowy.
Ze względu na obłożenie szkoleniami, 56. KS nie wykorzystywano do żadnych zadań logistycznych czy wartowniczych odciągających od zasadniczej roli. Raz w roku (wigilia lub Nowy Rok) pełniła wartę, a w garnizonie bywała dość rzadko. Szczecin w tamtych czasach był dużym garnizonem, jednym z większych w kraju, i dysponował czterema dużymi strzelnicami do broni strzeleckiej i pokładowej (tzw. bujanki, gdzie na ruchomych podestach strzelały transportery i bwp). Jednostka bardzo intensywnie korzystała także ze strzelnic na Bezrzeczu, w Wołoczkowie i w Podjuchach. Jednostki specjalne szczebla armijnego, czyli 56. i 62. KS, z racji swojego przyporządkowania cieszyły się sporym „luzem” szkoleniowym, czemu sprzyjało znaczne oddalenie od wyższych przełożonych. Najbardziej było to widoczne podczas zajęć szkoleniowych 56. KS ze Szczecina.
W latach 80. każda Grupa Specjalna miała w swoim składzie następujące specjalności:
- dowódca (oficer lub chorąży),
- zastępca (kapral),
- zwiadowca radiotelegrafista,
- zwiadowca miner,
- zwiadowca operator,
- zwiadowca tłumacz.
Każdy żołnierz wyposażony był w 9 mm pistolet P64, a w następnych latach P-83.
Grupa miała na wyposażeniu:
- 7,62 mm ręczny karabinek maszynowy RPKS, będący długolufową wersją AK (z noktowizorem NSP3),
- dwa 7,62 mm karabinki automatyczne AKMS,
- 9 mm pistolety maszynowe wz. 63 (PM-63 RAK)
- i 40 mm ręczny granatnik przeciwpancerny RPG-7D (składany).
Do karabinków stosowano przyrząd do cichego strzelania (tłumik dźwięku i huku) PBS-1 oraz niemieckie celowniki optyczne Zeiss. W późniejszym okresie doszły do tego granatniki jednorazowe RPG-76 „Komar” i 40 mm granatniki „Pallad”: podwieszane do karabinków wz. 74 i samodzielne wz. 83.
Jednostka miała w swym arsenale także różne egzemplarze broni zachodniej: 5,56 mm karabinki M16 A1 i 7,62 mm M1, 9 mm pm Uzi i 40 mm granatniki M79 – i to one stały się pod koniec lat 80. powodem jednej z głośniejszych wpadek z zakresu tajemnicy wojskowej. W czasie wizyty dziennikarzy wojskowych do prasy wyciekło zdjęcie pokazujące na stojakach broń amerykańską. Misternie budowany kamuflaż o zwykłym charakterze jednostki powietrznodesantowej zaczynał się chwiać. Szczęśliwie był to jednak już okres pewnej odwilży pomiędzy blokami Układu Warszawskiego i NATO.
Zmiana doktryny działań, jaka dokonała się pod koniec lat 80., oraz nowa struktura spowodowały, że działania specjalne zaczęły oscylować bardziej w kierunku działań agenturalnych czy zbliżonych do tych, jakie stosowali Brytyjczycy. Struktury SAS bardzo aktywnie włączone zostały bowiem w realizację zadań specjalnych i antyterrorystycznych na terenie Irlandii oraz do zwalczania struktur partyzantki miejskiej. Przypomnijmy, że do 1990 r. 56. KS miała strukturę wzorowaną na kompaniach radzieckiego specnazu GRU, charakter działań również był bardzo zbliżony.
Zmiany struktury i powołanie Zespołu Grup Kadrowych, które były pierwszymi w pełni zawodowymi pododdziałami specjalnymi w MON sprawiło, że zmieniły się wzorce szkoleniowe, jak i profil zadań. Jednym z zadań KGS była bowiem organizacja ruchu partyzanckiego oraz akcji dywersyjnych i specjalnych na terenie zajętym przez przeciwnika.Zamiast terenów Jutlandii i Zagłębia Ruhry oraz kanałów holenderskich, które były wcześniej traktowane jako potencjalny obszar działań polskich jednostek specjalnych, trzeba było zacząć rozpracowywać ważne strategicznie i operacyjnie obszary od Odry aż do Bugu.
