Z pseudonimem Naval zetknąłem się przed lekturą jego książki kilkukrotnie przy okazji czytania książek autorstwa operatorów sił specjalnych. Zwykle na tylnej okładce znajduje się kilka słów zachęcających do lektury tej lub innej książki, niektóre zdania sygnowane były właśnie pseudonimem Naval. Na takiej podstawie trudno sobie wyrobić zdanie, czy ktoś pisze z polotem, czy może jest rzemieślnikiem, który przyswoił sobie kilka żelaznych zasad i stara się zastosować je w swoim dziele. Do lektury „Przetrwać Belize” przystępowałem więc z „czystym kontem”, bez jakichkolwiek informacji o samym autorze, czy jego książce. Szybki przegląd okładki i lektura krótkich notek o samym autorze nie powiedziały mi zbyt wiele, więc z rosnącym zainteresowaniem przewróciłem pierwsze strony, rozpocząłem lekturę i „WELCOME TO THE JUNGLE”.
Przeczytaj także: Marcus Luttrell, James D. Hornfischer „Na linii ognia, NAVY SEAL na wojnie”
Tak jak krótkie motto od razu przykuwa uwagę, jest również w przypadku wstępu oraz kolejnych zdań, wersów i stron. Dosłownie przykuwa uwagę i każe czytać, czytać i czytać. W pewnym momencie przerywając czytanie zacząłem studiować stopkę redakcyjną w poszukiwaniu współautora. Trudno uwierzyć, że tak dobrze można pisać samemu, zwykle wspomnienia i historie ludzi czynu wspierają warsztatowo ludzie obeznani z piórem. Jednak nie tym razem. Naval dosłownie wbija w fotel i to nie tym, co dzieje się w jego historii, tylko swobodą i lekkością z jaką to opisał. Każdy kto sięgnie po „Przetrwałem Belize” spędzi miesiąc w skrajnie niesprzyjających warunkach razem z nim. W miejscu, gdzie można liczyć tylko na siebie i to, co się niesie na swoich plecach i kolegów z drużyny.
Właśnie obok opisu przeżyć samego autora dużą rolę w całości odgrywają jego towarzysze „niedoli”. Śniady, Shagi, Karol, Maniek i Bazyl, wraz z Navalem zdobywają doświadczenie w dżungli i tak jak wszędzie, gdzie zawitają Polacy nie można narzekać na nudę, którą dodatkowo rozgania swoją indolencją dowodzący drużyną GROM-u Śniady. Jak widać, także w elicie polskich sił zbrojnych nie brakuje oficerów, którzy nie do końca są na miejscu i wiedzą jak postępować i co robić. Jednak nie stanowi to głównego wątku i wzbudza raczej uśmiech politowania niż złość. Taki element humorystyczny stanowiący doskonałe dopełnienie całej historii, którą warto poznać samemu. Warto wraz z Navalem i pozostałymi członkami polskiej ekipy spędzić trzydzieści dni w Belize i doświadczyć całkiem odmiennych wrażeń, niż te które dostarcza nam polska przyroda.
Przeczytaj także: Gliniarz, prawdziwa opowieść o polskich policjantach
Dla mnie osobiście obcowanie z doświadczeniami i przeżyciami Navala jest porównywalne z lekturami dzieciństwa autorstwa Karola Maya, Juliusza Verne czy Alfreda Szklarskiego. Kto pamięta tamte książki i to co wówczas czuł, zrozumie również w pewnym zakresie to, co popycha takich ludzi jak Naval do podejmowania ekstremalnych wyzwań. Ciekawość tego, co znajduje się za kolejnym zakrętem lub wzniesieniem niemal zmusza do wyjazdu, wyzbycia się wygód cywilizowanego świata, wygodnej kanapy i telewizora, ciepłego prysznica i miękkiego łóżka. Pokazuje również, że pomimo całej techniki jaką dysponuje w dzisiejszych czasach, człowiek wobec przyrody i jej siły nie znaczy zbyt wiele.
Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera! |
Warto również wspomnieć, że „Przetrwać Belize” to także opowieść o walce z samym sobą, swoimi słabościami i ograniczeniami, które jak udowadnia Naval w wielu przypadkach znajdują się w umyśle, a nie w ciele. „… Z każdym krokiem wydaje ci się, że gorzej być nie może, i za każdym razem jednak jest. Ale ty nie masz wcale zamiaru się poddać i każdy krok jest twoim kolejnym sukcesem. Za każdym razem zapisujesz na swoim koncie wielkie zwycięstwo, a satysfakcja, która z niego wynika, nie da się z niczym porównać.” Takie podejście do siebie i stawianych przed sobą wyzwań, cechuje chyba większość operatorów sił specjalnych, powoduje, że są tak dobrzy i skuteczni. Są zdobywcami. „Ale tak naprawdę czy wolałbym teraz leżeć w domu na kanapie? Nie możesz na niej tkwić, jeśli naprawdę chcesz zostać zdobywcą. Musisz mieć w sobie to coś, co sprawia, że chcesz zajrzeć gdzieś pierwszy. Że spieszysz się, by sprawdzić, co jest za następnym zakrętem i czy dziura jest naprawdę bardzo głęboka.”
„Przetrwać Belize” posiada niestety jedną ułomność, którą może wraz z zakończeniem lektury wzbudzić pewną dozę irytacji i niezadowolenia – jest zdecydowanie zbyt krótka. Kończąc lekturę ma się chęć pozostania jeszcze przez jakiś czas w tym doborowym towarzystwie polskich Grom-owców. Mam nadzieję, iż w przyszłości polski rynek wydawniczy doczeka się kolejnych tytułów sygnowanych pseudonimem Naval, który nie tylko wie o czym pisze ale i umie to „sprzedać” w sposób pasjonujący i ciekawy.