W 1990 roku 56. KS została przeniesiona do innego miejsca dyslokacji w Szczecinie. Kompania zajęła blok przy ulicy Ku Słońcu i internat przy tym samym kompleksie koszarowym. Tamten czas to okres dokumentowania mostów, węzłów komunikacyjnych, urządzeń i obiektów technicznych, zakładów przemysłowych itp. Setki zdjęć, szkiców, planów itp.
W dziedzinie szkolenia zainicjowano zmiany, które nie mieściły się w żadnych dotychczasowych planach czy instrukcjach szkolenia. Kontakty z AWO (Agenturalny Wywiad Operacyjny), kontrwywiadem, współpraca z plutonami specjalnymi MO, które później stały się zalążkami KAT i SPAP, kontakty nieformalne z jednostkami i ludźmi z Zachodu, to były nowe kierunki rozwoju, które wykraczały poza wcześniejsze określenie kompanii specjalnych: „wojska jednorazowego użytku”. Określenie to wynikało z przeświadczenia, że Grupy Specjalne, po wykonaniu zadania, nigdy nie wrócą do rejonu bazowego.
W kalkulacjach czasowo-przestrzennych przyjmowano takie warianty, jak punkt podjęcia, ale zawsze stawiano zadanie bardziej realne: po wykonaniu zadania przejść do działań nieregularnych, i na własną rękę działać do momentu podejścia sił własnych lub samodzielnie przebijać się przez linię frontu.
Nowe zadania, inne spojrzenie na profil użycia grup specjalnych, spowodowały zmianę norm taktycznych, jak i innych kryteriów szkoleniowych. Nikt nie oglądał się na nieżyciowe instrukcje prowadzenia działań bojowych czy szkolenia ogniowego, bo już wtedy były to anachronizmy.
Już w latach 80., na wspólnych szkoleniach z jednostkami specjalnymi z Węgier stwierdzono, że pewne wzorce szkoleniowe obowiązujące w naszym kraju są przeżytkiem. Węgrzy mieli w swoich strukturach kompanie przeznaczone do typowych misji eliminacyjnych. Z punktu widzenia taktycznego zadania te miały być realizowane na małych dystansach w terenie zurbanizowanym i raczej o charakterze agenturalnym – stąd w programie szkolenia strzeleckiego kładziono nacisk na umiejętność szybkiego użycia pistoletów w zmiennych warunkach. Węgrzy operowali swoją bronią (pistolety FEG na nabój 9 mm Parabellum, oparte konstrukcyjnie na Browningu HP) na dystansach do 10 m w różnych postawach i w ruchu, zwracając uwagę na umiejętność szybkiego zapamiętywania celu (zapamiętywania portretów, ruchów czy ubioru ewentualnego celu). Szkolenie strzeleckie tego typu znacznie odbiegało od szkoleń realizowanych przez policyjne pododdziały antyterrorystyczne i ukierunkowane było głównie na likwidację przeciwnika.
Innowacje szkoleniowe wprowadzone w 56. KS dość szybko znalazły uznanie przełożonych. W Szczecinie grupy specjalne prowadziły treningi strzeleckie z broni krótkiej trzy razy w tygodniu, na co pozwalała strzelnica wewnątrz jednostki i limit, który wynosił ok. 120 000 sztuk amunicji do każdego pistoletu rocznie. Kompania miała 13 grup specjalnych i większość limitów przeznaczonych było właśnie dla nich. Już wtedy, w 1990 r., strzelania w sposób diametralny różniły się od tego, co nakazywały przestarzałe programy.
Własne opracowania strzelań czy prowadzenia działań taktycznych, organizacja szkolenia oraz sposoby użycia grup specjalnych podczas ćwiczeń wynikały z przemyśleń, analiz szkoleń formacji specjalnych innych krajów, a także po prostu z konieczności. Na pewno było to ryzykowne i często niezgodne z przepisami, ale dla decydujących o tym oficerów kompanii – do których należał i autor – priorytetem była skuteczność. Pomocny stał się też klimat wokół jednostki, a może było to wynikiem prostej zasady: wyżsi przełożeni nie mieli wiedzy o działaniach specjalnych.
Utajnienie jednostki oraz duża swoboda szkoleniowa pozwalały realizować zadania o szerokiej skali tematycznej bez ingerencji ludzi z zewnątrz. Zaangażowanie jednostki w operację „Zorza II” zmusiło do przygotowania struktur do działań o charakterze ochronnym, w tym ochrony VIP i izolującym.
Wizyta Jana Pawła II w 1987 r. była przedsięwzięciem niezwykle trudnym nie tylko ze względu na skomplikowaną sytuację polityczną w tym okresie, ale także duże niebezpieczeństwo wykorzystania jej do wzrostu niepokojów społecznych. W tym czasie na terenie Polski stacjonowały jeszcze jednostki Armii Radzieckiej oraz sprawny aparat GRU i KGB. Strach pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć, gdyby w czasie wizyty doszedł do skutku jakikolwiek zamach na życie Papieża.
Pierwsze bezpośrednie zaangażowanie 56. KS do ochrony Papieża skupiło się na działaniach i zabezpieczeniu wizyty w Szczecinie oraz na północy kraju. Kolejne miały miejsce podczas wizyty papieskiej w 1992 r. i obejmowały działanie wraz z JW GROM (GROM podlegał wtedy MSW i stacjonował na terenie Akademii Obrony Narodowej w Rembertowie), na terenie Warszawy i na południu kraju.
Różnorodność zadań oraz nowe koncepcje użycia pododdziałów specjalnych, a także innowacje w zakresie wyposażenia i sprzętu zmuszały do intensywnego szkolenia. Traktowano je priorytetowo i tak naprawdę wszelkie działania skupiały się na zabezpieczeniu właściwego tempa oraz jakości zadań szkoleniowych. Wszelkie krótkotrwałe wyjazdy na poligony, do 2 tygodni, objęte były klauzulą „ćwiczenie”, co pozwalało realizować szkolenie bez zbędnej logistyki: żadnych magazynów broni, namiotów, łóżek itp. Grupy otrzymywały rejony działań, organizowały bazy, broń miały cały czas przy sobie itp. Takie treningi działania „na bojowo” pozwalały wyrabiać określone nawyki, doskonaliły umiejętność bytowania itp. Nigdy nie zdarzyło się przy tym, by ktoś zawieruszył broń czy nastąpił nieszczęśliwy wypadek w czasie „zabaw” z bronią. Obcowanie z nią, nawykowe zżycie się z wyposażeniem i oporządzeniem, to najlepszy sposób na doskonalenie określonych mechanizmów niezbędnych do realizacji zadań taktycznych czy ogniowych.
W latach 1990–1991 jednostka zderzyła się z dużym problemem kadrowym. W ciągu krótkiego czasu z jednostki odeszło do tworzonej wówczas JW GROM wielu wartościowych i wyszkolonych ludzi. Znacznie atrakcyjniejsza płaca przyciągnęła m.in. cały trzon Kadrowych Grup Specjalnych. Sytuacja powtórzyła się w 1992 r., gdy organizowano kolejny zespół GROMu.
W 1992 roku 56. KS pojechała na wielką prezentację nowych wzorów uzbrojenia na lotnisku Ziemsko, mieszczącym się w centrum poligonu drawskiego. Jednostka miała zaprezentować pokaz technik walki kontaktowej i obezwładniania „Combat”. Pokaz, obok takich nowości, jak prototyp pistoletu P-94 Wist, pm „Glauberyt”, stacja radiolokacyjna NUR-21 czy nowe uzbrojenie dla samolotów Mig-29, miał być zaprezentowany prezydentowi Lechowi Wałęsie i ministrowi obrony narodowej Januszowi Onyszkiewiczowi. Pokaz został jednak zlekceważony przez VIP-ów, a przedstawiciele zwierzchnich dowództw uznali techniki za zbyt niebezpieczne i dopuszczalne jedynie na czas wojny.
Rok szkoleniowy kompanii specjalnej miał w zasadzie stały harmonogram:
- styczeń – zimowe nurkowanie pod lodem,
- luty – zgrupowanie narciarskie w Kotlinie Kłodzkiej zakończone ćwiczeniem,
- marzec – szkoła ognia z dwoma marszami na 100 km,
- maj – ćwiczenie z wojskami,
- czerwiec – wspinaczka i ćwiczenia w górach,
- lipiec – zgrupowanie spadochronowe i płetwonurkowe zakończone ćwiczeniami,
- sierpień – ćwiczenie przygodowe pk. Kaskady,
- wrzesień – szkoła ognia i dwa marsze na 100 km,
- październik – obsługa roczna sprzętu i podsumowanie szkoleniowe,
- grudzień – ćwiczenie i szkoła ognia połączona z wysadzaniem.
Tak szablonowo wyglądał praktycznie każdy rok, ale należy dodać, że szkolenie w garnizonie również było bardzo intensywne. Jednostka miała na swoim terenie strzelnicę pistoletową, salę gimnastyczną, siłownię, matę, salkę z przyrządami, ogródek spadochronowy, a na terenie Szczecina – lotnisko ze zrzutowiskiem i kilka strzelnic do strzelań z broni długiej.
56. KS opracowała własne, podwyższone normy z wychowania fizycznego, które były rygorystycznie egzekwowane. Dla przykładu: kadra z rocznym stażem w jednostce miała następujące:
- drążek – 10 wejść siłowych, 10 wymyków,
- 13:30 min w biegu na 3000 m z bronią długą.
W drugim roku skala trudności wzrastała do 20 wejść, 20 wymyków, 13:00 min na 3000 m (w ubiorze polowym, w butach, z bronią długą i z maską pgaz.).
Normy zaliczano raz na kwartał.
Z takiej jednostki, uważanej za czołową w naszym kraju, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, w doskonałych nastrojach, przyjechaliśmy w listopadzie 1993 r. do Lublińca, by w końcu usłyszeć, jak będzie wyglądał nowy etat rozwijanej 56. Kompanii Specjalnej. Z takimi oczekiwaniami przyjechało również dowództwo 62. KS z Bolesławca.
Szok nastąpił już na pierwszej odprawie, w czasie której, z ust Szefa Zarządu II gen. J. Chmiela, dowiedzieliśmy się o rozwiązaniu wszystkich jednostek specjalnych za wyjątkiem batalionu z Lublińca, który miał być rozwinięty do etatu pułku. Nie wiadomo, co przyświecało takiej decyzji, pod którą podpisał się ówczesny Szef Sztabu Generalnego, generał Tadeusz Wilecki. Centralizacja działań specjalnych i tworzenie jednej jednostki nie przyniosły niczego dobrego, za wyjątkiem podniesienia rangi i stopnia osoby odpowiedzialnej za rozpoznanie i struktury specjalne. Sam pomysł był zaprzeczeniem idei twórcy SAS mjr. Davida Stirlinga, pomysłodawcy nowoczesnego użycia jednostek specjalnych. Przestały istnieć kompanie specjalne szczebla taktycznego wchodzące w skład batalionów rozpoznawczych, kompanie armijne (62., 56. i 48. KS, funkcjonująca przy 6. Brygadzie Desantowo-Szturmowej, obecnie 6. BDP).
Do dnia dzisiejszego powody rozwiązania jednostek specjalnych zarządzeniem nr 079/org. z 8 listopada 1993 r. Szefa Sztabu Generalnego do końca sierpnia następnego, 1994 roku, są objęte tajemnicą.